Rekomendacje książkowe z Biesiady Literackiej SPP

0
108




Wacław Holewiński


boski-bachJeszcze kilka, kilkanaście lat temu Piotr Wierzbicki tylko nielicznym znany był ze swej pasji muzycznej. Większość z nas kojarzyła go jako znakomitego publicystę, polemistę, twórcę dziennika „Nowy Świat”, a później tygodnika „Gazeta Polska”. Któż z nas, tych trochę starszych, nie pamięta jego genialnego „Traktatu o gnidach” czy „Myśli staroświeckiego Polaka”? Od jakiegoś czasu nie ma Wierzbickiego zajmującego się polityką, ale jest wybitny znawca muzyki klasycznej.

„Boski Bach” to kolejna po „Życiu z muzyką”, „Chopinie – portrecie muzycznym”, „Muzykalnym kosmosie” i „Migotliwym tonie – eseju o stylu Chopina”, książka o tonach najwyższych, muzyce z półki dostępnej niewielu. Nie dlatego, że Bacha nie znamy. Tak, każdy powie słyszałem dziesiątki razy. Ale co z niego zrozumiałeś, co zapamiętałeś, na czym zatrzymała się twoja – słuchaczu – wiedza, pyta Wierzbicki. A może nie? Nie, nie pyta. Daje w tym eseju swoją wykładnię, interpretację. Nie ma wątpliwości: Bach był największy, najwspanialszy, nieporównywalny z nikim innym. Bardziej utalentowany? „Pan Inżynier” – mówi Wierzbicki – był bardziej poukładany, wiedział o muzyce znacznie więcej od innych, od tych z błyskiem geniuszu: Chopina, Mozarta, Beethovena. Interpretuje autor „Boskiego Bacha” kompozytora, dodaje mu prozatorskiej treści, komentuje budowę poszczególnych utworów. Nie narzuca – to jego wizja. Możesz ją przyjąć, możesz odrzucić. Ale słuchaj, słuchaj i jeszcze raz słuchaj. Masz szansę zrozumieć. Także dlatego, że do książki dołączono płytę – ułożoną przez Wierzbickiego. Więc czytaj i słuchaj. Masz szansę…

 

Piotr Wierzbicki  Boski Bach, Wydawnictwo SiC, Warszawa 2014, str. 91.

 



Marek Ławrynowicz

usypac-gory            „Usypać góry. Historie z Polesia” Małgorzaty Szejnert to książka niezwykła. Autorki przedstawiać nie trzeba –znakomita pisarka.  Tu zapewne niektórzy zaprotestują, bo Małgorzata Szejnert to przede wszystkim autorka reportaży, wiec gatunku funkcjonującego na obrzeżach literatury. Jednak język Małgorzaty Szejnet, styl, sposób przedstawiania wydarzeń są najwyższej literackiej próby. No i to Polesie. Funkcjonuje w polskiej świadomości jako zapomniana na poły bajkowa kraina, przywoływana zwłaszcza w piosence „Polesia czar”. Piosenka jest zresztą nieaktualna, bo bagna i moczary w dużym stopniu osuszono, poprowadzony drogi, statek nie wpływa już wiosną i jesienią do środka wsi. Ale to nie odczarowało tamtejszego świata. Jakże niezwykli są bohaterowie tej opowieści: profesor tłumaczący Ewangelię na język swojej rodzinnej wsi, masarz twórca Mony Lisy z wędlin, chasydzi modlący się obok kawałka gruzu, bo w miejscu żydowskiego cmentarza wybudowano szkolę. Dziesiątki historii, a każda poruszająca, aż trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się na niewielkim, dalekim od wielkiego świata obszarze gdzie do Prypeci wpadają Pina i Jasiołda. Nic to państwu nie mówi? To bierzcie książkę Małgorzaty Szejnert i czytajcie. Nie będziecie żałować.


Małgorzata Szejnert, Usypać góry. Historie z Polesia, Znak, Kraków 2015, s. 399 

     

 


Piotr Müldner-Nieckowski

 

Krzysztof Piechowicz i Katarzyna Boruń-Jagodzińska:

Pożar w operze

 

pozar-w-operzeAutorzy dedykują swój niecodzienny utwór Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, którzy podług relacji Magdaleny Samozwaniec mieli napisać wspólne dzieło, prawdopodobnie operowe, pod tytułem „Koniec świata”, ale z sobie znanych powodów tego nie zrobili i jak doskonale wiemy, już nie zrobią.

Trzeba było czekać na Piechowicza i Boruń, od wiek wieków przyjaciół, ale jak dotąd nigdy współautorów. Wiadomo, wpółautorstwo w sztuce wysokiej raczej się nie udaje. Jednak zaryzykowali i to była dobra decyzja. Piechowicz dał koncepcję, dialogi i fragmenty poetyckie, Boruń-Jagodzińska swoje wiersze na temat i jak się domyślam, życzliwą kontrolę nad całością. Uznali, że piszą słuchowisko, czyli rzecz bez scenografii, ale urządzili didaskalia tak, że realizator akustyczny ma co robić. Mamy przecież mistrzów dźwięku, takich jak choćby Andrzej Brzoska z Teatru Polskiego Radia, który by sobie z tym poradził śpiewająco. Ale i w teatrze scenicznym dałoby się to z powodzeniem zrealizować. Ponadto rzecz jest po prostu – do czytania.

Jest również tyle do mówienia, co śpiewania i nucenia, choćby pełnosprawnymi głosami Basa, Sopranu, Altu i Tenora, z trudem sterowanych przez Dyrygenta. Niektórzy nie lubią opery jako najbardziej sztucznej ze sztuk, ale myślę, że jednym z artystycznych zadań „Pożaru w operze” jest zwalczenie tej niechęci, wprowadzenie w nowoczesne fascynacje poetycko-muzyczne i w to, co się dzieje w duszach artystów, w ich głowach i życiu, także w przestrzeni za najbliższymi kulisami. Jest to zarazem przegląd historii muzyki spleciony z chwilowymi zdarzeniami, kłopotami i zachwytami bohaterów – którzy przecież istnieją tu i teraz. Są najsłynniejsze nazwiska, takie jak Mozart, Beethoven, Bach i – a jakże – Offenbach, cała plejada wielkich, którzy wyznaczyli muzyczność naszej cywilizacji. Daje to paradoksalnie jednorodną, scaloną interpretację procesów twórczych, które są udziałem wszystkich, także tych, co nawet nie wiedzą, gdzie grywa się opery. Utwór tyleż syntetyczny, co najeżony atrakcyjnymi szczegółami przyziemnymi i intelektualnymi.

Mimo że dramat ten jest trudny i skomplikowany, w każdej swej warstwie pozostaje wystarczająco czytelny. Wszyscy znajdą coś dla swego poziomu rozumienia i przeżywania. Dla jednych będzie to zaskakujące doświadczenie bycia artystą, dla innych ewidentne odniesienie do rzeczywistości zupełnie pozaartystycznej, nawet do polityki. Wiele mówi następujący fragmencik, który dla mnie jest w tym utworze kluczowy. Śpiewa jedna z bohaterek „Pożaru w operze”, Sopran:

Tak pragnę wyprowadzić cię

W bezpieczne miejsce,

Bezpieczne, ale zawsze

Otwarte szeroko,

Gdzie myśli nasze nie będą ciężarem,

Gdzie ciała nasze już nie będą raną.

Tam gdzie będziemy mieć własne imiona,

A słowo „kobieta” nie będzie nigdy

Kopniakiem w podbrzusze.

 

_____________________

Krzysztof Piechowicz i Katarzyna Boruń-Jagodzińska, „Pożar w operze czyli koniec próby generalnej (słuchowisko poetyckie)”, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2015. Stron 80. ISBN 978-83-7606-669-1.

 

 

Piotr Müldner-Nieckowski


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko