Jan Tulik – Dałeś mi głóg, tarninę…

0
102

Jan Tulik



Dałeś mi głóg, tarninę…



 

nawet-tyZaczęło się od „Serca przepiórki”. Poddałem się fascynacji tymi wierszami, powróciłem do wcześniejszych tomów Marka Wawrzkiewicza. Z poetą tym spotykaliśmy się na Podkarpaciu w latach 70. i później. I w Warszawie. Spotykaliśmy się z piękną plejadą formacji Hybrydy, Współczesności. Bywał tu przewspaniały erudyta Piotr Kuncewicz, poeci -m.in. Roman Śliwonik, Jerzy Górzański, Krzysztof Gąsiorowaki, Andrzej Tchórzewski no i oczywiście Marek Wawrzkiewicz. To wtedy, czytając wiersz „Ania. Chybie”, poczułem ból serca. Podczas lektury najnowszego tomu „Nawet Ty” *) poczułem to samo co wówczas, przed laty: poczułem, że mam serce i ono drży.

Wynurzenia te są mi potrzebne – mnie, gdyż skoro chcę podzielić się prawdą o swoich odczuciach, potrzebne mi przykłady; i właśnie wiersze Marka Wawrzkiewicza z tamtych lat. Kiedy to już wówczas patronował mu Jarosław Iwaszkiewicz i tak jest do dziś. „Mapa pogody” czy prozy z „Ogrodów…” Iwaszkiewicza jakby przenikały twórczość Marka Wawrzkiewicza. A intrygujące przy tym jest to, że Wawrzkiewicz zachowuje własną dykcję, w najmniejszym stopniu nie „podpiera” się liryczną laską mistrza. Zresztą twórczość autora „Późnego popołudnia” swoją klarownością przypominać może także twórczość Kazimierza Wierzyńskiego, Mieczysława Jastruna,  a z mego pokolenia Leszka Żulińskiego czy Józefa Barana. I w każdym przypadku Wawrzkiewicz będzie blisko wspomnianych, i im podobnych poetów, a zarazem osobny, szczególny w swej prostocie, równocześnie zupełnie nowy w obrazowaniu, metaforyce.

„Nawet Ty” to kolejny osobliwy zbiór; może szczególnie wyjątkowy. To wzruszające wyznania, plastry wspomnień, trudna a jednak pogodna próba godzenia się z mijającym bezpowrotnie czasem. Próba ta nie omija kwestii zasadniczych, nie bagatelizuje pytań zwanych ostatecznymi. Otwierająca tom „Modlitwa” tu  jawi się jako inwokacja, własnego autorstwa motto. „Modlitwa” ta nie jest rozpaczliwą prośbą do Najwyższego, jest rodzajem kostek wysypanych z kubka, na których napisane są – zamiast kropek – dary losu. Więcej w tym utworze podziękowań za życie, któremu bohater liryczny przygląda się z dystansu, niż próśb. Pierwsze zdanie: Dałeś mi długie wyczekiwanie, / Panie jest aktem wdzięczności. Podmiot liryczny, zapewne alter ego autora, wylicza dary, w tym:

Dałeś mi poszum lasu, błądzenie na drogach,

Kilku zmarłych przyjaciół i żyjących wrogów

[…]

Dałeś mi głóg, tarninę i jabłoń zdziczałą,

I dałeś mi dziewczynę, której mi nie dałeś.

[…]

Daj, coś zamierzył, nie skąp mi niczego

I nie chroń mnie od złego ani od dobrego.

Niech wedle twojej woli już wszystko się stanie –

Daj mi wieczny spoczynek i wieczne czuwanie,

Panie –

Wyliczane dary, w tym zjawiska natury, przypominają „ogrody” Leśmiana, zaskakujące zestawienia rekwizytów i obrazów również. Wiersz ten jest niezwykle ważny, wprowadza w gąszcz pozostałych wierszy tomu. A będą tam i inne utwory mówiące o dziełach stworzenia, w dyskretny sposób kierujące czytelnika na kwestie ontologiczne. Wawrzkiewicz podjął – myślę, że daleko przedwczesną – próbę rozliczania się z życiem, ze światem. Byłoby nieprawdą, gdyby zabrakło w takim rozliczaniu spojrzenia na bezkres Czasu, na stawianie pytań o świat spoza naszego świata. W wierszach autora „Ostateczności” pojawia się jakby cień gnostycyzmu, a więc myśli pierwszych chrześcijan, których zniosło oficjalne chrześcijaństwo po aprobacie tej religii przez cesarza Konstantyna. Przypomina mi się w tym momencie wypowiedź wspaniałego filozofa i kapłana ks. Józefa Tischnera, który mówił o wybitnym chirurgu Zbigniewie Relidze, który to deklarował swój ateizm; Tischner powiedział o nim: „on jest wierzący, tylko nie kościołkowy”. Z wierszy – nie tylko z tomu „Nawet Ty” – wyłania się właśnie bohater poszukujący, zatem nie ten, który oślepia bliźnich dewocją bez pokrycia.

Lecz rzeczony zbiór wierszy to także inne odcienie. Powyższa konstatacja niechaj służy jako kanwa, na której spoczywają właśnie owe pozostałe przemyślenia, oczywiście w najlepszej poetyckiej oprawie. W pierwszej części tomu dominuje Czas. Wtedy, gdy autor pisze z niemal szorstką czułością o wspaniałym aktorze Wojciechu Siemionie, czas pojawia się pod „skórą” puenty – Wojtek mówi wiersz. Nieżyjący już Wojtek mówi – Czas się jakby wydłuża, może Czas zastyga? Kiedy mówi o starości, która przyszła nocą z poniedziałku na wtorek, Czas zostaje jakby po szamańsku zamawiany, starość zdaje się być oszukiwana;

Przestań zrzędzić. Poczekaj razem ze mną.

Poczekaj aż do chwili,

W której się doczekamy.

Ten stoicyzm, łagodność wobec mijającego naszego życia, w poezji Marka Wawrzkiewicza przeistacza się niekiedy nawet w żart, pozorne bagatelizowanie Losu, przeciw któremu nie mamy przecież żadnego oręża. Nostalgia zostaje pokryta łagodną materią – nie z krepy, a z jedwabiu. To wielka mądrość, wyraz życiowego doświadczenia i dojrzałości. Właśnie taką postawę możemy napotkać w ostatnich tomach Jarosława Iwaszkiewicza, choć ten utrzymywał constans wobec naszej egzystencjalnej „Mapy pogody”.

Czas to odchodzenie. Czas to także gumka „myszka”. Jedyna gumka do mazania w powojennych, przez dziesięciolecia, czasach. Gumka, która tyle wymazała, służyła w szkole i potem, lecz:

A potem ktoś z nas albo za nas

Bez trudu kruszy w słabych dłoniach

Czas – gumkę „myszkę”

To także Czas. Zapadanie się w niebyt. Czy w niebyt? W wierszu zaczynającym się incipitem Gdzieś się podziali ci, którzy cieszyli się życiem – Czas wibruje we wspomnieniach, głównie młodości. Lecz kończą ten wiersz słowa:

Nie pytam ich gdzie są.

I tak za chwilę będę wiedział.

To echo Villonowskiego ubi sunt – gdzież oni są; echo frazy: „lecz gdzie są niegdysiejsze śniegi”. Pytanie retoryczne zadawane średniowiecznych mistrzów, w tym przez Dantego, współcześnie zaś przez m.in. Keatsa, Eco. Zatem Czas Wawrzkiewicza sięga poza granice naszych pojęć, poza zakres naszych zmysłów. Autor zdaje się upewniać także samego siebie – jakkolwiek to będzie wyglądać (jeśli zmysł wzroku zaprzęgniemy) – że istnieje możliwość spotkania się poza zasięgiem naszego Czasu.

Twórczość poetycka Marka Wawrzkiewicza często doprowadza czytelnika do wzruszenia, i jest to przeżycie szczere. Metafora, obraz i myśl, zawarte w utworze, wywołują więcej niż nasze refleksje. Lecz Poeta ten unika punktów kulminacyjnych, które mogłyby doprowadzić poetycką wypowiedź do patosu. W chwili, gdy ogarnia nas niekłamane wzruszenie, następuje pęknięcie, stajemy nad przepaścią, a w dole studzi nasze emocje łagodna dolina. Chyba to także rodzaj dystansowania się od patosu, koturnowych wypowiedzi. Łagodność refleksji według pety winna czytelnikowi wystarczyć – wolno chyba wysnuć taką tezę. To nie lada umiejętność dotrzeć do linii, za którą może czekać nas przesyt.

Na drugą część zbioru składają się wiersze, które możemy nazwać miłosnymi, przynajmniej gros z nich; to nie tyle erotyki, co liryka miłosna. Także przesycona znamieniem mijającego Czasu; wspomnieniami:

Świtało, gdy wysiadła z autobusu

I przywiozła z sobą całą smukłość świata.

Podmiot liryczny tego wiersza („Przed sądem”) do teraz słyszy towarzyszące temu zdarzeniu dźwięki, słodką muzykę (…) altówki z lipowego drzewa. Dominują w tym utworze muzyka i światło. I aby nie pozostawić czytelnika w nastroju na granicy ckliwości, autor znów czyni poetycką woltę, w rodzaju mentalnej przerzutni – wyznaje te wspomnienia przed wysokim sądem, i pozostawia wszystkich z zadumą: czy słońce ją pochłonęło, / Czy po prostu ukryła się we mnie. Podobnych przykładów „łagodzenia” napięcia lirycznego jest więcej. Wawrzkiewiczowy bohater jest czuły, ale nie może być czułostkowy. Jest wrażliwy, ale emocje trzyma na wodzy. Mimo to, a może właśnie dlatego, jest szczerze liryczny, jest przenikliwie uczuciowy. W wierszu „Linie” autor zastosował porównanie, rzekłoby się geometryczno-fizyczne. Oto

Linie, które się nie zbiegają

Nawet w najdalszej prowincji kosmosu.

Dwa byty równoległe.

W dalszej części ów dualistyczny dramat wnosi wspomnienia, będzie linia  nakreślona wyblakłym tuszem / I linia narysowana przez pająka. Dopiero na końcu wiemy na pewno, że czym/kim są owe linie:

Mimo wszystko i mimo sekundy.

Dwie linie: ty i ja.

Podobnych zabiegów, omijających płaczliwą liryczność, jest w tej poezji więcej. Każdy z owych wierszy miłosnych zawiera ważne przesłanie, potrąca w strunę refleksji o przemijaniu, o wartości i sensie naszej egzystencji i oczywiście o wadze i konieczności uczuć.

Wolno przypuszczać, że ton liryków spod znaku Erosa brzmi i wyraża to, o czy mówił Eurypides: „Miłość jest największą słodyczą i największą goryczą na ziemi”. Poeta poprzez swą dojrzałą mądrość może spojrzeć na uczucia z rezerwą, jaką dyktuje mu miniony czas. To piękna łagodność – stwierdzać z czułością: słodycz i gorycz przenikają się, żaden z tych przymiotów miłości w gruncie rzeczy nie dominuje.

Wrażliwość spleciona z filozoficzną refleksją tworzą poetycki warkocz szczególnej miary i rangi. Pozorna lakoniczność frazy wzmacnia jego urok, zwabia czytelnika, który potrafi słuchać  muzyki na estradzie, ale i cichą nocą pośród gwiazd. Właśnie to gwarantuje nam poezja Marka Wawrzkiewicza.

Jan Tulik

 

 

————————————————————

Marek Wawrzkiewicz „Nawet Ty”, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko