Stanisław Grabowski
„Przegrałem, kiedy padał śnieg”?
Marek Wawrzkiewicz to poeta uznany, o dużym dorobku twórczym, acz niedocenianym przez krytykę. Nie przestał pisać wbrew wielu przeciwnościom losu, wręcz zajadłym atakom z różnych stron po 89 roku. Należy podkreślić tę heroiczną postawę. Począwszy od debiutanckiego tomu Malowanie na piasku (1960) konsekwentnie tworzy swój własny liryczny świat, a dokładniej dopisuje kolejne strofy do utworów, którymi wówczas debiutował. Tak, gdyż, moim zdaniem, poeta pisze ciągle na ten sam temat, dopisując tylko nowe wersy do wcześniej opublikowanych. W młodości nie epatował wyobraźnią jak Bordowicz, nie zaperzał się obywatelsko jak Jerzyna. Jednak od początku szedł własną ścieżką, modyfikując ją z każdym wydanym tomem. I doczekał się, jeśli nie uznania krytyki to czytelników, a to, moim zdaniem, rzecz bezcenna, właściwie najważniejsza.
W końcu, cóż dziś znaczy słowo poety, zawód poety?
W najnowszym tomiku pt. Nawet Ty Marek Wawrzkiewicz, o profesji, którą się zajmuje od przeszło sześćdziesięciu lat, tak pisze:
[…] Jestem wybitnym znawcą
Zagadnień marginalnych, ekspertem w dziedzinie
Problemów zbędnych, specjalistą od spraw
Niewartych zachodu. Cenią mnie nieudacznicy,
Uwielbiają pechowcy. Wspominają, myślą o mnie
I nabierają przekonania, że nie zmarnowali życia.
To wielka satysfakcja – być komuś przydatnym.
Hm, gdyby nie zaistniał Homer, Szekspir, Petrarka, trzech naszych wieszczów… Znać autoironię, ale może i gorycz, bo w tomie jej nie brakuje, jak szczypty soli, by potrawa lepiej smakowała.
Od debiutanckiego tomu poeta porusza się w kategoriach eschatologicznych, przemijania, kruchości czasu, raczej nie buntuje się, nie wybiega myślą w przyszłość. Dogasanie. Rozpad. Nicość. Daremność. Ciemność. Starość. Noc. Śmierć. Mrok. Pleśń. Popiół. Cień… To słowa, które wynotowałem z Nawet Ty, ale te same lub podobne można odnaleźć w jego wcześniejszych tomikach.
Temat, którym zajmuje się wręcz obsesyjnie, to tzw. jesień żywota (poeta pisze o niej bardziej elegancko), a zatem pora rozrachunków z samym sobą, z bliskimi, z przyjaciółmi i z wrogami, nawroty do przeszłości, wreszcie pora płacenia rachunków za swoje i nieswoje winy.
Najostrzejsze wiwisekcje to te na samym sobie, jak w tym fragmencie, wręcz wzorcowym dla poetyki Wawrzkiewicza:
Mój Boże, jakiż byłem wspaniale głupi,
Cudownie zadufany i fenomenalnie wątpiący!
[…]
I użądliła mnie Bogu ducha winna pszczoła.
Spadałem na ziemię szybciej, niż to przewiduje
Prawo grawitacji. Mógłbym już wtedy pomyśleć,
Że ważne są symbole i znaki płynące z góry
Jak zapach kwiatów. Ale byłem za głupi.
Jesień jesienią. Można podnieść kołnierz płaszcza i dalej iść przed siebie. Ale po jesieni nadchodzi zima, kiedy w słojach roślin przestają krążyć soki, zwierzęta na ogół zapadają w sen, a ziemię przykrywa śnieg. Właśnie śnieg. Dla poety kolejny symbol, metafora. Śnieg kojarzymy z bielą, z siwizną, czyli znów ze starością, z przemijaniem. Śnieg kojarzy się też z zimnem, czyli inaczej z ludzką obojętnością, czy z wyrachowaniem, atrofią uczuć. Doprawdy, ze śniegiem (nie zaistniały dotąd w przyrodzie dwa takie same śnieżne płatki) niejedno możemy skojarzyć. Cytuję z różnych wierszy:
Krzysiu, już tego nie zobaczymy nawet ponad bielą obłoków:
Stadko pomarańczy, które upadły z rąk w świeży śnieg
[…]
Marzec, a pachnie grudniem. Śnieg w brudnych pryzmach
Trwa i trwa. Jak pytania, na które nie ma odpowiedzi,
[…]
Padał śnieg, zasypywał brudy świata i tajał.
[…]
Może przez te wszystkie lata uprzątałem śnieg na Syberii,
[…]
Gdyby puszysty płatek śniegu
Spadł na twoją rzęsę,
[…]
Przegrałem, kiedy padał śnieg
[…]
Chyba dość tych przykładów, choć w tym tomie mocno obecne są także takie słowa-klucze jak np. „sen”, czy „słońce”, gdyż poeta raz po raz myli tropy, nakłada i zdejmuje maski, stawia przed czytelnikiem kurtyny i zasłony.
Kontrastem dla bieli jest oczywiście czerń. I chociaż w palecie poety jest wiele kolorów, to czerń przywołuje najczęściej. Wypisuję z Nawet Ty: czarny wiatr, czarny jedwab, ciemne zakola, czarne jeziorko oka, czarny włos, cienisty ogród, czarne dziury, czarnowłosa dziewczyna…
Nie od dziś Wawrzkiewicz udowadnia, że jest mistrzem liryki miłosnej, autorem udanych erotyków, całej tej sfery uczuciowej utkanej z niedopowiedzeń, subtelnych aluzji i literackich środków wyrazu, a tak ważnej w poezji, i bodaj najstarszej.
Dlatego nie ma co ukrywać, że Nawet Ty to tom bardzo osobisty, cicha adoracja kogoś kogo imienia nie jesteśmy pewni (Agnieszka?), ale na pewno muza jest przeciwnej płci. Co jednak chroni poetę przed krzykiem z samego dna rozpaczy? Przecież nie kindersztuba, lecz olimpijski spokój, coś, co niektórym udaje się osiągnąć wraz ze starością. Panu Bogu starość się nie udała, ale jeśli ci, którzy przekroczyli „dwie siekierki” (określenie Miłosza) piszą takie refleksyjno-miłosne wiersze, to nic tylko radować się.
Zwracam uwagę choćby na złożony z paradoksów wiersz rozpoczynający tom pt. Modlitwa, na dodatek pisany trzynastozgłoskowcem, którym przecież Mickiewicz napisał Pana Tadeusza, a ks. Twardowski Śpieszmy się/
Oto fragment Modlitwy:
Dałeś mi głóg, tarninę i jabłoń zdziczałą,
I dałeś mi dziewczynę, której mi nie dałeś.
Dałeś mi miłość wielką, brak miłości dałeś,
Nie całkiem dobre zdrowie i wątpiące ciało.
[…]
A co tak naprawdę sygnalizuje tytuł ostatniej książki Wawrzkiewicza? Z d z i w i e n i e, że nawet Ty, najbliższa poecie osoba, nie jesteś zdolna go zrozumieć, czy też odwrotnie, p o g o d n ą k o n s t a t a c j ę, że nie tylko przyjaciele, ale nawet Ty rozumiesz jego obawy, lęki i fascynacje, bierzesz w nich aktywny udział.
Czy miłość to najważniejszy temat tego lirycznego zbiorku? Są tam przecież i inne wydarzenia czy zdarzenia związane choćby ze wspomnianym w tej recenzji wyżej rozpadem, odchodzeniem, przemijaniem, uwypukleniem błahości i kruchości życia, zgodą na nieuchronność praw przyrody, pogodzeniem się z rzeczywistością. W tym także leży siła poezji Wawrzkiewicza, w znajdowaniu w powszedniości dnia lirycznego błysku, który każe zastanowić się czytelnikowi: czemu ja, np. jadąc miejskim autobusem, tego nie dostrzegłem, przeoczyłem?
Należy zauważyć, że poeta wydaje regularnie swoje książki. W każdej z nich, z nienaganną elegancją i precyzją w każdym słowie, słowie skondensowanym, często o charakterze aforyzmu czy też paradoksu, bez zbędnych metafor, odsłania przed nami nieustający dramat życia, którego jesteśmy i świadkami, i uczestnikami. Dlatego z tej racji także warto pochylić się nad jego lirycznym słowem.
Bo oto jakoś nie spostrzegliśmy, jak wyrósł nam nowy Mistrz, Autorytet literacki. Wcześniej zadziwiał nas swoją późną poezją Staff (Wiklina), po nim np. Iwaszkiewicz (Mapa pogody, Muzyka wieczorem), a teraz Marek Wawrzkiewicz wyrósł na pierwszego piewcę całej urody i brzydoty życia, uważnego badacza jego tętna.
Mamy początek XXI wieku, zdaje się nam podpowiadać poeta, za nami potężne burze dziejowe, wzloty i upadki wielu ideologii, kolejne pewnie nas czekają, ale przecież, mimo codziennej udręki, poezji nie możemy uznać za zbędną. Poezja to także czuły sejsmograf. Nadto przypomina wątpiącym, że to radość pisania, możność utrwalania, zemsta ręki śmiertelnej...
Marek Wawrzkiewicz, najmocniej związany z Orientacją Poetycką „Hybrydy”, znany jest jako tłumacz, dramaturg, recenzent teatralny, redaktor, wysokiej klasy działacz społeczny, ale przede wszystkim należy mu się tytuł Poety. Nawet Ty jest tego dobitnym przykładem.
Stanisław Grabowski
Marek Wawrzkiewicz, Nawet Ty, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014, s. 80.