Jan Stanisław Smalewski – Ciąg dalszy nastąpi

0
87

Jan Stanisław Smalewski


 

Ciąg dalszy nastąpi

 

smalewski-kompW telewizji już wakacje. Ogromna rzesza pań z ubolewaniem śledziła w minionym tygodniu ostatnie odcinki ulubionych seriali: M jak miłość, Barwy szczęścia, O mnie się nie martw, Na dobre i złe… Skończył się też lubiany program publicystyczny Świat się kręci.

I co teraz? Teraz pozostaje oczekiwanie na wrzesień, na koniec wakacji. Ciąg dalszy nastąpi. Wszystkie panie o tym wiedzą. Obejrzały już nawet zwiastuny odcinków, na które pozostaje im z niecierpliwością czekać przez męczące lato. I nasze panie wiedzą: Oj, będzie się działo! Będzie!..

Na szczęście nie wszystko przed wakacjami się skończyło, a i same wakacje też przecież czemuś służą. Rozumiem, te panie, które nie skorzystają z atrakcji letnich wyjazdów urlopowych, które pozostaną w domach z dzieciskami i przemęczonymi pracą mężami, które nie dostaną urlopów, bo przecież sektor zabezpieczenia społeczeństwa w produkty niezbędne do życia jest olbrzymi, muszą sobie jakoś poradzić.

Z psychologicznego punktu widzenia mogę radzić im na przykład całkowity odpoczynek od telewizji, długie spacery po zatłoczonych podmiejskich polderach, wyjazdy na działki, wyjścia do kina… Rozwiązań jest naprawdę wiele.

Od telewizji radzę odpocząć z prostego powodu: zabiera nam cenny czas, męczy, mami reklamami, tumani polityką, a często po prostu – przepraszam, ponieważ zwracam się do pań, napiszę oględnie – wkurza.

Drogie panie! Polecam korzystanie ze świeżego letniego powietrza, gdziekolwiek by to nie było. Nawet w zatrutych miastach: Krakowie, Katowicach, Legnicy itp. można coś wymyśleć, można unikać miejsc, gdzie najbardziej trują.

Panom natomiast zalecam, by mając na uwadze zdrowie swoich pań (i swoje zresztą też), zwrócili dodatkową uwagę na tę istotną potrzebę oddychania pełną piersią (nie tylko przez kobiety!) chociażby w sezonie letnim, przez wakacje, podczas urlopu, weekendu, podczas każdego odpoczynku od uciążliwości dnia codziennego. Pamiętajcie: seriale wrócą, ciąg dalszy nastąpi.

A teraz zwracam się do moich czytelników, których jak narkotyk wciąga polityka, którym życie społeczne na tyle doskwiera, że bez aktywnego udziału w nim żyć nie mogą nawet w wakacje. Szanowni Czytelnicy! Ten serial z prezydentem elektem dopiero się zaczął. Spokojnie. Będą powtórki.

Żarty, żartami, ale muszę przyznać, że nie podjąłbym tego tematu, gdybym ze swojej wieży obserwacyjnej nie dostrzegł, że ten sezon zapowiada się wyjątkowo inaczej. Wręcz paskudnie. – Panowie! Coś mi się wydaje, że nasi politycy w tym roku nie dadzą nam od siebie odetchnąć! Tu przerwy serialowej chyba w ogóle nie będzie.

Popatrzmy choćby na miniony tydzień. Tutaj dzieje się Opole, już się bawią, ze starego próbują zrobić nowe (przykład nowych aranżacji Skaldów – momentami fatalny), a tu… pan prezydent stawia zadania politykom na weekend, by do poniedziałku zastanowić się nad koalicją PO z PSL.

Buchnęło gorąco, zaroiło się od truskawek i czereśni, rozpoczął się czas robienia zapraw na zimę, a tu do boju zaprawia się jakaś nowa partia bankowca Petru.

Trwają zielone szkoły dzieciaków, rozpoczynają się wyjazdy urlopowe rodziców, a tu pani premier Kopacz wyjeżdża sobie do papieża Franciszka.

I co? Ano, na pewno ciąg dalszy nastąpi. I to wcale nie dopiero po wakacjach.

Kiedy na początku czerwca wskaźniki poparcia dla PO wyraźnie zaczęły spadać i politycy tej partii zrozumieli, że to już nie są żarty, wybory prezydenckie nie były pojedynczym incydentem, wyborcy naprawdę stracili zaufanie do partii rządzącej, w szeregach PO zapanowała panika.

 – Oho, zobaczysz, co teraz będzie – powiedziałem któregoś dnia do swej żony, która wspiera mnie w układaniu scenariuszy przyszłych odcinków seriali politycznych. Jest fanką tych telewizyjnych seriali dla kobiet i przekłada to potem na politykę, co mi bardzo pochlebia, bo mam w domu do kogo zagadać.

– Wiesz, co teraz dalej będzie? – pytam zatem żonę, a ona trafnie domyśla się tego, o czym myślę. – Teraz postawią wszystko na jedną kartę. Po pierwsze musi szybko powstać jakaś partia, która wesprze PO w wyborach wrześniowych.

Tak, w razie przegranej, a jak widać, trend rosnącego poparcia dla prawicy jest już oczywisty, platforma nie ma żadnego wsparcia koalicyjnego. Coś trzeba z tym zrobić…

No i – nie znamy co prawda kulisów scenariusza i najpewniej ich nie poznamy – ale powstała partia pana Petru. Wnikliwy obserwator od razu zauważy, że jej populistyczne hasła uderzają w niedoróbki platformy, ale jednocześnie sprytnie wypełniają luki po nich.

Czy w kraju, który formalnie jako państwo cierpi na niedostatek strukturalnych rozwiązań prawnych, można stworzyć silny rząd? Tak w ogóle? Nie można. Bo brakuje idei sprawowania władzy w imieniu całego narodu. Każda z formacji politycznych obecnie rządzących jest w opozycji do pozostałych ugrupowań, każda przede wszystkim ma na celu własne interesy partyjne i każda z nich broni interesów jakiejś tam części obywateli, które są rozbieżne z pozostałymi.

Partia Petru tylko przez dwie, trzy doby rokowała dobrze dla siebie i ewentualnej współpracy z PO. Hasła ogłoszonego przez Petru programu zainteresowały sporą część społeczeństwa. Jakiś instytut badawczy opinii publicznej nawet rokował ponad 10 % poparcia społecznego na samym wstępie. Zbyt wielu obywateli jednak, analizując sytuację podobnie jak ja ze swoją żoną, zorientowało się, że nie jest to partia, której powinni zaufać wyborcy, których skrzywdzono przez ostanie 25 lat transformacji politycznej, którym w naszym kraju na co dzień dzieje się krzywda.

Lawina jednak ruszyła – jak pisałem w poprzednim felietonie. W kotle współczesnych przemian powyborczych zagotowało się i będzie się gotować mimo sezonu urlopowego w kraju dopóki, dopóty coś się nie ugotuje. Platforma Obywatelska nie miała wyjścia, zabiegi kosmetyczne już nie wystarczą, musiała dokonać operacji. Ostatnie zmiany w rządzie zaskoczyłyby bardzo, ale jeszcze w maju, przed wyborami prezydenckimi. Teraz owszem, troszeczkę, ale raczej w stylu: No wreszcie!.

Ze zdumienia przecierałem w piątek oczy, gdy szef SLD wypowiedział się publicznie za przyśpieszonymi wyborami. – Jaki odważny! Patrzcie! A nie stać na go na to, by się podać do dymisji po ostatniej wpadce politycznej z panią Ogórek. – Tak razem ze wszystkimi to on i owszem…

Co do Platformy. Ludzie wielokroć skompromitowani swoimi nietrafnymi posunięciami politycznymi, rozwiązaniami systemowymi w nadzorowanych strukturach władzy, a nade wszystko zachowaniami w sferze kultury politycznej ujawnionymi podczas kolejnej z afer serwowanych nam przez władze – afery podsłuchowej – dawno powinni opuścić salony władzy. Teraz to już tylko, po desperackim posunięciu odważnego Don Kichota – Stonogi, który dodatkowo dokompromitował skompromitowany już system polskiego wymiaru sprawiedliwości, przysłowiowe postawienie kropki nad „i”.

Oczywiście że wszyscy odbiorcy seriali politycznych w Polsce wiedzą, że ciąg dalszy już niebawem nastąpi. Musi zostać rozwiązana do końca sprawa prokuratora generalnego. Musi do końca zachować twarz panujący jeszcze prezydent, musi szukać kolejnych dróg wyjścia z impasu pani premier, której nota bene nie zazdroszczę roli w tym serialu, bo jako kobieta czasami da się lubić.

Swoją drogą, po informacji o jej spotkaniu z papieżem Franciszkiem wybałuszyłem oczy ze zdumienia. – Podano, że pani premier rozmawiała z papieżem… – proszę zwrócić uwagę – na temat: konfliktu na Ukrainie, wojny w Afryce z Państwem Islamskim i – na trzecim dopiero miejscu – spotkania papieża z młodzieżą, wizyty w Polsce.

Czyli co? Nasza pani premier, szefowa rządu Polski uwikłanej jak mało który inny kraj w Europie w konflikty polityczne wewnętrzne, kraj, który miota się z samym sobą, któremu bardzo daleko jeszcze do jakichś tam G 7, czy innych najbogatszych krajów Europy, prowadzi rozmowy z głową Kościoła Katolickiego z pozycji, jakby co najmniej była przedstawicielem jakiegoś mocarstwa?

Nie oszukujmy się panowie dziennikarze i manipulatorzy od masmediów, takie podawanie informacji, ani pozycji pani premier, ani poparcia dla platformy obywatelskiej nie podniesie.

Ludzi rajcuje co innego. I mimo że rozpoczyna się sezon urlopowy, a może właśnie dlatego nawet, bo poszkodowani przez banki, którym prezydent elekt obiecał repolonizację, z ich powodu, z powodu zaciągniętych w nich kredytów lichwiarskich, w tym głównie we frankach, na porządne wakacje długo jeszcze sobie pozwolić nie będą mogli, ci ludzie jednoczą się.

Prędzej zatem powstanie, zjednoczy się i ruszy do politycznego boju, partia poszkodowanych przez banki, walczących o to, by im oddać to, co wcześniej zostało zabrane, niż partia Petru obiecująca zabrać trochę tym, co już od dawna za przyzwoleniem władzy mają.

Pożyjemy, zobaczymy, ale na pewno ciąg dalszy nastąpi.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko