Krystyna Tylkowska
Co nas bawi, co nas dołuje…
(o Depresji komika w Teatrze Polonia w reż. Michała Walczaka)
Twórczość dramatyczna Michała Walczaka nie do końca odpowiada moim potrzebom, mojej wrażliwości, nie mogę jednak nie doceniać tegoż autora. Przede wszystkim za wspaniały zmysł obserwacji, świetną diagnozę rzeczywistości, a także umiejętność podania wyników tejże obserwacji bez oskarżeń, z przymrużeniem oka, raczej w wersji prześmiewczej. Pisarz z godną do pozazdroszczenia przenikliwością dostrzega absurdy naszej rzeczywistości i czyni z nich kanwę swoich sztuk. Zdaje się mówić swoim odbiorcom z jednej strony „obudźcie, otrząśnijcie się”, a drugiej natomiast „pośmiejcie się z siebie”, co właściwie oznacza to samo. Niezmiernie razi mnie natomiast i trochę przygnębia w tych sztukach, które przecież mają bawić pewnego rodzaju sztuczna, rozbuchana widowiskowość, komercja. Szkoda, bo autor inteligentny, zdolny, mógłby więc uwierzyć w inteligencję i bardziej wyrafinowany gust swojej publiczności.
Jest jednak pewna zaleta, której nie sposób odmówić Walczakowi. Jego sztuki pisane są dla dobrych aktorów i co więcej dramatopisarz daje im szansę zaistnieć. Wszystkie sztuki Michała Walczaka są dla artystów scenicznych okazją do potwierdzenia swego talentu, zwłaszcza talentu komicznego.
Taka sytuacja ma też miejsce w Teatrze Polonia, gdzie możemy oglądać Depresję komika w reżyserii autora tekstu. Na scenie widzimy dwóch znakomitych aktorów – Adama Woronowicza, wcielającego się w rolę psychiatry Bogdana – specjalistę od leczenia depresji oraz Rafała Rutkowskiego, który gra cierpiącego na ową przypadłość aktora komediowego (nomem omen) Gustawa Rutkowskiego.
Fabuła jest pozornie prosta. Oto uczestniczymy w terapii komika, który załamuje się tuż przed swoją kolejną premierą, przestają go bawić jego własne żarty. Terapię prowadzi specjalista od leczenia artystów, używający dość niekonwencjonalnych metod. Już sam fakt, że zamiast przytulnego gabinetu z kozetką wynajął podupadły teatr w Piasecznie i tam przyjmuje swoich pacjentów mówi sam za siebie. Leczenie przypomina trochę psychodramę, jednak wszystko to na wesoło. Artysta cofa się do wydarzeń ze swojej dalszej i bliższej przeszłości- wczesnego dzieciństwa, przygody z harcerstwem, epizodu bycia ministrantem, pierwszych sukcesów aktorskich, pierwszych chałtur, różnego rodzaju pozytywnych i negatywnych przeżyć. Natomiast niezawodny psychiatra wciela się w kolejne ważne postaci z jego życia.
Przez półtorej godziny jesteśmy świadkami znakomitego two-man-show. Obaj aktorzy bawią, pokazują wszystkie odcienie swojego talentu, całą skalę swych komiczno-aktorskich możliwości. Podziwiamy różne formy teatralne- aktorzy wykorzystują między innymi elementy teatru lalkowego, zdarzają się również przerywniki wokalne.
Tak naprawdę jednak w lekki i prześmiewczy sposób mówi się tutaj o rzeczach trudnych. Na przykład o paradoksach polskiej rzeczywistości – choćby o ciągłej żałobie narodowej, łączącej się z odwoływaniem imprez artystycznych. Oglądamy tragiczną historię Damiana- najlepszego przyjaciela głównego bohatera. Damian próbuje spełnić swe marzenie, czyli wystawić własnym sumptem Przygody Sindbada Żeglarza, jednak zawsze w dniu premiery ogłaszają żałobę narodową, co nie pozwala mu pożeglować ku swoim marzeniom. Jest to oczywiście mocno przesadzone, ale jakby nie było możliwe.
Bardzo celne jest również spostrzeżenie, dotyczące środowisk ultraprawicowych, które niekiedy stanowią konkurencję dla kabaretów i komików. Przemówienie Adriana, który jest bratem bliźniakiem głównego bohatera i zaopatrzony w czarny, a nie czerwony nos klauna próbuje powołać Stowarzyszenie Prawicowych Komików niby śmieszy, ale jednocześnie przyprawia o zgrozę.
Dużo dowiadujemy się również o ciemnej stronie życia komika. Niedawna śmierć samobójcza Robina Williamsa pokazuje, że faktycznie jest to zawód, los, który można przypłacić ciężką depresją. Jeśli chodzi o scenicznego Gustawa, na skutek terapii wyłania się przed nami samotny, nieszczęśliwy człowiek, który przeżył wiele traum, a za swój obecny sukces, swoją obecną pozycję zapłacił naprawdę wygórowaną cenę ze swego szczęścia. Robił coś, co kocha, ale depresja odebrała mu sens tego wszystkiego. I co teraz? Jego ostatnią szansą jest ekscentryczny psychiatra – alkoholik, który czeka na „ciężki przypadek”, aby zabić nudę w swoim życiu. Właściwie który z nich jest bardziej niepoczytalny, chory? Kto kogo potrzebuje bardziej? Te pytania należy sobie zadać, gdy już otrząśniemy się z pierwszego śmiechu.
Czyli tym razem najbardziej wybredni widzowie także będą zaspokojeni. Nowa sztuka Walczaka zawsze będzie sukcesem, wręcz samograjem, jeśli wezmą w niej udział świetni aktorzy komediowi. Tandem Woronowicz – Rutkowski jest doskonałym wyborem. Obaj artyści obdarzeni są wybitną vis comica, dzięki czemu zwycięsko podejmują wszelkie wyzwania spektaklu. Podejmują je z talentem, wdziękiem, ale także z ogromnym dystansem do siebie i otaczającego świata.