Wacława Holewińskiego Dziennik Lektur
Mebluję głowę książkami
Jak to dobrze, że wciąż i wciąż trafiam na książki, którymi jestem zauroczony, które otwierają mi szeroko oczy, pozwalają wierzyć, że pisanie wciąż ma przyszłość…
W nocy skończyłem „Z różnych półek” Andrzeja Dobosza. Fantastyczny dziennik lektur. Będąc, powiem nieskromnie, człowiekiem oczytanym, nagle zobaczyłem, że jest cała przestrzeń literacka, socjologiczną, przyrodniczą, a nawet historyczną, w której nie byłem dotąd obecny. A jeszcze malarstwo, rzeźba, historia sztuki, muzyka. Dobosz na czterystu stronach przywołuje grubo ponad setkę książek, a ja pewnie nie czytałem 75%. Wstydu nie ma, bo pewnie niewielu zna takie nazwiska jak Galińska, Sygietyńska, Kossak-Szanajca, Szczepański /Wojciech/, Bogucka /Maria/, Skrodzki, Kaleta, Marszałkowski. I tak mógłbym wymieniać i wymieniać. Są tu też nazwiska doskonale znane: Herbert, Lipski, Sienkiewicz, Stempowski, Nowak /Andrzej/, Bobkowski, Nowakowski, Głowiński, Białoszewski, Stasiuk, Starowieyski.
Czemu ta książka tak bardzo potrafi zafascynować? Bo Dobosz nie jest ani zwykłym czytelnikiem, ani typowym krytykiem literackim. Kocha książki, wącha je, mierzy, waży, ogląda reprodukcje pod lupą, podąża ulicami ich bohaterów. Ale nie jest tez biernym czytelnikiem, czasami bywa złośliwy, jak w przypadku obrony znakomitego edytora Andrzeja Biernackiego: „Po śmierci Jerzego Lisowskiego redakcję 'Twórczości’ objął niejaki Zadura, spowinowacony z Aleksandrem Kwaśniewskim. Przystosowując pismo do gustów rodzinnych, zrezygnował z wieloletniego współpracownika, a całkiem ostatnio prezes dziennikarzy Bratkowski Stefan postanowił pozbawić słuchaczy Szkoły im. Wańkowicza kontaktu z profesorem Biernackim, ponieważ ten miał przy sobie wśród innych gazet 'Nasz Dziennik'”, czasami dociekliwy w poprawkach /to Maria Janion albo Maria Żmigrodzka pod pseudonimem Genowefa Szturchaniec była autorką obrzydliwej recenzji z „Ab Urbe Condita” Juliana Tuwima czego nie odkrył Mariusz Urbanek./, ale przede wszystkim Dobosz pisze o książkach, w których się sam zakochał, do których sięga nieustannie, które podsuwa polskiemu inteligentowi jako lektury obowiązkowe. Nie rozwleka swych opowieści, z reguły mieszczą się na dwu, trzech stronach – praktycznie wszystkie te teksty były wcześniej drukowane w „Rzeczpospolitej” – swoją drogą myślę, jakie to szczęście, że od lat nie czytam żadnych gazet, dopiero złożone w tom, te recenzje potrafią rozsmakować czytelnika – ale opowiada o nich z autentycznym przejęciem, refleksją, czasami zadumą, czasami z odpowiednią dawką humoru.
Mam satysfakcję, że w tych nielicznych przypadkach, gdy znałem prezentowane książki moje oceny były zbieżne z tymi Andrzeja Dobosza /na przykład książka profesora Kieżuna/, te których nie znam prędzej czy później wylądują na moim biurku. Niektóre /trzy tomy Główczewskiego/ już zamówiłem…
Andrzej Dobosz – Z różnych półek –Teologia Polityczna, Warszawa 2014, str. 399.