Płomieniem który posiadł drewnianą chatę – pijanym
pocałunkiem wgryzł się w głąb strzechy.
Piorunem – który kocha wysokie drzewa – wodą
uwięzioną płasko – wyzwalaną przez niesyty wolności wiatr.
Włosami sosny – gładzonymi jego ręką – włosami
rozśpiewanymi w szaloną wdzięczną pieśń.
Ciemną głową topielicy – która palce rozsnuła
w poprzek fali – a uśmiech dała nieżywemu słońcu.
Wyciągnięta na brzeg – płakała długo i nie wyschła
aż dotąd póki smutni ludzie nie zakopali jej w ziemi.
Płomieniem.
pocałunkiem wgryzł się w głąb strzechy.
Piorunem – który kocha wysokie drzewa – wodą
uwięzioną płasko – wyzwalaną przez niesyty wolności wiatr.
Włosami sosny – gładzonymi jego ręką – włosami
rozśpiewanymi w szaloną wdzięczną pieśń.
Ciemną głową topielicy – która palce rozsnuła
w poprzek fali – a uśmiech dała nieżywemu słońcu.
Wyciągnięta na brzeg – płakała długo i nie wyschła
aż dotąd póki smutni ludzie nie zakopali jej w ziemi.
Płomieniem.