Jacek Bocheński – Sceptycyzm

0
96

Jacek Bocheński


SCEPTYCYZM


bochenskiCzy druga Justyna Dąbrowska rzeczywiście istnieje? Po pierwszym oszołomieniu zaczynam wątpić. Cała ta historia jest jak wymyślona do powieści, raczej nawet do serialu telewizyjnego niż powieści, zawiera ściśle to, co potrzebne, żeby rozpędzić akcję w tej właśnie sytuacji, w tym momencie, na początek Drugiego Blogu, jak na zamówienie, z wiosną! Nic w tym nie ma z chaosu i bezsensu świata, wszystko celowe i składne do niemożliwości. Czy tej drugiej Justyny nie wymyśliłem ja sam? Drugi Blog, Druga Justyna. Ale tak bym wymyślił? Nic bym nie namieszał? Owszem, z łaciną, Lublinem, Chełmem i Lwowem. Moje to jak ulał, lecz z życia wzięte. Jednak praca doktorska o Trylogii Rzymskiej? Oj, przesada, za “fajnie” i za prosto, pachnie dość banalną wyobraźnią życzeniową. No nie! Do tego bym się nie posunął.


Komentarz:


justyna.dabrowska.2 

Banalne to strasznie, aż do granic niestosowności, ale… potwierdzam. Istnieję, Panie Jacku. Tu jestem, czytam, myślę, a teraz także i piszę. Bo jak tu nie pisać? Jakby na złość nadziei, która już szykowała białą flagę, pojawia się – wpis, drugi… Cud. Wiosenny.

17.05.2015


PSYCHOLOGIA


Masz ci los! Teraz napisała Pierwsza Justyna, na pewno autentyczna, bo na Facebooku, z fotografią. Nie ma wątpliwości, to ona, widzę ją przecież. Ale nie napisała, że kocha, tylko że się cieszy i gratuluje, a to wcale nie w związku z pojawieniem się Drugiej Justyny, jak mógłby ktoś pomyśleć, tylko w związku z nagrodą, którą mi wręczył Janusz Odrowąż-Pieniążek na Warszawskich Targach Książki: miedzianą statuetkę czytającego Ikara. Wiadomość z Warszawskich Targów Książki też była na Facebooku i do niej odnosiły się najwyraźniej słowa Justyny.


Jednak w chwili, gdy Pierwsza Justyna wpisywała je do Facebooka, widniał tam już początek moich “Zbiegów okoliczności” o Drugiej Justynie i link do Drugiego Blogu. Jeśli nawet Justyna go nie kliknęła i nie przeczytała całych “Zbiegów okoliczności” w Drugim Blogu, to musiała zobaczyć swoje imię i nazwisko na samym wstępie krótkiego tekstu z Faceboka i musiała dowiedzieć się o Drugiej Justynie. A nie zareagowała w żaden sposób. Dlaczego?


Mój sceptycyzm co do rzeczywistego istnienia Drugiej Justyny wzmógł się wskutek nieco dziwnego, jak mi się wydało, zachowania Pierwszej. Cud się dzieje, Druga spada z nieba, a Pierwsza ani trochę niezaskoczona, składa mi gratulacje z powodu miedzianego Ikara i nawet okiem nie mrugnie w związku z cudem. Patrzę na fotografię. No, nie mruga. Śmieje się, owszem, ale nie mruga.


Ej, ej, czy tamta Druga nie jest skrytym dziełem tej Pierwszej? Takie wyjaśnienie cudu przychodzi mi nagle do głowy. Rzeczywiście, ja Drugiej nie wymyśliłem. Tośmy już ustalili. Nawet bym się trochę wstydził wymyślać samemu sobie tak dogadzającą, przyjemną Drugą, tak dobrze dopasowaną do Drugiego Blogu i jeszcze z pracą doktorską o Trylogii Rzymskiej. Ale świetnie mogłaby ją wymyślić Pierwsza. I potrafiłaby jej wirtualną postać stworzyć, to znaczy napisać i wysłać taki mejl, jaki dostałem od Drugiej. Pisać umie. A nie krępowałoby jej moje zawstydzenie, bo nie tworzyłaby fikcyjnej Drugiej dla siebie, tylko dla mnie.


Jest przecież psychologiem (nie psycholożką, pamiętam, powiedziała mi kiedyś, że psycholożką nie). Widząc moją frustrację po daremnych zalotach, przyszłaby mi z pomocą psychologiczną. Albo może należałoby powiedzieć: psychoterapeutyczną. Nie wiem, jaki termin jest w tym wypadku właściwy. Nie znam się. Ona się zna. Ona jest profesjonalistką. Ja tylko wyobrażam sobie i opisuję zdarzenia.


Mogło być tak: Miłość nie, pomyślała, ale co innego miłosierdzie. Okażę biedakowi przynajmniej litość, postanowiła, stworzę mu drugą siebie jako pomoc psychologiczną. Niech coś ma. W Internecie, bo w Internecie, nie w realu, to prawda, ale przecież teraz życie ludzkie jest w Internecie.


I przede wszystkim jako Justyna Dąbrowska założyła sobie drugie konto do poczty elektronicznej. Potem musiała się jeszcze napracować, ponieważ nie jest łatwo skomponować tak zręczny autoportret rzekomej Drugiej Justyny. W dodatku trzeba było przewertować moje biogramy, książki, najrozmaitsze źródła informacji, żeby trafnie dobrać związane ze mną miejscowości, przedmioty sentymentu, wreszcie temat pracy doktorskiej, i ze wszystkiego tego upleść awatar Drugiej Justyny. W końcu pozostało już tylko wysłać mejl do mnie niby w jej imieniu, a dla niepoznaki ukazać się na Facebooku z gratulacjami.


Tak sobie wyobraziłem prawdziwe pochodzenie cudu, chyba przekonywająco, i już się poniekąd przywiązałem do tej sceptycznej interpretacji, a tymczasem Druga Justyna skomentowała w Drugim Blogu mój “Sceptycyzm”.


Potwierdza, że jednak istnieje.

 19.05.2015


Źródło: http://blogii.blox.pl/html/page/5.html


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko