Krzysztof Kwasiżur
{jcomments off}
Donkiszoteria stosowana
Co mają wspólnego ze sobą; morderstwo, popełnione przez Marię Goniewicz (Zuzannę M.), oszustwa Czesława Markiewicza i Karola Graczyka w konkursach poetyckich, wykryte i opisane w niniejszym tygodniku i opisywane przez Leszka Żulińskiego chaotyczne ruchy w poezji polskiej, w których nie da się zauważyć żadnej systematyczności?
Zdawało by się, że nic, lecz ja wiążę te fakty ze sobą. Trzeba na wstępie zadać sobie pytanie, kto zajmuje się dziś poezją i w jakim celu? Czy to ten sam przekrój twórców, co dwadzieścia, trzydzieści lat temu? I czy powody pisania są te same, co wówczas?
Wydaje się, że najbardziej trafny – jeśli idzie o ekspansję poezji w Polsce – podział na dwa okresy: „sprzed internetu” i z czasów współczesnych, czyli popularności internetu.
Dlaczego taki podział? Z kilku powodów; po pierwsze – wraz z rozwojem sieci wiedza niezbędna do pisania wierszy zaczęła być popularyzowana na szeroką skalę i ogólnie dostępna dla zainteresowanych.
Po drugie – wytwory tej pracy, od czasu rozkwitu globalnej sieci internetowej, dają się łatwo rozpowszechniać. Dla zaspokojenia własnej przyjemności oglądania swojego nazwiska (lub pseudonimu), czy komentarzy pod utworem – w założeniu pozytywnych. Czyli ma to na celu raczej zaspokojenie próżności, w mniejszej ilości przypadków autorzy ci mają na względzie zaspokajanie doznań estetycznych internautów.
Oczywiście są też jednostki wykorzystujące internet do szlifowania poetyckich umiejętności metodą prób i błędów, lecz do tego należy mieć duże pokłady pokory (co nota bene w byciu dobrym poetą pomaga).
W epoce sprzed boomu internetowego poezja była popularyzowana głównie za pośrednictwem prasy i wydawnictw książkowych.
Echa tamtych (przecież nieodległych) czasów pobrzmiewają nadal w mentalności literatów, którzy do dziś wydania papierowe zbiorów poezji uważają za bardziej wartościowe od elektronicznych, choć te drugie – w dobie szybkiej informacji – wydają się bardziej funkcjonalne (choćby przez wzgląd na łatwość przesyłania, stosowania w innych publikacjach, edycji, czy powielania tekstu).
Internet, który jeszcze do niedawna był jedynie wirtualnym miejscem, staje się coraz bardziej rzeczywistym, wręcz namacalnym, gdy za jego pośrednictwem organizuje się konkursy, występy, galerie, czy spotkania autorskie. Nie powinien zatem dziwić fakt, że w sieci zaroiło się od osób, które łączą z tym medium nadzieję na wybicie się, zaistnienie artystyczne, lub promocję.
Jednocześnie niewiele z tych osób szuka, lub przypadkowo natrafia na przewodnika po ścieżkach i manowcach poezji, pierwszego nauczyciela, czy guru. osoby, która w nowym adepcie tej sztuki zaszczepi – obok technikaliów – ducha poezji!
A cóż ten duch jest?
Mam nieodparte wrażenie, czerpiąc wiedzę z tego, co powiedziane i przemilczane, z tego, co moi rozliczni rozmówcy i oponenci (zwłaszcza młodzi pokroju: Paweł Podlipniak, Piotr Prokopiak rzucają nowe światło na temat) i introspekcji można domniemywać, że to coś, co słownik terminów Słownik Terminów Literackich określa jako „donkiszoteria”.
Donkiszoteria – postawa życiowa, którą cechuje: marzycielstwo, brak trzeźwości w ocenianiu ludzi i sytuacji, szlachetny, ale nierozsądny entuzjazm w podejmowaniu nieosiągalnych zadań lub w walce z urojonymi przeciwnikami (walka z wiatrakami).
Nazwa i cechy tej postawy łączą się z postacią tytułowego bohatera powieści M. Cervantesa Don Kichot. Postać ta budzi śmiech i lekceważenie, ale też współczucie, gdyż docenia się jej szlachetność, odróżniającą ją od prostackiego i pozbawionego wyższych uczuć otoczenia.
Postawa o tyle irracjonalna w dzisiejszych, racjonalnym świecie, że sama z siebie nie daje żadnych profitów a same niewygody, lecz nawet dziś – w XXI wieku rozpoznawalna i charakterystyczna;
Poeci – Donkiszoci piszą nie dla samego pisania, czy po to, by mieć co umieścić na półkach w księgarni, lecz po to by przesłanie – ważne w ich mniemaniu – ruszyło w świat.
Krytycy kierujący się tymi zasadami – walczą o swój, noszony w sercu i hołubiony obraz poezji (nic w tym złego, bo drugi z nich nosi w sercu obraz niepodobny do pierwszego, a trzeci jeszcze inny, więc niech się ścierają – z tego ścierania postęp poezji), a felietoniści, czy eseiści – Don Kichoci zajmują się sprawami literatury i okołoliterackimi, a nie są autorytetami od wszystkiego.
Zatem jakiej odpowiedzi udzielić na pytanie postawione na wstępie? Co łączy te trzy sprawy i jak to się ma do „ducha poezji”?
Ano ma się, bo gdyby Zuzanna M. była autentyczną poetką, gdyby żyła poezją i miała jej ducha, taki czyn najzwyczajniej w świecie nie przyszedł by jej do głowy, gdyż nie mieści się w systemie wartości człowieka nazywanego pospolicie POETĄ.
Poeta może być dziwakiem (jak Miłosz, który robił awantury przechodniom, gdy któryś mu się nie ukłonił), ale nie przestępcą, jak Markiewicz, czy Graczyk.
Myślę, że ludzie, którzy nie są przesiąknięci etosem Don Qichote’a , Zawiszy i Janosika – choćby nawet najbardziej biegli w słowie – nie są w pełni poetami.
Czy ja jestem? Nie wiem, ale gdyby ktoś jednak uznał, że tak – spieszę z wyjaśnieniem, że nie ma czego zazdrościć.
Raczej współczuć…
—
Do redakcji przyszedł list p. Karola Graczyka dotyczący artykułu z prośbą o opublikowanie. Redakcja publikuje go w całości bez skrótów pragnąc przedstawić stanowisko p. Karola Graczyka, jednocześnie zadając sobie i innym pytanie, czy był to pojedynczy wypadek, który może się zdarzyć każdemu, czy tych “wypadków” było więcej?
Karol Graczyk