Wacław Holewiński
Mebluję głowę książkami
O czym jest ta książka? Najprościej byłoby powiedzieć: reżyser teatralny z Tarnowa został zabrany przez kresową, o pokolenie starszą poetkę, w podróż sentymentalną do krainy jej dzieciństwa. Do Polski, która Polską być przestała mocą jałtańskich ustaleń ale wciąż trwa w jej sercu. Więc do dzisiejszej Białorusi.
Ale tyle powiedzieć, to nic nie powiedzieć. Tomasz Żak na ponad dwustu stronach snuje eseistyczną pajęczynę polskich losów, polskiej kultury, polskich pamiątek, polskich ofiar kilku wojen, zrytą bliznami, które się nie zarosły i daj Bóg, nigdy się nie zarosną, miłością krajobrazów spowitych wstającymi znad pól mgłami, mistycznym zbliżeniem z Bogiem, językiem wreszcie. Kroczy śladami pierwotnie naznaczonymi przez Stanisławę Wiatr-Partykę ale nie zatrzymuje się w miejscach przewidzianych wycieczką, sam te szlaki wyznacza, sam szuka i sam je wreszcie odnajduje. A to rozmową z białoruskim opozycjonistą w Kuropatach, a to napisem na grobowcu, już oznaczonym dwoma alfabetami, a to legendą o Budsławiu, jednym z najstarszych miejsc pielgrzymowania w Polsce, a to stygmatami siostry Wandy, a to bohaterstwem Żołnierza Wyklętego Jana Tabortowskiego, dobitego przez swojego podwładnego w sierpniu roku ‘54, a to portretem Mickiewicza, tym najsłynniejszym, który zna, a przynajmniej znać powinien, każdy Polak pędzla Walentego Wańkowicza i muzeum, już nie polskiego malarza. I architekturą, i kresową nostalgią, i Bogiem.
Ktoś mógłby powiedzieć, jakaż to rewelacja? Tyle osób Kresy wspomina. Ale Żak nie tyle wspomina, ile się o nie upomina. Upomina się o polskość i zadaje pytanie: dlaczego? Dlaczego my sami pozbawiamy się Kresów, przecież całkiem niedawno, klucza do naszej duszy, Kresów, które w przeszłości żadnymi Kresami nie były, czemu pozbawiamy ich polskości, czemu wyrywamy – sami sobie – serce, duszę i godność?
„Naród się zgubił. Tak, wszystko byłoby dobrze, tylko naród się zgubił. Oczywiście nie sam. To my go zgubiliśmy, my, tak jest, my. Nie przez wojny, nie przez klęski i porażki wojenne, bo te się dadzą zmienić, bo to są chwilowe rzeczy, bardzo chwilowe. Nie dopilnowaliśmy, zlekceważyliśmy. A oni robili swoje” – pisze Żak za Wyspiańskim /„Wyzwolenie”/ ale to i jego słowa. I w sposób oczywisty nie jest to wyrzut skierowany do jakiejś magmy, to raczej pretensja do tych wszystkich, i siebie do nich zalicza, którzy mając wiedzę i pewnie jakieś możliwości, machnęli ręką. Ale to też oskarżenie polskiego państwa, a raczej tego, co udaje polskie państwo. Bo czyż jest do pomyślenia, że po ’89 roku, na ratowanie polskiego zabytku, tak polskiego, największe pieniądze przeznaczyła nie Polska, a Białoruś? Że to tam, w Nieświeżu, białoruscy muzycy odtwarzają muzykę graną kilka wieków temu dla Radziwiłłów i ich gości? Że wdajemy się w rozgrywki, który ze związków Polaków na Białorusi jest lepszy, ten promowany przez MSZ czy ten uznawany przez Łukaszenkę, zamiast się skupić na zachowaniu i utrwalaniu tkanki, miąższu, który tam jeszcze trwa, tli się, odbudowuje, zamiast siać to ziarno, które wzejdzie jeśli się na nie będzie chuchać i ochraniać.
Czytałem tę wspaniałą, nie boję się tych słów, naprawdę wspaniałą książkę z coraz większym oczarowaniem. I pomyślałem, że co roku mam takie odkrycia – dwa lata temu Czarnyszewicz z „Nadberezyńcami”, rok temu Helak z „Lwowską nocą”, w tym roku Masłonia „Puklerz Mohorta. Lektury kresowe”, teraz Żak. I ze zdziwieniem patrzę, że wszystkie te książki tyczą Kresów, bliższych i dalszych. Ale czy tylko my, ludzie – rodzinnie, wspomnieniowo, językowo – potrafimy dalej się nimi, Kresami, cieszyć, mieć je w trzewiach, pielęgnować każde słowo przeniesione przez rodziców, dziadków, a czasami i pradziadków? Czy Polacy ogłuchli, zamazali w sobie tę przeszłość, te dokonania, ofiary, te zabytki, całą kulturę? Nie wiem. Wiem, że Polacy zobojętnieli. I warto w takiej chwili zadać im pytanie: a gdyby dziś naszą granicę przesunięto znów o kilkaset kilometrów na Zachód, powiedzmy do linii Wisły i zmniejszono Polskę o jedną trzecią, to też wzruszymy ramionami? Nikt nie podniesie krzyku, pokornie pochylimy głowę, zdamy się na łaskę innych? Wielu stuknie się w tym momencie w głowę. Bo i dlaczego mieliby przesuwać, zabierać nam cokolwiek. Odpowiem: bo w XX wieku Polacy dwa razy zgodzili się na przesuwanie naszych granic, wciąż na zachód, dalej i dalej. I zostawili miliony rodaków na pastwę losu i rozpasanego barbarzyństwa. I, co jeszcze gorsze, zapomnieli
Tomasz Żak jest reżyserem teatralnym, twórcą istniejącego od 1980 roku Teatru Nie Teraz. I pewnie to właśnie w tej roli się czuje najlepiej. Ale napisał książkę. Książkę wołającą do naszych sumień, do naszej wrażliwości, naszej pamięci. Szczęśliwie zauważyli ją i docenili wyróżnieniem jurorzy tegorocznej Nagrody Mackiewicza. Chwała im za to.
Tomasz Antoni Żak – Dom za żelazną kurtyną. Listy do Pani S. – Agencja Fotograficzno-Wydawnicza Olszewski. Tarnów 2013, str. 220.