Andrzej Walter – A propos de a propos

0
97

Andrzej Walter

 

A propos de a propos

 

Janusz Hankowski   Drogi Panie Krzysztofie. Z perspektyw empirysty podzielam pański pogląd, że żaden salon nie istniał i nie istnieje. Salonu w ujęciu i rozumieniu jakiejś okropnej organizacji, której celem jest konkretna sprawa, planowe działanie czy jasno określony cel po prostu nie ma. Taki byt salonu jest, był i pozostanie czysto mitologiczny i sam w sobie istnieć nie może. Słowem nie złapiemy go za rękę. Ileż to jednak pojęć z materii mitologii służy do opisywania pewnych zjawisk? Wiele. Pana polemika – choć różnimy się postawą fideistyczną – przypadła mi do gustu. Powiem nawet więcej. Zgodzę się z Pana konkluzjami co do: „zbieraniny od Sasa do lasa”, co do kapitalizmu „made In Poland”, tudzież problemów Kościoła czy też niskich płac. Sądzę jednak, że inaczej postrzegamy pewien całokształt. Jednak na takim kompromisie postaw można zacząć budować nowe.

 

   Dzisiejsza Polska to społeczeństwo mocno podzielone. Podział ten można scharakteryzować lapidarnie na: cwaniaków i nieudaczników. W przestrzeni publicznej nie ma miejsca na normalność. Normalność wybiera emigrację, choć i ten wybór nie nosi moim zdaniem cech normalności, a jedynie szafuje takim uzasadnieniem decyzji wyjazdu. Czyli – jak Pan podkreślił – mamy problem fundamentalny i warto przyjrzeć się jego genezom. Na marginesie tej analizy dodam, iż inaczej oceniam to, co zgubiło Grecję. Oczywiście, idzie Pan właściwym tropem: lekkomyślność elit, przecherstwa finansistów (i tu – nie greckich, a raczej niemieckich), maniana społeczna (jakże polska) oraz – czego już Pan nie pisze – fakt, że obecna stolica Grecji przeniosła się do Berlina. Płace greckie są wyższe z tej prostej przyczyny, że kraj ten miał szczęście być wyzwolony przez aliantów, a nie krasną armię. I dzięki temu przez 45 lat należał do „tamtego” świata, a nie do „tego”. Ludzie pomimo maniany nasiąknęli trochę innymi cechami traktowania własności, dobra wspólnego i własnej państwowości. Grecy to po prostu wielcy patrioci, w odróżnieniu od polskiego ćwierćwiekowego demontażu tego pojęcia. Któż go demontował ? – odnotuję ezopowo – obaj wiemy, a jeśli nie? Cóż. Spuśćmy na tę kwestię zasłonę milczenia.

 

   Problem fundamentalny wynika niejako z pierwotnego podziału – na cwaniaków oraz nieudaczników. Zarówno jednak jedni jak i drudzy nie wzięli się z Marsa, nie przypłynęli tratwą z Północy ani nie wyrośli nagle jak grzyby po deszczu. Są tu od lat, a kuźnię ich kompleksów stanowiła epoka schyłkowego bezidealizmu ostatnich lat PRLu. Ktokolwiek „zabiera się” za ten temat dziś, po 25 latach jest stygmatyzowany przez silną niechęć. Kto jest niechętny? Nieistniejący salon, czyli mit. Taka atmosfera – aby nic nie zmieniać. Kto odcina kupony niechaj odcina je nadal. Poprawiać ustawę z sensem? Ale po co, przecież wciąż możemy na tym skorzystać. Można jedynie czynić zabiegi kosmetyczne, głównie pod publiczkę, aby Polska była Polską. I aby nią pozostała – wierna ciepłej wodzie w kranie, najdroższym na świecie autostradom, stadionom czy systemowi fiskalnemu obciążającego tak naprawdę najuboższych. Solidarność? Jaka solidarność? Po co? Była, minęła. Teraz dorabiajmy się. Kto może. Chce Pan faktów w tej kwestii? Proszę bardzo. Zamrożenie progów podatkowych przez ostatnie lata, najniższa w Europie kwota wolna od podatku – niezmienna przez ostatnie lata czy też ulga prorodzinna, z której zarabiający najmniej nie mogą skorzystać, gdyż nie zapłacili tyle podatku w roku, aby można go było „odliczyć” … Ponieważ nie jest to wykład z ekonomii nie będę brnął w dalsze przykłady. Nasz system jest systemem głęboko niesprawiedliwym i nikomu nie zależy na społecznej edukacji, zmianach i zmierzaniu ku lepszemu. Pisząc – nikomu – mam na myśli ludzi, na których barkach spoczywa misja i odpowiedzialność za ten stan rzeczy. Jaka misja? Jaka odpowiedzialność? No właśnie. Przecież w Polsce władza jest po to, aby czerpać korzyści, a nie ponosić jakąś odpowiedzialność. Nie? Tych, którzy tak swego czasu myśleli dawno już pochowano w zbiorowych mogiłach hekatomby wojennej 1939 – 1956. A ci, którzy do tego przyłożyli rękę egzystują dziś sielankowo i spokojnie. To samo tyczy się ich dzieci, wnuków i całej tej „zbieraniny”. Oni nie są zorganizowani. Lecz po prostu, zwyczajnie, … są … . Są to „ludzie honoru”. Namaszczeni tym „honorem” i praktycznie nietykalni. Kto zatem ma spowodować odwrócenie karty dziejów? „Młodzi, wykształceni z wielkich miejskich ośrodków”? Czy ci, którzy pracują na wózkach widłowych w Holandii, po studiach w Polsce? Doprawdy nie wiem.

 

   Trafnie jednak Pan konotuje fakt rządowej propagandy. Ja również, jak Pan, nie za bardzo wierzę w mądrość i przenikliwość opozycji. Jednak hipokryzja jednych przeciwstawia się nader jaskrawo nieudacznictwu drugich. W tym dylemacie wybieram jednak nieudacznika niźli cwaniaka. Nie wybranie nic nie da. Stanie z boku umocni tylko silnych, pogrążając słabych. Finalnie wydaje się, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. I to w atmosferze, że wszelki dialog sprowadzany jest do wojenki polsko-polskiej i niczego poza tym. Ja niestety za Głównego Winowajcę zaistniałej sytuacji uważam media. To oczywiście podniesiony przez Pana mechanizm kapitalizmu je wykreował. Tylko na jego marginesie zapytam – jak długo jeszcze będziemy się dawać upokarzać przez siły mające za cel utrzymanie tego qui pro quo? Dodam, że medialne manipulacje mogą być nawet nieświadome, dopuszczam taką możliwość, a jednak padają na podatny grunt miałkości społeczeństwa, które dostaje wybór – bądź cwaniakiem albo giń.

 

   Kiedy publicyści przestaną o tym pisać – choćby błądzili, jak ja – nie pozostanie nam już nic. Może tylko alternatywa całkowitej wasalizacji wschodniej albo zachodniej… co zresztą już się dzieje, tylko nie wszyscy jeszcze są tego świadomi. Mnie już też „ręce opadają” kiedy widzę jak nasz naród bierze za dobrą monetę te wszystkie ekranowe hasełka, wymuskane autorytety, które autorytetami są od „błyszczenia na wizji”, a nie od „postaw” i ze swej natury. Zauważa Pan, że to nieeleganckie. Jednakowoż – czy elegancka jest postawa tych „autorytetów”? Dla dociekliwych, którzy widzą drugie dno tych wszystkich „przekazów”, którzy szukają kontekstu, porównują relacje – sprawa jest wielce żenująca. I z samości – mało elegancka. Widzenie tylko fasady nigdy nie sprosta potrzebie pogłębionej analizy – kto? za co? dlaczego?

 

   Strawestował Pan Norwida pisząc: „Nie trzeba kłaniać się fikcjom, a faktom kazać by stały za drzwiami”. Otóż ja widzę, że „młodzi, wykształceni, z wielkomiejskich ośrodków” nie za bardzo wiedzą kim był ów Norwid. Wyznają raczej zasadę: „Jeśli fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów”. A fikcja? A cóż to jest fikcja? Z fikcją jesteśmy za pan brat – od lat. Fikcyjny był nasz byt – przez całe 45 lat, na fikcji zbudowaliśmy nasz Dom, przez ostatnie 25 lat. Fikcję utrwalamy obecnie, aż do bankructwa systemu emerytalnego, którego nikt nie chce zreformować podłóg gotowych wzorców zachodnich. Przecież Polak Anno domini 2014 nie myśli co będzie za kolejnych 50 lat, bo cóż nas to obchodzi? Niech się martwią następcy. A my – grillujmy. Cieszmy się chwilą. Cieszmy się, że zbudowaliśmy nowe drogi dojazdu do zachodnich supermarketów. Spędzajmy tam miło wolny czas. Po co komu książki, teatry, jakieś ciężkie Norwidy…?

 

Andrzej Walter


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko