Janusz Termer – Pamiętajmy o Fiedlerze

0
349

Janusz Termer

 

Przypomnienia

 

 

Pamiętajmy o Fiedlerze

 

 

1styl-zycia-m      Arkady Fiedler (1894-1985), to bez wątpienia jedna z najbardziej niezwykłych postaci polskiej literatury, i to nie koniecznie tylko tej spod znaku czysto reportażowo-podróżniczej. Kilka już kolejnych pokoleń czytelników kojarzyło i kojarzy go bezbłędnie, choć może nieco jednostronnie, z takimi utworami jak Ryby śpiewają w Ukajali, Kanada pachnąca żywicą, Zdobywamy Amazonkę, Rio de Oro czy Piękna, straszna Amazonia. Talent narracyjny, pisarska swada, egzotyczne tło, osobista tonacja i rzetelność obserwacji, jakie w nich demonstrował autor, zapewniały jego utworom milionową publiczność czytelniczą w naszym kraju, ale także i na świecie…

 

     Dziś – po 30 latach od śmierci pisarza – jest już z tą popularnością trochę gorzej, acz najzupełniej, jak się wydaje, najniesłuszniej. Oczywiście, zmieniają się mody i upodobania czytelnicze, tracą na aktualności i atrakcyjności dawniejsze realia, a książki w ogóle, reportażowe zwłaszcza, wypierane są coraz mocniej przez wszechobecne teraz kamery telewizyjne czy inne smartfonowe kolorowe obrazki. Ale warto dbać o to, i robić wszystko, by wybitne dzieła tego pisarskiego gatunku, w tym książki  Arkadego Fiedlera, takie jak Dywizjon 303 czy Dziękuję ci, kapitanie, nie popadły w całkowite zapomnienie, by nadal sięgali po nie przedstawiciele co młodszego pokolenia czytelników. Jeszcze do niedawna były to lektury szkolne, a teraz pewnie już nie.

  

    Przypomnijmy zatem pokrótce, bo mało kto już dzisiaj o tym wie i pamięta, że Arkady Fiedler debiutował w 1918 roku jako poeta (tak, tak, kto za młodu nie był poetą…), i to nie byle gdzie, bo na łamach poznańskiego “Zdroju”, słynnego organu ekspresjonistów polskich, cyklem wierszy Czerwone światła ogniska, że jako młody człowiek brał udział w powstaniu wielkopolskim (jedynym, przypomnijmy, zwycięskim powstaniu polskim), a w latach 1918-1920 działał w POW. Że późniejszy pisarz studiował filozofię i nauki przyrodnicze na uniwersytetach w Poznaniu, Berlinie i Krakowie, a ukończył Akademię Sztuk Graficznych i Księgarskich w Lipsku (1923), że profesjonalnym literatem został właściwie przypadkowo, gdy jako miłośnik i uczestnik wielu wypraw podróżniczo-turystycznych, najpierw krajowych, a potem po świecie, nadsyłał korespondencje dla prasy. I że tak na dobrą sprawę, jak wyznaje w swych późniejszych wspomnieniach, początkowo ważniejsze były same owe “podróże i przygody”, niż powstające w ich efekcie książki (pierwsza to Przez wiry i porochy Dniestru, 1926 – może warto byłoby ją dziś przypomnieć?), które dostarczały początkowo Fiedlerowi przede wszystkim środków finansowych na kolejne dalekie wyprawy…

 

    Wybuch drugiej wojny światowej zaskoczył już wtedy bardzo popularnego literata i podróżnika Arkadego Fiedlera na dalekiej polinezyjskiej wyspie Tahiti. Jednak udało mu się dotrzeć stamtąd do Francji, a po jej upadku do Anglii. Tam, jako oficer Polskich Sił Zbrojnych, znalazł się wśród polskich żołnierzy; lotników i marynarzy: wsłuchiwał się w ich zwierzenia i opowieści. I tak powstały dwie jego bodaj czy nie najpopularniejsze książki, fabularyzowane reportaże literackie: Dywizjon 303 i Dziękuję ci, kapitanie, wydane po raz pierwszy w Londynie, w 1942 i w 1944, a następnie wielokrotnie wznawiane, także w kraju. Oto np., a rzecz to warta przypomnienia, Dywizjon 303, ukazujący udział lotników polskich w jednej z najdramatyczniejszych bitew II wojny światowej – “bitwie o Anglię”, był jeszcze w czasie wojny, bo w 1942 rozprowadzany po okupowanym przez Niemców kraju w formie odbitek fotograficznych z wydania londyńskiego, a w 1943 ukazały się w Warszawie co najmniej trzy różne jego konspiracyjne wydania w podziemnych wydawnictwach, kolejne zaś w 1944 w Kielcach, nakładem pisma “Chrobry Szlak”. Dywizjon 303  odegrał wielką patriotyczną i psychologiczną rolę, gdyż budził nadzieję i optymizm, wszak książka mówiła o zwycięskich walkach polskiego żołnierza i powstrzymaniu blizkrieg’u hitlerowskiej ofensywy. Pokazywała wydarzenia, które wpłynęły znacząco na późniejsze losy wojennych zmagań. Jak wiadomo, sam ówczesny premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill wypowiedział po “bitwie o Anglię” owe pamiętne słowa, że “Nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”. A miał na myśli także i polskich lotników, m. in. z Dywizjonu 303. Dywizjon ten wszedł do bitwy w ostatniej, ale decydującej fazie i walczył przez 43 dni, od 30 sierpnia do 11 października. Piloci dywizjonu strącili 126 niemieckich samolotów (w tym 16 trzej jego brytyjscy członkowie). Polscy piloci osiągnęli rekord zwycięstw, a pierwszy z dywizjonów brytyjskich miał tylko połowę sukcesów Dywizjonu 303. Inna to sprawa, że długo jeszcze po wojnie Brytyjczycy starali się ten fakt zbagatelizować i nawet zatuszować (co mogliśmy zobaczyć np. na znanym w świecie filmie angielskim Bitwa o Anglię).

 

    Dziś, po grubo ponad siedemdziesięciu latach od “bitwy o Anglię” oraz wydarzeń związanych z udziałem polskich marynarzy i okrętów w wojnie z Niemcami o panowanie na szlakach morskich (Dziękuję ci, kapitanie), nawet gdy dla większości czytelników obu tych książek Fiedlera, są to już dobrze znane z różnych źródeł wydarzenia już ściśle historyczne, na które patrzymy sine irae et studio, te jego pisane na gorąco reportaże wcale nie straciły na atrakcyjności czytelniczej. Przeciwnie, bo teraz dopiero widać wyraźnie, że poza swymi walorami poznawczymi zawierają coś, czego próżno by szukać w fachowych i rzeczowych opracowaniach naukowych czy podręcznikowych. To coś, to autentyczna, niepowtarzalna i nie do podrobienia po latach aura uchwyconych na żywo przeżyć, zachowań, nastrojów, pragnień, marzeń i nostalgicznych tęsknot polskich żołnierzy; oficerów i szeregowych uczestników wielkich i decydujących o losach wojny i świata wydarzeń. Tę atmosferę walki i życiowych spraw codziennych polskich żołnierzy koalicji antyhitlerowskiej znajdujących pomoc i możliwość działania w Anglii, obie te tak bliskie sobie tematycznie książki Fiedlera, odtwarzają w sposób nie tylko żywy i barwny, pozbawiony przy tym patosu i tromtadracji hurapatriotycznej (która najczęściej wyrasta z mniej lub bardziej skrywanych pokładów ksenofobi narodowej), ale i pełen prawdy o zarówno wielkich jak i małych problemach historycznych i egzystencjalnych, niełatwych doświadczeniach patriotycznych: dramatach losów żołnierskich na obczyźnie oraz tak niekiedy zabawnych, opisywanych z wielkim poczuciem humoru (często nieodparcie wisielczym), tragikomicznych wydarzeniach i perypetiach całkiem już prywatnego życia autora i jego bohaterów.

 

    Myślę, ze warto pamiętać o tym zapominanym już dziś nieco pisarzu, gdyż nie tylko młody czytelnik (jak choćby kiedyś sam piszący te słowa przed ponad już półwieczem!) znajdzie w jego książkach zarówno wiele niekonwencjonalnie ukazywanego materiału reportażowego, jak też ma szansę dotrzeć poprzez nie do istotnych, wcale nie wyschniętych źródeł inspiracji nie tylko przecież „podróżniczych”, ale i innych płynących stąd „energetycznych” bodźców poznawczych, od których zaczyna się wszelka ludzka aktywność i twórczość…

                                                                                                                        J.T.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko