Zdzisław Antolski – Moje Kielce literackie (7)

0
234

Zdzisław Antolski



MOJE KIELCE LITERACKIE (7) 

KIELECKI  EPIZOD W ŻYCIU PIOTRA KUNCEWICZA

 

sienkiewicz-kielceWszystko stało się nagle i zupełnie niespodziewanie. Mieszkałem wtedy po ślubie z Małgorzatą, na ulicy Słonecznej, w starej kamienicy, w mieszkaniu odstąpionym nam przez jej ciotkę. Dużym atutem tego locum był telefon, wówczas, w siermiężnym PRL, duża rzadkość. Na zainstalowanie aparatu trzeba było czekać kilkanaście lat. Pewnego dnia dostaliśmy wiadomość telefoniczną, że znany krytyk literacki z Warszawy, redaktor Piotr Kuncewicz, będzie dziś w naszej regionalnej rozgłośni radiowej realizował audycję radiową o młodych poetach z Kielc. Należy powiadomić innych i po południu zjawić się w siedzibie Radia Kielce. Powiadomiliśmy tych, co mieli telefony, a dla innych zostawiliśmy wiadomość w teatralnej kawiarence – Dzziurce. Klub Dziennikarza był już zamknięty, a szkoda, bo jednak tam przychodziło znacznie więcej znajomych.

O Piotrze Kuncewiczu wiedziałem, oczywiście, już wcześniej. Byłem nałogowym pochłaniaczem prasy literackiej, bo Bogiem a prawdą, tylko jeszcze ją dało się PRL-u czytać. W prozie literackiej i poezji zawsze można było przemycić coś własnego, innego, indywidualnego, bo poza tym cała prasa była jednolicie propagandowa. Właśnie niedawno czytałem w krakowskim „Życiu Literackim” obszerny esej Piotra Kuncewicza o współczesnej prozie francuskiej. Widać było, że autor znał ją w oryginale, bo wiele tytułów dopiero rekomendował do przekładów na język polski.

Poza tym Piotr pokazywał się w telewizji warszawskiej, w programach kulturalnych, na przykład w sławnym „Pegazie”, gdzie ze swadą rozprawiał o polskiej poezji współczesnej. Miał, niewątpliwie, dużą łatwość wysławiania się, talent gawędziarski i solidną wiedzę, Zapewne, nie był tak sławny i medialny, jak Artur Sandauer, ani nie miał tej pozycji naukowej czy publicystycznej, co Jerzy Kwiatkowski, Henryk Bereza, czy Kazimierz Wyka, ale był w ścisłej czołówce krytyków polskich.

W siedzibie Radia Kielce przywitał nas gość, posturą przypominający imć pana Zagłobę, był to Piotr Kuncewicz, i grasejując  oznajmił, że nagramy audycję o młodych kieleckich poetach, która będzie nadana w programie drugim, o zasięgu ogólnopolskim. Jest to audycja cykliczna, która ma tytuł „poza schematem” (bodajze) i prezentuje małe ośrodki kulturalne w kraju oraz mieszkających w nich poetów. Piotr prowadził audycję bardzo swobodnie, trochę w gawędziarskim stylu, jak tylko on potrafił. Miał swój urok osobisty i potrafił z niego korzystać. Przy Piotrze każdy czuł się lepszy, jakby wyróżniony, bardziej szlachetny i kulturalny. Po prostu swoim sposobem bycia Piotr wymuszał takie zachowanie. Nie lubił chamstwa i prostactwa.

Nie pamiętam, kto tam był jeszcze z bazarowców, w każdym razie był to mój pierwszy występ radiowy i miałem potężną tremę. Onieśmielały mnie mikrofony, słuchawki na uszach i ten pan reżyser patrzący na nas przez szybę. Tylko swobodne, jak przy kawiarnianym stoliku, zachowanie prowadzącego audycję Piotra, sprawiło, że coś tam wydukałem od siebie, dlaczego piszę, kto jest moim wzorem i jakie mam plany na przyszłość.

Tak się stało, że Kuncewicz polubił Kielce, a Kielce Kuncewicza. Nawiązał kontakty z wydawnictwem przy Politechnice, wówczas chyba jeszcze Wyższej Szkole Inżynierskiej, Towarzystwem Wiedzy Powszechnej i KKMP. Przyjechał dokładnie 27 stycznia w 1975 r. na spotkanie warsztatowe z młodymi poetami. Czytaliśmy swoje teksty, Piotr komentował, doradzał. Następnie odbył się turniej jednego wiersza. W moim czarodziejskim pudle z pamiątkami zachował się strzęp gazety, miesięcznik „Przemiany” z 1975 r.,a w nim Bogdan Pasternak pisał w notatce „Literackie dyskusje”: „Krąg artystyczny Młodych przy Klubie Literackim i Wydziale Kultury Urzędu Miejskiego w Kielcach spotkał się 27 stycznia b.r. z literatem i wybitnym krytykiem – Piotrem Kuncewiczem, Dokonano oceny twórczości młodych, a następnie zorganizowano turniej jednego wiersza, Zwycięskie trzy miejsca przyznano Małgorzacie Gołąbek, Adamowi Ochwanowskiemu i Markowi Gosudarskiemu”.

Wieczorem tego dnia w mieszkaniu przedwojennej kamienicy przy ulicy Słonecznej odbyła się suto zakrapiana biesiada z udziałem Piotra, w roli głównego bohatera i wodzireja, Było dużo bazarowców, przegadaliśmy całą noc. Szczegółów biesiadowania nie pamiętam, najpierw mówiliśmy o literaturze, a potem posypał się worek z anegdotami, chóralne pieśni i picie wina z pantofelka Małgorzaty. Piotr gotował jakieś kuropatwy, bo był zawołanym kucharzem, ale sam spożywał jakieś ohydne, peerelowskie sztuczne otręby dla odchudzających się kobiet.

Pamiętam, że jako jeden z pierwszych, odpadł z alkoholowych zapasów Józek Grochowina, który siedział obok mnie. Po którymś z kolejnych toastów zsunął się po prostu z krzesła pod stół, bezszelestnie, jak kawałek płótna, albo liść jesienny z drzewa. Szybko został przeniesiony do drugiego pokoju, gdzie była domowa izba wytrzeźwień.

Piotr był niezrównanym towarzyszem przy biesiadnym stole i gawędziarzem. Potrafił ciekawe opowiadać na wiele tematów, nie tylko stricte literackich.. Na marginesie swoich prac krytycznych, interesował się ezoteryką i magią. Badał starohinduskie podania i literaturę żydowską. Był zwolennikiem teorii, że na Ziemi istniała kiedyś wysoko rozwinięta cywilizacja, która uległa zagładzie. Potrafił o tym ciekawie opowiadać.

Pod koniec jego życia powstała z tych pasji pozaliterackich ciekawa książka „Goj patrzy na Żyda”. Wówczas nie wiedzieliśmy też, że Piotr jest aktywnym masonem, choć często wracał w rozmowach do tematu masonerii i jej roli w historii Polski. Sądziłem, że jest to jeszcze jedna pasja poznawcza Piotra, tymczasem dopiero po jego śmierci przeczytałem, iż był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski.

W końcu, nad ranem zostało na placu boju tylko dwóch zawodników: Piotr Kuncewicz i kielecki poeta, Bogdan Pasternak, który bronił honoru kieleckich scyzoryków. Jak się potem Bogdan chwalił długie lata, obaj dokonali aktu braterstwa krwi. Stało się to w zastawionej pustymi butelkami kuchni, a rytuał polegał na nacięcie sobie scyzorykiem koniuszków palców i zmieszanie krwi. Miało to oznaczać wieczne braterstwo pomiędzy nimi.

Następnego dnia, kiedy wszyscy umierali na kaca, Piotr, w dobrej formie, poszedł do empiku wygłosić prelekcję pt. „Perspektywy człowieka”. Upokorzył nas tym nieco.

Adam Ochwanowski, który prowadził życie towarzyskie sto razy intensywniejsze od mojego twierdzi, że Piotr przyjeżdżał jeszcze wiele razy do Kielc swoją syrenką. Trudno mi sobie wyobrazić potężnego Piotra w syrence, zwłaszcza, ze nieraz opowiadał, jak to lubi podróżować pociągiem w wagonie restauracyjnym, ale nie takie rzeczy działy się w Peerelu, Podobno Piotr zakochał się w pięknej Annie Downar, ale został brutalnie odrzucony, a Adam był tego niechcącym świadkiem. Od tego czasu Kuncewicz nie lubił Kielc i za mało napisał o naszym środowisku w „Agonii i nadziei”. Rzeczywiście, w tej wielkiej księdze, Piotr nawet nie wspomina o Józku Grochowinie i Adamie Ochwanowskim, ale też prawda, że swoje najlepsze tomiki mieli oni dopiero przed sobą. Inna rzecz, że wzmianki o kieleckim środowisku są niezbyt liczne i rozsiane w tekście. O mnie Piotr napisał pod sylwetką Waldemara Żelaznego i trudno ten zapis odnaleźć. Brzmi on tak: „Zdzisław Antolski (Skalbmierz 1953). Antolski jest autorem tomów Samosąd (1978), Sam w tłumie (1980), Do snu przebieram się za sobowtóra (1081). Okolica Józefa (1985). Ma poczucie humoru, w ostatnim tomie wykorzystuje też sowizdrzalskie elementy ludowe”.

