Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
109

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe



Jednak Profesor…


blagam-tylko-nie-profesorNo cóż, muszę się przyznać: gdy poznałem Janusza Odrowąż-Pieniążka też zwracałem się do niego „panie profesorze”. Aż któregoś dnia, podczas jakiegoś spotkania Zarządu Głównego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich poprosił, aby tak do niego nie mówić. „Ja jestem zwykłym magistrem” – oświadczył. Dlaczego więc ja i setki innych osób „od zawsze” tak się zwracają do byłego dyrektora Muzeum Literatury? Może to jego wygląd – elegancki pan, który nienaganną polszczyzną jasno klaruje swoje myśli? A może nikomu z nas nie przychodzi do głowy, że ten badacz twórczości i kolekcjoner pamiątek (ale dla muzeum) po wielkich pisarzach musiał, no tak, na pewno musiał zrobić doktorat, habilitację, a później, pewnie kilkadziesiąt lat temu, dostał profesurę…

Figa z makiem. Janusz Odrowąż-Pieniążek studiował w niezbyt miłych czasach, w środku stalinowskiej „poprawności”, a poprawnym nie bardzo chciał być, więc jak sam powiada, studentem był na trójkę z minusem, a do części magisterskiej studiów przez wiele lat go nie dopuszczano (studia wówczas były dwuetapowe) z…z braku miejsc.

Swoją najnowszą książkę podzielił Odrowąż-Pieniążek na trzy części – najobszernieszą zatytułował „Ludzie”. Pomieścił tam sześćdziesiąt jeden sylwetek ludzi znanych powszechnie i takich, o których nawet czytelnik nieźle zorientowany w świecie literatury zapewne nigdy nie słyszał. Ale są tam też sylwetki polityków, profesorów polonistów, kolekcjonerów, malarzy, kompozytorów, mitomanów. Część duga to „Miejsca” – ważne dla autora, przede wszystkim Paryż, miejsce urodzenia, oraz Muzeum Literatury. I wreszcie część trzecia „Sytuacje” – tu uwagę zwracają przede wszystkim te związane z dwiema postaciami: Zbigniewem Herbertem i Czesławem Miłoszem…

Czym są te „Wypomnienia i anegdoty”? Wbrew podtytułowi książka jest połączeniem dziennika z dziwnym przewodnikiem. Osobistym przewodnikiem. Po przyjaźniach, podróżach, odczytach, poszukiwaniach. Po spotkaniach, rozmowach, haniebnych zachowaniach. Tak, tak, przemiły Janusz Odrowąż-Pieniążek ma dobrą pamięć, ale co więcej – inaczej niż wielu Pisarzy – lubił robić notatki natychmiast po spotkaniach. I zachował te zapiski dla siebie, ale i dla innych.

Jerzy Andrzejewski, Maria Dąbrowska, Witold Gombrowicz, Stefan Kisielewski, Jerzy Putrament, Monika Żeromska, Zygmunt Mycielski, Artur Górski, Stanisław Kot, Józef Cyrankiewicz, Alina Świderska, państwo Lutosławscy, Julian Krzyżanowski, Tomasz Niewodniczański, Józef Czapski, Jerzy Giedroyc, Tadeusz Baird… Ludzie ważni dla naszej kultury ostatnich stu lat. Ale są też inni: Leonor Fini, Dwight Eisenhower, Françoise Gilot, Jean Cocteau, Allan Kosko, Jean d’Ormesson, Igor Strawiński, John Steinbeck. Wielu, wielu innych. Niektórzy byli jego przyjaciółmi, niektórzy wrogami, niektórych cenił, innych wręcz odwrotnie, nie wszystkich spotkał, niektórych tylko widział, ale byli dla autora „Błagam, tylko nie profesor” na tyle ważni, iż uznał za stosowne opisać ich sylwetki, przypomnieć w jakich okolicznościach ich poznał, a czasami tylko zobaczył.

Jest tu sporo anegdot wziętych wprost z życia, czasami złośliwych, jak ta ze Stanisławem Ryszardem Dobrowolskim z poetyckiego spotkania w setną rocznicę śmierci Adama Mickiewicza w Pałacu Kultury, który usadzony w dalszym rzędzie, szybciutko po wyjściu Pabla Nerudy spieszącego się na samolot zajmuje jego miejsce w pierwszym szeregu.

Albo pijackie rozmowy Kisiela z Mycielskim (nie znajdziecie państwo tego ani w „Dziennikach” Kisiela, ani w „Dzienniku” Zbigniewa Mycielskiego):

Kisiel uważnie słucha, ale nawraca jednak do spraw homoseksualnych:

– Czy ty tylko do chłopców, czy i do kobiet?

Mycielski:

– Zaręczam ci, że i do kobiet.

Kisiel:

– Ile miałeś kobiet, piętnaście?

Mycielski:

– Więcej, chyba dwadzieścia pięć.

Kisiel:

– Nie licząc oczywiście tych, które na dworcach, po wychodkach.

Mycielski:

– Nie licząc.”

W innym miejscu całkiem poważne, ale przecież równie dobrze błazeńskie, wyznanie Gombrowicza: „Pisarstwa nigdy nie traktowałem zasadniczo, a teraz mam, co dziwne, zupełną obojętność dla sukcesów literackich. Literatury nie traktuję poważnie, a więc dlatego właśnie poważniej niż ci, którzy ją traktują po prostu poważnie. Stosunek do życia mam niepoważny – a przez to właśnie poważny. To też daje dystans. Wszystko realizuje się przez antynomie, tak samo: zdrowie – choroba, śmiałość – nieśmiałość.” Ilu z nas chciałoby się podpisać pod tym tekstem autora „Ferdydurke”.

Sypie Odrowąż-Pieniążek anegdotami jak z rękawa: Jerzego Zawieyskiego o Arturze Górskim, Juliana Krzyżanowskiego o Janinie Kulczyckiej-Saloni, Adama Mauersbergera o Gombrowiczu. I można by tak wymieniać i wymieniać.

Mamy też w tej książce próbki korespondencji (zabawnej) autora ze Zbigniewem Herbertem, których przyjaźń trwała lat kilkadziesiąt i opis prawie równie długiej znajomości z Czesławem Miłoszem (piękna anegdota o zmienianiu ubrania – frak!!! – w sztokholmskiej ubikacji na dworcu aby w stroju godnym wystąpić na noblowskim przyjęciu), mamy opis „dyrektorowania” w Muzeum Literatury (kto z nas dziś pamięta, że muzeum miało dwu patronów – obok Mickiewicza także Słowackiego), podróży – raczej biednych niż bogatych.

Z przyjemnością czytałem książkę o czasach minionych, ludziach – niektórych udało mi się jeszcze poznać, z niektórymi porozmawiać – którzy odeszli już lata temu (mój przyjaciel Krzysztof Mętrak) – jednak Profesora. Bo profesor to przecież także nauczyciel. A Janusz Odrowąż-Pieniążek dla wielu z nas mógłby być i jest nauczycielem, przewodnikiem, postacią…

 

Janusz Odrowąż-Pieniążek – Błagam, tylko nie profesor. Wypominania i anegdoty, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015, str. 272.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko