Z lotu Marka Jastrzębia – Taka gmina

0
119

Z lotu Marka Jastrzębia

 

TAKA GMINA

 

Nie tak dawno oglądałem serial Agnieszki Holland „Ekipa”. Rzecz dzieje się w Polsce i dotyczy polskiego rządu. Polityczna fikcja, lecz bardzo prawdopodobna. Premierem zostaje profesor, wykładowca, marzycielidealista, człowiek do bólu uczciwy. Dostrzega istniejące absurdy i syfy, a jako naiwniak oderwany od realiów, stara się je zmienić. W miarę postępu akcji przekonuje się, że nie może zmienić NICZEGO, że nawet jako osoba najważniejsza w tym rządzie liczyć się musi z koalicjantem, układami, intrygami, opozycją. Zatem człek doszczętnie szlachetny i mimo to chcący się zajmować polityką, zaczyna pieprzyć jak reszta lub odchodzi.

M.J


jastrzab-marekPodobno istniał kiedyś zwyczaj pisemnego reagowania na listy. Podobno był przestrzegany nie tylko w prywatnej korespondencji, między zwykłymi śmiertelnikami,   ale nawet wśród urzędników. Grzeczność nakazywała odpowiedzieć. Odzew świadczył o szacunku odbiorcy do adresata. Milczenie – o pogardzie wobec petenta.  Pogarda – o braku wychowania (konstrukcja naszego prawa jest pod zdechłym Azorkiem, ponieważ od jakiegokolwiek urzędu nie można  doprosić się sensownej odpowiedzi, obywatel zaś, gdy ją ewentualnie uzyska i gdy jest dla niego krzywdząca, odwołać się od niej MUSI w ustawowym i nieprzekraczalnym terminie; jeśli spóźni się choć o sekundę, czekają go  sankcje, rygory, odsetki…).

 

Lecz od kiedy na eksponowanych stanowiskach najjaśniejszej administracji zainstalowani się przypadkowi biuraliści, zwyczaj ten został wytępiony jako nieżyciowa tradycja poprzedniego ustroju, a regulaminowy czas na udzielenie odpowiedzi odszedł do nostalgicznej krainy wiecznych wspomnień.

 

W odróżnieniu od urzędników z prawdziwego zdarzenia, obecni buchalterzy z MKiDN  nie widzą człowieka. Widzą natomiast kasę i moce przerobowe, bilanse i zyski; kultura, to dla nich fabryka wytwarzająca śmieci. Rozsiedli się, rozmnożyli, pod pozorem nawału i doniosłości wykonywanej pracy opanowali gabinety lub kancelarie, a biedni ministrowie zostali zredukowani do roli reprezentacyjnych figurantów.

 

*

Nie tak dawno pisaliśmy w różnych sprawach listy kierowane bezpośrednio do ministrów. A to o dotacjach do kultury, a to o likwidowanych wydawnictwach, a to o idących na zatracenie periodykach jak „Migotania” czy nasz tygodnik PISARZE.pl. Listy otwarte, apele o pomoc, dramatyczne supliki skierowane do ludzi wymienionych z imienia i nazwiska. I choć pod nimi znajdowały się popierające podpisy osób i literackich organizacji, adresaci nie raczyli się odezwać. Wysłaliśmy też wniosek o finansowe wsparcie rozwoju naszego tygodnika. We wniosku argumentowaliśmy: początki zostały zrobione, pismo jak na tematykę ma zasięg-odbiór ogromny, poruszane w nim problemy jak widać są interesujące, teraz tylko potrzeba finansowego zastrzyku. I podaliśmy, na co.

 

Podejrzewam, że ministrowie nawet o nich nie wiedzieli. Nie mieli pojęcia, ponieważ OSOBIŚCIE, z własnej inicjatywy nie wpadli na pomysł, by zobaczyć, czego dotyczą owe listy, co zawierają, jakie są powody ich wystosowania. Nie zrobili tego, gdyż są pozbawieni decyzyjnych możliwości; czytają tylko te teksty, które interesują sekretarkę lub odźwiernego.

*

Ogólnie sądzi się: jaka informacja, taka decyzja. Jeżeli o tym, co jest, a co nie jest istotne dla kultury, dla jej rozwoju poprzez ciągłość i ewolucję środków przekazu, jeżeli o tym, co trafia na biurko ministra wyrokuje człowiek niemający elementarnych wiadomości na temat potężnej i niedocenianej roli Internetu w upowszechnianiu kultury, to nie dziwi mnie, że w naszym wypadku zapadła – odmowna.

 

Nie dziwi, a mimo to odczuwam gorycz. Wstydzę się za nich. Dlaczego? Bo szary obywatel pisze petycję w bulwersującej go kwestii, żali się, że nikt nie chce z nim o niej gadać, oczekuje, że może ktoś zmiłuje się i w końcu ją rozpatrzy, i choćby podpowie, co dalej, trafia na mur i słyszy: nic z tego. Pracownik administracyjny zawyrokował: nie na ministerialne biurko suplika trafi, ale do spluwaczki.

 

Ps. Wątpię, by ludzie o chłodnym sercu przejęli się moją wypowiedzią, lub, generalizując, jakąkolwiek wypowiedzią pochodzącą od literatów. Przekonać ich może tylko utrata zajmowanego stanowiska uprawniającego do podejmowania skopanych decyzji. Na co się jednak nie zanosi.

{jcomments off}

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko