Andrzej Walter – Apogeum ewolucji

0
86

Andrzej Walter

 

 

Apogeum ewolucji

 

„Przyszłość pokrzepi i wykaże, czyli słuszna jest ufać w myśl Narodu.

Wiem, że jeszcze niejeden kamień rzucony będzie na każde sumienie

i nieobaczne słowo polskie. Ale czas jest wiedzieć, ze te tylko

słowa są potrzebne i słuszne, które zmartwychwstają.

A zaś powiada największy mędrzec chrześcijański: „O głupi!

 I jakże może to zmartwychwstać, co by pierw nie umarło?”

 

Więc niech umierają słowa nasze – na to są, przez to są.”

 

Cyprian Kamil Norwid (z listu do Adama Potockiego, 1850)

 

Kajetan Sosnowski

   Dla każdego pisarza słowo jest pewnego rodzaju świętością. Może jest nawet czymś więcej. Wielkim bytem samoistnym, samolubnym, autonomicznym i na wskroś indywidualnym. Słowo to ludzka, a może nawet boska – stworzona dla człowieka, nazwijmy to – cząstka elementarna – no bo czymże bylibyśmy bez słów? Przecież nawet myśl rodzi się ze słów. Podkreślmy to dobitnie: każda nasza – twoja i moja myśl wyrażana jest słowem, każde określenie, pojęcie i nazwanie, a więc nawet i każdy inny byt. On również powstaje ze słów.

 

   Głęboko jest tego świadom właśnie nie kto inny jak pisarz: sztukmistrz słów, wyrobnik, artysta i rzemieślnik słów, czasem poeta, czasem prozaik, ale generalnie ktoś łączący słowa w zjednoczoną i sensowną treść. Kiedy wpiszemy w wyszukiwarkę internetową wyraz – słowo, zasugeruje nam ona mnóstwo stron związanych z religijnym wymiarem naszego istnienia. Chcąc nie chcąc nie uciekniemy od zanurzenia naszej kultury w filozofii Księgi. To Księga pisana czasem i człowiekiem. Księga bardzo stara, ale nadal nie do końca zgłębiona. Choć zarzuca się jej wiele, tak naprawdę trudną ją kompleksowo ogarnąć i wręcz poskładać owe zarzuty w jakąś złożoną całość, a ja sam jestem dzieckiem czasów kiedy naukę języka polskiego rozpoczynano właśnie od przybliżenia wymiaru Biblii – księgi ksiąg.

 

   Słowa zatem są czymś niesamowitym, ponad realnym, niepojmowalnym. Szybują wysoko ponad nami – są właściwie poza nami, a my potrafimy używać je li tylko jako narzędzia, jako przyrządy opisania, porozumienia czy wyrażenia czegoś. A w zasadzie wszystkiego. Słowa są jakby nieskończone przy naszej ziemskiej skończoności i jako takie muszą zostać nazwane bytami niezależnymi od naszych losów, historii i czynów. Kiedy jednak słowa – te wielkie byty – podniebne i potężne – wezmą nas w swoje władanie, nas, czyli okruch wszechświata, potrafią one przemienić się w siłę wodospadu kruszącego wszystkie napotkane skały czy przeszkody. Słowa zaprzęgnięte do woli człowieczej zmieniały bieg dziejów i stwarzały nowe warunki naszego istnienia. Jednym słowem mają na rękach krew i czyny, poematy i upadki, los oraz przeznaczenie. Wirują wokół niczym nieogarniona materia, która materią się tylko wydaje, a jest czymś, czego nie da się wyrazić i opisać. Wielu próbowało. Niektórzy nawet osiągnęli stan mistrzostwa w tej dziedzinie ku zachwytowi tych, którzy potrafili ich przesłanie właściwie odczytać i wniknąć całkowicie w naturę ich rozważań. Tak rodziła się wielka więź nazwana kulturą i tym sposobem stwarzała ludzkość jako coraz bardziej zorganizowaną i sensowną, w rozumieniu celową, całość.

 

   Człowiek jednak, jako natura niepokorna i zbuntowana, szukał innego wyrażenia stanu swojej duszy, w istnienie której głęboko wierzył. Próbował zatem wyrazić świat swoich emocji obrazem. Nie potrzebował do tego słów. Czyż obraz dzisiejszy nie jest tylko głęboko techniczne zmodyfikowaną postacią prehistorycznego rysunku naściennego, który nasz przodek wykonał kiedyś tam w jakiejś jaskini? Wraz z rozwojem kultury – poprzez zasługę słów i porozumienia między ludźmi – narodziła się nauka i potrzeba coraz to dalszego odkrywania nowych narzędzi, które ów obraz uczyniły malarstwem, później fotografią czy też filmem. A potem – jak każdego narzędzia – poczęto bardzo pragmatycznie używać tej filozofii obrazu celem przekazania człowiekowi pożądanej treści oraz ku oczekiwaniu jego właściwej reakcji. Nastała (zupełnie niezależnie) epoka reklamy czyli efemeryda obrazu i słów, ekonomicznie pożądanych treści i przekazu, która swoją ekspansywnością przemieniła świat ludzki nie do poznania. Odarła zarówno słowa jak i obrazy ze swego duchowego wymiaru, aby utylitarnie ujarzmić wszelką ulotność, nierealność i zmysłowość i zaprzęgnąć ją do wymiernych korzyści ze szkodą dla duchowo pojmowalnej człowieczej prostoty. Jakże bardzo zepsuło to nas świat? Jak bardzo to go pomniejszyło, spłaszczyło i zamknęło?

 

   Czy to jest uproszczenie? Skrót myślowy? I tak i nie. Poprowadzenie takich rozważań ma pewien sens pojęcia, że tak to ujmę, wagi słowa i obrazu. Bowiem najpierw rodzi się myśl (wyrażona słowem), a potem dopiero może powstać obraz. Dzisiejszy świat poprzez swą nowoczesną transformację proponuje nam swoiste sprzężenie zwrotne. W ramach deprecjacji słowa, deprecjonujemy też myśl, która zdolna jest rodzić wszelkie obrazy, a obrazy te z czasem powszednieją, upraszczają się, aby finalnie stać się coraz prymitywniejszymi, wulgarnymi i chorymi metodami przedstawiania rzeczywistości. Słowem … bez słów upadamy coraz niżej i niżej, aby nie wiedzieć kiedy znaleźć się nagle na samym dnie. Słowa również z nami upadają do rynsztoka myśli, w momencie kiedy ich odczytywanie staje się zajęciem zbędnym i coraz mniej potrzebnym. Czy nie w tym kierunku zmierza świat? Czy nie biegnie wręcz w wymiar krótkiego komunikatu w miejsce wyrafinowanych myśli zrodzonych ze słów?

 

   To nie żadna wizja katastroficzna, tylko najprostsza obserwacja ewolucji kulturalnej społeczeństw. Rzecz dzieje się wszędzie z różną siłą i odmiennym natężeniem, lecz jest tendencją – powiedzmy otwarcie – powszechną. Futurologicznie trudno określić następstwa takiego stanu rzeczy. Może po prostu słowo (prawdziwe, to uwięzione w wyszukanej myśli) stanie się elitarne na niespotykaną dotąd skale. Może oddzieli się bardzo wyraźnie od obrazu kojarzonego z rozrywką i przeniesie się w rejony kultury wyższej w odróżnieniu od komiksowo nachalnej sieczki technicznie możliwej transmisji? A może zagnieździ się jeszcze gdzie indziej i jakoś inaczej. Tego nie wiemy i wiedzieć w zasadzie nie potrzebujemy. Świadomi jesteśmy na pewno jednego. Odejścia od siebie w bardzo dalekie rejony ludzi używających słów w znaczeniu literackim od ludzi, którzy swoje życie postanowią opierać na współczesnym uproszczonym świecie obrazu. Takie rozgraniczenie musi w przyszłości doprowadzić do konfliktu na nieznaną dotąd skalę. Rozwój wewnętrzny jednych skontrastuje się bowiem bardzo dalece z adekwatnym zanikiem myśli drugich. Czy Orwellowski „Wehikuł czasu” i wizja w nim przedstawiona – Eloiów i Morloków – nie może się zatem spełnić? Ależ może. I jak najbardziej się spełni, jeśli wszelkie wyżej zauważone tendencje pozostaną bez zmian. A mam coraz mniej wątpliwości, że pozostaną. Pozostać muszą, gdyż człowiek ma w swojej naturze wpisaną „drogę na skróty” i dzisiejsze możliwości techniczne kontaktu i komunikacji, a także rozrywki mu tę drogę oferują. Człowiek chętnie z niej korzysta przy żenującym poklasku pewnych „naukowców”, rewolucjonistów i ewolucjonistów, którzy w dzieciństwie widać sami mieli problemy z lekturą, wagą słów i możliwą przez nie kreacją myśli. Nauka sama w sobie, kiedy zawęża horyzonty (a tak się właśnie z nią teraz dzieje) staje się zaprzeczeniem samej siebie. Pogoń za specjalizacją nie potrafi już dostrzec ogólnego wymiaru i powiązań jakie dzieją się pomiędzy światami. To wypacza samą ideę poznawczą i w konsekwencji zatrważa natłokiem sprzecznych informacji, chaosem przekazu prawd i półprawd, kierując człowieka w otchłań dezinformacji oraz permanentnego zagubienia.

 

   Uratować może nas zatem tylko słowo. Słowo piękne. Słowo pojęte. Słowo świadomie i dobrze zrozumiane. Może bowiem jesteśmy tylko Pamięcią? Jako składnicą myśli, które towarzyszyły nam przez cały okres nawarstwiania doświadczeń wyrażanych słowami, która w słowie właśnie się „materializowały”… i zostały wybiórczo ułożone w naszych głowach?… Słowa, a właściwie pochodna słów, czyli cała konstrukcja języka ma to do siebie, że nie rozwija się bez przyswajania i pochłaniania słów kolejnych, napotykanych na drodze życia. To spotkanie może nastąpić tylko poprzez lekturę. Nie zastąpi jej nic innego. Nie zastąpi jej żaden obraz. Żaden półśrodek w dążeniu poznawczym. Żadna rozrywka cielesna ani żaden elektroniczny świat, który w swej przeważającej części obywa się bez słów, albo zastępuje je skróconym maksymalnie komunikatem. Zasób słów tak kształtowany ubożeje, a doświadczamy tego na własnej skórze prowadząc rozmowy z takimi właśnie ludźmi. Z ludźmi, którzy słów używają w najprostszej postaci i używają ich tylko z bezwzględnej konieczności porozumienia, a nie z należnym im szacunkiem jako atrybutowi opisu świata. Taka komunikacja międzyludzka staje się komunikacją prawie zwierzęcą i zaczyna wprowadzać reguły gry walki oraz zwycięstwa silniejszego. Zwierzęta jednak czynią tak tylko w ramach zaspokojenia głodu, ludzi natomiast – ze swoją podobno wyższą świadomością – wpadają w takie zasady również dla czystej przyjemności. A może właśnie dlatego, że zaprzepaścili gdzieś umiejętność piękniejszego wyrażania swoich doznań …

   Czy tacy ludzie są gorsi? Ależ nie. Są z pewnością zdecydowanie ubożsi. Ogołoceni z feerii doznań, sublimacji istnienia oraz głębi duchowego wymiaru.

 

   Cóż. Nikt nikogo siłą do lektury nie przekona. Cała odpowiedzialność nasączenia człowieka słowem rozpoczyna się w dzieciństwie i spoczywa na rodzicach. A dziś również na systemach edukacji. Zauważmy jednak, że systemy te również tworzą jacyś „rodzice”. Skupmy się więc na rodzicach. Tylko co nam to da? Możliwość ich przekonania? Czym? Używanym słowem? Wolne żarty. Słowo bowiem przegrało batalię o dusze z techniką. Trudno dziś określić kiedy się „To” zaczęło. Trudno scharakteryzować pierwszy moment. Znaleźć przełom w tej wojnie. Niewątpliwe jednak tak jest. Technika i model kontestowania świata opiera się dziś na elektronice i setkach takich narzędzi wypełniających niepomiernie nasz ziemski czas. Pochłania to ludzi do tego stopnia, że ich czas nasącza się innym wymiarem. Z pewnością nie jest to wymiar słowa.

Czy zatem słowo umrze?

Nie.

 

   Nie będzie w stanie. Tak jak nie da się unicestwić światła, przyciągania ziemskiego czy niezbędności do życia powietrza. Czym stanie się słowo w takim świecie?

Może stanie się czymś tak niezrozumiałym, niepojętym i niepotrzebnym jak poezja?

A może będzie powodem ewolucji do Morloków i Eloiów. Może warto też zapytać i o to kim Ty chciałbyś wtedy być? …

 

Andrzej Walter

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko