Kalina Izabela Zioła – Kwiaty dla jedynej

0
165

Kalina Izabela Zioła


Kwiaty dla jedynej

 

            Zbiór wierszy „Triada dla Iwony – cyklamen /prawdosłowny/” Jerzego Szatkowskiego to najbardziej niezwykły i najpiękniejszy bukiet, jaki mogłaby sobie wymarzyć kobieta. Wiadomo przecież, że każda niewiasta, bez względu na wiek, zawód, przynależność partyjną czy wyznawaną wiarę uwielbia otrzymywać od mężczyzny kwiaty. Zawsze. Na jakąkolwiek okazję i bez okazji. Bez okazji nawet bardziej. Bo wtedy wiadomo, że ofiarowane kwiaty pochodzą z potrzeby serca mężczyzny, z nieuświadomionego czasem odruchu… I taki właśnie serdeczny bukiet ofiarowuje poeta swojej żonie, Iwonie Szatkowskiej. Co najciekawsze w tych wierszach, to że poeta układa je jak bukiety z kwiatów, drzew i ziół… Prawie wszystkie zawarte w strofach wyrazy to nazwy roślin, z rzadka tylko przetykane spójnikami,  jakimś czasownikiem lub zaimkiem. Bo takie było zamierzenie autora, stąd podtytuły „Do zielnika Iwy” i „Z zielnika Iwy”.

            Szatkowski znany jest z tego, że tworzy wciąż nowe, coraz dziwniejsze słowa jego neologizmy nie mają sobie równych. Przetwarza, przepoczwarza je, twórczy proces lingwistyczny jest dla niego zabawą i najważniejszym celem. Żywosłowi. Sadzi nowe słowa jak kwiaty w ogrodzie. Jednak tym poematem przerósł samego siebie. Ogród stworzony dla Iwony kwitnie, rozrasta się bujnie, rozprzestrzenia… Są w nim wiersze zbierane na łąkach natchnienia przez wiele lat. Pierwsze utwory powstały w roku 1962, gdy Jerzy, zakochany w młodziutkiej Iwonie, pragnął ją omotać słowami, wierszami, kwiatami… Dopiero marzył o tym, by uczynić ją swą żoną, „żoniwą” ukochaną. To pierwsza część Triady „Do zielnika Iwy – Pisonia (Jawnostka) przedślubna”. W tej części zawarł poeta cały swój zachwyt, miłosne oszołomienie, pierwsze uniesienia i szaleństwa:

skorom Ją o pierwiosnku ujrzał – marunną

czarnuszkę – angelicą barbarkę – c u d!…

                                 – jak ta pierwsza:

panienka malina, w jednej osobie – zmienka,

zwodnica wyniosła pysznogłówka pięknotka /-/

                                     to… artyszok! oczar

mnie ogarnął! – poczuł żem się… szczęślin! –

rajski ptak! – co… k l u c z y k i do…

gwiazdnika lub serduszka znalazł /-/

Cóż za cudowne odzwierciedlenie uczuć za pomocą kwiatów! Jakaż kobieta mogłaby się oprzeć takim wyznaniom, takiej sile miłości i takiej subtelności? To przecież jak namiętne kochanie się w jedwabnej pościeli zasypanej płatkami pachnących róż        i fiołków.

Poeta oddaje swej wybrance całego siebie, swoje ciało, myśli, swój talent:

o, tulipanno! – krasnolica lubaszko! –

tak chciałbym bardzo podkolan Twój być!

Stokłosy pod stopy jak rozchodnik słać

a, jako żem… serdecznik, szczodrzyn

                                – przeto złożyłbym

Ci w darze: różeniec wawrzyn najszlachetny

k a d z i d ł o       z ł o t o k a p m i r t

a nawet

/pychawiec?,/narcyz poeticus?/: tę…

iskierkę bożą która we mnie jest /-/ też!

Oddając wszystko swej Iwonie, pozostawał poeta nagi i bezbronny, zdany na łaskę swej wybranki. Bez niej przestawał nawet być mężczyzną:

chociażem twardziak tęgoskór,

to mi bez Ciebie „Jobowe łzy”…

przepad i zwiąd

żaden żywiec, jeno: dzwonek

kropidło i kosaciec żałobny na amen

Trzeba prawdziwej odwagi, by tak szczerze przyznać się do męskiej słabości, do całkowitego oddania się tej jednej jedynej kobiecie. Ale trafił Szatkowski na kobietę, która doceniła jego wysiłki, jego oddanie i miłość. Pełne dziwnych metafor wiersze trafiły na dobrą glebę i rozkwitły, wypiękniały jeszcze. Kobieta o ogromnej wrażliwości i wielkim sercu przyjęła ten ofiarowany jej ogród z radością i zrozumieniem. Mógł więc Jerzy Szatkowski w 1964 roku pisać drugą część swego zielnego poematu zatytułowaną ”Do zielnika Iwy – Żoniwy mojej przypisek”. Własna już, poślubiona i „należąca” prawnie do poety żony nie przestała być jego muzą, jego najukochańszą kobietą. Nadal pragnął złożyć u jej stóp cały świat, wszystkie kwiaty i wszystkie swoje wiersze. Dalej więc „żywosłowił” o swej miłości w metaforach barwnych jak kwiaty, ostrych jak kolce róż i przyczepnych jak ostowe rzepy. Uczłowieczał te zioła i  wszelką inną roślinność, całą florę wplatając w szalone wersy. Wołał swą roziwioną wierzbinę wieloimienną krzykim głośnym, rozdzierającym niebo, i szeptał umiłowaną   ciecioreczkę, pierwiosnkę w przytuliach, radostkę w ckliwicach i miłonię najciszej i najtkliwiej. Nie przestawał obsypywać jej klejnotami słów, skarbami swego serca:

ja, lubczyk lubiśnik poślubnik – nadal nieśmiertelniki

Dzwonki Panny Maryi i Jej Perełki ci znoszę; dlać –

do zielnika / skarbczyka – niezapominajnika/ wklejam

serduszka okazałe, …

Lecz jak tracą swój blask i zapach najpiękniejsze kwiaty, tak i lubczyk Jerzego zaczął tracić z czasem swą moc:

drzewiej – ja – zagorzałek marzymłodek podbaldaszkowy

dziewięćsił żem ci był; wyrwitaniec, łomikamień, gnojnik

głowacz i czartopłoch szablak jeszcze! A dzisiaj, języcznik

zwyczajny

zwiesinosek zwykły… pokrzyk krzywousty /-/

stąd… wielki oszloch we mnie, i… mrzygłód /-/

Powiędły kwiaty i słowa w ogrodzie miłości, zwiędła szalona miłość…  Postarzał się żywosłowny poeta – ogrodnik, siwiec, starzec popielny, przegorzan z trudem znoszący samotność. Jeszcze we wspomnieniach kwitnie mu biała ślubojawka niewinna lilijka i wtedy woła znów:

Iwo Żoniwo – skrzypaczko wszechstrunna

– smagliczko, ładniczko

– miłowonko, słodliwko

Iwo Żoniwo – sercówko miłosna;

ale kończy ze smutkiem: w marzeniachś mi już tylko.

Samotność wypełnioną wspomnieniami zamknął Szatkowski w trzeciej, pisanej w 1972 roku części poematu, którą nazwał „Z zielnika Iwy – Żoniwy mojej – Spowiedź”. W spowiedzi tej przyznaje: prawda: w żywotniku mam osty, ciernie, skazy /-/  … / kielisznik flaszowiec: leniec, obrzydlec,/ niemodlin; więcej: gałgant, wężymord, żmijowiec/… / gnidosz, zaraza, bagno/ oman, sromotnik, gniewosz; z samych oczu: przestęp; lecz zarazem klnie się: ja, żeniszek bywszy/ w i n n i k – po czyścu już – niczym lilak bieluń/ jasnota i śnieżyca/-/; i próbuje zrozumieć, co doprowadziło do życia wśród cieni i wspomnień, do utraty tej, której pragnął ofiarować wszystkie kwiaty świata.

            Teraz, siedząc w fotelu w swym wypełnionym pamiątkami i fotografiami mieszkaniu, wśród szumu otaczającego dom lasu, Jerzy Szatkowski posyła czasami swej Iwonce mały bukiecik ciepłych myśli. To jego ostatnie kwiaty dla ukochanej Żoniwy:

dobranoc, Iwonko

płonko, płoneczko

s k a r b o n k o!

Lulajkę usypiankę

kołysankę utulankę

Ci śle / wierszem/

-ten-co jeszcze

gryzie powietrze…

 

czuwaliczka z nami

-ślubna obrączka-

n i e r o z ł ą c z k a

 

 

 

 

Jerzy Szatkowski “Triada dla Iwony. Cyklamen /prawdosłowny/”,

“Okolica poetów” nr 39/81/ R.2007.
 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko