Andrzej Wołosewicz
Stanisław Grochowiak – przypomnienie
{jcomments off}
Właśnie minęła (24 stycznia) nie okrągła, bo 81 rocznica urodzin Stanisława Grochowiaka (zmarł 2 września 1976). Przypomnijmy kilka wierszy.
24 stycznia
Urodziłem się w środę. Gdzieś o piątej nad ranem
Z nieba zesłano garstkę duszy, ból i skrawek ziemi
Na pogrzebienie;
W tej samej chwili z Matki mojej trysnęła woda,
A potem błogość,
Jaka odczuwamy po wyzbyciu się ciernia,
Oblała jej twarz i ciało
Nigdy niepłowiejącym płaszczem płaczu.
Śnieg szedł w skarpetach przez parafialne uliczki,
Kiedy owo Niemowlę – moja śmierć, moja czułość –
Poczuło pierwszą słodycz słuchu;
Mróz obracał marmurowymi tablicami stron świata,
Kiedy owo niemowlę – moja powaga, moja duma –
Rozchylało błękitne skrzydełka nozdrzy;
I ujrzałem Pacierz
Stojący na wapiennym wzgórku,
I poczułem ból po raz pierwszy pohańbionych pośladków.
I ujrzałem krzyk swój, wysoki jak Godło,
A tak się stały oczy.
Bo któż pamięta smak mleka swej matki? Gdzie się zapodziała
Ta uczta królewska, w czas której pachołkowie:
Dąb
Krwiobieg
I Niedźwiedzie Futro
Wnoszą dzbany tak ciepłe jak gardła synogarlic?
Szlachetni współśmiertelni,
Ta kwestia jest pytaniem
O chciwość Boga.
Żaden z poetów, nie wyłączywszy Hafiza,
Nie potrafił ani słowa wykrztusić o tym białym
Życiodajnym aromacie.
W zamian za tę kradzież zapłacono mi
Przeczuciem wspomnienia.
Kiedy na zasadzie Camery Obscura
Ujrzałem na odwrót
Zdumioną twarz ojca:
Zarost miał na czole,
Głębokie smugi zamyślenia na podbródku
(Niemowlęta tak widzą, a one tylko
Widzą prawdziwie,
Sprawdźcie to w podręcznikach optyki i anatomii.)
Dowiedziałem się wiele lat później, co mówił.
„Pela, skąd mi wzięłaś tego Eskimosa?”
„Z siebie Broniś, i z ciebie”.
Dziadek podobno stał w drzwiach położniczej sypialni,
Uśmiechał się surowa
I ocierał wilgotnego wąsa, który przez wiele lat
Był dumą, kłopotem, baśnią Rodu. Ten wąs.
Idzie noc…
Idzie noc
Z tajemniczymi swoimi mrokami
Nieobrzeżonymi nawet szczytami brzozy
Idzie noc bez narkozy
Nad nami
Czy noc jest spoczynkiem
Czy życia katem
Gdy nie wygaszamy świateł
W obliczu grozy
Idzie noc o bladych podeszwach
Klęczącego u Boga
Spinozy
Kruk pobielał, pies wyliniał…
Kruk pobielał, pies wyliniał,
Słońce w słoneczniku zgasło –
Ominęła mnie dziewczyna
Jak babiego lata pasmo.
Tak ja w jesień tę samotnie
Z różą wiatrów pozostałem,
A w dalekim jakimś oknie
Drżą jej usta posmutniałe.
Preludium deszczowe Kalinowskiego (VII część poematu Puste Łąki)
Panie tu deszcze lekkie
Oby i podatki
Takoż zelżały. Tych Francuzów w Urlach
Co leżą – chyba dziewiętnaście – Ruskie przywieźli
Z niemieckich obozów
Co ich wyzwolili
To ich było wiela. U ludzi na mleku
Wrócili do zdrowia Tylko ci co zmarli
Tam leżą
A grzyby owszem stoją
Szczególnie w Wielkich Dębach Był rok że kosami
Chłopi ścinali a przeważnie rydze
Za Rydza
Wszystkie dzieci pułkownicy tu słali
Potem front się toczył raz na Wschód
Raz wefte
Ja byłem sierżant
Za której wojny? – pan się domaga
Za tej
Za tamtej Dzisiaj mam zmartwienie
Bo żem pospał w lesie
Budzę się
Patrzę krowa mi uciekła
Gdzie toto polazło?
Taki grosz
Gdzieś w lesie A Ciapek hołysz
Kwokę mi schrupał – będzie onegdaj
Niech pan buduje raczej z cegły
Drewno
Ogromnie zdrożało
Żeby tak podatki
Takoż zelżały
Jako i deszcze
Pegaz
Koń – bo ciągnie
Ogier – bo go widać
Tak od spodu jak i od grzywy
Skrzydlaty – że burzom wszelakim nieleniwy
Stoi słoneczny źrebak nieba
Pegaz
Kiedy biorą ga za uzdę – ledwo muskają
Kiedy go troczą – staje dęba
Za nic mu ostrogi
Chrapami czuły kopytami srogi
Nie byle zając
Pegaz
Niekiedy bywa żałobny nagrobny
Wtedy gdy stąpa prze polskie ścieżyny
I piasek pije jakże zasobny
W ludzkie koniczyny
A potem znowu w huraganu kłębach
Staje dęba
Wywiedziony z baśni ulepiony z greki
Ciągnie nasz wóz prze wieki
Wszystkie wiersze pochodzą z lat 1975-1975, podaję je za „Permisi, non amisi” Grochowiaka. A zamiast komentarza trzy przytoczenia dla tych, którzy ewentualnie zechcą polemizować za i przeciw poezji Grochowiaka.
Pierwsze pochodzi od Stanisława Rembeka: „Przeżyłem dwie wojny. Nieraz błąkałem się ze swoim oddziałem otoczony przez nieprzyjaciela, nieraz przebijałem się wśród krwawych strat; przeżyłem wiele ataków na bagnety i szarż kawaleryjskich; bomby robiły mi dwa domy; nie licząc więzień, zasmakowałem nieco obozu koncentracyjnego, gdzie byłem świadkiem znęcania się nad moimi towarzyszami niedoli; cztery razy stałem przed lufami karabinów, oczekując śmierci przez rozstrzelanie; przeżywałem cierpienia i śmierć swoich najbliższych – ale to wszystko nie wyglądało tak strasznie jak wojna w opisach Grochowiaka. (…) Grochowiak jest poetą grozy tym straszniejszej, że zabarwionej realizmem bliskich mu przeżyć. Chociaż… czy można właściwie mówić o realizmie Grochowiaka? Właśnie przy jego lekturze zrozumiałem w pełni pojęcie „nadrealizm”. Przemknęły mi przez głowę widziane gdzieś reprodukcje obrazów Salvadora Dali i innych mistrzów surrealizmu…”.
Drugie przytoczenie to krytyka (ze Świata nieprzedstawionego Kornhausera i Zagajewskiego): „Przykładem literatury jest poezja Grochowiaka, typowo dworska, operująca słowem odległym, jak to tylko możliwe, od języka potocznego. Mitologiczny i historyczny skarbiec tej poezji jest jej głównym zapleczem, dzieje się ona w hipotetycznym podręczniku literatury, nawet turpizm jest wymyślony (…) Słowa nie mogą niczego nazwać, ponieważ tworzą metajęzyk, poezja staje się wykopaliskiem zamierzchłych znaczeń i symboli”.
I trzecie przytoczenie – odpowiedź Grochowiaka: „Cokolwiek bym napisał, przygniotą. Jestem dla nich jak trampolina, skaczą mi po brzuchu, aby się wysoko odbić. Cóż mi tam. Leżę zupełnie spokojnie, jak uśpiony Guliwer. Ładujcie się chłopaki, ale wszak pod jednym warunkiem, że coś z tego wyjdzie.”
Kilka wierszy, krótkie komentarze i odpowiedź, no i nazwiska! Warto przypominać.