Andrzej Wołosewicz – recenzja

0
95

Andrzej Wołosewicz

 

            Czytam „Ostatnią przeprowadzkę” Leszka Żulińskiego i przypominam swój wiersz z tomiku z 2010 roku. Podaję te daty na dowód, że nie zmyślam, mógłbym też podać wydawcę, ale boję się kryptoreklamy i tak dalej. Mój wiersz był wcześniejszy także o cały tytuł, bo brzmiał „Przedostatnia przeprowadzka”, tak że wyprzedziłem Cię, Leszku, chociaż tego nie wiesz. Ale nie o wyścigu chcę pisać, tylko o tym, że po lekturze „Ostatniej przeprowadzki” pomyślałem, że wiersz dla poety, to jego – wiem, że to będzie bluźnierstwo – stygmaty, a niektóre potrafią zestygmatyzować czytelnika. Akurat takie wiersze stanowią w przywołanym tomiku większość, więc nawet nie chcę ich przywoływać, zostawię to na deser. Natomiast powiem, bo to też jest dla mnie ważne, że czuję w tych wierszach dziwną lekkość, dziwną dlatego, że są to przecież wiersze śmeirtelne!, są to takie – by sparafrazować tytuł znanej książki – wiersze po wierszach. Może dlatego?

            Dają mi one wrażenie, że nic już TU Leszka nie trzyma, nawet przeprowadzka go w nowym miejscu nie ugruntowuje, nie ukorzenia. I wiek i doświadczenie akurat w tym wypadku przynoszą pyszne owoce, choć przecież dają do zrozumienia, że autor zna gorycz ich pestek, gdy my tylko kuszący miąższ.

            To już koniec. To jest jedna z krótszych recenzji, jaką napisałem w życiu (krótszą była tylko ta świadomie złośliwa – czego nie wypieram się i nie dowołuję – z tomiku „Wystarczy” naszej Noblistki o treści: faktycznie), bo tak jakoś jest, że im lepsze wiersze, tym mniejsza potrzeba recenzenckiego jazgotu, choć ten bywa niezbędny, by zwabić czytelnika.

            Teraz ten deser, cztery wiersze z „Ostatniej przeprowadzki”.

 

Rubikon

 

antyczna jedność miejsca, czasu i akcji

jest teraz w locie dojrzałym, dokolnym,

jakim kołują doświadczone orły

 

wracamy do gniazda, spinamy czas

ostatnią haftką, akcję zamrażamy na giełdzie

 

trwamy!

 

z pozycji Szymona Słupnika ruch

jest czymś trywialnym, rejwach targowiska

gaśnie, jazgot tłumu ledwie dociera do uszu.

 

przemieszczanie się to czynność naiwna,

właściwa żółtodziobom i obieżyświatom.

jeśli dotarłeś do mety, odpręż się –

niczego już nie potrzebujesz, nic nie musisz,

wszystko złożyło się jak puzzle lub kostka Rubika

 

pozostał tylko Rubikon,

za nim jedność miejsca i czasu, bez akcji

 

 

Koło

 

z okna nowego mieszkania

widzę okno pierwszego

 

zatoczyłem koło

 

jak jastrząb w pościgu za wróblem

lub jak wróbel w ucieczce przed jastrzębiem

 

sam nie wiem

 

ale zawsze idzie się z łona do grobu

nie na odwrót

 

 

Ostatnia przeprowadzka

 

    Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną…

    I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!

                                                        (Bolesław Leśmian)

 

biegam z wiertarką i młotkiem po domu

będę ich wieszać

 

Ela, Erna, Bogdan, Janusz,

Marek, Tadeusz, Vesna, Zbyszek

dawali mi swoje obrazy, grafiki,

no to niech teraz wiszą

 

wczoraj rozkładałem bibeloty,

szwarc, mydło, powidło, kicz,

czasami jakieś cudeńko

lub „pamiątka z podróży”.

jest więc stary Aztek,

mnich z San Giorgio Maggione,

chiński wojownik z terakotowej armii,

filcowa myszka w ślubnej sukni,

miniatura weneckiej maski,

i statuetka szpetnej lafiryndy,

czyli Piękna Kurew.

 

także drewniane lub ceramiczne koty;

pełno kotów (jak w Rzymie)

 

gwarno się zrobiło. patrzymy na siebie.

rozmawiamy. czasami milczymy.

 

z drugiego planu szept książek

(chyba wymieniają się dialogami)

i niemilknący telewizor

 

nie lubię stąd wychodzić

 

któregoś dnia wybiorę sobie

jedną z półek i już z niej nie zejdę

 

drzwi zarygluję,

gerda będzie nasłuchiwała,

czy zazgrzyta kaj kluczem

 

a ja już zbibelociały niczym kość słoniowa,

zbibliotekociały jak stary pergamin,

zdrewniały, sporcelanowiały, sfilcowany

 

wiertarka i młotek też w grobowej ciszy,

gerda w drzwiach rdzewieje

 

wszyscy się dziwią,

a przecież uprzedzałem, że to ostatnia

przeprowadzka

 

 

 

Czekanie na ślepca

 

ciekawe, czy Jonasz siedząc w brzuchu wieloryba

wiedział, jak wygląda wieloryb?

 

ja siedzę w swoim mieszkaniu,

patrzę przez okno i chcę zobaczyć świat

 

byłem w Pekinie, Palermo, Nowym Jorku,

we wsi Rycerka za Żywcem, w Monachium,

Wiedniu i Głuchołazach

 

i nic

 

świat jest widoczny tylko

z zaświatów

 

nie mogę wykluczyć,

że także siedzę w brzuchu wieloryba,

że gdzieś płyniemy. to odyseja,

którą opowiedzieć może tylko ślepiec,

bardzo dalekowzroczny i z obciętym językiem

 

wystarczyłby mi jeden jego gest:

kciuk skierowany w górę albo w dół

 

ale ślepiec milczy.

może się boi. może też nie widzi.


Leszek Żuliński, Ostatnia przeprowadzka, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2014


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko