Andrzej Walter – O Polsce … jak zwykle

0
101

Andrzej Walter

 

O Polsce … jak zwykle

 

 

Artur Markiewicz4   W jednym ze styczniowych numerów sobotniego dodatku Rzeczpospolitej „Plus-Minus” opublikowano wywiad z Panią Zofią Romaszewską – żoną niedawno zmarłego senatora Zbigniewa Romaszewskiego zatytułowany „Obywatelka Romaszewska”. Sądzę, że Pani Romaszewska powiedziała wiele ważnych spraw o współczesnej Polsce, które mogą i powinny stać się tezami do dalszych rozważań.

 

… „my ze Zbyszkiem uważaliśmy, że naszym obywatelskim obowiązkiem jest walka nie z naszym państwem, ale przede wszystkim pomoc ludziom, przez to państwo prześladowanym” …

 

   Dziś wydaje się, że nie ma nic prostszego niż być – Obywatelem …

 

„wydaje się wystarczy, że będziemy interesowali się losami naszego państwa, chodzili na wybory i sumiennie płacili podatki …”

 

Tak. Cóż jest trudnego w byciu obywatelem?

Zacytuję znów Panią Zofię, w zdaniu, z którym w pełni się zgadzam …

 

„Moim zdaniem mamy czasy bardzo trudnego obywatelstwa (…):

 

Mamy:

 

prawo, którego powinniśmy przestrzegać, lecz jest ono bardzo rozbudowane i napisane w taki sposób, żeby mało kto je rozumiał;

 

zachodnia cywilizacja ewoluuje z systemu obywatelskiego w system podległości. Mamy niczego nie wymagać, tylko wykonywać. I paradoksem jest fakt, że tę podległość wymusza się za pomocą edukacji, informacji i ideologii typu „róbta co chceta”, w którą przekształcił się ruch praw człowieka;

 

– (jesteśmy) indywidualistami, którzy siłą rzeczy nie stanowią zwartej grupy skupionej wokół jakiegoś celu łatwiej manipulować (…) efekty takiej postawy obserwujemy w naszej polityce, w ostatnich czasach składa się ona wyłącznie z kombinacji, które mają przynieść sukces w postaci zajęcia stanowiska, a nie zrealizowania określonego programu i rozliczenia się z niego przed wyborcami;

 

władza nie zamierza się z niczego tłumaczyć, w zamian za to urządza nam igrzyska;

 

– nawet płacenie podatków jest jest trudne, bo żeby płacić z przekonaniem, to trzeba wiedzieć, na co zostaną wydane pieniądze, a władza robi wszystko, żebyśmy się tego nie dowiedzieli;

 

– życie stało się sztuczne. Udajemy, że w Polsce jest demokracja, udajemy, że coś sprawdzamy i na coś mamy wpływ

 

Nie ma w Polsce demokracji? …

 

Nie ma. Dla mnie demokracja oznacza, że rząd się liczy z moim zdaniem, a tak nie jest. Rządowi zależy tylko na moim głosie. Jeżeli uznamy, że same wybory wystarczą, byśmy zdefiniowali nasz system jako demokratyczny, to owszem, mamy demokrację. Moim zdaniem to nie wystarcza… Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach w wyborach największą rolę odgrywają pieniądze, więc to taka demokracja najzamożniejszych.

 

Tyle, Pani Zofia Romaszewska. Przytoczyłem powyższą wypowiedź, a w zasadzie jej kwintesencję, gdyż poruszamy te sprawy od dłuższego czasu. Wielu udaje, że problemu nie widzi, albo że wciąż powtarzamy to samo, a i tak nic się z tym zrobić nie da. Bywa i gorzej, że wielu uważa, że powtarzamy to samo, ale nic nie trzeba robić i są to tylko nasze wymysły. Celowo wkładamy szprychy pomiędzy koła dobrze toczącej się machiny. Przecież tyle przez te 25 lat osiągnęliśmy.

 

   Osiągnęliśmy – to prawda, wiele. W stosunku, w porównaniu, odnosząc do … I być może istotnym jest to odniesienie. 45 lat komuny zniszczyło ten kraj. Teraz … jest lepiej. Tylko, że tak generalnie jest źle. Właśnie z przyczyn, które podniosła Pani Romaszewska, a które wielu z nas widzi gołym, nie ubranym, okiem. Oko dziś bowiem ubrane bywa zbyt często szkłem ekranu.

 

   Chaos prawny, system podległości, stada indywidualistów, kombinacje polityczne, arogancja władzy i sztuczność obecnego życia społecznego. A ty Walter znów o tej polityce!? Oj, nieładnie, nieładnie.

 

   Diabeł tkwi w tym, że tak właśnie naprawdę jest. Nic nie pomogą zaklęcia optymistów, nie pomogą, pod odpowiednim kątem przekazywane informacje z ekranów, nie uratują nas krzepiące stwierdzenia zadowolonych z siebie i otoczenia półinteligentów. Staczamy się w przepaść. Tyle, że jej nie widać. Jest skrzętnie zakryta: ubitą pianą oraz pełnej krwi klakierami bezrozumnie podnoszącymi tumult z lewej i prawej.

 

   Pytanie tylko – czy i Europa nie stacza się w tę samą przepaść? I co będzie jeśli spadniemy tam razem? Czy sam fakt, że biedniej, ale raźniej jest w stanie zrekompensować nam upadek na zbity pysk?

 

   To są pytania retoryczne. Możemy zaciskać pięści, zagryzać zęby i cedzić przez nie – ratujmy co się da. Tylko po co? Po co, skoro nawet pisanie o tym, czy głoszenie tego, wobec potężnej machiny propagandy jest czystym snem wariata?

 

   Przykład pierwszy z brzegu. Frank szwajcarski.

 

   Narodowy Bank Chorwacji usztywnia (sztucznie) kurs franka sprzed całej tej akcji gigantycznego wzrostu. Słowem przekaz jest taki – pomagamy ludziom, niech banki też wezmą na siebie część ciężaru (pewnego aspektu) katastrofy – zwłaszcza, że ich akcja kredytowa nie była taka „bez winy”. Część banków doskonale wiedziała ile ma środków we frankach, limity im się wyczerpały, a pomimo tego dalej udzielały tych (dla nich również bardzo korzystnych) kredytów, na zasadach po prostu denominacji rodzimej waluty. A u nas? Tytuł z rana. (Onet.pl czy inna Wp.pl …) Polski poseł, polskiego Sejmu: – „Widziały gały co brały!”. Pominę poziom werbalny czy elegancję tej wypowiedzi. Widzą też gały, kto nami rządzi. Ale to typowy przykład jak jest w Polsce. I zostawmy już tych nieszczęsnych kredytobiorców (w znacznej mierze młode małżeństwa, dla których była to jedyna szansa na „własne”) … skupmy się na podejściu.

 

   Ta arogancja podejścia bowiem nie jest cechą tylko polityków. Oni są jedynie „na świeczniku”. Ta arogancja towarzyszy nam w życiu. Spotyka nas od Nowaka i Kowalskiego, czynimy ją też sami, na każdym kroku, a wszystko wraca do nas siłą bezwładu jak bumerang. Potem jedzie ktoś, dajmy na to do Holandii i nie wierzy własnym oczom widząc życzliwych (sobie nawzajem) ludzi … Złudzenie? Oj, niestety nie.

 

   Polska jest krajem chaosu, bezwładu, arogancji, jarmarcznego cwaniactwa. Egalitaryzm społeczny krzewiony przez 45 lat nadal zbiera owoce. Ba, dosadza się nowe ich odmiany, coraz bardziej egzotyczne. Użyźnia glebę, nawozi podłoże. Tworzymy wręcz owocowy sad wzajemnych: żali, pretensji, nienawiści. Podzieleni na pół – bezideowi, albo bogoojczyźniani nie znamy stanów pośrednich, nie znamy umiaru (jak Czesi), nie wiemy, co to dystans. I wreszcie nie chcemy sami decydować o sobie. Niech zrobią to Oni. I jest nam coraz bardziej wszystko jedno kim są Oni. Przecież „zawsze” byli jacyś Oni … Pies im … demokratycznie, twarze lizał …

 

   „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie” – jak mawiali Pawlakowie, czy Kargulowie. Ależ tak – to, wciąż, właśnie nas śmieszy. Nasze pawlakowe czy kargulowe alter ego. Nasze lustro, w którym widać twarz z plakatu posła X podreperowaną w Photoshopie.

 

   Obietnice (społeczne, polityczne, wyborcze) rzuca się jak kwiatki w Boże Ciało, wolne chwile spędza się gromadnie na wyprzedażach marketów, a współplemieńca traktuje się jak zło konieczne. I nawet bunt się już nie układa. Bunt się stępia nie widząc sensu, przyczyny i winy…

 

   I kiedy tak Walter jojczy jak nienakarmiona kura, Walter też wie, wie z rozmów z wieloma ludźmi, jak wielu z nich też to wie … i jak nie wie – co z tym zrobić. Nigdy się zatem już nie dowiemy niczego więcej. Bo jest nam to niepotrzebne. Ważne by mieć koryto, swój własny prywatny chlewik, pochrząkać sobie głośno od czasu do czasu, ordery przypiąć, bukiety wręczyć i tęgo poklaskać. Aż do zdarcia naskórka. Potem można pooglądać zdzieranie napletka i wiele sensacji z tym związanych. I pobiadolić – jak to źle jest z tą kulturą, aj, aj, przecież to nie boli.

 

   Dziś nic prostszego, jak być Obywatelem. Raz w roku wrzucić złocisza do puszki, albo kartkę do urny, wrzucić śmieci do pieca, a w koszty lewy rachunek. Wyjść na ulicę z rasowym psem i spojrzeć z pogardą na właściciela kundla. Zasiąść za kierownicą BMW z instalacją gazową (kapelusze z głów) i popędzić, hen przed siebie – na złamanie karku (najlepiej sąsiadowi) …

 

Oto Polska właśnie. Piękniejsza, nowocześniejsza, szczęśliwsza. Kiedy spełnimy już swój obywatelski obowiązek, możemy skrobnąć donosik, albo dopisać coś adekwatnie a propos na tweetera czy facebooka. Aby palce nie skostniały. Niechaj moja kpina będzie wprost proporcjonalna z empatią, niechaj będzie tożsama z pojęciem „solidarni inaczej”, niech dźwięczy bezdźwięcznie jak rzucanie słów na wiatr, którym Was raczę … doprawdy niechcący.

 

   I na koniec, na poważnie … dobrze, że są jeszcze takie Romaszewskie, tacy dziennikarze, którzy uważają za ważne to opublikować, paru poetów, kilku pisarzy, kilku jajogłowych o zdrowym rozsądku w miejscu należnym – pomiędzy uszami. Dobrze, że jeszcze wolno o tym mówić, napisać, zebrać manatki i wyjechać. Dokąd?

Nie wiem.

Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej.

Tak tu pięknie, każdego zmierzchu …

 

Andrzej Walter

{jcomments off}

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko