Władysław Panasiuk – List z Chicago (Jesienne wspomnienie)

0
275

Władysław Panasiuk


List z Chicago (Jesienne wspomnienie)

 

Mieczysław CzychowskiWśród grających liści na jesiennym wietrze pamięć ludzka się plącze jako sieć pajęcza.  Czas opowiada historii  dzieje i opisuje bitewne pola gdzie krzyże znaczą żołnierski trud. Te rocznice okrągłe jak Ziemia, co nas ubiera i żywi – stają się ważnym symbolem . Choć pamięć krótka i ulotna jak jesienny wiatr, pielęgnować  ją warto. Obie wojny światowe  przyniosły więcej ofiar jak wszystkie  pomory. Zostawiły sieroty i wdowy. Długo opłakiwani żołnierze spoczywają w ciszy. Księżyc nad nimi srebro rozleje i wiatr przygładzi porośnięte trawy. Nieznany nam żołnierz, ale Bogu znany. Nad jego grobem wicher zaśpiewa i krzyknie wrona niczym noc czarna. Drzewa ozłocą liściem mogiłę- jesień to sprawi. Lwowskie Orlęta, Warszawskie Dzieci, wyrwane siłą od piersi matek już nie wróciły. Czasami trąba anielska zagra hymn zmartwychwstania , czasami psalmem w niebo uderzy, by spłoszyć ciszę. Cóż wspanialszego można uczynić tym co odeszli?

Kiedyś pobudka donośnym głosem oznajmi rychłe ich przebudzenie. A Pan z wysoka spojrzy na Ziemię i wskaże winnych potężną dłonią. Niewinne dzieci wstaną szeregiem i tak jak kiedyś na Westerplatte ruszą do nieba w upalny dzień. A pieśń zwycięska ich poprowadzi przed tron wysoki, w rajskie aleje. Urwane życie na barykadzie nie może przecie być zapomniane.

Tak wykrwawiła się nam stolica, a świat odwrócił spasione karki.  Chce się wymazać z naszej pamięci, to co honorem było przed laty i wroga uznać za przyjaciela.  To się częściowo władzom udało. A naród przymknął smutne oczęta jakby historia przemknęła bokiem, jakby tragedii nigdy nie było.                                                                               

A jesień  idzie przez parki, lasy i na ulice wchodzi ukradkiem. Ludzie zdyszani biegną do pracy, by kredyt płacić za dach nad głową. Nie postrzegają, że świat się zmienia i liści rudych, co wiatr zamiat, i tej jesieni, co się tak złoci. A babie lato płynie nad głową czasami włosy czarne ozdobi albo zawiśnie gdzieś na gałęzi. Wiewiórki noszą do gniazd zapasy i czasem wrona jakby na zgrozę rozedrze dziób. Młode dziewczyny idą do szkoły wymalowane jak w karnawale. Wpisane w piękno owej natury, w drzewa z kolorów pełną paletą. Przy uszach dzierżą swoje komórki i tym sposobem z chłopcami grzeszą.

A ja wspominam tamte jesienie, o których nawet zapomniał czas, tamte dziewczyny pełne urody, i tamten polski brzozowy las. Niemena, który  zrywał mimozy i wracał zdyszany ze szkoły, wtedy od listów pachniało w sieni, a nad głowami białe anioły jak babie lato latały wszędzie. Takich jesieni zapomnieć trudno i tej radości, która ich śladem odeszła w dal. Jeszcze gdzieś smuga ciepłego dymu wciąż się unosi nad kartofliskiem i błyszczą w słońcu skiby przecięte ostrzem lemiesza. I tamte konie skubiące trawę jak malowane mistrzowską dłonią, wciąż ożywają w noc niespokojną. Żal mi  tych koni i żal taborów stojących w lesie.  Młodych cyganek w zwiewnych sukienkach, które  przy skrzypek żałosnym śpiewie, płonęły niczym drwa na ognisku. Ich malowane czernią warkocze fruwały w tańcu jakoby wstęgi, wiły się ciała na kształt jaszczurek.  Cygana fajka się dopalała, trzaskały drewna i rżały konie. Ta moja młodość tam pozostała i błądzi w ciszy jesiennych traw, gubi się w liściach, zasypia w głogu. Wije się nicią babiego lata, mieni się złotem w samo południe i kroczy dalej nieznaną drogą, która się zdaje szlakiem bez końca. Cygańskie życie  mnie tu przygnało i wciąż z taborem jadę i jadę. Konie ustają i ja ustaje choć wszystko niby kołem się toczy. Zegary biją nowe godziny, a w kalendarzach zabrakło kartek, czas wymazuje wszystko z pamięci.

A kiedy księżyc wpłynie nad miasto posrebrzy dachy i dzwon na wieży -wstaną umarli, by spojrzeć w niebo, aby raz jeszcze jesień tę przeżyć. Bo tego piękna zabrać się nie da, które jesienią w oczy się wciska, tych złotych liści i wiatru śpiewu, i wspaniałego babiego lata. Tego srebrnego księżyca blasku, który się wplata pannom we włosy. Do butonierki można go włożyć i iść ulicą w srebrzystej gali  między murami starego miasta.

Nie da się zabrać choćby w zaświaty ciepłych kolorów i słońca blasku tych marzeń, które się nie spełniły i tej młodości, co już za nami. Księżyc  nie tylko stwarza przypływy, ale i wszystkie zna tajemnice, bo penetruje miasta i wioski. Staje się świadkiem nocnego życia, a nocą dzieje się wiele zła. Kiedyś na wiosce był nocny stróż,  dzisiaj go nie ma, bo demokracja szerzy się wszędzie.

Jesień przemierza parki i lasy, czasami zajrzy na wrzosowisko, by zdmuchnąć wiatrem ostatnie listki, zbudzić gałęzie z jesiennej drzemki. Rozpalić ogień gdzieś na polanie , by w ciszy leśnej wśród rudych drzew wzbudzić  raz jeszcze to łkanie strun. Niech się radują wszyscy Cyganie, którzy od domów są zbyt daleko. Jadą tabory z naszego kraju do innych lasów w nieznany świat, by szukać szczęścia z dala od domu. By się zagubić w służebnej roli i weteranom zza Odry rodem obmywać stopy i ścielić łoża. Wkładać cegiełkę do dobrobytu, który po wojnie nabrał rumieńców. Służyć wrogowi, który przed laty palił domostwa i gwałt uprawiał, czy to się godzi? Minęły lata, a nasza młodzież (z wątłą historią) na Zachód pędzi, bo w kraju bieda. Chce demokracji zasięgnąć rad i na zmywaku lub na budowie młodość swą spędza. Taki od dawna Polaka los, nikt się nie liczy z naszym narodem.

A tej złotawej polskiej jesieni wszystkim nam brak, za nią tęsknimy z dala od rodzin, bo taka jesień już się nie zdarzy.  

Władysław Panasiuk


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko