Romuald Karaś
NIEPOKÓJ SUMIENIA
List
reportera
do majora
Henryka
Sucharskiego
Panie Majorze!
Nie jestem teologiem i trudno mi wnikać w postać ludzkiego bytu po śmierci. To drugie Pańskie życie, pozostaje dla nas tajemnicą. Zwracam się jednak z przekonaniem, że mój list dotrze do Pana i nie otrzymam jego zwrotu z adnotacją: Adresat nieznany. Nie kryję, jak bardzo zależy mi na nawiązaniu z Panem kontaktu.
* * *
Przez pół wieku uprawiałem reportaż. Na przystankach PKS i dworcach PKP przybywało mi siwych włosów. W gazetach i czasopismach o różnych tytułach rozsiane są moje teksty. To taka sieczka, ale bez niej koń nie uciągnie wozu. Starałem się moim pisaniem w czymś pomagać ludziom. Różnie z tym bywało. Nie zawsze jest łatwo przyłożyć plaster do rany.
Jestem reporterem polskiej prowincji. Ale przecież i ona wyznacza nasze losy. Nazwa Polska, pozwolę sobie zauważyć jako autor „Podeptanego chleba” (1981), pochodzi od pola. Nie wolno nam zapominać o swej genealogii, rodowodzie Polaków. Pan zawsze podkreślał swoje wiejskie pochodzenie, mówił o nim z dumą. To piękne.
Poznał Pan, Majorze, w służbie na Westerplatte, Żuławy Gdańskie. Ciekawiła Pana ta ziemia mad wiślanych, najurodzajniejszych gleb w Europie. Wisła nanosiła tu namuły przez wieki z obszaru niemal całej Polski. Także z Pana Małej Ojczyzny, gdzie Dunajec łączy się z królową rzek polskich – krok od Gręboszowa, miejsca Pana urodzenia.
Człowiek przy ujściu Wisły do morza zbudował poldery, system melioracji wodnych. Zapewnił tej ziemi wielkie urodzaje. Gleby pszeniczno-buraczane, łąki, pastwiska stworzyły krainę mlekiem i miodem płynącą. Z Żuław Gdańskich, przywiózł Pan, Majorze, wiązkę siana na stół wigilijny dla załogi Westerplatte. To było ostatnie dzielenie się opłatkiem Pańskich podkomendnych w Niepodległej Polsce. Żołnierze, w większości z chłopskim rodowodem, zasiadający przy wigilijnym stole wspólnie z dowództwem, nie wiedząc jeszcze o tym, dostawali wiatyk na lata niewoli, tułaczki i poniewierki. Pachniało wtedy sianem w żołnierskiej stołówce.
Zdjęcie z połowy lat 30-tych. Zbiory Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Pamiętamy ten czas, kiedy Jan Paweł II odwiedził Westerplatte w swej pielgrzymce do Ojczyzny. Zwracał się wtedy do młodzieży z miejsca, w którym rozpoczęła się Druga Wojna Światowa. Na tym skrawku polskiej ziemi załoga Westerplatte, którego Pan był dowódcą, stawiła czoła agresji III Rzeszy. Atakom z lądu, morza i powietrza. Niemcy liczyli, że zdobędą Westerplatte w dziesięć minut. Westerplatte broniło się przez siedem dni. Panu przyszło doznać goryczy poddania placówki. Jednakże z myślą o Polsce, pragnąc ratować życie swoich żołnierzy, by przydali się jeszcze Ojczyźnie. Dziś Pańscy krytycy nie chcą o tym pamiętać.
Westerplatte to sacrum. Każdy z Polaków powinien mieć w swoim życiu Westerplatte. To parafraza słów, jakie padły z ust papieża, naszego Rodaka.
Jako reporter broniłem Żuław Gdańskich przed zagładą ze strony technokratów epoki Gierka. Perłę ziem Polski zamierzali przeznaczyć na cele przemysłu i urbanizacji. Zakusom tym i pierwszym zniszczeniom sieci polderów przeciwstawiłem się w cyklu reportaży interwencyjnych, drukowanych na łamach tygodnika „Literatura”, a po tym trwała moja bitwa z cenzurą, gdy po jej zakazie „Czytelnik” nie mógł przez kilka lat wydać „Podeptanego chleba”.
Pamiętam, Panie Majorze, moje zachowanie, kiedy zostałem wezwany do KC PZPR. Nastąpiło to przed posiedzeniem Biura Politycznego, na którym miała stanąć sprawa Żuław. Spytano mnie, dlaczego wszcząłem całą kampanię sprzeciwiając się planowanym w tym regionie inwestycjom przemysłowym. Zdobyłem się na taką oto odpowiedź: „Chcę, aby na tej ziemi żuławskiej, której nie wolno tknąć na inne cele poza rolniczymi, rozsiano po mej śmierci prochy z kremacji mych zwłok”. Widząc, jak dziś w Polsce stawia się Pana pod pręgierzem, słysząc coraz to nowe oskarżenia pod Pańskim adresem, w końcu, gdy dochodzi do linczu, postanawiam zająć się Pańską sprawą. Sprawą majora Henryka Sucharskiego, dowódcy Westerplatte. Oczywiście, zainteresuję się też Pana oskarżycielami.
Czy mam do tego prawo? Jakie są moje kwalifikacje? Proszę mi wybaczyć, nie jestem wojskowym. Moja wiedza w zakresie dowodzenia, jest żadna. Ale jestem reporterem, a to ktoś taki, kto gromadzi wiedzę z różnych źródeł, by w końcu zyskać rozeznanie w danej sprawie, o której zrazu nic nie wie. Myślę, że tak będzie i w Pańskim przypadku. Dlatego też, Panie Majorze, rozpoczynam w Pańskiej sprawie moje prywatne śledztwo. Zechcę przebadać całe Pańskie życie i podjąć próbę jego weryfikacji.
Mam też doświadczenia wyniesione z wojny. Byłem wprawdzie wtedy małym chłopcem, ale pewne przeżycia okazały się tak silne, że po dziś dzień tkwią one we mnie. Wiem, co to wojna. Słowo to poznałem wcześniej niż ona wybuchła. Znam lęk, strach, nieustające poczucie zagrożenia. Wydaje mi się, że potrafię wczuć się w sytuację kogoś na kim ciąży odpowiedzialność za ludzkie życie. Nie zamierzam ferować wyroków. Nigdy zresztą tego nie robiłem jako reporter.
Majorze!
Zdaję sobie sprawę z tego, że o Westerplatte piszę jako ostatni. Nie honor dla reportera iść śladami poprzedników. Człowiek sprzeniewierza się wtedy istocie reportażu. Tu, proszę mi wybaczyć dygresję z mojego podwórka. Nazwa „reportaż” wywodzi się z łaciny: słowo „reporto” znaczy tyle, co donieść, uwiadomić. Jako pierwszy tego terminu używa Gall Anonim, opisując w swej „Kronice” nasz kraj mlekiem i miodem opływający. Czuł się odkrywcą nieznanego innym państwa, donosi o tym czytelnikom, opowiada wszem i wobec, co ujrzał, ustalił, zbadał. Gall Anonim „uwiadamia” w swej „Kronice” sobie współczesnych i potomnych o rzeczach, ludziach, sprawach przez siebie odkrytych.
Melchior Wańkowicz w „Karafce La Fontaine’a” , wielkiej rozprawie o reportażu i literaturze faktu, mianuje Galla Anonima pierwszym polskim reporterem. Trzeba więc, Majorze, w moim przypadku pozostawać wiernym dziedzictwu protoplasty reportażu polskiego i pisać rzeczy nowe, a nie powielać już dawno odkryte. Skoro jednak zajmuję się Pańską osobą, Majorze, a czynię to jako ostatni, to wypada mi przypomnieć tych poprzedników, którzy wytyczali szlaki na Westerplatte. Godzi się przytoczyć komunikaty prasowe, jak i wiersze, które powstawały w okresie walk na tym skrawku polskiego wybrzeża.
Fascynowałem się pisarstwem Melchiora Wańkowicza. Stawiając pierwsze kroki jako reporter wędrowałem po Mazurach i Warmii, aby prześledzić tajniki warsztatu autora „Na tropach Smętka”. Z Mistrzem zetknąłem się kilkakroć. Za każdym razem było to dla mnie ważne spotkanie. Mistrz patronował młodym reporterom, chętnie dzielił się swoimi doświadczeniami.
Panie Majorze!
Dziś młodzi lustratorzy najnowszej historii Polski zarzucają Panu nieuczciwość w przedstawieniu własnej postawy podczas obrony Westerplatte. Według ich oskarżeń zataił Pan swoje załamanie psychiczne, atak padaczki, stan defetyzmu, jaki ogarnął Pana już w drugim dniu walk, kiedy Niemcy użyli bombowców i śmierć poniosło siedmiu żołnierzy, a wśród nich Pański adiutant. Wtedy usiłował Pan poddać placówkę wbrew swemu zastępcy Franciszkowi Dąbrowskiemu, który faktycznie przejął dowodzenie. To jemu jakoby, a nie Panu przynależy się sława.
Skąd się wzięły te oskarżenia? Kto je pierwszy wysunął? Czy z punktu widzenia wojskowego taka sytuacja była możliwa? Jak się ma wobec tych zdarzeń sprawa honoru oficerskiego? A jeśli zaistniał przypadek choroby dowódcy, to czy wolno go obwiniać? Przecież atak padaczki, jeśli taki nastąpił, jest czymś niezależnym od woli człowieka. Czy godzi się ujawniać tajemnicę lekarską?
Władysław Pobóg-Malinowski, wybitny historyk wojskowości, dowodził na łamach paryskiej „Kultury”, że relacja Wańkowicza zachowa na trwałe „wagę cennego dokumentu”. Dziś młodzi zoilowie naigrawają się z autora „Westerplatte”, że dał przykład, jak nie należy pisać o Westerplatte. I jako argument jeden z tych lustratorów wydarzeń historycznych stawia zarzut pisarzowi, iż „miał swój udział w zafałszowaniu prawdy o przeszło dwustu żołnierzach z Westerplatte”. Jak to rozumieć? Przecież sławił ich bohaterstwo! Przyjdzie mi rozwikłać tę sprzeczność, stwierdzić, czym się kierują oskarżyciele pisarza.
Co sprawia, że Wańkowicz tak ich drażni? Chyba to, że wystawia Panu, Majorze, dobre świadectwo. Cóż oni z Panem robią? Odsądzają Pana od czci i wiary. Jako dowódca Westerplatte zostaje Pan opluty z każdej strony. Pytanie: w imię czego?
Majorze!
Wańkowicz, Pański biograf, nim spotkał się z Panem we Włoszech i na podstawie Pańskiej relacji napisał opowieść reportażową „Westerplatte” miał w swoim dorobku książki, które po dziś dzień zachowują wartości poznawcze i artystyczne. Zjadł zęby na poznawaniu ludzi. Potrafił odróżnić ziarno od plewy. Czasem się mylił w detalach i popełniał drobne błędy. Mógł też mieć mylną orientację polityczną (sprawa zajęcia przez Polskę Zaolzia), ale jego przeciwnicy i wrogowie, a miał ich wielu, nie dopatrzyli się w jego książkach jakichś kompromitujących wpadek.
Rys. satyryczny
Dlaczego o tym wspominam? Chcę uzmysłowić Czytelnikom rangę i znaczenie pisarstwa Melchiora Wańkowicza. W jego twórczości mamy syntezę polskiego losu w XX stuleciu. A jeśli ktoś to kwestionuje, to na pewno zgodzić się musi ze stwierdzeniem, że był bystrym obserwatorem, a na warsztat brał tematy ważkie, mające znaczenie w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym. Był też krytykiem naszych wad. Czy kundlizm, bezinteresowna zawiść, określenia stworzone przez Wańkowicza, nie tłumaczą wielkiego zamieszania wobec oceny dowodzenia na Westerplatte?
Major Sucharski na Westerplatte. Fotografia z Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni
Panie Majorze Sucharski!
Każde pokolenie ma prawo do rewizji historii poprzedniego okresu. Gorzej, jeśli w ocenie stosuje kryteria, jakie odpowiadają nowym czasom. Wobec zniewolenia Polski po Jałcie zapanował pogląd, że wszystko w kraju było złe. A przecież naród istniał, pracował, miał swoje osiągnięcia.
Głośny publicysta Stanisław Mackiewicz-Cat zauważył, że w Sowietach myśl była w obcęgach. Wcześniej także, boć w Rosji carskiej cenzura nie pozwalała nawet zamieszczać w książkach kucharskich uwag: gotować na wolnym ogniu. Dopatrywano się w tym nawoływania do buntu. W Polsce Ludowej ucisk wolnej myśli też następował, ale był mniejszy niż w Kraju Rad. Zresztą, w carskiej Rosji, mimo najostrzejszej w świecie cenzury, powstawały jednak dzieła Lwa Tołstoja i Fiodora Dostojewskiego. Literatura okresu Polski Ludowej też ma swoje osiągnięcia, szczególnie w okresach przełomów. Powrót Wańkowicza z emigracji, niezwykła popularność jego książek przyczyniły się w znacznym stopniu do przemian w duchu demokratycznym. Ogromne nakłady „Westerplatte” uczyły Polaków patriotyzmu.
Dziś kwestionuje się niemal wszystko, co w Polski Ludowej napisano o Panu, majorze Sucharski. Paradoks! Gdyż osoby poddające Pana swego rodzaju lustracji, czerpią pełnymi garściami wiedzę zgromadzoną przez biografów Pańskiej osoby. Nie kryję, to rodzaj pasożytnictwa.
Panie Majorze!
W książce Melchiora Wańkowicza „Westerplatte” i Janusza Roszki „Westerplatte broni się jeszcze” wspominany jest, Majorze, Pana rodzinny Gręboszów, podtarnowska wieś, gdzie toczy się akcja tragedii Stanisława Wyspiańskiego „Klątwa”. Pójdę tym tropem, śledząc od początku koleje Pańskich losów.
Na koniec: proszę ode mnie pozdrowić Pańskich żołnierzy z Westerplatte. Duszą i sercem jestem z nimi.
Romuald Karaś