Stanisław Grabowski – Czarny szron

0
394

STANISŁAW GRABOWSKI


 

CZARNY SZRON

 

buczkowna                3 maja br. zmarła Mieczysława Buczkówna – „jedna z największych Dam polskiej poezji”, wybitna pisarka, tłumaczka z języka rosyjskiego i francuskiego, uhonorowana za twórczość dla dzieci w 1987 roku Nagrodą Prezesa Rady Ministrów. W latach 1965–1972 redaktor działu poezji w miesięczniku „Poezja”. Autorka wielu ważnych recenzji i esejów o polskiej liryce. Urodziła się w tym samym roku, co moja mama, a że od lat zbieram informacje o ludziach urodzonych w 1924 roku, stąd m.in. moje zainteresowanie tą pisarką.

                W nekrologu podpisanym przez rodzinę czytamy: „poetka, autorka książek dla dzieci”. I właśnie o jej twórczości dla dzieci i młodzieży chciałbym napisać, bo mało o tym wiemy. Kiedy przed laty próbowałem namówić ją na wywiad wymówiła się kłopotami ze zdrowiem, depresją, a że powtórzyło się to kilka razy w końcu dałem za wygraną, czego żałuję, w dziedzinie literatury dziecięcej była niekwestionowanym autorytetem. Kilka razy, między jej wyjazdami do Obór, gościłem jednak w jej mieszkaniu przy ul. Iwickiej 8. I pamiętam, jak za pierwszym razem zaskoczył mnie ogromny stos książek dla dzieci jej autorstwa. Ot, leżały sobie w w kącie. A ja, mimo że nieco znałem jej twórczość poświęconą najmłodszym, nie wiedziałem, że było tego aż tyle. Poetka była osobą bardzo życzliwą. Kiedy poprosiłem ją o bezpłatne wykorzystanie jej artykułu pt. Dzieci nie gęsi („Literatura, 10.03.1977) zgodziła się natychmiast. Do dziś ów tekst nie stracił nic ze swojej aktualności i powinien być wnikliwie czytany przez kolejne gremia kształcące i wychowujące polskie dzieci. Ba! Przypomnę, że zaczynał się tak: „Przygotowanie czytelnika do odbioru i rozumienia poezji trzeba zaczynać wcześnie. Pierwsze książki czytane dziecku jeszcze w wieku przedszkolnym powinny być utworami wartościowymi, a wiersze powinny być prawdziwą poezją. Tak. Ale nie są. Ogromna większość tak starannie wydawanych u nas książek, ilustrowanych przez znakomitych grafików, zawiera rymowane teksty potworki wierszopodobne. Nikt się tym zresztą nie zajmuje, chorobliwego snu naszej krytyki nie płoszą jakieś tam dziecięce koszałki-opałki skoro nawet książki dla dorosłych często nie budzą uwagi w prasie literackiej odżywianej wysoko kalorycznym reportażem”.

            Mieczysława Buczkówna, urodziła się 12 grudnia 1924 roku w Białej Krakowskiej. Debiutowała w prasie w 1945 roku, na „Kolumnie Młodych” tygodnika „Wieś”. W czasie wojny brała udział w konspiracyjnym życiu stolicy, obracała się w kręgu „Sztuki i Narodu”, czyli znała Gajcego, Trzebińskiego, Bojarskiego, Stroińskiego i innych młodych poetów. Uczestniczyła w tajnych kompletach i w podziemnym ruchu harcerskim, a następnie w powstaniu warszawskim. Po szczęśliwej ucieczce z obozu przejściowego w Pruszkowie, przez kilka miesięcy tułała się po zajętej jeszcze przez Niemców Polsce. Po wojnie studiowała polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim.

W 1949 r. ukazał się jej pierwszy tomik pt. Rozstania. W tym samym roku, dzięki Wandzie Grodzieńskiej, rozpoczęła współpracę ze „Świerszczykiem”. Debiutowała w nr 12/1949 utworem pt. Węgiel:

 

                        Cięż-ko, cięż-ko.

                        Lokomotywa narzeka,

                        wciąż węgiel wożę i węgiel

                        po co im tyle węgla?

                        […]

 

Następnie, w nr 16 ukazał się jej wiersz dla dzieci Czereśnie kwitną, w nr 18 – Śpiewający szklarz, w nr 32 – Burza, nr 44 – Zapasy zimowe, nr 51/52 – Zimowe zabawy… No i potoczyło się.

W jednej z wypowiedzi prasowych wyjaśniała: „Pisałam dla mojego syna, kiedy był jeszcze bardzo mały. Stąd to się wzięło. Literaturę dla dzieci traktuję poważnie. […] Ograniczam się do pisania dla dzieci do lat 8, gdyż w tym okresie wrażliwość dziecka jest bardzo świeża, odkrywa świat rzeczywisty i stwarza świat nierealny” („Wiadomości” 1974, nr 9). Jednak jej pierwsze poetyckie książeczki dla dzieci (W nowej Warszawie, 1950; Budowali most, 1951; I ja się myję, 1953) widać po latach, że grzeszyły deklaratywnością i publicystyką. To dość zaskakujące, że udane wiersze publikowane w prasie dziecięcej (tytuły powyżej) nie znalazły się w tych książeczkach, zamiast nich mamy garść typowo socrealistycznych utworów. Oto przykład z książeczki Budowali most wydanej w skromnej edytorsko serii „Biblioteka dla dzieci”:

 

                        A ten most buduje cała Polska,

                        Z Poznania przyjechali monterzy,

                        Spawacze z Gliwic, ze Śląska.

                        Inżynier dno rzeki mierzy,

                        Już walą ciężkie kafary,

                        Wbijają słupy stalowe.

                        Ranek wczesny, zmrok szary,

                        Robotnicy przy budowie

                        […]

 

            Powrót w wielkim stylu do literatury dziecięcej pisarka rozpoczyna w 1960 roku, kiedy to wyszły jednocześnie jej trzy nowe tomiki wierszy dla dzieci: Wesołe miasteczko, Skowronki i Łąka.

Co prawda recenzji wówczas nie miały, w dziedzinie literatury dziecięcej nie jest to czymś niezwykłym, lecz dzięki tym zbiorkom poetka z pewnością zajęła wysokie miejsce wśród współczesnych pisarzy dla dzieci.

Dopiero po latach pisała Dorota Piasecka: „Zawartość tych zbiorków wolna jest od tendencyjności i retoryczności wypowiedzi poetyckiej. Buczkówna osiągnąwszy pełnię dojrzałości twórczej przemówiła nowym, odrębnym głosem […]. Tytułowy wiersz zbiorku (mowa o Łące – S.G.) to liryczna opowieść o łące, z wyraźnym pouczeniem dziecięcego adresata, jak należy się zachować w tym »zielonym kołysaniu«:

 

                        Na łąkę trzeba iść rano

                        Kiedy jeszcze jest rosa –

                        Cichutko przystanąć

                        I słuchać

                        Jak brzęczy pszczoła jak bąk jak osa

                        Patrzeć jak skrzydła motyli

                        Zamykają się i otwierają […]

                        A potem trzeba się pochylić

                        Nad każdym kwiatem

                        I zapytać jak ma na imię”.

 

Piasecka wskazuje też na środki poetyckie, z których korzysta Buczkówna: „Sięga po wiersz »emocyjny«, pozbawiony mechanicznej intonacji, o znacznie osłabionej rytmice, osłabionej celowo z rzadko występującym rymem stałym, częściej przypadkowym, pointującym całość poetycką lub podkreślającym jakiś istotny fragment wiersza, przy tym odległym i niedokładnym (niepełnym), w tym asonantycznym i konsonantycznym”.

Poza tomikami wierszy dla dzieci autorka wydawała też wierszowane powiastki, jak np.: Topsi astronauta, Osiołek Joko (wiele wydań), Toni, Leśna poczta, Azor za kierownicą. Poza niewątpliwym artyzmem, należy podkreślić takie ich walory jak: dyskretny dydaktyzm, humor i żart, prostota wypowiedzi. Z pewnością 5–8 letni adresat odbierałby je i dziś bardzo dobrze. Niestety, tego typu książeczki polskich autorów nie są u nas wznawiane, nasz rynek księgarski przejęli wydawcy i autorzy zachodni, których przekłady czy strona edytorska, nie wyłączając Harry’ego Pottera, wołają o pomstę do nieba!

W dorobku M. Buczkówny znalazły się także poważne książki prozą, jak np. Najwyższa góra (1967), Drugi Wojtuś (1967) i Piotruś Pierwszak (1968), o których Halina Skrobiszewska pisała w „Nowych Książkach”: „Pierwsze to chyba od czasów Rogoszówny tak rzetelne studia literackie osobowości małego dziecka”. Wszystko się zgadza, gdyby recenzentka nie pominęła… Korczaka. Ale trzeba przyznać, iż były wówczas wydarzeniem w naszej literaturze dla dzieci zbyt mało nagłośnionym. Wspomniana krytyk podkreślała ponadto: „Książki bardzo pożyteczne dla rodziców, jeśli je uważnie zechcą przeczytać. Czy i dla dzieci? Wydaje się, że tak, że nie powinien tym powieściom grozić los studyjnych opowiadań Rogoszówny, piszącej prawie że o niemowlętach. Buczkówna pisze przede wszystkim jednak dla dzieci […] Dziecięcy odbiorca znajdzie tu wiele podniet dla wyobraźni i wiele, zwłaszcza w drugim tomie, wzorców sprzyjających kształtowaniu się kultury uczuć, budzących życzliwość, prowokujących refleksję oceniającą postawy dobre i złe”. Dodajmy jeszcze, że Najwyższą górę i Drugiego Wojtusia uzupełniają Bajki dla Ewy (1970) i Piotruś Zuch (1971), które tworzą cykl realistyczno-fantastycznych opowieści, z bohaterem początkowo pięcioletnim, a następnie dorastającym, uważnie obserwowanym przez pisarkę; fascynuje ją zwłaszcza „współistnienie w świadomości dziecka świata realnego i świata fantazji, który jest wytworem jego wyobraźni”. Nic podobnego nasza literatura dla dzieci dotąd nie stworzyła. Pamiętam, że przed laty całego tego cyklu, uważnie wysłuchała moja ówcześnie 9-letnia wnuczka Patrycja, co może świadczyć, iż te książki się nie zestarzały, że są w dalszym ciągu atrakcyjne dla małego czytelnika. Dlatego wołam o ich stałą obecność w księgarniach. Na zasadzie, sami nie wiecie co posiadacie. Choć mój głos jest oczywiście głosem wołającego na pustyni. Dziś wydawczy zachodni po frontalnym ataku na polskich młodych czytelników, ogłupiwszy ich horrorami, opowieściami o wampirach, duchach i czarodziejach, zbierają obfity plon, chodzi mi o plon finansowy, inne efekty ich „działalności” są im całkowicie obce. Książka to dla nich wyłącznie towar.   

Mieczysława Buczkówna napisała też kilka książek prozą dla młodzieży, w tym Tajemnicę białego kamienia (I wyd. 1962).

Przeglądając jej teczkę z wycinkami prasowymi oraz teczkę personalną w bibliotece Domu Literatury zauważyłem, że rzadko wypowiadała się na tematy dotyczące zarówno jej pisarstwa, jak i życia osobistego. To milczenie „przełamuje” dopiero Dziennik 1956–1981 (2002) Mieczysława Jastruna. Młoda poetka wyszła za mąż za Mieczysława Jastruna w 1950 roku. Odtąd tych dwoje znakomitych twórców, choć o innej wrażliwości, o innych zainteresowaniach twórczych i pasjach, jak to się mówi, szło wspólnie przez życie. Dziennik Jastruna, nic w tym dziwnego, aż się roi od wzmianek o małżonce, przynosi, rzadki w naszej literaturze, obraz pary małżeńskiej, dla której nie ma nic ważniejszego niż praca pisarska.

                Po 1989 roku pisarka jakoś nie umiała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, miała też kłopoty zdrowotne. Do tamtego roku wydała prawie sto tytułów książek, głównie dla dzieci, w kilkumilionowym nakładzie. Można tylko przypuszczać, jaki miała wpływ na małego czytelnika, jak ją dzieci znały, ile spotkań autorskich z nimi odbyła, ile serdecznych rozmów. I pewnie niejedną wrażliwą duszę zachęciła do pisania, lub przynajmniej do regularnych lektur. Po tzw. „obaleniu komunizmu w Polsce” opublikowała ledwie kilkanaście nowych książek. W tym dzięki życzliwości Aleksandra Nawrockiego jego firma „IBIS” wydała Niebieski dom (wybór wierszy Tomasa Tranströmera dokonany przez M. Buczkównę) i jej tomik poetycki Zauroczenia. No cóż, Nawrocki lubi poezję i zna się na niej. To były ważne edycje, ale w po 1989 roku nie tylko takie książki w nowych kręgach krytycznych (krytykanckich?) pomijano milczeniem.

                Kibicowałem też wydaniu jej książki dla dzieci pt. Wiosenny trele-turniej (2005), tak pisząc: „Tą książką Mieczysława Buczkówna, wybitna pisarka dla dzieci, chciałoby się rzec – wraca do gry. Na dodatek jest to powrót bardzo efektowny. Poetycką książkę Wiosenny trele-turniej uzupełnia rozdział Poznajemy ptaki oraz płyta CD, na której znalazły się piosenki Mieczysławy Buczkówny z muzyką Jacka Telusa oraz z nagranym śpiewem ptaków. Z pewnością opisana przez autorkę historia, znana wcześniej jako Zaczarowana jagoda, posiada duże walory literackie i dydaktyczne. Na pewno spodoba się małym czytelnikom”.

                Pamiętam też zachwyt pisarki twórczością Stanisława Kowalewskiego, autora m.in. powieści dla młodzieży pt. Czarne okna, oraz piękne wspomnienie i wiersz opublikowane w „Tygodniku Powszechnym” po śmierci Tadeusza Nowaka. Dwa tomy wydała też poetce jakaś księżycowa firma „La Luna”. Noszą tytuły: Nasza góra Synaj i Czarny szron, w tej drugiej napisała mi w dedykacji: „Stanisławowi, ale czasem jest biały”. Stoją na mojej półce. Od czasu od czasu podczytuję sobie strofy poetki:

 

                        Patrzę w niebo… płatek śniegu spada wiruje

                        Osiada na ustach… twój

                        Ostatni pocałunek, pożegnanie?

                       

                        Idę drogą, którą tyle razy chodziliśmy

                        Pod górę wąwozem w Oborach, oglądam się

                        Nikogo?

                        Dokąd my wszyscy idziemy

                        I czy spotkamy się w Bogu?


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko