Krzysztof Lubczyński rozmawia z Henrykiem Boukołowskim

0
388

Przypłynęła fala zła

Krzysztof Lubczyński rozmawia Z HENRYKIEM BOUKOŁOWSKIM



boukolowski0Często myśli Pan o Teatrze Adekwatnym?


– Coraz rzadziej, to już odległa przeszłość, ale od czasu do czasu ta pamięć wraca.  Cóż, było to moje najważniejsze artystyczne dzieło, teatr niebanalny, przez lata ważne zjawisko na polskiej mapie teatralnej. I gdzieś na dnie pozostaje kropla goryczy, że ten teatr padł ofiarą ludzkiej małości i zachłanności.


Przypomnijmy pokrótce czym był Teatr Adekwatny…


– Założyliśmy go w 1964 roku w czeskim Cieszynie razem z Magdą Teresą Wójcik, wybitną, a przy tym niebanalną aktorką, po latach pamiętną z tytułowej roli w głośnym filmie Janusza Zaorskiego „Matka Królów. W latach 1966-68  działaliśmy, w strukturze nieformalnej, w Szczecinie, przy Klubie 13 Muz oraz przy Międzynarodowym Klubie Książki i Prasy w Płocku. Szczecin był wtedy ważnym ośrodkiem teatralnym, bo władze bardzo dbały o krzewienie kultury polskiej na Ziemiach Odzyskanych. Grali tam m.in. Andrzej Kopiczyński, Mirosław Gruszczyński, Włodzimierz Bednarski, Maria Chwalibóg. W 1968 roku przenieśliśmy się do Warszawy. Przez wiele lat działaliśmy przy Stołecznym Domu Kultury przy ul. Brzozowej na warszawskim Starym Mieście.


Jaki był profil waszej sceny?


boukolowsk1– Sięgaliśmy głównie po klasykę. Wystawiliśmy m.in. „Antygonę” Sofoklesa, „Medeę” Eurypidesa, „Ryszarda III” Szekspira, „Pana Tadeusza” według Mickiewicza, „Proces” według Kafki, „Mewę” Richarda Bacha, „Dżuma” według Camusa, „Promethidion” Norwida, „Wyzwolenie” Wyspiańskiego, „Onych” Witkacego, „Cyda” Wyspiańskiego, „Ryszarda III”, do którego wracałem wielokrotnie, jako do kanonicznego tekstu mojego teatralnego życia, „Kordiana”, „Skąpca”, „Świętoszka” czy „Cesarza” według Kapuścińskiego. Zagraliśmy też improwizację opartą na zapisach procesu Joanny D´Arc, która została  później przeniesiona do Teatru Telewizji, z Magdą Teresą Wójcik  w roli tytułowej. Wystawiliśmy też, po raz pierwszy na świecie, widowisko oparte o „Bhagavad-Gita” według indyjskiej księgi Mahabharata. W sumie było to kilkadziesiąt spektakli, z których wiele otrzymało nagrody i wyróżnienia na festiwalach teatralnych w kraju i za granicą. Ja na przykład bardzo sobie cenię obsypany nagrodami „Promethidion” Norwida. I oto w 1994 roku zostaliśmy wyrzuceni ze swojej siedziby, zostaliśmy teatrem bezdomnym, straciliśmy część swojego dorobku. Działaliśmy gościnnie od 1995 roku jako stowarzyszenie. W latach 1999-2008 r. Teatr Adekwatny organizował corocznie cykle przedstawień plenerowych, które odbywały się w miesiącach letnich gościnnie w Teatrze na Wodzie w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Ale to już tylko blady ślad po dawnym Adekwatnym, zresztą już bez mojego w zasadzie udziału. Los Teatru Adekwatnego skupia jak w soczewce położenie kultury w obecnej Polsce. To jeden epizodów procesu może nie tyle likwidacji, ile redukowania kultury. Jej instytucje są obsadzane przez niezdolnych, dyspozycyjnych ludzi, którzy nie reprezentują interesów świata kultury, lecz interesy administracji, władzy. Mówiło się o zamordyzmie w PRL, ale wtedy były liczne przejawy niepokornego stosunku n.p. dyrektorów teatrów w stosunku do władzy. Dziś jest to nie do wyobrażenia. Konformizm i służalczość sięgają zenitu. Władza takimi ludźmi obsadza instytucje artystyczne, bo tylko wtedy ma spokój. To jest w ogóle bardzo zły czas. Mamy do czynienia z falą zła, falą aktywności złych, rozgoryczonych ludzi. Taki czas. Może to przeminie…


Kiedyś było lepiej?


– Mimo ograniczeń cenzuralnych, które skądinąd dziś także są, tyle że z innych źródeł, kultura jako całość była w nieporównywalnie lepszym położeniu. Oczywiście zawiść środowiskowa, plotkarstwo, intrygi były podobne, bo natura ludzka jest niezmienna. Krzysztof Chamiec powiedział mi kiedyś, że najczęściej gra tak, żeby koledzy nie odczuli jego przewagi na scenie, bo chce mieć spokój.


Szkołę teatralną, warszawską PWST ukończył Pan w 1958 roku. Zdążył Pan jeszcze poznać Aleksandra Zelwerowicza?


– Tak, nawet obdarzył mnie komplementem za jedną ze szkolnych ról. Powiedział, że „zagrałem jak Jaracz”. Zacząłem studiować na rok przed jego śmiercią. Jeszcze bywał w szkole, po części sparaliżowany, wnoszony na krześle przez studentów.


U kogo robił Pan dyplom?


– U mojego profesora Aleksandra Bardiniego. To był „Tramwaj zwany pożądaniem” Tennessee Williamsa. Taki tekst był wtedy sensacją. Po latach stalinizmu i socrealizmu amerykański naturalista na scenie.  Oczywiście wystawiało się to z ideą krytyki amerykańskich stosunków społecznych tle, w mniejszym stopniu jako dramaty psychologiczne jednostek. Po studiach na kilka lat zaangażowałem się do Teatru Ateneum…


Bardzo wtedy prestiżowego artystycznie…

– O, tak. Zawdzięczałem to ceniącemu mnie Bardiniemu, który tam reżyserował. Powtórzyliśmy tam „Tramwaj” w jego reżyserii. Największym przeżyciem była dla mnie jednak rola Richmonda w legendarnym przedstawieniu „Ryszarda III” w reżyserii Jacka Woszczerowicza w 1960 roku i z nim w roli głównej. Pracowałem tam też z Jerzym Rakowieckim przy „Chorym z urojenia” Moliera czy Janem Kulczyńskim przy „Procesie” Kafki. Potem było kilka lat w Polskim, gdzie moją najważniejszą rolą okazał się Chłopiec w „Dwóch teatrach” Szaniawskiego w reżyserii Kazimierza Brauna, który trochę eksperymentował z klasyką w tym bardzo tradycjonalnym z założenia teatrze. Zagrałem u niego tytułową rolę w „Romeo i Julii”, a także w „Pierścieniu wielkiej damy” Norwida, który zaczął być wtedy odkrywany jako dramaturg. W Polskim, podobnie jak w Ateneum, miałem okazję pracować z wybitnymi reżyserami, z Zygmuntem Hubnerem w „Egmoncie” Goethego, z Krasowskim i Skuszanką przy „Braciach Karamazow” jako Alosza i w „Dziadach”.


I nagle z tego znakomitego kręgu następuje Pana przeskok do prowincjonalnego polskiego teatru  w czeskim Cieszynie. Dlaczego?


boukolowsk3– Bo poznałem Magdę Teresę Wójcik, która właśnie organizowała tam nową scenę. Byłem pod jej wszechstronnym wrażeniem i zdecydowałem się na tę przygodę. Wyreżyserowałem tam m.in. i zagrałem rolę tytułową w „Ryszardzie III”, co było efektem fascynacji wielkim spektaklem i wielką rolą Woszczerowicza. Czesi byli pod wrażeniem Magdy i nawet proponowali jej etat w czeskim teatrze, z dobrą gażą. Ale już wtedy wymyśliliśmy nasz Adekwatny i powróciliśmy do Warszawy, wcześniej wystawiając kilka przedstawień w Bielsku Białej. Potem na dwie role, w tym w „Onych” Witkacego w reżyserii Witka Skarucha, wróciłem do Polskiego i znów mnie wywiało daleko od Warszawy, bo do Szczecina, o czym wspominałem na początku. Jeszcze przez trzy sezony do 1970 roku byłem jednocześnie w Polskim, gdzie zagrałem m.in. w „Cymbelinie” Szekspira w reżyserii Augusta Kowalczyka i „Księżniczce na opak wywróconej’ Calderona w reżyserii Krystyny Meissner. W 1970 roku premierą „Antygony” na scenie przy Brzozowej rozpoczęliśmy regularną działalność Adekwatnego, już z własną sceną. Ciągle jednak, naprzemiennie, do 1974 roku grałem też w Polskim, m.in. w „Fauście” Szajny czy w „Upiorach” Ibsena w reżyserii Michała Pawlickiego.


Film zauważył Pana wcześnie, bo w 1959 roku…


– Tak jeśli nie liczyć malutkiego epizodziku marynarza w „Orle” Buczkowskiego rok wcześniej. Kazio Kutz zaproponował mi główną rolę w jego filmie „Nikt nie woła”, który miał być jego polemiką z „Popiołem i diamentem” Wajdy. Zagrałem Bożka, postać o podobnej proweniencji jak Maciek Zbyszka Cybulskiego z „Popiołu”. Moja partnerką została Krystyna Marcinkowska, która po kilku latach zmarła tragicznie samobójczą śmiercią. Kręciliśmy w naturalnych plenerach i wnętrzach w Bystrzycy Kłodzkiej. Zdjęcia robił wybitny operator, później mój przyjaciel Jerzy Wójcik. Wkrótce potem, lata 1960 i 1961, zagrałem w „Rzeczywistości” Antoniego Bohdziewicza, według powieści Putramenta, kręconej w Lublinie „grającym” przedwojenne Wilno i w „Komediantach” Marii Kaniewskiej.


Ja Pana zapamiętałem z ról w trzech uroczych, krótkometrażowych filmach telewizyjnych z cyklu opowieści niezwykłych, z „Awatara” Janusza Majewskiego, „Tortury nadziei” Ewy i Czesława Petelskich i „Beczki Amontillado” Jeona Jeannot…


– To były te niewiarygodne dziś czasy, w których realizowano dla masowej widowni telewizyjnej filmy według wielkiej klasyki literackiej, polskiej i obcej. „Awatar” był  kręconą we Wrocławiu ekranizacją opowiadania Teofila Gauthiera, gdzie grałem z Holoubkiem, Machulskim i Wanda Koczeską. Film o więźniu inkwizycji „Tortura nadziei” według opowiadania Barbeya d’Aurevilly z udziałem Hańczy i Henryka Borowskiego w zamku w Książu, a „Beczkę Amontillado” według opowiadania Poego w zaułkach warszawskiej Starówki, z Franiem Pieczką jako moim partnerem. Film ten nakręcił Leon Jeannot, reżyser który przed wojną realizował filmy o świecie żydowskim w Polsce, a po wojnie nakręcił m.in. komedię kryminalną „Kryptonim „Nektar” i obyczajową „Człowiek z M-3” z Bogumiłem Kobielą. Po realizacji „Beczki” zniknął mi z horyzontu i nie znam jego dalszych losów. Wspaniałe było w tych filmach to, że były wolne od wszelkich kontekstów politycznych, społecznych, były niemal czystą sztuką, podaną przy tym lekko i kunsztownie.


W 1973 roku zagrał Pan brawurowo kardynała Hipolita d’Este w „Koperniku” Ewy i Czesława Petelskich według scenariusza Jerzego Broszkiewicza…


– Tak, to była prestiżowa produkcja z okazji 500-lecia urodzin Kopernika. Kręcona była w scenerii średniowiecznych polskich budowli, w moim przypadku imitujących włoską Ferrarę.


W tym samym roku pojawił się Pan w zjawiskowym filmie Wojciecha J. Hasa według prozy Bruno Schulza…


– To był drobny epizod, ale bardzo prestiżowy, bo  wielkie dzieło światowej sztuki filmowej. Dla takich momentów warto być aktorem.


Dziękuję za rozmowę.


                                                       2014 r.


Henryk Boukołowski – ur. 11 stycznia 1937 w Białymstokuaktor, reżyser, współzałożyciel, aktor i reżyser Teatru Adekwatnego w Warszawie (1964-1994). Absolwent PWST w Warszawie (1958). Aktor teatrów: Ateneum w Warszawie (1958-60),  Polskiego w Warszawie (1960-62), aktor i reżyser Sceny Polskiej – w Czeskim Cieszynie 1963-64, Teatru Polskiego w Bielsku Białej, 1964-1967. W Teatrze Telewizji m.in. role w „Szkole żon” Moliera w reż. B. Trukana, , „Odprawie posłów greckich” J. Kochanowskiego w reż. L. Rene, w „Dwóch teatrach” J. Szaniawskiego w reż. J. Antczaka, w „Lecie w Nohant” J. Iwaszkiewicza w reż. J. Słotwińskiego, w „Ondynie” J. Giraudoux w reż. M. Broniewskiej, w „Medei” Eurypidesa w reż. J. Wójcika, w „Martinie Edenie” J. Londona w reż. St. Wohla, w „Antygonie” Sofoklesa we własnej reżyserii, w „Dziewczętach z Nowolipek” P. Gojawiczyńskiej w reż. St. Wohla. Użyczał swojego głosu w słuchowiskach radiowych i bajkach muzycznych dla dzieci, m.in. do dźwiękowego wydania „Przygód Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego. Wśród ról filmowych m.in. także „Zmory” W. Marczewskiego, „Skarga” J. Wójcika, a także w serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”.





Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko