Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Potomkowie Pani Walewskiej
Maria Walewska, której szczątki spoczywają w kościele w Kiernozi pod Łowiczem (zmarła w 1817 roku w Paryżu, ale polska rodzina ekshumowała ją z Pere Lachaise do kraju, gdzie jednak pozostał kolumnowy nagrobek) ciągle budzi żywe skojarzenia. Była heroiną filmów (m.in. polski „Marysia i Napoleon” Leonarda Buczkowskiego (1966), także hollywoodzkiego romansu, w którym wcieliła się w nią Greta Garbo. Napisano o niej etażerkę książek, ale chyba najlepsze dwaj Polacy: Wacław Gąsiorowski powieść „Pani Walewska” i Marian Brandys historyczny esej „Kłopoty z panią Walewską”.
Hubert d’Ornano (rocznik 1926) jest potomkiem tej właśnie Marii Walewskiej, wcześniej Marysi Łączyńskiej, która zawróciła w głowie, sercu ( no i rzecz jasna w gonadach) Napoleonowi Wielkiemu, gdy zimą 1807 jechał przez polskie ziemie ku Warszawie. Mało, że zawróciła: dała się uwieść i urodziła mu syna, Aleksandra, późniejszego ministra dyplomacji z czasów Napoleona III. Ale to nie wszystko. Po ponad stu latach polsko-francuska filiacja została wznowiona również dzięki macierzyństwu Marysi. Oto bowiem jeden z jej późnych potomków, owoców jej drugiego (pierwsze łączyło ją z hrabią Colonna-Walewskim, a z Napoleonem konkubinat) małżeństwa z przedstawicielem francuskiego rodu d’Ornano ożenił się na początku lat dwudziestych minionego wieku w Polsce, z Polką z arystokratycznego rodu, Elżbietą Michalską. Z tego małżeństwa urodził się w 1926 roku, w podlubelskiej Mełgwi, roku Hubert d’Ornano, który przeżył tam kilka lat dzieciństwa, wakacje spędzając w pobliskich Trawnikach. Po polskim dzieciństwie i przeniesieniu się do Francji, na tamtejszym życiu dorosłego już Huberta d’Ornano zaważyły dwa fakty. Po pierwsze, kariera zawodowa w branży perfumeryjnej, która rozpoczęła się od terminowania w słynnej firmy Coty a następnie rozwinęła we własne imperium kosmetyczne, znane dziś pod nazwą „Sisley”. Po drugie, małżeństwo z mieszkającą we Francji potomkinią Potockich, która odnowiła w swoim mężu poczucie polskości.
W pięknie, nawet luksusowo wydanych i bogato ilustrowanych wspomnieniach hrabiego d’Ornano jest miejsce i dla jego słynnej prapraprababki i dla Napoleona i dla współczesnej historii mocno rozgałęzionej rodziny. Rzecz napisana została napisana ową klarowną, nieco sentymentalno-romantyczną, z lekka staromodną polszczyzną właściwą wykształconym osobom szlachetnie urodzonym i szlachetnie usposobionym, często emigrantom lub konwertytom na polskość. Jest w tej narracji rzadko dziś spotykana i w ogóle zapoznana idealizacja polskości, pojmowanej jako forma dumy, szlachetności i wyższego ducha, wywodząca się z wielu źródeł, między innymi gdzieś z hymnu Ignacego Krasickiego („Święta miłości…”), z poezji, głównie z romantyków i po trosze z Sienkiewicza, także z uniesień niepodległościowych końca XVIII i z XIX wieku Rzadko spotykana, bo dziś mamy do czynienia albo z tonem kompleksu niższości, gorszości i samolekceważenia w stosunku do polskości albo jej inwazyjnym, opresyjnym, antypatycznym modelem wydaniu prawicy różnych imion. Dlatego tak przyjemnie czyta się wspomnienia hrabiego i człowieka interesu, hrabiego Huberta d’Ornano.
Hubert d’Ornano – „Od Marii Walewskiej do Sisleya. Piękno bez granic”, Wyd. Editions Spotkania, Warszawa 2015, str. 196, ISBN 978-83-7965-040-8
—
Zbrodnie w życiu Warszawy
W odniesieniu do gatunku powieści kryminalnej czy sensacyjnej Tadeusz Cegielski jest, co się właściwie nie zdarza, i „wierzący” i „praktykujący”. Niedawno ukazała się jego monografia gatunku w okresie 1840-1940, „Detektyw w krainie cudów”, ale wcześniej, w 2010 roku objawił się jako autor powieści kryminalnej osadzonej w Warszawie latach PRL, „Morderstwo w Alei Róż”. Trzy lata później ukazał się jego drugi kryminał „Tajemnica pułkownika Kowadły”, który GWFoksal właśnie wznowiła. Tak jak poprzednio, głównym bohaterem jest major Milicji Obywatelskiej Ryszard Wirski, oficer przedwojennej policji, któremu udało się znaleźć miejsce w szeregach organów porządku publicznego władzy ludowej. Napad na warszawski sklep jubilerski w grudniu 1957 roku rozpoczyna zawikłaną ze wszechmiar akcję, w której sprawy czysto kryminalne splatają się z polityką krajową, czynnikami zagranicznymi, a w tle są ciepłe jeszcze i czynne aktywa systemu stalinowskiego. Ale w tle jest coś jeszcze, co dla mnie stanowi najciekawszy walor tej powieści: obyczajowe, społeczne, kulturowe i kulturalne tło. A to przecież końcówka pierwszego roku po Październiku 1956, a zarazem końcówka najbardziej bujnej erupcji młodzieżowego życia kulturalnego z jego jazzem, rock and rollem, klubami „Stodoła” i „Hybrydy”, z balami gałganiarzy, ale także codziennym życiem ówczesnej Warszawy, pokazanym plastycznie i rzeczowo z dodatkiem licznych detali wziętych wprost z rzeczywistości. Powieść wieńczy niespotykane raczej w kryminałach posłowie, w którym autor dzieli się z czytelnikami garścią informacji o pisarskiej kuchni, w której rzecz całą przygotował, a które same w sobie są interesujące jako aneks do obrazu świata przedstawionego. Formułuje w nim też pewną hipotezę związaną z głośną w latach 1957-1964 serią krwawych napadów na banki w Warszawie. Charakter i przebieg tych napadów stanowi dla autora podstawę do wysunięcia pewnej hipotezy co do ich źródła. Jednak hipotezy tej nie zdradzę, bo jest ona integralna częścią osnowy powieści, a poza tym w przypadku kryminałów takich rzeczy się nie robi.
Tadeusz Cegielski – „Tajemnica pułkownika Kowadły”, Wyd. Grupa Wydawnicza Foksal (WAB), str. 479, ISBN 978-83-7747-855-4
—
Ludzie w zbrojach
Tę monografię powinni przeczytać przede wszystkim niegdysiejsi chłopcy, którzy czytali powieści rycerskie, Josepha Bediera, Waltera Scotta, Ponsona du Terrail, Michela Zevaco, Zygmunta Krasińskiego „powieści gotyckie”, Walerego Przyborowskiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Henryka Sienkiewicza, czy choćby nawet jego epigonów współczesnych, a ściśle biorąc – PRL-owskich, jak Kazimierz Korkozowicz, Alina Korta czy sam Zbigniew Nienacki, autor „Dagome judex”.
Maurice Keen ukazał dzieje rycerstwa jako fenomenu militarnego, społeczno-klasowego, psychologicznego, moralnego, religijnego, a nawet estetycznego. Według niego rycerstwo zaczęło się w XI wieku wraz z wyprawami krzyżowymi a zakończyło w wieku XVI, wraz ze śmiercią szlachetnego Bayarda i wynalezieniem artylerii, przy której rycerze przydać się mogli już tylko najwyżej psu na budę. We wstępnym rozdziale ukazuje historyk fundament fenomenu: „Ideę rycerstwa”, a w następnych jego historię, naświetloną z różnych perspektyw. Z polskiego punktu widzenia dzieło Keena ma tę wadę, że dotyczy wyłącznie rycerstwa zachodniego. A przecież średniowieczna Polska, ojczyzna Zawiszy Czarnego, „największego rycerza chrześcijańskiej Europy”, zwycięzcy Jana z Aragonii, sprawczyni wielkiego triumfu rycerstwa polsko-litewskiego nad Krzyżakami i nad wspomagającym ich „kwiatem rycerstwa całej Europy” pod Grunwaldem, też zasługuje na swoje miejsce w takiej monografii. Piękny temat, piękna edycja Państwowego Instytutu Wydawniczego. Na pohybel jego likwidatorom. Oby ich niedoczekanie.
Maurice Keen – „Rycerstwo”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009, str. 433, ISBN 978-83-0603359-5