Swoją notkę m, In miał nasz mentor, Henryk Jachimowski, inspirujący się Sartrem i Beckettem. Pochlebnie Kuncewicz wyrażał się także o wierszach Małgorzaty Gołąbek pisząc: „Intymna i drapieżna, lekko ironiczna Gołąbkówna sęga do wzorów klasycznych, do Morsztyna – bo nieco konceptualna, do Pawlikowskiej, do Grochowiaka, Lechonia, składa słowa z dużą lekkością i swobodą, Jest bardzo kobieca, co w tym wypadku wdzięk oznacza”.

Przy sylwetce Stanisława Nyczaja, Kuncewicz napisał a propos naszego środowiska: ss.( 440=441): „Jakoś nie może się złożyć literackie środowisko w Kielcach, choć ta ziemia wydała tyle znakomitości, choć jest tak piękna i dogodnie położona, Niemniej ktoś tu przecież mieszka, już o tym pisałem, Trzeba jeszcze dodać Stanisława Nyczaja (Nowica koło Stanisławowa 1943), który przywędrował tutaj z Opola i, jak dotąd, nie wyjechał (…) Oczywiście środowisko kieleckie jest bogatsze, żeby przypomnieć Bogdana Pasternaka (1032) czy Zdzisława Antolskiego (1953)”.

Pod koniec 1974 r. ukazał się w tygodniku „Literatura”, którego naczelnym był Jerzy Putrament, satyryczny tekst redaktora Tadeusza Wiącka z partyjnego dziennika „Słowo Ludu”, pt. „Literatura po kielecku”, będący prześmiewczym podsumowaniem daremnych wysiłków utworzenia Oddziału ZLP w naszym mieście. Jakoś tak było, że szydercze artykuły łatwiejszy miały dostęp do ogólnopolskich czasopism niż artykuły konstruktywne. Na łamach miesięcznika „Przemiany” protestowała poetka, Rena Marciniak. Rysia Miernika zabolał ten artykuł, ale jak na prawdziwego partyzanta przystało, szybko otrząsnął się z przykrego wrażenia. Rysiu miał bardzo wielu przyjaciół, ale miał też kilku wrogów, którzy nota bene wiele mu zawdzięczali. Zwłaszcza pod koniec jego życia, bardzo się uaktywnili, wcześniej udając zwolenników, wylewając na niego kubły pomyj. Paskudne, drobne zawiści, ale sami sobie wystawiają świadectwo.

Wtedy też w Kielcach pojawił się Janusz Anderman, dawny kielczanin, przyjaciel Wieśka Gotówki i Jana Stanisława Kiczora, który wspólnie z Edwardem Stachurą miał się spotkać z młodymi poetami z Kielc. Jednak Stachura od mrocznej atmosfery Dziurki wolał spacer do dębu Bartek w pobliskim Zagnańsku, o czym później napisał w książce „Wszystko jest poezja”. Natomiast z Januszem Andermanem, opromienionym sławą cudownego dziecka polskiej literatury, który wówczas wyglądał jak cherubin, z puklami jasnych włosów na skroniach, spędziliśmy ostrą pijacką noc w akademiku studenckim, w pokojach Wojtka Dróżdża i jego żony Marysi, piosenkarki. A potem. Balowaliśmy, wraz z Anką Downar i Stanisławem Kondkiem, poetą, wykładowcą literatury, którego poznałem podczas studenckich praktyk, kiedy wycinaliśmy zbędne drzewa w Puszczy Jodłowej, a wieczorami upijaliśmy się tanim piwem jędrzejowskim.

W roku 1975, który teraz omawiam, ukazały się dzięki Ryszardowi Miernikowi, zajmującemu się kulturą w Magistracie i poecie Adamowi Ochwanowskiemu, jego podwładnemu, dwa plakaty poetyckie, wówczas ewenement w skali krajowej. Wiersze mało plakatowe, Jako poeta na plakacie zadebiutował Stanisław Stanik, choć pod pseudonimem Krakowiak:

 

Motyl

 

Widziałem starego motyla

w małym ułamku sekundy, gdy z trudem

zbierał się do odlotu,

Widziałem jak powstrzymywał oddech,

z jaką troską gromadził energię,

jak jego odwłok pęczniał i narastał.

Widziałem, jak rozwijał dwupłat dziurawych skrzydeł

jak go ustawiał pod najlepszym kątem

Każde jego posunięcie było trafne,

Ostrożnie uruchamiał silnik.

 

Nigdy potem nie widziałem motyla

Nigdy nie słyszałem o nim.

Rozmowa na ten temat

bywa źle widziana w towarzystwie.

 

Józek Grochowina dał wiersz o reminiscencja wiejskich:

 

List

 

jak list z koperty

z matki wyjęty

zajaśniał na stole

– kochani!

 

w pierwszych słowach,

że żyję zdrowo życie dając,

czego i nam, na religię, do fabryk

szkoły, burdelu chodzi,

samochód, grypę, żon miłość,

pięć lat, kłopoty dzieci dzieci ma,

robi, zarabia, dorabia emery –

 

Lecz widać znudził się

Bogu

ten krótki list

bo w zmięciu niedbałym

do pieca go –

 

Albo wiersz Małgorzaty Gołąbek:

 

Moje miasto

 

Miasto jest ciężkie, Nocą kładzie na mnie

swój brzuch ciężarny – kamień mojej klęski.

Chwieją się groźnie milczące latarnie.

Jest w mieście pora umierania wierszy,

Już się nie Cisna przez zdławione gardło

I ręce próżno szarpią bruk z uporem.

To ja umarłam. Miasto nie umarło.

Niepokonane. Piękne. I niedobre.

 

Ukazał się także almanach poetycki „Bazar 2”. Bardzo trafnie napisał w nim Henio Jachimowski, dlatego przytaczam jego opinię, zamieszczoną w tejże książce”:

“Bazar 2” nawiązujący do almanachu “Bazar poetycki” (Kielce 1974) jestkontynuacją wynikającą z tych zjawisk w ruchu literackim Kielecczyzny w przeszłości, z którymi wiążemy wiele wybitnych nazwisk. Wystarczyłoby je tu wymienić, aby pokazać, że wyobraźnia i świadomość nimi opatrzona wywierała i aktualnie wywiera znaczący wpływ na obraz szeroko pojętej rzeczywistości literackiej. W kontekście tej wyobraźnie i świadomości zaznacza się współcześnie w Kielcach nowe ugrupowanie poetyckie – “bazarowców”, dla których “Bazar poetycki” i Bazar 2” znajdują przypuszczalnie realizację ciągłą.

“Bazarowcy” to kilkuosobowa grupa młodych – przeważnie poetów. Nie łączy ich, jak dotąd, żaden publikowany program, ponieważ dla większości z nich sprawy funkcji poezji, a w szerszym znaczeniu literatury, wiążą się tak ściśle z samym pojęciem utworu literackiego, że programowe ich formułowanie pomnożyłoby jedynie i tak już mocno podejrzane, liczne, a rzadko potwierdzone w praktyce teorie, stałoby się tym samym jeszcze jednym pozaliterackim fałszem.

“Bazar 2” dla kilku poetów tej grupy jest miejscem ich debiutu, kilku debiutowało w “Bazarze poetyckim”. Są w tym almanachu także utwory poetów mających w dorobku jeden, dwa, a nawet trzy zbiory wierszy. Zgrupowanie w “Bazarze 2” utworów poetów o różnym dorobku i doświadczeniach wynika z potrzeby konfrontacji indywidualnych literackich propozycji i dokonań autorów w kształtującym się coraz wyraźniej w Kielcach środowisku literackim. Wynika także z potrzeby konfrontacji postaw społecznych, etyczno-moralnych, filozoficznych, których geneza, w przypadku współczesnych pisarzy Kielecczyzny, wiąże się bezpośrednio z doświadczeniami tych klas społecznych, z których pisarze ci wywodzą się.

W minionym dziesięcioleciu obecność Kielecczyzny w literackim dorobku ogólnopolskim zaznaczyła się przede wszystkim poprzez książki pisarzy wykorzystujących doświadczenia współczesnego im bohatera społecznie aktywnego, świadomie walczącego o miejsce i własną tożsamość, wrażliwego i nadwrażliwego o wyraźnym rodowodzie chłopskim. Dołączając do pisarzy tego dziesięciolecia grupa młodych poetów, nie pomijając całej literackiej tradycji, poszerza tereny swych penetracji między innymi w stronę rozwijającej się na naszych oczach w zadziwiającym tempie klasy robotniczej. Jakie z tych poszukiwań wynikną ostatecznie książki – musimy jeszcze poczekać. Tymczasem w almanachu “Bazar 2” proponujemy Czytelnikowi wiersze tematycznie różne. Są wśród nich takie, które nie wykraczają jeszcze poza zapowiedź sprawność czy umiejętność, ale kilka z nich to utwory wynikające z oryginalnej wyobraźnie i wyróżniającej się osobowości”.

Można się uśmiechać na passus o „klasie robotniczej”, ale już za rok nastąpiły tzw. „wydarzenia radomskie”, a na robotników obraził się sam Edward Gierek. Powstał KOR, pojawił się sławny „drugi obieg” i zbliżał się kres komunizmu.

Zdzisław Antolski



Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko