Piotr Wojciechowski – Odrzucając nienawiść

0
327

Piotr Wojciechowski



Odrzucając nienawiść


piotr-wojciechowski1.Zabij obcego – czy miłuj nieprzyjaciół?

Do wielu lęków współczesności dołączają nowe – boimy się terroryzmu, boimy się Islamu. A także boimy się swojego lęku. Strach łatwo zamienia się w nienawiść. Strach może odebrać wolność. Wolny człowiek, który się boi, może stać się zwolennikiem kogoś, kto obieca – ja cię obronię. Może stać się niewolnikiem swojego obrońcy.

   W zmieniającym się szybko świecie chciałbym żyć jak wolny człowiek, nie jak czyjś poddany. Nie chcę dźwigać ani brzemienia lęku, ani jarzma nienawiści. Dlatego ciągle od nowa próbuję porządkować myślenie i emocje. Co do natury ludzkiej nie mam złudzeń. Wierzę za to w siłę chrześcijaństwa, wierzę w kulturę. Ale muszę pamiętać –  z paleolitu wyszliśmy z jednym nakazem moralnym: Zabij obcego, nim on zabije ciebie. I kilkadziesiąt tysięcy lat musiało potrwać, zanim zrodziła się etyka wzajemności, która proponowała – nie chcesz być zabity, to nie zabijaj. Za jednego zabitego naszego niech będzie zabity jeden obcy. Tu jakby rodziło się handlowe spojrzenie na moralność. Jeden ząb za jeden ząb. A potem przyszedł Jezus i postawił wszystko na innej płaszczyźnie – zaproponował, aby miłować nieprzyjaciół. A mówił też, że czasem trzeba „mieć w nienawiści ojca, matkę i braci” – sprzeciwić się prawom plemiennym  w imię prawa miłości.

Ilekroć próbuję rozwiązywać supły ludzkich spraw  – w moim pisaniu – w moim życiu – w otaczających mnie układach społecznych – dochodzę do przekonania, że inercja rządzi. Nie reagujemy na teraźniejszość, na współczesność, na sytuację chwili. Spóźniamy się, myślimy kategoriami minionych lat, minionych wieków, minionych okresów geologicznych. Tak więc  w naszej świadomości, naszych postawach, trwają obok siebie, działają, prowadzą nas, mozaikowo zmieszane resztki różnych pokładów dawnej świadomości. To nie jest tak, że jedne nakazy zastępowały drugie. One się na siebie nakładały, przenikały, tworzyły w mózgach plastyczny chaos. Dziedziczymy ten chaos. Mamy w mózgu słuszne przyzwolenie na inny niż zerojedynkowy sposób organizowania wiedzy i emocji.  I każdy z nas nadal ma gdzieś w podświadomości zarówno „Zabij obcego” jak i wszystko, co przyszło potem.

 W tym czasie, kiedy rodziły się totalitaryzmy, na początku minionego wieku, żył w Austrii pisarz o wykształceniu ścisłym, znawca praw fizyki, człowiek z dyplomem inżynierskim, Robert Musil. Przytoczę cytat z jego najważniejszego dzieła, aby pokazać, że nasze spotkanie z Obcym, spotkanie z Islamem także, musi się liczyć z tymi upiorami, jakie tłoczą się w piwnicach naszej nieświadomości.

2.Robert Musil napisał.

Napisał w powieści CZŁOWIEK BEZ WŁAŚCIWOŚCI te słowa: Mnóstwo ludzi czuje dziś pożałowania godny antagonizm wobec mnóstwa innych. Stanowi to jedną z zasadniczych cech naszej cywilizacji, że człowiek jest wobec bliźnich, żyjących poza jego kręgiem, głęboko nieufny, tak że nie tylko Germanin Żyda, ale również futbolista pianistę uważa za istotę niższą i niezrozumiałą. Ostatecznie każda rzecz istnieje jedynie dzięki temu, że posiada granice, co stanowi już samo w sobie pewnego rodzaju wrogi akt wobec otoczenia.

 Gdyby nie było papieża, nie byłoby i Lutra, a gdyby nie było pogan, nie istniałby papież. Dlatego nie da się zaprzeczyć, że najintymniejszy kontakt każdego człowieka z jego bliźnim  polega właśnie na odseparowaniu się od niego.

3.Pakistan, dwadzieścia lat temu.

     Ponad 20 lat temu dane mi było pojechać do Pakistanu, pani premier Benazir Bhutto zaprosiła intelektualistów z całego świata na kongres do siebie. Spędziłem kilka dni w Islamabadzie, zrobiliśmy parę wycieczek. Oprócz tłumaczy-orientalistów, w delegacji polskiej byli pisarze Jan Józef Szczepański i Tomasz Łubieński. No i ja. Zapamiętałem pełne znaczenia rozmowy z intelektualistami muzułmańskimi z Pakistanu, sunnitami, a także z naszym kierowcą, szyitą ożenionym z sunnitką. Wszyscy oni byli głęboko zatroskani młodzieżą, wpływem, jaki ma na tę młodzież cywilizacja zachodnia przenikająca coraz intensywniej dzięki telewizji satelitarnej. Opowiadali o tym, że chociaż  zakazane są anteny satelitarne na dachach, młodzi masowo kupują je na czarnym rynku i umieszczają na strychach.

   – Te wasze bezwstydne chrześcijańskie  filmy, te chrześcijańskie pokazy mody z nagimi prostytutkami, te chrześcijańskie tańce lubieżne, wideoklipy, reklamy erotyczne – mówili zgorszeni. – To nam zabiera młodych, uciekają od szkół koranicznych, nie chcą słuchać rodziców ani duchownych. Jeżeli tego chrześcijanie nie zatrzymają – sytuacja będzie rozpaczliwa. My będziemy musieli coś zrobić.

Nie chcieli i nie mogli przyjąć, że czym innym jest chrześcijaństwo, a czym innym ta cywilizacja która na glebie chrześcijańskiego świata wyrosła, czyn innym chrześcijaństwo, a czym innym  świat nowej techniki, nowych broni, nowych obyczajów, praw człowieka, wolnego rynku, karier, dostatku. Powtarzali – że propagowana w telewizji satelitarnej nasza cywilizacja uwodzi i fascynuje, zmienia ich młodzież. Powtarzali – coś będziemy musieli zrobić.

4.Wojna obronna Islamu

   11 września 2001 roku byłem w Hiszpanii. Z Polski dodzwoniła się córka. Biegnijcie do telewizora, coś stało się w Nowym Jorku! Poszliśmy do telewizora – w paru knajpach i restauracjach Hiszpanie spokojnie oglądali rozgrywki piłkarskie. Dopiero w pustej kafejce prowadzonej przez dwie Argentynki zobaczyłem samolot przebijający Bliźniacze Wieże. Pojąłem wtedy – oni  zaczęli robić to coś, aby się obronić. Wydawało się im, że uratuje ich tylko wojna obronna Islamu przeciw cywilizacji Zachodu.

  Kiedy takie rzeczy mówię lub piszę – można mi zarzucić, że usprawiedliwiam zbrodniczy terroryzm. Nie, potępiam ten terroryzm. Potępiam nie tylko dlatego, że to jest wojna przeciwko mnie, mojej rodzinie, Warszawie, w której mieszkam. Jako chrześcijanin potępiam z całego serca, bo bardzo bym chciał być posłuszny nakazowi miłowania nieprzyjaciół. Wiem, że Islam to religia pokoju, że większość świata islamskiego nie chce tej wojny, że na dziesiątki, setki, może nawet tysiące można liczyć wypowiedzi mułłów, imamów, ajatollahów, potępiające tę wojnę lub przynajmniej odcinających się od terroryzmu.  Żaden z nich jednak nie zaprzeczył temu, że są Koranie „wersety miecza”. Są, a więc ci, co ze względów osobistych, politycznych, czy religijnych wierzą w potrzebę wojny obronnej Islamu – mają się na czym oprzeć. Konstatacja, że Islam podjął wojnę obronną i ona będzie się toczyć tak, jak toczy się wojna obronna słabszego  przeciw potężniejszemu agresorowi, jest  ich subiektywną prawdą, przedmiotem wiary.

 A my nie możemy tego przyjąć, musimy to odrzucić! Nie jesteśmy gotowi, aby tę prawdę uznać, choćby dlatego, że to my czujemy się zagrożeni potrójną agresją – demograficzną, imigracyjną i terrorystyczną. A do tego jeszcze my, chrześcijanie jesteśmy zbulwersowani i zawstydzeni milionową pobożnością ludzi Islamu, ich modlitwą, ich systemem jałmużny.

5.Jesteśmy u siebie.

     To nie jest miła sytuacja – być uznanym za agresora. Próbuję temu zaprzeczyć, próbuję więcej zrozumieć. To, co zagraża ludziom Koranu ze strony euroatlantyckiej cywilizacji , zagraża też w jakimś stopniu nam, ludziom Biblii. Zagraża też mnie, katolikowi. Ale nie w ten sam sposób jak im. Cywilizacja rynku, technik cyfrowych, demokratycznych procedur politycznych, praw człowieka, globalnych sieci informacyjnych, rewolucji seksualnej, dominacji banków i korporacji, to jest cywilizacja, która wyłaniała się stopniowo ze świata Rzymu, Aten, Jerozolimy. Rosła w przestrzeni społecznej naznaczonej dziedzictwem chrześcijaństwa, filozofii klasycznej, prawa rzymskiego, mitologii Grecji i Rzymu. Teraz czujemy, że filozofia i obyczajowość  współczesnej cywilizacji w wielu aspektach zwraca się  przeciw  moralności Dekalogu i Błogosławieństw, przeciw Kościołowi, przeciw tradycji kulturowej chrześcijaństwa. My jednak  powiemy  i dalej będziemy mówić – to nasza cywilizacja. Nauczyliśmy się żyć wewnątrz niej, czasem być w centrum, czasem bardziej na marginesie i w diasporze, na razie nie katakumbach.

6.Lustro Islamu

   Niewiele wiemy o Islamie i niewiele wiedzieć możemy. Nawet wiedza uniwersyteckich i medialnych specjalistów ślizga się po powierzchni, notuje etnograficzne czy polityczne fakty. Nawet konwertyta niewiele nam może przekazać o Islamie mówiąc jak gdyby „z wewnątrz”. Bo on jest głównie wewnątrz swojego zamętu intelektualno-moralnego konwertyty. Gdy Muzułmanie mówią o sobie, używają słów, które co innego znaczą dla nich, a co innego dla nas. Nawet takie słowa jak „wiara, religia, tradycja, kultura” co innego znaczą dla Europejczyka z chrześcijańskimi korzeniami, a co innego dla buddysty, wyznawcy Islamu, szamanisty czy hinduisty.

   Myślę, że nasze spotkanie z Islamem ma dla nas wartość spotkania z lustrem. To dzięki takiemu spotkaniu możemy się trochę dowiedzieć o sobie, to siebie możemy w jakimś stopniu wydobyć z mroku, odkłamać, uwolnić od fałszywej dumy czy pozornej samowiedzy. Zbytnio ufamy temu, co się nam wydaje racjonalną analizą, zbyt mało ufamy naszej wyobraźni.

Słabość i lękliwość naszej wyobraźni – to jest sprawa kluczowa, a zaciemnia nam ta słabość obraz świata aż  w trzech obszarach. Po pierwsze – nie jesteśmy skuteczni w wyobrażaniu sobie Obcego. Nie potrafimy wnikać pod powierzchnię doniesień medialnych, faktów etnograficznych czy politycznych ocen.

 Po drugie nie jesteśmy skuteczni w wyobrażaniu sobie tego, co będzie,  przyszłości kraju, przyszłości świata. Politycy potrzebują optymistycznych prognoz, lud potrzebuje pocieszenia. Groźne prognozy mają wartość nie większą niż obyczajowe skandale. Sprzedają się dobrze jako njusy.

 Po trzecie, wyobraźnia nasze nie chce przyjąć tego, że inercja rządzi, jakem pisał. Opornie przyjmujemy fakt, przeszłość nie minęła, że trwa. W rozwoju, usprawnieniu wyobraźni, przeszkadza nam strach, przeraża nas to , co mówi nam wyobraźnia. Nie chcemy jej mieć, bo musielibyśmy jej uwierzyć. Nie chcemy jej wierzyć, bo musielibyśmy się zmienić. Oddać coś z tego, czegośmy się nachapali. Oddać coś z dobrobytu, z praw człowieka, z dobrego mniemania o sobie, Bóg wie co jeszcze? A człowiek Zachodu nie lubi oddawać, jak ma. Kto lubi?

7.Pokusa i zagrożenie.

    To wstyd, ale nie jestem gotów spojrzeć na problem Islamu stając obok Jezusa na Górze Błogosławieństw. Ale wiem – uczciwie było by spojrzeć z tej perspektywy. Nie jestem w stanie zapytać Ducha Pocieszyciela – po co, o Panie, posłałeś nam na spotkanie tych wszystkich ajatollahów, mułłów, imamów? Jak wspólnie z nimi urządzać ze współczesność? Wiem jednak – te pytania powinny być postawione.

 Próbuję sobie wyobrazić przyszłość patrząc również z perspektywy ludzi Islamu. To przeważnie nie są „dzicy” . Oni często bardzo chcą być nowocześni, ale  czują, że ta cywilizacja jest nie ich własna. Jest obca, cudza, niebezpieczna. A jednocześnie kusi ich ona swoim erotyzmem, indywidualizmem, hedonizmem, narcyzmem, bogactwem i różnorodnością. Kusi, bo jest globalna, otwarta, proponująca kariery zdolnym, opiekę leniwym. Przywódcy Islamu chcieliby być ludźmi cywilizowanymi. Wielu z nich skończyło znakomite zachodnie uczelnie. Znają języki i posługują się komputerami. Wszyscy doceniają skuteczność techniki wojskowej zachodu, doceniają sprawność sieci komunikacyjnych. Nie są naiwni, więc   zdają sobie sprawę, jak niewiele znaczą dokonania europejskiego Islamu. Niewielką przecież  drogę przebyto na szlaku zrozumienia i pojednania. Wiedzą też, że Islam jako zwarta formacja kulturowa, religijna i obyczajowa nie może współżyć z cywilizacją globalnego rynku medialnego, swobodnego przepływu ludzi, idei, towarów, nie może wtopić się w ten model liberalno-demokratycznego społeczeństwa. Do tego w bardzo wielu krajach Południa Islam jest religią państwową. Islam jest tak związany z polityką, jak chrześcijaństwo związane było z polityką w XII czy XIII wieku.

 Myślę, że dla islamskich przywódców politycznych i religijnych wojna jest takim samym nieszczęściem i zgrozą jak dla mnie. Wygląda też,  że  ci nastawieni pokojowo są  tak samo jak ja bezradni wobec pełzającej wojny, wobec terroryzmu, który nie jest ani religią, ani organizacją, ani tworem państwowym, chociaż z tym wszystkim się wiąże. Tak samo jak wiąże się z pewną sferą patologii psychicznych. Terroryzm jest niczym innym jak rodzajem broni, sposobem walki. Metodą, która podejmują słabsi.  Kto chce zwycięstwa, a nie ma pieniędzy na rakiety, czołgi, samoloty i drony, sięga po tę broń. Czy jest to metoda walki bardziej brudna niż inne? Pewnie tak. Terroryści jednak wmawiają sobie, że słabość jest usprawiedliwieniem, że upoważnia ich do odrzucenia etyki.  Terroryzm islamski zabija więcej ludzi Islamu niż ludzi cywilizacji euroatlantyckiej. Dla nikogo nie może to być pociechą.

8.Kwadratura koła ratunkowego – Dialog a tolerancja.

    Gdy mówi się o sposobach wyjścia z sytuacji pełzającej wojny, wzajemnej nieufności, agresji słownej wyrażającej nienawiść – mówi się o tolerancji i dialogu. Trzeba uczciwie rozpatrzyć te możliwości, czy nie są to poczciwe lecz puste słowa pocieszenia?  Przede wszystkim – kogo dotyczą. Ani tolerancja, ani tym bardziej dialog, nie jest drogą dla tych, którzy wybrali terroryzm. Może jednak rozwinięta kultura dialogu zachęcać niektórych, aby nie wybierali drogi terroryzmu. Tolerancja może eliminować pewną ilość konfliktów, opresji, które są argumentami dla terrorystów.

Czy nie jest tak, że tolerancja wyklucza dialog? W jakimś stopniu są to postawy konkurencyjne, chociaż nie wykluczające się. Skoro tolerancji nie wymaga to, co jest dobre, a tolerowanie zła jest niegodziwe, obszarem jej działania może być tylko szara strefa wątpliwych ocen, zmienności, niepewności. Jeśli chcemy mieć święty spokój, do tej strefy odnosimy się z pełną tolerancją. Odwracamy się od niej obojętni, utożsamimy ją na wyrost z tym, co dobre.

Możemy też uczynić strefę zmienności i niepewności przestrzenią dialogu – szukając tam partnerów, uzgadniając język rozmowy, pojęcia sporne, wspólne zasady. To trudniejsze, wymagające więcej pracy i wiedzy, niż hurra-tolerancja. To także lepiej zabezpiecza przed przykrymi niespodziankami.

Tolerancja ma w cywilizacji euro-atlantyckiej lepszą prasę niż dialog, jest bez warunków wstępnych akceptowana, ma swoich fundamentalistów tolerancji. Zwolennicy tolerancji to w większości ludzie żyjący dziedzictwem etyki wzajemności, oczekujący, że tolerancja stanie się powszechna i symetryczna. Są oni skazani na częste przeżywanie zawodu – ten, kogo się toleruje, często czuje się odrzucony. Ten, kogo się toleruje, tylko w wyjątkowych wypadkach czuje się zobowiązany do tolerancji. Nie tak dawno otwierałem w Warszawie wystawę moich rysunków „Kontratak rysownika”. Do przyjaciół, którzy przyszli zobaczyć, co rysuję, powiedziałem na otwarciu to, co teraz chcę tu powtórzyć:    „Marzę, aby w Europie prawo do wypowiedzi łączyło się z obowiązkiem uszanowania godności człowieka, uszanowania jego wiary. Historia próbuje nas wlec w złą stronę od czasu, gdy radykalnie rozdzielono od siebie prawa człowieka i obowiązki człowieka, rozdzielono prawa obywatela i obowiązki obywatela, rozdzielono prawa gościa i obowiązki gościa.”

Dialog, jak pisałem, jest trudny. Czy nie jest tak, że demokracja i Chrześcijaństwo ciągle jeszcze nie w pełni dorosły do dialogu?  Na co dzień możemy obserwować dzieje i osiągnięcia dialogu wewnątrz chrześcijaństwa. Z mediów i praktyki życia codziennego znamy struktury dialogu na wielu poziomach demokratycznego życia parlamentarnego i samorządowego. Wiele wiemy o skuteczności tego dialogu, jego nieskuteczności, możemy więc jako-tako prognozować tempo i zasięg dialogu między cywilizacją Zachodu a rozmaitymi przedstawicielstwami Islamu.

Czy nie jest jednak tak, że celem terroryzmu jest wykluczenie dialogu? Czy dynamizm zła w terroryzmie nie jest większy niż dynamizm dobra wśród ludzi dialogu?

  Widzę, że w tym miejscu nie da się już kontynuować pisania inaczej, jak waląc znaki zapytania- jeden za drugim. Trzeba skończyć, iść gdzieś po odpowiedzi. Dokąd się udać? Może posłuchać polskich Tatarów, może iść w stronę Bohoników i Kruszynian? Kilkaset lat dialogu i tolerancji, może oni przechowują jakie tajemnice?


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko