Z lotu Marka Jastrzębia – Zapowiedzi, zwiastuny, artystyczna odwilż

0
211

Z lotu Marka Jastrzębia


Zapowiedzi, zwiastuny, artystyczna

odwilż


jastrzab-marek

Po ostatniej dawce pisania o  dotacjach i mecenatach, odczuwam przesyt, chwilowe zmęczenie pióra, jestem wyczerpany tematem, wykończony problemami obchodzącymi tylko ludzi z mojego pokolenia, żyjących wspomnieniami, sentymentalnymi upodobaniami do idealizowania przeszłości. Do wydawania krzywdzących, radykalnych ocen i porównywania jej z teraźniejszością; zauważam, że ludzi nie pamiętających tamtych czasów, urodzonych po sielankowym okresie  z moich tęsknot, sprawy te zajmują niewiele.


Coraz bardziej niewiele, a przecież powinny, gdyż są powiązania między światami dzielących nas różnic, są jakieś nieodzowności, wspólne mianowniki, przymusy i  fakty świadczące, że nie we wszystkim jesteśmy odmienni; są wydarzenia pozwalające spoglądać w jutro nie tak pesymistycznie. Trochę nas łączy: jakieś teksty, próby, usiłowania. Co prawda są to ledwie strzępy, przebłyski, echa, pogłosy, ale zawszeć to początek, zawszeć to wstęp do wzajemnego pójścia w jednym kierunku, gdyż choć ostały nam się tylko fundamenty, to jeszcze możemy zaryzykować: podnieść artystyczno-literacki gmach ze skruszałych ruin. 


Jestem  dumny z tych ułomków naszej wspólnie rozprószonej twórczości, bo na nich możemy budować, rozpoczynać ozdrowieńcze kuracje, a jednocześnie traktować jako podwaliny nowych spojrzeń na literaturę, wyznaczać granice w estetykach odbioru jutrzejszych dzieł.


Wiem, że choć czeka nas ciężka praca, mordęga sklejania pękniętych skorup, to podołamy: na przekór zupełnym kassandrystom, mam nadzieję. Mam zaufanie, bo jak nas uczy historia, po kulturowym skapcanieniu, sprężyna dziejów powraca do poprzedniej pozycji, a noc przechodzi w dzień wypełniony osiągnięciami, dokonaniami, wymiernością satysfakcji, że z każdą chwilą jest nas więcej, więcej czytających aktywnie, preferujących tworzenie refleksyjne, wysublimowane, oparte na lekturach domagających się skupienia, koncentracji, na majstersztykach sprzężonych z pozostałymi, pisanymi dawniej, ujmującymi poruszany temat w sposób stylistycznie odrębny, zależny od źródeł czasów życia autora, jego doświadczeń i trendów epoki powstania utworu.


Kandydaci na twórców


Nie pasuję do obecności: urodziłem się za późno. Martwią mnie uwsteczniające procesy; nie to, że nie rozumiem konieczności zachodzących zmian. Rozumiem. Wiem, że trzeba pogodzić się z ich nieuchronnością. Lecz grozą napawa mnie to, że zwyczajne, ludzkie odruchy, subtelność, szlachetność, współczucie, pojęcia te zostały wyparte z naszych norm zachowania i zdominowane przez pogardę, niewrażliwość, agresywny egoizm.


Mógłbym zająć się swoim pisaniem, zaległymi lekturami, ale coś mnie pcha w stronę literackich poszukiwań, penetracji, poznawania ludzi myślących podobnie, zarażonych bakcylem altruizmu, jakiś nałóg, może próba zrozumienia otaczającego mnie świata i odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że obecny uległ tak gruntownym przemianom.


Ciekawią mnie współczesne sposoby jego ujmowania, jestem w nich zagubiony, nieporadny, co innego mnie frapuje, na diametralnie inne rzeczy zwracam uwagę i przyznaję się bez bicia: tkwię w nich jak intruz, obcy, człowiek z zewnątrz, a gdzie nie spojrzę, tam króluje umysł prowizoryczny, a nieświadomość określa byt.


Jednak nie wszyscy piszą źle. Zdarzają się rodzynki, obserwatorzy lub obserwatorki obyczajowych zawirowań, bystrzy apologeci lub kontestatorzy zachodzących przemian, tych niedostrzeżonych w porę, groźnych, wymagających naprawy oraz tych, które wzbogacają i prowadzą ku lepszemu: wartych kultywowania, pielęgnacji, rozwinięcia.


Nie wszyscy przebywają w miejscach znanych nielicznym. Niektórzy z nich są  zagorzałymi pasjonatami śledzącymi literackie nowości. Pisząc recenzje z przeczytanych książek, przeważnie po amatorsku, od serca i bez fachowego oprzyrządowania, dzielą się ze swoimi czytelnikami wrażeniem wyniesionym z lektury.


Pociechą jest, że wśród czytających byle co, dzieła zbliżone do szmiry, do tandeciarskiej masówki okrzykniętej bestselerami, zdarzają się  wybredni; miłośnicy  utworów wartościowych. I przybywa ich coraz więcej. Coraz częściej też uprzytamniają sobie, iż aby móc wychwycić wszystkie literackie smaczki, trzeba sięgać w głąb tych utworów, które wywodzą się z mroków przeszłości. Przeszłości, której nie wolno zlekceważyć, odrzucić jak balast i chyłkiem zapomnieć o jej istnieniu.


Jutrzejsi pisarze zaczynają rozumieć, że dzisiejszy sposób przekazywania myśli jest zlepkiem niezbornych komunikatów językowych, które o niczym konkretnym nie informują, gdyż słowa użyte przypadkowo, niby eksperymentalnie, rzekomo celowo, pochlastane prymitywizmem,  okaleczone do skrótów i lakonicznych oznajmień, upichcone w swoiste zbiory zdań, w  teksty-worki pełne chaotycznych słów, które  czytelnik ma poskładać w zrozumiały ciąg, świadczą nie o szczerości wypowiedzi, ale o jej ubóstwie. Zwolna dociera do nich, że powinni pisać językiem jasnym, precyzyjnym, odartym z banału. A gdy ową prawidłowość zrozumieją do końca, będą tworzyć bez obaw o zarzut uprawiania nieużytków nazywanych grafomaństwem.


Tłok


Człowieka odznaczającego się talentem należy stawiać za wzór, eksponować, by z naszej świadomości znikło przygnębiające, a stereotypowe i niesprawiedliwe przekonanie o CAŁKOWITYM upadku kultury. Są artystyczne dziedziny, które temu przekonaniu zadają kłam i to dobrze, iż zadają, ale i takie dziedziny są, jak literatura, o której mówić wyłącznie w superlatywach, to grzech.

W literaturze rządzą wierszoroby. Widać to w Internecie zwłaszcza. I po ilości ogłaszanych konkursów poetyckich.  Z tym, że większość piszących poetami nie jest, a z poezją łączy ich tyle, co demokrację ze sprawiedliwością.


*


Jeśli na jakimś pseudoliterackim forum zbierze się tysiąc krzykliwych ziomali i wszyscy oni zgodnie wyrażą zachwyt nad parulinijkowym artefaktem przypominającym wiersz, to choćby tej opinii zaprzeczyli np. Herbert, Różewicz lub Kamil Baczyński, ich głos przepadłby z kretesem.  Zostałby zawrzeszczany obskuranckim entuzjazmem, a ich gryzmoły byłyby obśmiane. 


Identycznie z prozaikami. Na szczęście jest ich mniej, toteż i wstyd mniejszy.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko