Andrzej Wołosewicz – Notatki na marginesie (4)

0
93

Andrzej Wołosewicz



Notatki na marginesie 4: o mini-recenzjach i poleceniach


 


Albrecht Dürer


        Zacznijmy od cytatu z „Zuchwalstw samoświadomości” (Lublin 2005) Edwarda Balcerzana: „Nie pamiętam, czy poznałem najpierw poezję, czy osobiście poetę. Chyba jednak poezję, jego Godzinę jastrzębi na pakunkowym papierze (…). Krzysztof Karasek podarował ten druk „Panu Edwardowi Balcerzanowi, autorowi Podwójnych interlinii i Granicy na moment, a szczególnie wierszy Opis wydarzeń i Słowa przybysza z dołów”; czytając to, pomyślałem, że nieznajomy warszawianin wie, jak się obchodzić ze słowem, umie jeden gatunek zapakować w inny: w dedykacji przemycić recenzję…”

 

            Chciałem tu zwrócić uwagę na dostrzeżoną przez Balcerzana umiejętność „zapakowani” jednego gatunku literackiego w drugi, a korzystam z Balcerzana (i Karasia), aby zachęcić do polecania sobie książek. Szczęśliwie na naszym portalu dzieje ię to notorycznie, właściwie nie robimy nic innego, ale myślę tu o polecaniu szerszym, pozaportalowym. Bo jak szukamy dobrych fachowców? Jak szukamy malarzy, glazurników, hydraulików? Chyba nie z książki telefonicznej. Najskuteczniejszym sposobem są polecenia, czyli rozpraszanie wici wśród znajomych z pytaniem o takiego to a takiego fachowca. Tu też, jak w poprzednim odcinku, działa łańcuszek św. Antoniego. Naprawdę działa! Najlepszym dowodem jest moja prośba o propagowanie tekstu pana Kwasiżura „Cukierek” z 8 września z naszego portalu. Cieszy mnie ten odzew, bo „Cukierek” wart jest tego.

 

            Zatem polecajmy, polecajmy i polecajmy. Tego nigdy za wiele. Nawet w jak najkrótszej formie, zawsze warto. Zawsze i wszędzie. Skoro tak, to też zachęcam. A skoro użyłem na przynętę „Zuchwalstw samoświadomości” Balcerzana, to dlaczego nie mielibyście zjeść całości, tym bardzie, że zawiera takie smakowite kąski: „Na trasie Gdańsk- Poznań, w nocy, w samochodzie, wracamy z „Czerwonej Róży”: Przyboś, Marian Grześczak, Ryszard Danecki i ja. (…) Przyboś drzemie na tylnym siedzeniu. W płaszczu, kołnierz uniesiony, kapelusz zsunięty na czoło; chłodnawo. Raz po raz budzi się. Podejmuje rozmowę. Nie daje mu spokoju „mój” Jasieński. Ja: usiłuję bronić Słowa o Jakubie Szeli. Przyboś:

 

– Nieprawdziwe, chłopi tak nie mówią, w ten sposób nie rymują, to jest pretensjonalny dziwotwór.

 

            Niespodziewanie moją stronę bierze Grześczak.

 

– I dlatego – upiera się – poemat Jasieńskiego, napisany językiem nieprawdopodobnym, zaskakuje, nie pozwala się wtłoczyć w żaden zastany schemat.

 

            Kierowca zatrzymuje samochód. Mgła opadła, rozproszyła się, spoza chmur przebija księżyc. Wyskakujemy na szosę, ścierpnięci, nieporadnie podskakujemy, jak w tyralierze, każdy kuśtyka pod jakiś krzaczek czy jabłonkę, tylko – widzę to – Przyboś idzie wolno, majestatycznie, środkiem pola, tą swoją ziemią ornie pojętą, nieruchomieje pod księżycem, sam, złączony z polem srebrnym łukiem.”

 

            Można krótko a treściwie, i pięknie!, łapać sytuację na gorącym uczynku? Można. Z takiego łapania rodzi się prawdziwa literatura. Łapmy ją i polecajmy innym.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko