Jan Stanisław Kiczor – Dociekliwość kowala-artysty

0
174

Jan Stanisław Kiczor



Dociekliwość kowala – artysty


 

dom-bez-wyjsciaNikomu do głowy na ogół nie przychodzi, aby własną ciekawość tego kim jest on sam, najbliższa rodzina, sąsiedzi, dlaczego osiedlili się tu właśnie, a nie gdzie indziej  i jakie były tego powody w przeszłości nie pamiętanej nawet przez najstarszych – rozbudować o elementy historycznie wiarygodne i całość ubraną przez własną wyobraźnię w postaci ożywionej legendy – przekazać.

Zapewne łatwiej bobrując po herbarzach szukać (z nadzieją) koligacji z wielkimi rodami, czy dociekać (często urojonego) własnego szlachectwa i dowodów na takowe.

 

Tzw. „prosty człowiek”, wolny od tego typu „obsesji”, a jednak ciekawy swojego miejsca w świecie, podchodzi do sprawy bardziej racjonalnie i przy okazji z dużo lepszym efektem.

 

Mam przed sobą drugą (pierwsza: „Z koniem w herbie” została wydana przez Krakowski Klub Artystyczno-Literacki w 1996 r., ISBN 978-83-85816-42-3) książkę  Ryszarda Józefa Kurka  pt: „Dom bez wyjścia – legenda Beskidów”, wydaną  całkiem niedawno przez Wydawnictwo „Pisarze.pl”.

 

Powody jej napisania Autor wyjawia sam: „… Przy końcu – pod szczytami Lipskiej i Gołuszkowej Góry – kolejny raz kamienisty szlak się rozdwaja. Właśnie na prawym koniuszku tej ulicy, w połowie stoku Gołuszkowej, wśród kilku domów siedliska Knapiki, rozpościerała się dziedzina moich przodków…”

„… Ta książka, jest moją – po prawie pięćdziesięciu latach pisaną – odpowiedzią, na nurtujące mnie wtedy pytania: – Skąd przyszli i dlaczego akurat tutaj zamieszkali pierwsi mieszkańcy tych gór, dolin i lasów?  – Dlaczego w najbardziej niedostępnych miejscach, daleko od sąsiadów, wśród przepastnych lasów, zakładali swoje siedliska?  Po latach dociekań, po wysłuchaniu wielu miejscowych gawędziarzy, a także z lekcji historii, wiem, że wszystko się zaczęło w czternastym wieku. Z powodu kaprysu jednego, okrutnego rycerza…”

 

Znamy już powód pisania. Pisania osadzonego w geograficznych realiach Beskidu Małego, co pozwala bardziej dociekliwemu czytelnikowi odnaleźć owe miejsca, strumienie, potoki, wzgórza, wędrując choćby współczesnymi szlakami turystycznymi pasmem Żurawnicy.


Gołuszkowa Góra (715 m n.p.m.) – góra w Paśmie Żurawnicy w Beskidzie Małym. Wznosi się w centralnej części pasma, w jego głównym grzbiecie, pomiędzy Żurawnicą (na zachodzie) a Żmijową (na wschodzie). Z uwagi na usytuowanie i rozległość stanowi centralny element pasma. Jej dość strome i mocno rozczłonkowane, północne stoki, opadają ku dolinie Tarnawki, znacznie bardziej zwarte stoki południowe – ku dolince lokalnego dopływu Stryszawki, natomiast południowo-wschodnie – ku amfiteatralnie zakończonej dolinie potoku Błądzonka.

Północnymi stokami Gołuszkowej Góry, nieco poniżej jej szczytu, biegnie czerwono znakowany szlak turystyczny z Zembrzyc na Groń Jana Pawła II, natomiast stokami wschodnimi a następnie północnymi kopuły szczytowej – zielono znakowany szlak z Suchej Beskidzkiej w masyw Łamanej Skały.

Z położonych na południowych stokach, dość wysoko pod szczytem, polan rozciągają się rozległe widoki na Beskid Makowski i Beskid Żywiecki z Babią Górą włącznie.

Skoro już wszyscy wiedzą, gdzie się znajdujemy, pozostaje wyciszyć się, wyostrzyć wyobraźnię i cofnąć  w pradzieje:

Pan okolicznej krainy, z nadania księcia (na zamku w Żywcu) – rycerz, okrutnik, pan życia i śmierci, zwany Ragus, z kolejnej wyprawy (poza dobrami innymi) przyprowadził gromadę jeńców z dalekiej Persji. Jeńcy ci, gorzej od bydła traktowani,  „… będąc już maksymalnie udręczonymi, zaczęli wołać głosami rozpaczy w swoim dziwacznym języku, co jako żywo za wycie można było uznać…”

„… – jeśli wyją jak wilcy, to między wilki trzeba ich wysłać – zarządził (Ragus). Wnet kazał kowalowi na ich czołach piętna wypalić, mężczyznom obciąć włosy, kobiety pohańbić. I tak, do reszty poniżonych, popędził batem tam, gdzie niepodobna żyć… na szczyt tej góry…”

„…a zbliżała się zima…”

 

Rzecz nie w tym, aby książkę tu opowiadać. Tę, przeczytać należy. Dają się w niej wyodrębnić niejako trzy części;

 

Część pierwsza to właśnie owa walka o przetrwanie tej grupy jeńców zostawionych samym sobie na okres zimy. Walka nierówna,  bo w obcym terenie, znikąd wcześnie nieznanym, z dzikim zwierzem (wilki, niedźwiedzie, rysie), walka o pożywienie, o sen, o ciepło, ale też o relacje w grupie, gdzie śmierć bardziej wybawieniem niż klątwą być mogła.

 

Część druga to jakby z innej beczki. Dwóch  giermków rycerskiego stanu (jakże inaczej – przednich szubrawców) śniąc swój sen o bogactwie, idzie w góry zapolować na „dzikusa” i jego bestię (oswojonego wilka) zdopingowani obiecaną hojną nagrodą przez  zamkowego dostojnika. Oczywiście droga upływa im na kombinacjach jakby tu wspólnika przechytrzyć, samemu nagrodę zgarnąć. Kończy się to w sposób którego zapewne nigdy w najczarniejszych snach, nie przewidywali.

 

Część trzecia to efekt wyprawy przeciwko Krzyżakom (na prośbę księcia mazowieckiego), z której to Ragus  w podziale łupów wojennych dostaje jeńców z terenów dzisiejszych Mazur.

Tych postanawia osadzić na owej górze  (gdzie wcześnie wysłał jeńców z części pierwszej),

Nawet ich wyposaża w podstawowe narzędzia, licząc, że się osiedlą, a jeśli nawet znajdą kogoś, kto przetrwał z poprzedniej grupy, to go  unicestwią.

 

 Wszystkie te części  cały czas wzajemnie na siebie akcją się nakładają, uzupełniają, wzajemnie warunkują i z siebie wynikają.

Autor obdarza nas opisami przyrody, jej gwałtowności, nieprzewidywalności,  choć nie zanudza, opisy te bowiem mają na celu bardziej dookreślać, czy uzasadniać rozwijającą się akcję, niż epatować czytelnika samym istnieniem. Mamy więc burze śnieżne, żywioł roztopów, czeluście pieczar, nocne walki z watahami wygłodniałych wilków itp.

 

Jako kontrapunkt do nieujarzmionych sił przyrody, autor przedstawia zachowania ludzkie. Upór, zawziętość, odwagę, ale też miłość, troskę, poczucie obowiązku, szacunek, ochronę słabszych, czy nawet umiejętność wybaczania.

Mamy jasno zarysowane charaktery. Te dobre i te złe, podstępne i niegodziwe.

 

Autor buduje sytuację w sposób klarowny, nie rozwleka akcji, używając zdań w miarę krótkich, bez zbędnych ozdobników. Wszelkie narracje są treściwe, rzecz można – lakoniczne. Ot, tyle by się porozumieć w ważnych kwestiach. To sprzyja potoczystości całej narracji książkowej, która nie nudzi i książki na bok nie pozwala odłożyć, bo… co dalej…?

 

Polubiłem ją (ową książkę) za jeden jeszcze szczegół. Autor każdy kolejny rozdział poprzedza krótkim jakby opisem, co się wydarzy.

Na  przykład:  – Rozdział XII Niewolnicy z północy poznają góry. Żubr atakuje. Ratunek opatrzności. Noc na drzewie. Choroba dziewczyny. Szaleńczy bieg po ratunek. Wpadka.

 

Polubiłem, bo pamiętam posiadany przez siebie zbiór powieści Juliusza Vern’a, w którym rozdziały podobnie były „rekomendowane”.

 

Ktoś, kto chciałby szukać tzw: „momentów”, będzie rozczarowany. Brak intryg, westchnień i temu podobnych elementów godnych „Harlekina”, więc miłośnicy tego typu „wydarzeń” nic dla siebie nie znajdą.

 

W sumie można całą książkę zaliczyć do serii przygodowej.

 

Gdyby nie „poprawność” nazwałbym tę książkę ”męską”. To mężczyźni tu walczą, cierpią, pracują, kopią groby i płaczą. Kobiety, owszem, są, ale jakby bardziej w cieniu, choć ich trud walki o przetrwanie  także jest zauważalny.

 

Autor kończy swoją książkę niespodziewanie: gdy druga grupa jeńców (Mazurzy) spotyka na podszczytowej polanie  resztkę z grupy pierwszej. Nie zdążyli na siebie zareagować. Słowa powiedzieć. Oswojone wilki tych pierwszych były szybsze. Nie, nie zaatakowały, nie pogryzły… zmusiły tylko do leżenia…

To trochę tak jak w niektórych serialach telewizyjnych: „to be continued”

 

Od autora wiem, że szykuje kolejną część. Zaciekawił, więc z niecierpliwością oczekuję.

 

Ryszard Józef Kurek – Dom bez wyjścia  – legenda Beskidów , Wydawnictwo  Pisarze.pl

ISBN 978-83-63143-33-6  Warszawa 2015 str.369


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko