Sławomir Majewski
KWAZAR
POETKI JUDYTY
Judyta Bednarczyk zadebiutowała niedawno, bo w roku 2011 opowiadaniem „Jaśmin”, pomieszczonym w internetowej Lampie. Krótki czas później jej prozę „poetycką” (jak piszą specjaliści od wymyślania terminów zbędnych) opublikował renomowany a wybredny w doborze autorów Kwartalnik Akcent a chwilkę później cenione Pismo Literackie Latarnia Morska. Ośmielone poczynaniami kolegów-wydawców, pisma Lamelli i Las Rzeczy opublikowały jej wiersze. Reasumując: Judyta Bednarczyk rocznik 1986, osoba nie tylko młoda ciałem ale i doświadczeniem literackim zaistniała na niwie. Cieszy to lecz zarazem skłania do konstatacji: czy rzeczywiście powinna się z tego cieszyć? Ano, jeszcze się przekona.
W roku 2014 czyli jakby dzisiaj, Fundacja Duży Format przy wsparciu kilkorga sponsorów rzuca na rynek najnowsze dzieło Bednarczyk – tomik wierszy opatrzony zgrabnym, astronomicznym tytułem Kwazar. Dzięki uprzejmej hojności Autorki, kilka dni temu odebrałem go z rąk listonosza. W szczerej rozmowie na tzw. czacie zapewniłem Poetkę, iż tomik przeczytam i napiszę szczerze, co myślę o jej twórczości.
Zbrojny w papierosa, szklankę z mocną herbatą i niezłomne postanowienie przeczytam! zasiadłem wygodnie i – przeczytałem. Po lekturze zamykając książeczkę dostrzegłem ledwie widoczne słowa kursywą Jestem ciszą i wtedy „stała się Jasność”. Podszedłem do biblioteczki na której rozmaite Homery, Norwidy, Wergile i wiedziony ręką Losu zdjąłem 100 Wierszy Emily Dickinson w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka.
Zakrzyknie ktoś: ha, plagiatorka! Nic bardziej mylnego. Panna Dickinson pisała ślicznie rymowane wiersze o miłości nigdy przez nią nieskonsumowanej (cieleśnie), nasycone rozpaczliwą samotnością hulającą po wichrowych wzgórzach jej duszy. Właśnie owa dojmująca samotność strof Dickinson, przybrała dla mnie postać dwu finalnych słów Bednarczyk – Jestem Ciszą, które Autorka nieopatrznie (?) umieściła na pustej stronicy obok spisu treści.
Specjaliści od recenzowania poezji, zazwyczaj filolodzy (choć zdarzają się bednarze i kasjerki z Biedronki), analizując cudzą twórczość wywracają ich strofy na nice, szczodrze szafują cytatami dla unaocznienia, iż dzieła nie tylko czytali ale nieomylnie wiedzą co w nich jest na rzeczy. Kwazar przeczytałem wprawdzie tylko jeden raz ale za to powolutku, delektując się każdym wierszem i teraz, w przeciwieństwie do wspomnianych bednarzy oraz innych filologów, nie będę obficie cytować strof Bednarczyk. Nie widzę potrzeby wyręczania Czytelników.
A więc – Jestem Ciszą... Judyta Bednarczyk sporo czasu musiała poświęcić na konstrukcję każdego z 40 napisanych obrazów. Tak, obrazów, bowiem po raz pierwszy miałem do czynienia z taką budową strof, która tworzy obrazy nie będąc przy tym poezją narracyjną. I sine ira et studio wyznam – mamy z Panną Bednarczyk na pieńku, albowiem po raz pierwszy w życiu nie wiem co przeczytałem i co chciała mnie powiedzieć Autorka zasiadając do aktu twórczego? Czy chcę przez to wszem i wobec oświadczyć że Kwazar, dzieło adeptki nomen omen filologii polskiej, jest elegancko wydanym stekiem bzdur, konglomeratem nic nie znaczącego pustosłowia czy też – jak w trójmiejskich kręgach mówimy o grafomańskich zapisach pionowych – tomikiem „niewierszy”? Tu zadziwię nie tylko Czytelnika ale i siebie: nie, 40 wierszy Panny Judyty to zbiór 40 prawdziwych wierszy. Sęk w tym, że dając się widzieć, nie dozwalają wniknąć do swoich wnętrz tak, jak zazwyczaj wszystkie wiersze dozwalają. Wiec nie Autorka ma problem… Czy jestem zbyt głupim i za mało obeznajmionym z poezją, że nie radzę sobie z definiowalnością Kwazara? że nie potrafię tej poezji zaszufladkować na zasadzie „pisze jak: Tuwim, Czechowicz, Różewicz, Szymborska” etc.?
Problemat tkwi we wspomnianych wyżej, nieco epitafialnych słowach Jestem Ciszą. Wiersze Bednarczyk złożone z wyrazów i zdań nasyconych scenografiami jakby z Szajny, jakby ze Sklepów Cynamonowych Hassa, wibrują metafizyką kreując rozliczne komnaty wypalonego wnętrza PL. Tak, wnętrza PL wypalonego i opustoszałego, bo jeśli
dziewczyny gwałcone przez ojców
zapadają się w podłogę
jak krokusy
to z czym mam do czynienia, jeśli nie z transparentną do bólu serca metaforyką, daną mi prosto ciosem w podołek, do utraty tchu i krwotoku myśli? O nie, Panno Poetko! tak to my grać nie będziemy, żeby mnie bolało a Panna sobie goresz ciszą będąc i pogryzasz nawet jak nie paznokcie, to zielone winogrona! Jestem wprawdzie starym dziadem ale mam niebezpieczne zmysły: wyczytają z mrówek liter prawdziwe to, co miało być skryte pagórkiem mrowiska. A skryte być miały Twoje samotne ślady na śniegu. Nie zaprzeczaj, nie trzeba; poezja wzrasta na pustyniach.
Jest taki współczesny malarz, Dariusz Twardoch, który stworzył świat baśniowych postaci; mali ludzieńkowie zagubieni w odrealnionym ale dla każdego z nas zrozumiałym i przez to, bliskim świecie. Podobnie jest z poezją Judyty Bednarczyk.
Zapyta ktoś
– No to w końcu jak: kupić Kwazar i czytać, czy dać sobie spokój z tą całą Bednarczyk?
Kupić, rzecz finansów a czytać – kultury. Zatem czytać, choć ostrzegam stentorowo: niełatwa przeprawa Was czeka lecz: courage! Gdym pacholęciem był jeno płochym, wpadła mi w paluszki żółte od nikotyny osławiona Rozmowa w Katedrze Mario Vargasa Llosy. Panie na niebiesiech! trzy dni i dwie noce się mordowałem, by pojąć kto, kiedy, do czego nawiązując mówi tu i teraz oraz tam i wtedy to, co mówi, mówił lub mówić będzie, ale w końcu – hosanna! Pojąłem.
Kupujcie ten szczuplutki tomik lub nie (kieszeń Wasza, nie moja) lecz przeczytajcie wiersze Bednarczyk. Przeczytajcie w nadziei, że za tydzień, miesiąc a może nawet już za rok poczujecie to, co poczułem kończąc lekturę Kwazara: twórczy niepokój brzęczących synaps. Właśnie dla takich chwil warto żyć; żyć by czytać Bednarczyk, Goławską, Grządziel czy Włodarską i podobne im, utalentowane współczesne poetki. Oczywiście, nie stawiam znaku równości między wymienionymi Paniami; nie moja to rola.
Tak… są wiersze głęboko w pamięć zapadające, budzące niepokój lub zachwyt jak ów Safony wiersz do Anaktorii
Każdy tę prawdę zrozumie.
Helena takoż,
Choć równej w urodzie sobie nie miała…
I takie właśnie, głęboko w pamięć zapadające są wiersze Judyty Bednarczyk. W natłoku Internetowej poezji, para poezji i czystej grafomanii, można stracić rozeznanie co jest a co nie jest warte czytania. Zawiniły słowa Edwarda Stachury, którego „wszystko jest poezja” mylnie zinterpretowano. Tylko w życiu wszystko „jest poezja”, w pisaniu – nie wszystko. Ale zapewniam solennie: Kwazar poezja jest.
Sławomir Majewski