STANISŁAW GRABOWSKI
5 X NIEMCEWICZ
Dwieście pięćdziesiąt lat temu powstała w Warszawie Szkoła Rycerska. Owszem, z tej okazji można było przeczytać w prasie kilka okolicznościowych artykułów. Ale czy Telewizja wystąpiła z jakimś choćby dokumentalnym filmem. A kto by go zasponsorował? Wytwórnia nawozów sztucznych w… Z tej okazji nie zagrzmiały także armaty. Nawet pod Stoczkiem. A pod Pałacem Kazimierzowskim, siedzibie tamtej szkoły, armatki i to wodne bodaj ostatni raz pojawiły się w 1968 roku. Dla najmłodszych pokoleń te dwa wydarzenia to bajka o żelaznym wilku. A jednak uparcie przypominam, że, jak pisze Adam Jerzy Czartoryski, „prawidłami” tej szkoły były „Honor, rycerskość, żądza doskonalenia się w dokładnych naukach i stanie się przez nie użytecznym krajowi […]”. Wśród jej sławnych wychowanków znaleźli się m.in. gen. Fiszer, Kościuszko, Kniaziewicz, Maurycy Hauke, Jakub Jasiński, Michał Sokolnicki, Józef Sowiński, Niemcewicz…
Właśnie Niemcewicz. Nietrudno wyobrazić sobie małego Niemcewicza, gdy po raz pierwszy z lękiem wchodzi do obszernego westybulum pałacu, na którego ścianach wiszą portrety królów i hetmanów. Trafił do Warszawy, wprost z dalekiego Podola, z krainy „malowanej zbożem rozmaitym”, w uszach mając jeszcze śpiew skowronków czy beczenie jagniąt. I oto znalazł się w nieznanym mu zupełnie świecie; nie ma nad nim ni słońca, ni nieba. A ojciec delikatnie popycha go w kierunku bardzo wytwornego i władczego pana, królewskiego kuzyna. Był nim książę Adam Kazimierz Czartoryski (1734 –1823), ówczesny komendant Szkoły Rycerskiej i ojciec Adama Jerzego Czartoryskiego (1770–1861), przyszłego biografa Juliana Ursyna Niemcewicza, który wyrósł na poetę, satyryka, dramatopisarza, powieściopisarza i pamiętnikarza, nadto działacza politycznego i kulturalnego.
Powyższy cytat zaczerpnąłem z Żywota Juliana Ursyna Niemcewicza, którego autorem jest Adam Jerzy Czartoryski, znany z wielu ról w historii, ale tą największą było niewątpliwie przywództwo stronnictwa konserwatywnego Hotelu Lambert. Pięknie wydana książka ukazała się w Oficynie Wydawniczej ASPRA-JR, „z inicjatywy Biblioteki Publicznej im. Juliana Ursyna Niemcewicza w dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy”. To piąta pozycja z serii „Kolekcja niemcewiczowska”, a więc mamy pięcioksiąg! A kolejne rarytasy z tej serii, jak się dowiedziałem, czekają na wydanie.
Po latach, Niemcewicz tak opisywał swoje pierwsze spotkanie ze Szkołą Rycerską: „W r. 1770 w sierpniu, gdym zaczynał rok 12-sty ojciec mój powiózł mnie do Warszawy, do korpusu kadetów […] Ubrano mnie w najlepsze sukienki: miałem żupanik kitajkowy, błękitny w kratki, kontusik karmazynowy, pas srebrem tkany, czapkę z pięknym barankiem. Przedstawiony byłem księciu Adamowi Czartoryskiemu generałowi ziem podolskich, komendantowi naszemu, który mię w regestr kadetów do brygady pana Ciszewskiego zapisać kazał” (Aneks XVII).
A czasy nie sprzyjały edukacji. Były to lata, znów zacytuję Adama Jerzego, gdy „Każde stronnictwo mieszało doń swoje widoki utajone, krzywe, osobiste: w żadnem po zwycięstwie nie znalazło się dość woli poświęconej, dość czystych zamiarów, dość prawdziwej miłości Boga i bliźnich, aby pobici mogli darować nareszcie swe klęski triumfującej stronie”. Coś nam to dziwnie przypomina, prawda? Rzeczpospolita była w agonii, choć przecież ciągle wielu zacnych mężów mogło być jej ostoją, frymarczono jej dobrem – o horrendum! – za judaszowe moskiewskie srebrniki. Ale powróćmy do małego Niemcewicza, poddanego rycerskim naukom. Bo jakaż to była szkoła wojskowa, której komendant udatnie władał piórem, był autorem m.in. Katechizmu kadeckiego czy Listów imci pana Doświadczyńskiego, a młodziutki kadet także szybko zaczął zapisywać kajety rymowanymi wierszydłami i przekładami. Książę Adam K. Czartoryski dostrzegł w nich przebłyski pisarskiego talentu warte wsparcia. I tak oto Niemcewicz znalazł się pod opieką familii Czartoryskich, z czym wiązały się pewnie przyjemności, ale przede wszystkim obowiązki. Niemcewicz sprostał im. A jednym z wielu dowodów było jego posłowanie na Sejm Czteroletni. Biograf tak pisze o ówczesnym Niemcewiczu: „Jeden z najgorliwszych, z najwymowniejszych jego członków, okazał się on przy każdym zdarzeniu przeciwnikiem anarchii, popieraczem silnej czynnej narodowej władzy, obrońcą miast, rzecznikiem włościan, i surowym oskarżycielem zbrodniczych w końcu zabójców własnej Ojczyzny”, by nie być gołosłownym przytacza mowy sejmowe, które na sejmie wygłosił młody poseł z Inflant, Julian Ursyn Niemcewicz.
A pierwszy jego biograf miał dostęp nie tylko do sejmowych dokumentów, w jego zasięgu były także listy Niemcewicza, wspomnienia tych, którzy go znali osobiście, cała ówczesna twórczość literacka, i to zarówno opublikowana, jak i w rękopisach. Jednym słowem, Adam Jerzy Czartoryski miał informacje z pierwszej ręki.
Wiemy z innych źródeł, że pierwszym, który zabrał się do napisania biografii Niemcewicza, chociaż ostateczne jej nie napisał, był Adam Mickiewicz wysoko ceniący rozliczne talenty literackie Juliana Ursyna, nadto korzystający z jego doświadczeń poetyckich np. przy pisaniu Pana Tadeusza, także wieszcz w swoich wykładach mówił o nim m.in., że „w swych dążeniach, w skłonnościach przeczuwał poniekąd Polskę nowoczesną”. Zresztą w pamiętnikach J.U. Niemcewicza łatwo znaleźć przykłady, że i on bacznie przyglądał się pisarstwu Adama, wiązały go nim także różne losu koleje.
Adam Jerzy Czartoryski Żywot… pisał przez długie lata. Miał z nim kłopoty, nie zrezygnował jednak z dokończenia swej pracy, gdyż jak czytamy w przedmowie do wydania z 1860 roku: „[…] Niemcewicz widział i przebył najważniejsze naszego wieku zdarzenia, niesłychane przewroty, olbrzymie szczęścia, nagłe klęski, wzniesienia i upadki, odbudowania i znowu ruiny, i był za za każdą zmianą ciągle wypadkami miotany”.
Przy okazji, czyż tego samego nie moglibyśmy napisać o ks. Adamie Jerzym Czartoryskim?
Autor opracowania tej biografii we wstępie do niej pisze, iż „dzieło księcia Adama Jerzego Czartoryskiego Żywot J[uliana] U[rsyna] Niemcewicza […] było przez ponad 140 lat jedyną naukową biografią poświęconą temu wybitnemu Polakowi”. W takim razie, co powiedzieć np. o monografii pt. Niemcewicz od przodu i tyłu Karola Zbyszewskiego wydanej po raz pierwszy w 1939 roku, moim zdaniem znakomitej, acz b. gorzkiej w swej wymowie.
Tak czy siak, do lektury dzieła Czartoryskiego juniora, wydanego przez ASPRĘ-JR z pietyzmem i wielką starannością, zachęcam nie tylko historyków czy miłośników epoki, ale i wszystkich zainteresowanych pięknym pisaniem, umiejących docenić bogactwo języka, jakie prezentuje nam autor, zresztą nie tylko biografii Niemcewicza, ale i Kniaźnina oraz Kanta. A więcej o tym wielkim Polaku możemy wyczytać np. z tablicy umieszczonej na ścianie Pałacu Błękitnego w Warszawie.
Wracając do dzieła Czartoryskiego o Niemcewiczu, należy dodać, że poza skrupulatnym opisem jego drogi życiowej, wszystkich jej meandrów, poznajemy też bliżej tych, którzy pozwolili na trzykrotny zabór Polski, a wreszcie na próbę ostatecznego wymazania jej z mapy Europy. Jednak zarówno Adam Jerzy Czartoryski, jak i Niemcewicz, do końca życia wierzyli, że Polska powróci do stanu wolności, a na dodatek ulży swemu ludowi, znosząc przygniatające go ciężary. Doprawdy, zacni byli to mężowie. Czerpać z ich dzieł, to jak nabierać wody z krystalicznego źródła. Na pewno orzeźwia, dodaje nowych sił i energii.
W Nocie wydawniczej starano się wyjaśnić, z czego to zrezygnowano lub też co poprawiono w warstwie językowej. Chyba niepotrzebnie. Marzył mi się reprint dzieła Czartoryskiego, wtedy cały jego czar, wszystkie uroki języka tamtych czasów moglibyśmy sami zgłębić, zachwycić się nimi lub je odrzucić.
Pisać o Niemcewiczu, „tej duszy wzniosłej, nieżałującej sił i zdrowia dla nieszczęśliwego kraju”, to przytaczać kolejne cytaty z dzieła A.J. Czartoryskiego. Niech wystarczy jeszcze tylko jeden jego fragment: „Pędzony pałającą zawsze gorliwością, Niemcewicz ze Szkocji przepływa do Irlandii, gdzie nigdy nie był i żadnych nie miał stosunków. W Dublinie, przez niezmordowane usiłowania przywodzi szczęśliwie do skutku zgromadzenie pod prezydencją lord mayora, na którem w mowie obszernej wystawia cel swego przybycia i stan nieszczęsny młodzieży polskiej, tułającej się po obcej ziemi, bez żadnego funduszu, nie mogącej się uzdolnić do jakiego bądź zawodu, który by ją od nędzy obronił i nie pozbawił nadziei służenia kiedyś Ojczyźnie […] Biskupi i duchowieństwo katolickie irlandzkie, od których Niemcewicz najwięcej pomocy spodziewał się, nie okazali mu oczekiwanego współczucia; nadto byli obarczeni własnymi kłopotami”.
To się tak łatwo pisze. „Ze Szkocji przepływa do Irlandii”, gdyż należy sobie przy tym wyobrazić ówczesny stan żeglugi, czy niewygody, na jakie narażony był każdy pasażer. A tych podróży morskich ileż to było w życiu Niemcewicza, wśród z nich ta najtrudniejsza do Ameryki, trwająca 81 dni, w towarzystwie Tadeusza Kościuszki na statku, którym dowodził kpt. Frederic Lee. I nie puszczam chyba wodzy fantazji, gdy w pobliżu Naczelnika widzę czającego się tajniaka z carskiej Ochrany, w końcu wyjątkowo skutecznej i wścibskiej, że poprzestanę na tych delikatnych określeniach. Wielotygodniowa, bardzo męcząca podróż, zwłaszcza dla rannego Naczelnika, którym opiekował się ponadto służący Stanisław Dąbrowski, wypełniona była pewnie i rozmowami setki razy zaczynającymi się od słowa „Dlaczego”? Toż to pomysł na dramat sceniczny, na film, na monodram. Któż się odważy, kto go napisze?
A był rok 1833, kiedy Niemcewicz zachęcał elitę w Irlandii do pomocy Polakom, przyszły po nim, jak i wcześniej, kolejne niemniej pracowite dla niego lata, zawsze w służbie Polski, w służbie literatury. Można sobie zadać pytanie, kiedyż to miał czas na lektury, na pisanie, na publikację swoich dzieł? Zaiste, dusza to była niepospolita, symbol i „wzór prawości”, patriota nieugięty, którego S. Witwicki krótko określił: „wcielony naród, człowiek-Polska”.
Jak pisze A.J. Czartoryski: „Umarł z rana 21 maja 1841, w 83 roku swego życia. Zgon jego był ciosem dla całego kraju, dla wszystkich Polaków, co uczuć ojczystych nie wyparli się. Bracia przytomni w Paryżu, poszli gromadnie za jego trumną, i uczcili jednomyślnie jego pogrzeb w Montmorency, gdzie żądał być pochowany […] Rozrzewniająca uroczystość stała się jeszcze pełniejsza wzruszeń przez przytomność sędziwego przyjaciela, jenerała Kniaziewicza, który od pierwszej młodości z nim złączony, prawie jeden był pozostał przy życiu, i który stojąc przy jego grobie i rzucając ze łzami ziemię na drogie zwłoki, oświadczył w tejże uroczystej chwili, że przy nim chce być pogrzebionym i na wieki spoczywać: wola, niestety, która zbyt prędko dopełnioną została!”.
Generała Karola Kniaziewicza, kawalera Virtuti Militari, przyjaciela Mickiewicza, autorytet moralny Wielkiej Emigracji Czartoryski nazywa m.in. „spółuczniem u kadetów, towarzyszem broni przy Kościuszce”. Z kolei Niemcewicz, który Kniaziewiczowi ofiarował wierszowany List Juliana Ursyna Niemcewicza do Karola Kniaziewicza tak go rozpoczyna: „Dawny mój Towarzyszu i w szkole i w boju”. I wszystko staje się jasne.
Przy okazji pytanie. A może by tak w starych XIX-wiecznych pamiętnikach, czy ówczesnej prasie, poszukać wzmianek o Niemcewiczu i na ich podstawie zbudować jeszcze jedną próbę oceny jego życiowych dokonań?
Żywot Juliana Ursyna Niemcewicza składa się z dwóch części. Pierwsza jest typową biografią. Na drugą składają się aneksy i listy z epoki. Aneksy zawierają mowy sejmowe Niemcewicza, lecz np. Aneks XVII to cudny wręcz opis żywota poety, z kolei Aneks XVIII przynosi testament Juliana Ursyna Niemcewicza, w którym znajdujemy np. taką oto wzmiankę „Córce Pana Mickiewicza, Marysi, chrzestnej Córce mojej 2000 fr.” [przekazać – S.G.]. Kolejny dział to listy poety do księcia Adama K. Czartoryskiego, do hrabiego Batowskiego, księżnej Anny z Zamoyskich Sapieżyny, do Józefa Lipińskiego, Rogiera Raczyńskiego, hrabiny Raczyńskiej i innych osób. Prawdziwa to kopalnia informacji, od tych najbardziej błahych, acz ciekawych, nadających kolorytu tak ich bohaterom, jak i epoce, po te najważniejsze sięgające imponderabiliów. To kolejne dowody talentu epistolograficznego Niemcewicza. Aż strach pomyśleć, że gdyby już wtedy istniały e-maile i SMS-y moglibyśmy te wszystkie skarby języka stracić, a dokładniej nigdy nie zostałyby zapisane.
Co z nich wybrać gwoli cytatu. Poprzestanę na fragmencie wiersza do księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego napisanego na Ursynowie 7 lipca 1830 roku:
Pomimo słoty, ciągłej niepogody,
Pomimo wichrów szalonych,
Ja nie opuszczam mej skromnej zagrody,
Ani innych krzewów zielonych.
Przecię, że słońce zabłysło na nowo
Już dęcia wiatrów nie słyszę;
Spiesz zacny Książę, Twą słodką rozmową
Przerwać samotną mą ciszę.
A jeśli chodzi o pięknie odrestaurowany Pałac Kazimierzowski, obecnie siedzibę rektoratu UW… Dłuższą chwilę stoję w jego obszernym korytarzu pod tablicą poświęconą pamięci króla Stanisława Augusta, twórcy Szkoły Rycerskiej i jej pierwszego komendanta księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego oraz sławnych wychowanków Korpusu Kadetów, którą obojętnie wymijają młodzi ludzie, pewnie studenci. Podobno istnieje Fundacja Szkoła Rycerska, i podobno jej twórcy chcą założyć i prowadzić szkołę opartą na jej założeniach. Życzę im powodzenia.
___________________________________
Adam J. Czartoryski, Żywot Juliana Ursyna Niemcewicza, opracował i wstępem poprzedził Aleksander Czaja, Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Warszawa 2013.