Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
171

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami



mebluje-glowe




dlonJak to jest urodzić się bez dłoni? Nie stracić ją w wypadku, katastrofie, mieć amputowaną z powodu choroby, a właśnie urodzić się bez niej? Jak to jest poczuć się innym, jak to jest zobaczyć, że ktoś się od ciebie odsuwa, tylko dlatego, że jesteś inny? Nie gorszy, nie niepełnosprawny, inny.

Bohater powieści (?) Michała Dąbrowskiego zatytułowanej „Dłoń” rodzi się bez niej. Nie ma co ukrywać, znam Michała i Michał tej dłoni nie ma. Nigdy go o to nie zapytałem, nigdy, mam wrażenie, nie traktowałem go inaczej niż tych, którym niczego nie brakuje. Bo, jeśli chcesz być traktowany, jak każdy inny, musisz wiedzieć, że twoja niepełnosprawność nie jest też twoim atutem, nie daje ci większych uprawnień, ulg, nie zmusza innych do specjalnego traktowania właśnie ciebie.

Ciekawa to książka i zaskakująca, dla mnie jakoś odkrywcza. Ciekawa, bo mentalnie wszyscy, no może prawie wszyscy uciekamy, boimy się inności. Ale ciekawa przede wszystkim z innego powodu, bo to obserwacja od wewnątrz. To świat małego chłopca, który nie rozumie problemu, uczniaka, który chowa rękę bez dłoni do kieszeni aby się nie wyróżniać, dorosłego mężczyzny, który szuka pracy, szuka miłości, akceptacji. Faceta, który chce żyć bez ograniczeń, faceta, który szuka swego miejsca w świecie raczej mało przyjaznym, świecie który można oswoić, do którego można przywyknąć, w którym – nie wątpię – można też znaleźć i swoje miejsce, i swoje przeznaczenie.

To nie jest łatwe w Polsce, ale i nigdzie na świecie /choć, zapewne, w wielu miejscach łatwiejsze/. Jesteś na plaży, masz trzy lata, chcesz z rówieśnikami budować zamek z piasku. Widzą, że czymś się różnisz, choć tak bardzo, za wszelką cenę chciałbyś być taki, jak oni. Uciekają od ciebie. Idziesz do szkoły i już wiesz – nie dasz rady, wszyscy to zauważą. Zakładasz długą koszulkę na wuefie i wychodzisz z szatni ostatni, trzymasz ręce w kieszeni, ktoś się pyta, co się stało, a ty oświadczasz, że nic. Bo czy coś się stało? Nie, urodziłeś się bez tej cholernej dłoni. Ani ty, ani rodzice nie mieliście przecież na to wpływu. Taki los. Tak po prostu się stało. Ale przecież chciałbyś być jak inni. Pewnie, co w tym dziwnego. Mówisz i niektórzy to akceptują, masz kolegów, przyjaciół, dobrze się wśród nich czujesz. Ale to nie jest cały twój świat. Świat to nieustające poznawanie innych. A oni przecież nie wiedzą, patrzą się, gapią, znów chowasz rękę do kieszeni, nie chcesz aby widzieli, nie chcesz aby pytali, nie chcesz, nie chcesz…

Dorastasz idziesz na koncert. Zakładasz długą bluzę. Jakaś panienka ci się podoba. Ty jej też. Wracacie autobusem, szuka Twojej dłoni, chce abyś ja trzymał. Szuka i nie znajduje. Katastrofa, świat się wali, zamykasz się w domu, w sobie. Burzysz się, przełamujesz, zyskujesz akceptację. Prawdziwą? Pozorną? Kto wie?

Nie jesteś gorszy, mniej inteligentny, Pan Bóg nie poskąpił ci urody, talentów. Jedyne czego ci brakuje to dłoń. Ta cholerna dłoń. Umiesz z tym żyć, oswoiłeś dłoń, której ci zabrakło. A gdy trzeba, potrafisz nieźle dać sobie bez niej radę. „Uderz kikutem” – słyszysz głos, któregoś z kumpli podczas bójki. Walisz i przeciwnik zwija się z bólu. Wiesz, ze możesz. Wiesz, że możesz tak dużo, że świat cię nie ogranicza…

Ogranicza, bo jakiś cymbał w pracy, którą ci daje z łaski i na czarno musi wylać na ciebie wszystkie swoje frustracje, wszystkie kompleksy, wszystkie zaszłości.

Dąbrowski w swej książce dokonał ciekawego zabiegu, rozbił ją na dwugłos. Dwugłos bohatera i jego brakującej dłoni. Jednym słowem na ja i kogoś zainteresowanego, ale jednak z zewnątrz. Te obserwacje nie zawsze spójne, jednoznaczne, czynią tę powieść zaskakująco ciekawą, powiedziałbym nawet miejscami odkrywczą. Także dlatego, że nie ma w niej użalania się nad własnym losem, żadnej ckliwości /no może poza sama końcówką i pochyleniem się nad losem swojego amerykańskiego alter ego/, użalania się, przeklinania losu. Życie…

Czytałem książkę Michała, ale dzień ma swoją kolej. I jak to piłkarski wariat, przeczytałem też wywiad z Lukasem Klemenzem, czarnoskórym Polakiem, piłkarzem grającym obecnie w ekstraklasowej Koronie Kielce. Warto przytoczyć jego słowa: „Na pierwszy trening poszedłem w wieku siedmiu lat, ale tak naprawdę nie chciałem na niego iść. I to strasznie nie chciałem! Mam inny kolor skóry. Na podwórku było tak, że na początku koledzy trochę się ze mnie śmiali, ale z czasem wszystko było w porządku. Bałem się jednak poznawać nowych ludzi i wchodzić w nowe otoczenie. Nie lubiłem tego. Na ten trening poszedłem po namowach wuefisty. Za pierwszym razem odmówiłem, ale w końcu dałem się przekonać”.

Każdy ma swoją drogę? Traumę? Granice do złamania?

 

Michał Dąbrowski – Dłoń, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2011, str. 203.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko