Andrzej Gronczewski – Obszary niczyje

0
336

Andrzej  Gronczewski

 

 

Obszary niczyje

{jcomments off} 

              Dorosłych  traktować  jak  dzieci, dzieci  zaś  jak  dorosłych. Dorosłych  wytrącać  ze  stanu  ich  dorosłości, a  dzieci „wzbijać”  w  dorosłość… – z  dawna  nawiedza  mnie ta  zdrożna, swoiście  gombrowiczowska  pokusa, która  prowadzi do  mieszania  słów,  stylów  i  porządków  perswazji. Jeśli  więc  ucho  dojrzałe  zaryglowane  bywa  dla  zdań  solennie  uczonych, to  może  nachyli  się  ku  słowom  świadomie  naiwnym  i  żartobliwie  dziecięcym ?

              Prawdziwi  mędrcy  wiedzą – kosztowna  to  dla  mnie  wiedza – że  nawet  dziecku  opowiadać  można  o  triadzie  Hegla, o  pajęczynach  ideowych  Kanta. Władysław  Tatarkiewicz – u  kresu  starości, gdy  dawno  już  scalił  swe  monumentalne historie filozofii  i  estetyki, gdy uporał  się  z  autobiograficznymi, zwięzłymi  glosami – żywił  jedno  jeszcze  marzenie. Chciał  mianowicie  napisać  historię filozofii – dla  dzieci. Chciał nakreślić dzieje  myśli  ludzkiej w taki sposób, aby  stały  się  naoczne  i  zrozumiałe  dla  wszystkich, nawet  dla  siedmiolatka.

              Szkoda, że  tego  nie  dokonał. Szkoda, że  nie  wiemy, jak  by  to  zrobił. Ale  ogarniamy  sens  jego  pragnień. Chciał, by  pokonana  została  magiczna  granica  między  skomplikowaniem  a  prostotą  ludzkiego  myślenia. I  prostotą  ludzkiej  mowy. Marzył, by  każdy  mógł – od  wczesnych  lat – korzystać  z  całego  komfortu  myśli  czynnej  i  śmiałej. Dlaczego – pytam – tak  rzadko  odczuwamy  dzisiaj  ambicję  i  konieczność  takich  przedsięwzięć ?  Dlaczego  „ubieramy” się  w  język, w  mowę, trawieni  żądzą  splendoru, wyróżnienia, przywileju ? Dlaczego  przywiązujemy  taką  wagę  do  językowego „munduru”? Do sztucznych pancerzy  i  udrapowanych  tunik  mowy ? W  ich obfitych  fałdach  nazbyt  często  kryje  się  pustka,  jałowość, lęk  i bezradność.

              Dlaczego  więc – pytam – mowa  wielu  naszych uczonych, polityków, strategów  gospodarczych  przypomina  ciągle  stroje  radzieckich  generałów ? Dlaczego  mowa  ta  brzęczy, chrzęści, operetkowo  błyszczy  i  wiruje, jakby  składała  się  z  martwych blaszek, orderów, z  kółek  o  groteskowym  sensie  i  przeznaczeniu ?

              Dlaczego  mowa  innych, tych  rzadkich, prawdziwie  szlachetnych  i  mądrych, mądrych światłem  wewnętrznym, własnym, nie  zaś  wypożyczonym  z  szamańskiego  magazynu  lub  z  doraźnie  prosperującej  rekwizytorni, „leży”  na  nich  jak  ubranie, sporządzone  ze  skromnej, zdrowej  tkaniny ? Odpowiada  kształtom  i  liniom ciała ? Nie  zwodzi  i  nie  drażni  fałszywą  urodą ?

              Społeczność ludzka  dawno już  wyłoniła  elity specjalistów i odepchnęła  masy  dyletantów. Dawno  już  uformowała  ścisłe  przegrody  między  kapłanami  wielorakiego  wtajemniczenia  a profanami, daremnie  żebrzącymi  u bram wiedzy, komplikacji  i  tajemnicy. Ci  pierwsi skłonni  są  do  wyższości, pogardy, lekceważenia. Ci  drudzy  złorzeczą  pierwszym, jeśli  są  odważni, aktywni, prostodusznie  bezczelni  i  pozbawieni  skrupułów. Gęstnieje  stan  napięcia. Rośnie  gniew, który  wyraża  się  w  drwinie, w  szyderstwie, w  nonszalanckim  wzruszeniu  ramion.

              Świat  nasz  odsłania  się  jako  obszar, złożony  z  zamkniętych, szczelnych  obwodów, między  którymi  nie  zachodzi  żadna  osmoza. Lub  dokonuje  się  ona  ponad  głowami  zainteresowanych, często  w  sposób  nagły, kategoryczny  i  bolesny. Polityk  staje  przed  wyborcami  jak  nadęty  mędrzec  przed  tłumem  prostaczków. Nadyma  go  sztuczna  myśl  o  mechanizmach  historii. O  zegarach  dziejowych. O  wskazówkach, których  dotknął  rzekomo  własnym  paluchem, zyskując  przewagę  nad umysłami  i  wyobraźnią  gawiedzi.  

              Strateg  gospodarczy  sądzi, że  wielkie  gospodarstwo  różni  się  zasadniczo  od  małego  gospodarstwa, przeto  jego  słuchacz  nie  może  niczego  zrozumieć, ani  niczego  przewidzieć. Szamaństwo  wtajemniczenia, pycha  przywileju – oto jedna  z  najdotkliwszych chorób. Oto poza  obronna każdej elity.

              Uczony, którego  prosimy, by  jasno  określił  zakres  swoich  badań, ukazuje  twarz  monarchy, od  którego  żąda  się  abdykacji. Gdy  czekamy, by  ujawnił  ludzką  treść  swych  laboratoryjnych  lub  pojęciowych  działań, wygląda  żałośnie, jakby  napił  się  blekotu  lub  dotknięty  został  nagłą  ułomnością  pamięci. Jeży  się  i  syczy – jak  kotka, która  dostrzegła  groźnego  przeciwnika. Odczuwamy  wtedy  pragnienie, by  ponowić  słowa  Miłosza: „Chciałem  wstać  i  powiedzieć : ty, na  tej  ziemi  wycia  i  rzygowin, na  tej  ziemi  dręczonego  wszelkiego  żywego  stworzenia  i  mojej  ludzkiej  rozpaczy, ty, naukowcu, świnio. […] Cóż  ja  z  moją  głupotą  przeciw  tobie, kolekcjonerowi  zamrożonych łez  albo  przeciw  komputerom  w  Lawrence  Laboratory?”

              Ach, nie  o „popularyzację”  mi  chodzi, o tanie  i tandetne  kompendia. Chodzi  o  pokorę  wobec  dotykalnej  „rzeczy  ludzkiej”. O dzieła  miłości, dialogu. O  świadectwa  symbiozy  między  komplikacją  i  prostotą. O  światło  perswazji  i  prostoty, osiągalne  tylko  dla  wyjątkowych  i  odważnych. Mało  jest  przecież  powołanych, którzy – jak  nagi  człowiek  Tołstoja – mogliby  stanąć  przeciwko  tłumowi  ludzi – w  wieloimiennych pancerzach.

              Gombrowicz – ten  dawno  już  wiedział, o  co  chodzi, gdy  do  Brunona  Schulza  zwracał  się  z  takim – mniej  więcej – perfidnym  apelem: ty  Bruno, wytłumacz  to  wszystko  jasno; ukaż, co  jest twoim  sednem, twoim  sensem. Odsłoń  to  wszystko  przed  kupcową  z  ulicy  Chmielnej. I  zrób  tak, żeby  ona  pojęła  i  aprobowała  twoją  konieczność, jej  energię  i  cenę.

              Szukam  więc  miejsca  dla  słowa, które  byłoby  obszarem  zdrowego  powietrza, świadomej  mediacji. Byłoby  terenem  naturalnego  sąsiedztwa  i  dialogu  wtajemniczonych  z  profanami. Takiego  jednak  miejsca, w  którym  uniknąć  można  wulgaryzacji  myśli  i  prawdy, tylekroć  wyklinanej  przez  Norwida. Granice  między prostotą  a  prostactwem  muszą  być  zawsze  szczelne.

Winny  być  pilnie  strzeżone.

               

 Andrzej  Gronczewski

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko