Z rekomendacji Marka Jastrzębia – Anna Ciupińska

0
180

Z rekomendacji Marka Jastrzębia – Anna Ciupińska

 

Najważniejsza jest pasja, miłość do tego, co się robi. Jedni mawiają: wewnętrzny żar. Dla mnie to czysty afekt, opętanie ciekawością,  nałóg i przymus kochania. Potrzeba  i bezwarunkowa konieczność.

 

Żadna jednak pasja nie jest dana od razu. Nie przychodzi na świat bez przygotowań i  z chwilą naszego urodzenia; musimy nią zostać zarażeni.  Połknąć bakcyla. I o pasji do czytania jest dzisiejszy tekst.

 

Anna Ciupińska


Bliskie spotkanie z książką


Andrzej HałajkiewiczPierwszą książką, która pochłonęła mnie na amen przy okazji wciągając w zupełnie inny świat, była ”Mała Księżniczka”. Najprawdopodobniej, na tej właśnie książce do perfekcji wyćwiczyłam sztukę czytania. Mogłam być wtedy góra w drugiej klasie szkoły podstawowej.  


Pamiętam jak dzisiaj ten dzień. Właśnie dopadła mnie jedna z przykrych i wielce zaraźliwych chorób wieku dziecięcego, kiedy tylko wolno leżeć w łóżku, co dla ośmiolatki jest niezwykle przykrym doświadczeniem. Matka moja twardo i zdecydowanie postawiła mi przed samym nosem, a raczej oczami wielgachną deskę do prasowania, by, jak to określiła „światło nie szkodziło oczom dziecka” po czym zgnębiona kolejnym dopustem bożym, oddaliła się do swoich zajęć. Co ma robić dziecko kiedy jest chore, wszystko je swędzi i w dodatku ma nie dosyć, że ograniczony, to w dodatku zasłonięty świat przez jakąś głupią deskę? Dziecko zapewne marudzi odrywając co rusz matkę od obowiązków. Po sto razy zapewne biedna matka słyszała jak wołałam:


Dodam tylko jeszcze, że w owych zamierzchłych czasach prawie nikt telewizora w domu nie miał, a nawet jak miał to i tak godziny oglądania były ściśle ograniczone. A już dla dzieci w szczególności. Toteż nudząc się setnie namiętnie słuchałam radia. Mieliśmy w domu piękne duże radio, które stało na prześlicznym stoliczku z rzeźbionymi nogami. Zatem przynajmniej było radio, które w pewnym sensie wyznaczało rytm dnia. Leżąc w łóżku przez co najmniej tydzień, a nie uznając zabaw lalkami, słuchałam zgnębiona jak Polski Czerwony Krzyż wciąż kogoś nowego poszukuje… Do dzisiaj dudnią mi w uszach słowa lektora czytającego ciepłym, ale i poważnym głosem teksty dotyczące owych poszukiwań. W tym właśnie specyficznym dla mnie czasie poznałam co to jest nienawiść i miłość. Uczucia, które objawiły się w duszy chudej dziewczynki z niespotykaną wręcz siłą, albowiem całą sobą znienawidziłam wojnę, przemoc z nią związaną i ograniczenie wolności tak dalece, iż zostało mi to do dzisiaj we wszystkich możliwych wymiarach. Wojnę dzięki radiu znienawidziłam skutecznie i raz na zawsze, ale za to zaczarowały mnie nadawane słuchowiska i bajki.


Uruchamiając wyobraźnię przenosiłam się w inny świat, kreowałam postacie i plenery tak dalece, że przed oczyma rozwijał mi się film bez mała. Klatka po klatce w duszy widziałam ruchy, miny, gesty, słyszałam wiatr i morze. Widziałam uczucia malujące się na twarzach. Jednak gdzieś w podświadomości również wiedziałam, że musi być przecież coś jeszcze więcej, nie wiedziałam co, ale na pewno wiedziałam, że coś istnieje, bowiem słychać to w głosach czytających lektorów. A ja nie chciałam przejmować cudzych uczuć, chciałam mieć swoje własne.


I pewnego dnia stało się. Jeszcze zanim przyszedł czas Pankracego, Jacka i Agatki czy Gąski Balbinki dziecko raz na zawsze, nieodwołanie i uczuciem aż po grób zakochało się w książce. 


Nie wiadomo dokładnie, czy choroba przyspieszyła przeznaczenie, dość powiedzieć, że zapewne znaczący wpływ wywarła, bo widać zanudzałam otoczenie skutecznie, skoro dużo starsza siostra Iza wróciwszy pewnego dnia ze szkoły wpadła do pokoju, w którym spoczywało moje utrudzone leżeniem chore ciało i wrzasnęła:


Masz, i zamknij się raz na zawsze Dudo jedna – rzuciła we mnie książką.


Moment był historyczny, bo od tamtej pory książka przyrosła do mnie na amen. Pamiętam dokładnie okładkę, zapach farby drukarskiej, szelest grubego lekko nabłyszczanego papieru i to, jak podczas czytania język przysychał mi do podniebienia kiedy towarzyszyłam biednej małej Sarze w walce o zachowanie godności w sytuacjach gdzie niejeden dorosły dałby plamę. W zasadzie ta właśnie książka ukształtowała mój charakter. Ukierunkowała życiowo. Była mi matką, ojcem, rodzeństwem i przyjaciółką. Tak zostało do dzisiaj. Dzień zaczynam od powąchania druku. To już nałóg, jednak absolutnie nie zamierzam go leczyć. Więcej. Jestem z niego dumna.


Wyzdrowiałam i wstałam odmieniona. Położyłam się dzieckiem, wstałam dorosła. Od tej pory jeszcze bardziej pogłębiła się przepaść między mną a innymi dziećmi. Zawsze czułam się niezbyt dobrze w gronie rówieśników – po prostu nie rozumieli co mówię, nie nadążali za moim tokiem myślenia. Byli dla mnie zbyt dziecinni. Miałam to gdzieś. Jak wicher w krótkim czasie przenicowałam wszystkie książki dostępne w domu, potem w szkolnej bibliotece.


Kiedy pani bibliotekarka rozłożyła ręce stwierdzając, że nic już więcej dla mnie nie ma, pogrążyłam się w czarnej rozpaczy. Widząc moją desperację z westchnieniem kręcąc głową podała mi Żądło i Rajską jabłoń. Trochę trwało nim wróciłam na właściwe tory, jednak jeszcze bardziej dorosłam. Gdyby moja matka wiedziała, co czytam padłaby martwym trupem, nie wspominając już o księdzu. Jednak ja byłam przebiegła. Książkę do jęz. polskiego wraz z obowiązkową listą lektur przerabiałam w wakacje mając potem dziesięć miesięcy wolnego czasu na własne lektury. Perfidnie udając, że zgłębiam tajniki geografii i matematyki, pochłaniałam namiętnie wszystko, co pachniało farbą drukarską, w tym bajki i baśnie z całego niemal świata. Och, dorastałam w szybkim tempie.


Mając bodaj dziesięć lat zapisałam się do gminnej biblioteki. Zrazu pożyczałam tylko bajki i książki dla dzieci oraz brakujące lektury. Jednak marzyłam o górnej półce na której stały rzędem książki dla młodzieży, nie pomnę dzisiaj autorek ani tytułów, jednak były to pozycje naonczas modne i mocno pożądane przez dorastające panienki. Chciałam i ja móc poszeptać w kącie z dziewczynami jak on ją pocałował i w ogóle. Jednak pani bibliotekarka pokazała mi figę, uznając, iż jestem do tych pozycji stanowczo za młoda. Byłam w rozpaczy. Nie dosyć, że dwa razy w tygodniu zapychałam dwa kilometry tylko po trzy książki, to jeszcze nie mogłam wziąć tego, co chciałam. A trzeba wiedzieć, że byłam na etapie zgłębiania zawiłości damsko-męskich i tego rodzaju pozycje były mi niezbędne do poszerzania wiedzy w temacie. Ale od czego inteligencja. 


Pewnego razu mocno zdesperowana spytałam z lisim uśmieszkiem strażniczkę moralności, z których półek książek mi nie wolno wypożyczać. Wzruszyła ramionami zabraniając oprócz młodzieżowych, bezwzględnie i stanowczo wypożyczenia „Rzymianki”. Zatem prawie całą pozostałą bibliotekę miałam dla siebie. Coś tam sobie na pewno wynajdę – myślałam ruszając między regały i upajając się najpiękniejszym zapachem na świecie – kurzu i drukarskiej farby.


I tak zupełnie przypadkowo trafiłam na Nanę Zoli, Damę kameliową A. Dumasa syna, czy chociażby Emancypantki B. Prusa, nie wspominając o rozpustnym Balzaku (Kuzynka Bietka) czy Klaudynie, której autorką jest Colette. Łykałam nienażarta, pozycja po pozycji. Pani bibliotekarka chyba w życiu nie przeczytała żadnej z tych książek, bo w przeciwnym razie z czystym sumieniem pozwoliłaby mi pożyczyć jeśli już nie młodzieżowe, to przynajmniej Trędowatą.


Dzięki temu mając niespełna dwanaście lat byłam po lekturze Ucieczki od zapachu świec, czy Krystyny córki Lawransa nie wspominając o innych… klasykach gatunku. Książki były cudne, oprawione w eleganckie popielate płótno, a tytuły i całą resztę miały tłoczone złotymi literami. Oprócz elegancji miały jeszcze jedną zaletę – przeważnie były grube. Grube kochałam nad życie, bo starczyły na długo i nie musiałam się martwić, że zbyt szybko się kończą.


Wypożyczaniu towarzyszyła mi zawsze pewna doza strachu, niepewności – a nuż się kapnie? Jednak nie, nic z tych rzeczy, w końcu dostawałam, co chciałam. I teraz nie wiem, czy to zapach książek ma na mnie takie działanie, czy też udziela mi się ta szczególna odrobina stresu, ale wchodząc do jakiegokolwiek marketu nie wspominając o bibliotece, czy księgarni, od razu muszę gnać do toalety, bowiem katastrofa wisi w powietrzu.


Pewnie ten stres jeszcze we mnie siedzi – za karę. Książki – to dla mnie drugie życie. Moje tajne i własne. Nie dzielone z nikim. One nauczyły mnie obiektywizmu, logiki, wyrozumiałości dla słabości drugiego człowieka. W życiu nie jestem łatwym partnerem, ale dzięki czytaniu znam granice i swoje własne ograniczenia. To pozwala mi całkiem dobrze poruszać się w dzisiejszym świecie.


Świętością są dla mnie moje myśli. Nikomu nie wolno się w nie wdzierać bez zaproszenia, bowiem od razu reaguję agresją. Myśl moja – wolnością moją – można by rzec. Nigdy, ale to nigdy nie pozwalam by mnie ktoś deptał, poniżał lub nie daj Boże w czymkolwiek ograniczał. Ja jestem dorosła. Mam swój rozum i wolę. Umiem pracować i niczego się nie boję. W końcu świat jest stworzony dla ludzi przeciętnych. A o mnie można ładnie lub brzydko, ale nie, że jestem przeciętna. Pycha powiecie? Może. Jednak ja to widzę trochę inaczej. Odwaga i pewność siebie. Tego nauczyły mnie książki. Również unikania mas, bo masa nie myśli… Podłość ludzką wybaczam, ale nigdy jej nie zapominam, chociaż czasami tak to może wyglądać. Cóż nikt nie jest doskonały…


Dzisiaj, kiedy więcej mam poza sobą niż przed sobą, robię rzeczy, o które nigdy wcześniej sama bym się nie posądzała. Jest we mnie śmiałość, chęć parcia do przodu i chęć realizowania się w sposób, o jakim nawet nie marzyłam. Czuję potrzebę podróży, przygody, zdobywania nowych doświadczeń, próby sił. Nauki. Ale na to wszystko potrzebne były lata przemyśleń i uczciwości wobec samej siebie. Dzisiaj nie robię już tego, co wydawało mi się przez lata, że muszę, ale to, co zawsze chciałam nie zdając sobie zupełnie z tego sprawy, że powinnam. Dlatego teraz mam długie włosy i ogromną chęć do życia. Tę siłę dały mi właśnie książki. I daj Boże tak do końca.


P.S. A tak swoją drogą raz w roku przeczytać Pana Tadeusza i Nad Niemnem, jakże piękna to sprawa. Ten język, ten styl… Mniam.

 Anna Ciupińska


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko