Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
90

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


{jcomments off}

mebluje-glowe



Czasami o trenerach mawia się: „Dobry trener, tylko wyników nie ma”. O książce Grzegorza Kozery też można powiedzieć: dobrze napisana powieść, tylko dlaczego tak nieprawdziwa, taka naiwna?

W połowie 1943 roku, Otto Peters, pisarz, czy też raczej były pisarz, bo ze swoją twórczością nie miałby szans na cokolwiek w hitlerowskich Niemczech, spotyka w piwnicy swej kamienicy zalęknioną kobietę. Kobieta, oczywiście świetnie mówiąca po niemiecku, okazuje się więźniarką niemieckiego obozu koncentracyjnego „oddelegowaną” do odgruzowywania Berlina. W trakcie zamieszania związanego z bombardowaniem, kobiecie udaje się uciec. Poszukiwana, spędza noc na żydowskim cmentarzu, a potem zaczyna krążyć po mieście.

Dobry Otto Peters zabiera ją do swego mieszkania na ostatnim pietrze. Pisarz jest w sytuacji komfortowej: jest wdowcem, syna mu zabito pod Stalingradem, nie ma więc nikogo, z kim musiałby się podzielić odpowiedzialnością za ukrywanie zbiega.

Pozornie nie ma z kim. Bo Polka, Halina, okazuje się ciężko chora i bez lekarza mu po prostu umrze. Od czego więc sąsiad lekarz? Można mieć do niego zaufanie, bo jego córkę aresztowało gestapo za kolportaż komunistycznych ulotek. Lekarz bada Polkę i decyduje: bez penicyliny ani rusz. No to, dobry Otto, rusza po penicylinę. Ma od swojego wspólnika, z którym prowadzi antykwariat, namiar na jego przyjaciela, jak się później okazuje, byłego kochanka, który jest rekinem czarnego rynku. Penicylina sporo kosztuje, prócz oszczędności trzeba dorzucić zegarek, ale po paru godzinach z ampułkami zbawczego leku w kieszeni, nasz dobry Niemiec, wypełniwszy swą ratunkową misję, może wracać do Berlina.

Halina jest uratowana! Lekarz zrobi zastrzyk i… I będzie żyła. Szybko stanie na nogi. Sprząta mieszkanie, okazuje się świetnie wykształconym członkiem polskiego podziemia. Za to nieżyjąca już żona – absolutne jej przeciwieństwo – to była zatwardziała faszystka. A syn? No, cóż, jeszcze gorzej. To nic, ze służy w Wehrmachcie – kolega z frontu przywozi mu zdjęcia uśmiechniętego potomka. W ich tle powieszeni cywile. Jasna sprawa, Otto Peters, od zawsze stał po stronie dobra. Już bez zdziwienia przyjmuje informacje, że jego rodacy to dzikie bestie, a los, który im gotują alianci, to najniższy wymiar kary za ich zbrodnie.

Żeby było ciekawiej, do antykwariatu, w którym „nie ma zakazanych książek Mannów, Feuchtwangera, Musila, Brechta, Gläsera, Kästnera, Tucholsky’ego, Seghers, Schnitzlera, Remarque’a, Kafki, brakowało też autorów piszących w językach obcych Gide’a, Londona, Wilde’a, Haška, których Ministerstwo Propagandy uznało za dekadenckich i amoralnych lub pozostających pod wpływem żydokomuny” /w tej wyliczance zabrakło mi Hessego/, otóż do tego antykwariatu przychodzi ot, tak nieudacznik literacki Janke, który, będąc obecnie kimś niezwykle ważnym w hitlerowskiej produkcji filmowej, proponuje naszemu bohaterowi, podkreślmy jeszcze raz, nieprawomyślnemu pisarzowi – a to propozycja nie do odrzucenia – ni mniej, ni więcej tylko rolę konsultanta literackiego przy najważniejszej produkcji filmowej III Rzeszy.

berlin-pozne-latoW tej bajce nie ma jednak dobrego zakończenia. Lekarz, chcąc uwolnić aresztowaną córkę, idzie do Gestapo i w zamian za Polkę – jej zatrzymanie odbywa się praktycznie na oczach Petersa – wyciąga ją z więzienia.

Biedny Otto nie ma gdzie uciekać. Jego wspólnik homoseksualista, wpada w pułapkę zastawioną przez gestapo i zostaje aresztowany za swe niecne skłonności. Jego były kochanek, rekin podziemia, też musi zniknąć. Nie ma nikogo, kto udzieliłby mu schronienia. Jest jeszcze żydowski cmentarz w Berlinie, gdzie w grobach ukrywają się Żydzi i gdzie Peters spędza w towarzystwie jednego z nich noc. Aha, wykonuje jeszcze telefon do Jankego aby mu powiedzieć, że jest nieudacznikiem. Potem już tylko samobójstwo.

No, to dla wyjaśnienia. W roku 1943 w Niemczech nie było penicyliny! Oczywiście, teoretycznie, armia niemiecka mogła zdobyć jakieś jej śladowe ilości walcząc w Afryce z aliantami. Problem w tym, że po pierwsze była wówczas w zasypce, a nie w ampułkach, po wtóre żaden „rekin czarnego rynku” nie byłby w stanie zdobyć leku w ten sposób, po trzecie, lekarze niemieccy, ot, tacy przeciętni, z kamienicy Petersa, nie mogli znać działania antybiotyku, dawek, etc.

Pal licho penicylinę. Znacznie zabawniejsza jest sugestia autora, że w roku 1943 ktokolwiek mógł negocjować z gestapo wypuszczenie aresztowanej córki w zamian za poszukiwaną więźniarkę obozu koncentracyjnego. To po prostu absurd! Czysty absurd. Powieszonoby nie tylko Halinę, córkę pana doktora ale i jego samego. Tak by się po prostu stało. Nieodwołalnie.

Powieść Kozery gładko wpisuje się w zapoczątkowany przez „Początek” Andrzeja Szczypiorskiego /niestety, jako wydawca, mam w tym swój udział/ ciąg książek, w których prócz czarnych, hitlerowskich charakterów, są też Niemcy dobrzy, łagodni, intelektualnie dojrzali, ot, takie dobre duchy w morzu zła.

Bez wątpienia, autor ma szanse na literacką karierę za naszą zachodnią granicą.

Tylko dlaczego to takie naiwne?

 

Grzegorz Kozera – Berlin późne lato – Wydawnictwo Dobra Literatura, Słupsk 2013, str. 204.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko