Wacław Holewiński
O tej książce było głośno jakiś czas temu w Niemczech. Trudno się temu dziwić, bowiem życie pani kanclerz Angeli Merkel ma w sobie sporo tajemnic, dziwnych zdarzeń, nieoczekiwanych awansów i kontaktów, z którymi – z dzisiejszej perspektywy – najpewniej nie chciałaby się obnosić.
Dla nieprzygotowanego polskiego czytelnika praca Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna może być ciekawa wyłącznie jeśli nie pogubi się w gąszczu zupełnie nieznanych mu nazwisk. A są ich dziesiątki czy raczej setki. Ludzi z drugiego, trzeciego szeregu polityki, nauki, służby bezpieczeństwa, kościoła luterańskiego, ludzi, którzy Angelę Merkel znali dobrze albo tylko przelotnie.
Cóż więc wiemy po lekturze, a czego większość z nas nie wiedziała? Przede wszystkim, że rodzice przyszłej kanclerz przenieśli się dobrowolnie z zachodnich do wschodnich Niemiec. Że inaczej niż 99% rodaków mieli możliwość – i korzystali z tej możliwości – wyjeżdżania z NRD i to nie tylko do demoludów. Że jej ojciec był w grupie księży luterańskich, którzy poszli na bardzo, bardzo ścisłą współpracę z władzami, a ogromna rzesza także na współpracę z NRD-owską bezpieką. Że była całkiem aktywną działaczką FDJ – wschodnioniemieckim odpowiednikiem Komsomołu – nie tylko w szkole średniej ale także na studiach. Że miała męża od którego odeszła po pięciu latach ale zostawiła sobie jego nazwisko, a z kolejnym związała się po cichu i bez rozgłosu będąc już sekretarzem generalnym CDU. Że długi czas nie była zwolenniczką połączenia państw niemieckich. Że w jej karierze raczej nie ma przypadku ani szczęśliwego trafu. Że jest politycznym „spryciulą”, która umie lawirować jak mało kto w partyjnych schematach i układach i że w polityce nie ma dla niej sentymentów /czego najlepszym przykładem jest jej stosunek do byłego kanclerza, a i protektora, Helmutha Kohla/. I jeszcze, że nie jest szczególnie chętna do odkrywania czarnych kart z historii NRD, państwa przesiąkniętego wpływami tajnych służb i połamanych moralnie obywateli.
Nie czyta się tej książki łatwo i raczej krąg odbiorców nie będzie zbyt szeroki. Ale może warto zachęcać do jej czytania aby sprawdzić jaki rodzaj ludzi robi dziś największe kariery polityczne w Europie.
Ralf Georga Reuth, Günther Lachmann – Pierwsze życie Angeli M – przekład Ewa Stefańska, Zysk i S-ka, Poznań 2014, str. 349
Marek Ławrynowicz
Rekomendacje – grudzień 2014
Tym razem chciałbym państwu polecić książkę: „Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga”, autorstwa Judyty Watoły i Dariusza Kortko. Wydawca oczywiście korzysta z koniunktury na Religę, po bardzo udanym filmie „Bogowie”, ale nie należy mieć do niego pretensji, bo biografia jest faktograficznie szersza od filmu, pokazuje Religę w wielu wymiarach, bo też była to postać wymykająca się uproszczonym ocenom. Czyta się to bardzo dobrze, w książce jest sporo anegdot wartych zapamiętania, widać też przekonywująco przedstawione absurdalne peerelowskie tło, ale i beznadziejną niekiedy szarpaninę czasów dzisiejszych. Warta uwagi jest też bardzo dobra dokumentacja fotograficzna. Ciekawe pod każdym względem.
Dariusz Kortko, Judyta Watoła, Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga, Agora, Warszawa 2014, Biblioteka Gazety Wyborczej, str. 320 ISBN 978-83-268-1354-2
Piotr Müldner-Nieckowski
Michał Heller: Nowa fizyka i nowa teologia
Można by zapytać, co robi książka popularnonaukowa w dziale typowo literackim, ale od razu jest odpowiedź: literatura naukowa literaturze pięknej jest potrzebna jak kani deszcz. W historii piśmiennictwa obie zawsze się wspierały. Tam, gdzie brakowało backgroundu dla sztuki, zawsze zbawienne okazywały się hipotezy, dociekania teoretyczne i wyniki badań, oraz odwrotnie, kiedy badania i teoria ginęły w potoku niezrozumiałych słów i hermetycznych definicji, sztuka umożliwiała ich rozumienie i upowszechnienie, przetwarzała jako budulec opowiadania.
Rozumienie i opisywanie świata nie są ani jednostronne, ani jednokierunkowe, nauka paradoksalnie poszerza granice niewiedzy, w których pożywkę dla siebie znajduje literatura…, nic się pod tym względem od głębokiej starożytności nie zmieniło, a że światowe sukcesy w zakresie kosmologii osiągane przez księdza profesora Michała Hellera, filozofa i matematyka, fizyka, laureata brytyjskiej Nagrody Templetona, kawalera Orderu Orła Białego, doktora honoris causa wielu uczelni, dla większości polskich intelektualistów wciąż pozostają dość pustym wyróżnikiem wielkości – czas już ostateczny, aby się włączyć w jego dzieła i poznać tych dokonań treść. A są nader atrakcyjne.
Mogliśmy napotkać różne bałamutne komunały na ten temat, zwłaszcza wrogie z pozycji wojującego ateizmu lub kosmologii domowego chowu; z pozycji przestarzałego pozytywizmu w kontrze do nowoczesnej teologii; jak i bałwochwalcze z pozycji przeciwników ewolucjonizmu, fałszywie twierdzących, że ewolucjonizm jest przez katolicyzm odrzucany, a Heller rzekomo ten stan rzeczy swoimi teoriami wspiera; a także czyta się tu i ówdzie mętne głosy sprzeciwu ze strony niezbyt rozgarniętych chrześcijan, którzy w rzeczywistości są panteistami lub w Boga zgoła nie wierzą. W sumie najwięcej pada argumentów ad personam, określających tego wybitnego filozofa jako ukrytego propagandzistę Jezusa albo przeciwnie, jako tajnego przeciwnika Pana Boga.
Kto wygłasza takie twierdzenia, obojętne z której ideologicznie strony, ten po prostu nie wie, co mówi, tekstów Hellera zwyczajnie nie czytał. Rzeczowych wypowiedzi opartych na faktach wciąż spotyka się niewiele. A nam powinno chodzić o to, żeby próbować zrozumieć, skąd się wziął nasz piękny świat, nie zaś co po dziennikarsku i plotkarsku sensacyjnego kryje się za wystąpieniami tego filozofa.
Jest faktem, że od kiedy istnieje nauka, odwiecznym problemem myślącej części ludzkości jest spór z religią, a ściśle wiarą. I odwrotnie. Profesor Heller dla podkreślenia tej niezmiennej sytuacji wprost komentuje ją tezami Alfreda Northa Whiteheada: „Nauka i wiara zawsze znajdowały się w stanie konfliktu, ale ani nauce, ani wierze konflikt ten nie przeszkadzał w rozwoju. Co więcej, mechanizmy postępu zwykle polegają na konfliktach”. To wynika z nowoczesnej definicji nauki, która zakłada jej swoistą sprawdzalność, falsyfikowalność, oraz definicji wiary, która nie jest tak prosta, jak na lekcjach katechetek, transcendencja często nie służy objaśnianiu Boga, ale jego odpychaniu.
Ponieważ Michał Heller jest nade wszystko nowoczesnym kosmologiem, matematykiem bytu, można się spodziewać jego tekstów trudnych i powikłanych, tymczasem pisarz ten, jak większość wybitnych myślicieli, potrafi przekazywać swoją filozofię w sposób całkowicie zrozumiały dla maturzysty, no, powiedzmy – inteligentnego maturzysty, o studentach, uczonych i pisarzach już nie wspominając. Filozof zdaje sobie sprawę z tego, że jego dzieło nie dotrze do świadomości elit, jeśli nie zostanie podane jasno, klarownie, językiem dostępnym.
Jedną z tak napisanych książek jest rekomendowana „Nowa fizyka i nowa teologia”, ale w ostatnim czasie ukazało się ich aż dziewięć, wzajemnie się uzupełniających. Zwraca także uwagę fakt, że niektóre utwory zostały napisane we współpracy z autorami niekiedy o odmiennych poglądach, a w każdym razie o innym doświadczeniu naukowym, ale wnoszących do dyskursu zapładniający zaczyn.
Oto tytuły, z którymi warto się zapoznać. Oprócz wymienionej pozycji, w roku 2014 ukazały się Michała Hellera: “Granice nauki”, (wraz z prof. Stanisławem Krajewskim) “Czy fizyka i matematyka to nauki humanistyczne?”, (wraz z prof. Tadeuszem Pabjanem) “Elementy filozofii przyrody”, “Elementy mechaniki kwantowej dla filozofów”, a w roku 2013: “Filozofia kosmologii”, (wraz z prof. Tadeuszem Pabjanem) “Stworzenie i początek Wszechświata. Teologia – Filozofia – Kosmologia”, “Sens życia i sens wszechświata”, “Bóg i nauka”, “Moje dwie drogi do jednego celu”.
Piotr Müldner-Nieckowski
_______________________
Michał Heller, “Nowa fizyka i nowa teologia”. Copernicus Center Press, Kraków 2014. Stron 168. ISBN 978-83-7886-108-9