Zdzisław Antolski – Poeta totalny

0
456

Zdzisław Antolski



Poeta totalny



    Nie kazał nam długo czekać kielecki poeta, Przemysław Mańka, na swój drugi tomik wierszy. Po debiutanckich „Odlotach…” (Chroberz, 2013 r.) w krakowskiej oficynie, Miniatura, kierowanej przez doświadczonego edytora, Mieczysława Mączkę (który notabene był redaktorem mojego debiutanckiego zbiorku „Samosąd”, LSW 1978 r.) w tym roku ukazał się już drugi jego tomik pt. „Obłędnie”. Trzeba przyznać, że Mańka ma szczęście do dobrych tytułów, bo ten można odczytywać na kilka sposobów, jako wiersze o schizofrenii, ale też jako swoistą autoreklamę dobrej jakości książki, bo określenie „obłędnie” weszło do młodzieżowego slangu, jako słowo o wydźwięku pozytywnym.


 

    W efektownym, żeby nie powiedzieć efekciarskim, wierszu „Moja matka schizofrenia” poeta pisze:


matko schizofrenio
orędowniczko obłędu
czasami boję się ciebie
wrócisz przytulisz
i rozum zabierzesz
 

    O swoich problemach ze zdrowiem i o tym, jak niesprawiedliwie chorych oceniają ludzie, w strachu przed nieznanym tworząc krzywdzące stereotypy, pisze także w wierszu „Potępieni”:


To ja od schizofrenii zdrowy
ujarzmionej lekami
nie mogę nie spać
w nocy
bo pomyślą że jestem chory (…)


To my – fikcja
morderców i psycholi
że kiedy spotkasz kogo paranoidalnego
to nóż wbije w skronie i potnie na kawałki
my torturowani i zabijani w czasie wojny


    Nie zabrakło także tekstu pt. „Garść Rispoleptu” będącego odą pochwalną dla leku na schizofrenię:


Wyleczyła mnie ze wszystkich paranoi i samobójstw
garść Rispoleptu podanego przez małą strzykawkę
poraniony od halucynacji
znów mogę zapisywać abstrakcyjne obrazy


Choroba, chociaż w okresie remisji, nie daje o sobie zapomnieć, bo pacjent musi co dwa tygodnie zgłaszać się na zastrzyk do przychodni. Lekarstwo eliminuje omamy i przywidzenia, jednak ma skutki uboczne dla zdrowia, co poeta odnotowuje w wierszu „Co dwa tygodnie skracam sobie życie”:


z prochu jestem więc siebie liżę
szorstki i słony jestem
czuć krew z neuroleptykami
sam upijam się sobą


    Bardzo to szczere wyznanie, bo trzeba przyznać, że Mańka w swoim pisaniu jest totalnie szczery, nie prowadzi z czytelnikiem żadnych gier literackich czy semantycznych, choć chyba jak każdy piszący czuły jest na pochwały i wyrazy zachwytu.


    Może dlatego źle znosi krytykę i w licznych swoich wypowiedziach osobistych i poetyckich rozsianych po Internecie wyraża przekonanie, że krytycy wolą jego wiersze o chorobie, krwi i cierpieniu, a nie zachwycają się banalnymi wierszykami o miłości, bo mają „wypaczony gust”. No cóż, każdy czytelnik lubi zapach świeżej krwi, dlatego literatura kryminalna ma tak dużo czytelników, ale nie tylko element sensacji i turpizmu się liczy. Czytelnik, a zwłaszcza  krytyk poezji, lubi w literaturze rzeczy nowe, jakich jeszcze nie zna, jakich nie czytał u setek wcześniejszych autorów. Może dlatego miłosne wiersze Mańki, hurtowo umieszczane przez niego na pewnym portalu literackim znajdują wśród czytelników częściej zirytowanych krytyków niż miłośników takiej poezji. Podczas dyskusji bywa nazywany „grafomanem”, co wszakże nie zniechęca go do dalszego pisania. Autor nie pozostaje dłużny swoim krytykom, stosuje ostre, niecenzuralne kontr-epitety, więc powstają koszmarne awantury i żądanie zbanowania niepokornego poety. Ale bez internetu nie byłoby poety Mańki, tu ma swoją publiczność, tu ma nauczycieli i wrogów, tu znalazł recenzentów i wydawców, to jego żywioł i jego życie.


    Jak już wspomniałem, szczerość stanowi o podstawowej wartości tych wierszy, dlatego nie widzę powodu, żeby wątpić w takie słowa wyznania o potędze tworzenia poezji, jak poniżej, dodajmy autora którego twórczość nie pozbawiona jest wad i błędów, ale jednak zakochanego w słowie poetyckim:


Życie trzyma biała kartka
ona spełniła marzenie
dzięki niej poznałem
takich jak ja
samotnych i szczęśliwych
poranionych światem
chorych na poezję


(Czulej)


Czasami zwraca się wprost do czujących podobnie, być może nawet do innych poetów:


Wyjemy bezsennymi pełniami
do białej kartki wiszącej na niebie
wtapiamy w nią pozdzierane myśli i obdarte wspomnienia
łączy nas miłość do tworzenia słów
słuchamy tych co lepiej wiedzą
biegniemy po tych samych wersach
witając kolejne srebrne strofy


(Jak wilki)


Poeta Mańka zdaje sobie sprawę, że w jego wierszach jest bardzo dużo uczucia, które dominuje nad refleksją:


Wiem, że nie tylko uczuciem
trzeba patrzeć w świat
wypatrywać wierszy
jak pierwszych kwiatów
z których dojrzeją czereśnie


(Cieniem)

 

Często poeta porównuje kobietę do poezji;

Rozbieram cię jak wiersz
podziwiam twoje piękne wersy
czując pulsujące metafory
pod piersiami marząc


(Marzeniem)


    Wszechmoc poety, jako kreatora słów i obrazów, zdaje się wprawiać Mańkę w romantyczny zachwyt, jak w  wierszu „Nie pragniemy pokuty”:


Możemy z najniższych depresji tworzyć góry
by najciemniejszą czerń ubierać w kolory tęczy
zamieniać pustynie w morza
morza w gwiazdy i wszechświaty
przeistaczać się w krople deszczu
spadając obok siebie


    Ale pamięta o swoich towarzyszach niedoli zamkniętych w szpitalu psychiatrycznym i poświęcił im przejmujący wiersz:


(…)
tej co powiesiła się
w damskiej toalecie
na pasku
naprawionym przez przyjaciela
kiedy ją stłumiły leki


tym co grali na gitarze
i uzdrawiali
wszystkim Jezusom i chytrusom
co poczęstować papierosem
nie chcieli


i tym co wiecznie
po zastrzykach spali
sen im długi
a gdy wstali
rozbrzmiewał korytarz


was bracia i siostry
zakrzywionej wyobraźni
rozszczepionej wrażliwości
pozdrawiam słowami


(Z-P)


    W sumie muszę powiedzieć, że „Obłędnie” to bardzo dobry tomik, przemyślany i skomponowany. Zawiera tylko dobre wiersze, choć niektóre może lekko przegadane.


    Żyjemy w świecie wirtualnym, gdzie każdy kreuje siebie i poeta Mańka, z wykształcenia informatyk, aż za dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Buduje swój wizerunek poety totalnego na miarę Wojaczka. Stał się jednym z internetowych celebrytów, przynajmniej na literackim portalu dla wszystkich i Facebooku. Wypowiada się za pomocą wierszy, widzi świat poprzez poezję.


    Trochę jest w tym podobny do Jacka Podsiadły (w czasach młodości znałem go osobiście), który też bywał chamski i językowo niechlujny, dopóki nie doszedł do mistrzostwa słownego. Mańka kreuje siebie na poetę niepokornego, zakochanego we wszechświecie i w przyrodzie, piewcę nieustannej miłości erotycznej, na przekór swojej chorobie psychicznej. Nie chce się dać zamknąć w szufladce poety schizofrenika, chce być poetą mgławic i galaktyk, zmienności pór roku i miłości:


Ja – urwisko wypełnione promieniami dnia
szczelina nieprzespanych nocy
kopalnia lęków
oaza ran i blizn (…)


Ja z odkręconą wyobraźnią
schorowany neuroleptycznie
szukam niewidzialnych napisów
w bezbarwnym powietrzu


(Po prostu)


    Adam Ochwanowski, autor znany i uznany, redaktor i wydawca pierwszego tomiku Mańki, sztandarowy poeta miesięcznika „Twórczość”, próbuje na łamach Facebooka naszego poetę ucywilizować, nauczyć go reguł gramatycznych, precyzji języka. Ale poeta Mańka się buntuje, twierdzi, że on jest od tego, żeby łamać schematy. Być może Mańka ma jeszcze zbyt małą samoświadomość, brak mu dystansu do swojego pisania, ma braki w wykształceniu polonistycznym. Bowiem Mańka jest trochę jak Miron Białoszewski, trochę jak Edward Stachura, a trochę jak Bruno, oczywiście z zachowaniem proporcji. Często pisze niechlujnie językowo, niegramatycznie, ze stylistycznymi błędami, powtarza do bólu ograne, banalne słowa o miłości, choć często też jego wiersze są piękne i zapierają dech w piersi. Jest po prostu twórcą bardzo nierównym, który nadal poszukuje, zarówno swojej filozofii, jak i języka, choć już widać ogólne zarysy, kontury budowli. Bardziej niż Ochwanowski, rozumie Mańkę Michał Piętniewicz, poeta i krytyk tarnowsko-krakowski, który widzi w jego poezji zjawisko zupełnie odrębne i samoistne wśród najmłodszych autorów.


    Być może, jeśli są malarze prymitywiści, jak Nikifor (też podobno chory na schizofrenię) są też poeci prymitywiści, nie tylko ludowi, jak to nasza krytyka literacka nieszczęśliwie sklasyfikowała. Być może Przemysław Mańka jest takim Nikiforem poezji? A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie uczył Nikifora, jak ten ma malować, na czym polega perspektywa i proporcje w malarstwie, gdyż zabiłby istotę jego twórczości.


    Przemysław Mańka jest poetą podmiejskim, poetą folwarku Czarnów, obecnie dzielnicy Kielc. Jego dziadek miał wielki sad, w którym Przemek jako dziecko buszował, wspinając się po gałęziach drzew. Teraz drzewa wycięto, a w miejsce sadu stoi blok, a w tym bloku mieszka poeta Mańka, który w wierszu „Mój okręt” wspomina sad dziadka:


Sad dziadków
wydawał się wielki
gdy biegłem do zerówki
w majowy ciepły dzień
pszczoły brzęczały wokół kwiatów
drzewami szeleścił wiatr (…)
zostały gruszkowe żagle
dzięki którym płynę


    Nasze osiedle mieszkaniowe w Kielcach „pod Dalnią”, mieści się między rezerwatem kamieniołomów a pięknym, zabytkowym klasztorem na Karczówce i wzgórzem o nazwie Dalnia, gdzie zbierali się powstańcy styczniowi. Na Czarnowie w 1914 r. stacjonowali legioniści Piłsudskiego, stąd pod naporem Rosjan wycofywali się do Chęcin. Oprócz mnie i Mańki, mieszka tu dobry poeta Zbyszek Toborek, a trochę dalej autorka niezłych wierszy, Katarzyna Macios.


    Kiedy czasem idę z Przemkiem Mańką do sklepu Lidla po piwo, to widzę jak wita się ze swoimi licznymi znajomymi, którzy nawet z wyglądu nie są miejskimi inteligentami, ale są klasycznie podmiejscy: są nieogoleni, nie dbają o reguły języka polskiego, ich strój jest czasem niechlujny, kolorystycznie niedopasowany. Jeśli Przemek im czyta przy piwie swoje wiersze, to jest to jedyna poezja, jaką w życiu słyszeli. Ale oni rozumieją jego język, bo to jest ich poeta.


    Poeta podmiejski.


——————————————————————–

Przemysław Mańka Obłędnie, Kraków 2014, s. 71

 

Zdzisław Antolski


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko