Andrzej Walter – Ten przeklęty krab

0
254

Andrzej Walter

 

 

Ten przeklęty krab

 

 

   Najpiękniejsze w życiu jest czytanie książek. Znajdowanie w nich: sensu, inspiracji, przeróżnych życia odcieni, głębokich motywów podejmowanych ludzkich decyzji oraz odkrywanie w nich nieznanego, ukrytego wymiaru świata, którego poznanie jest naszym tu zadaniem, ale i jest Drogą. Drogą w nieskończoność, drogą w nieznane, drogą terapią na przekór realności ; zmiętą jak gazeta wczorajszego dnia i włożoną ukradkiem do kieszeni… Czytanie to fontanna świeżości w upale późnego popołudnia, kiedy Słońce chyli się w krainy ukryte, kiedy powoli dogasa w czas … a w nas … rodzi się nieśmiertelność uświadomiona niespełnieniem, kiedy zamykamy drzwi naszych wszechświatów, naszych mieszkań codzienności redukowanych do kolejnego wymiaru rzeczywistości. Czytanie to źródło czyste, zdrowe, nieustannie bijące zza rubieży myśli kształtowanej teraźniejszością, czyli twoim, moim i naszym czasem, darowanym darmo przez siły transcendentne, kiedy nic już nie wydarza się za oknem złudzeń … To czas dziwny, przedziwny – najjaskrawszy w „czasów”, a odczytanie go … wypełnia, nasyca, ujmuje. Ubogaca …

   Rozplątywanie labiryntów słów współczesnej poezji – to już wyższy wymiar wtajemniczenia i, nie ukrywam, zajęcie, które przynosi mi najwięcej radości, szczęśliwości i poczucia sensu podejmowania prób przeżycia na tym dziwnym świecie … Pisanie poezji. To z kolei jakże karkołomne próby. To już Rzecz innego wymiaru. To Rzecz gorzka, wielka, i jakby nieuchwytna. To jakby nowy nienazwany gen – świata poza światem. Z mozołem poczucia kalekich prób zaklęcia słowa w samą największą, głuchą i nieodkrytą Przygodę. Ona wymyka się prośbom, zaklęciom i wiedzy. Egzystuje w przedziale „Pomiędzy” … W kategorii niedotykalnej. Ukrytej. Mistrzowskiej. Tylko, że Mistrz chyba odszedł, umarł, zastygł w nieobecności, dotknął wieczności, a może nigdy … nawet, Go nie było … Mistrz – sam w sobie był uzurpacją, niedomówieniem, zdawkową relacją z życia toczonego pod prąd … Mistrz był podporą, tylko, czy podpora nie załamała się czasem pod ciężarem … Czasu …

 

   „Z poezją jest tak: wypływasz w morze,

   zarzucasz sieci, ciągniesz je przez miliony

   ton wody i w końcu łapiesz gigantycznego kraba

   podobnego do ciebie, który mówi: Nie możesz,

   kurwa, łowić gdzie indziej?”

 

   Oj, do licha, przecież Krab ma słuszność. Wali prawdę między oczy. Uciekaj stąd. Przecież możesz wybrać inaczej, co innego, gdzie indziej …

 

   A może właśnie tym krabem jestem ja sam, albo ty nim jesteś, ty, który protestuje nie wiedząc co czyni. A może rybakami jesteśmy, którzy łowią słowa, w sadzawce tak brudnej, że nawet najbliżsi zatykają nosy i odchodzą na „od dawna upatrzone pozycje”, aby oddać strzał w corpus delcti meandrów naszych poszukiwań, czyli w bezdenną Nicość – nazwaną dla osłody … życiem. Nazwaną dla ściemy … poezją. Poezją poza-współczesną, jak i poza-współczesny jest los ludzi szczurów, w tym mieście milionów niespełnień, w tym mieście milionów rozrywek ponad wszelką wstrzemięźliwość. Ponad wytrwanie. Tadeusz Dąbrowski kaleczy życie. Zakłada mu uzdę sztuczności. Osadza w krainie próżnej, głuchej, zdawkowej. Nazywa solą, zwietrzałą od snu … o niespełnieniu właśnie, o zagubieniu w dziczy plastiku i szkła, o niedomówieniu w cieni i szarości, w gorączce życia na przekór czasom. Na przekór istnieniu. Tadeusz Dąbrowski wyrywa światu gałęzie, które rodzą strachy na wróble i sprowadza je do roli chwastu, który mimo wszystko, mimo nas … żyje. Żyje pomiędzy … „Pomiędzy” to tytuł. Tytuł tomiku, który kaleczy również rzeczywistość, próbując ją … uzdrowić (?) … próbując ją zaleczyć (?) … wyleczyć, zdaje się – próbując – …ją zdławić. Nieudane to dictum, ale próby udane… Tom pulsuje. Wznieca żar. Płonie. Im więcej ognia, tym więcej nas. Pomiędzy …

 

    Ale przecież możesz łowić gdzie indziej. Wejść w tryby tego świata, odnieść sukces, umościć sobie pozycję, stworzyć sieć powiązań, układów. Spróbować zagarnąć trochę narkotyku władzy, rozdać karty synekur, uchwycić sznurki marionetek … Przecież nie musisz wybierać „spotkania z Krabem”. Ani nawet łowić nie musisz. W tym świecie przecież nic nie musisz. Wszystko ci wolno. Masz prawo do szczęścia i samorealizacji. Masz prawo do orgazmu, do podejmowania wszelakich decyzji. Masz prawo do władania życiem jak zużytą rękawiczką. Drugą rzucisz wrogom w twarz i wygrasz pojedynek o własne ego. Podniesiesz je do rangi boga, a potem już niczym nie będziesz się przejmował. Będziesz żył długo i szczęśliwie. Dostatnio. Upojnie i doszczętnie … sam.

 

„Jestem jednym z dziesięciu

milionów szczurów w tym mieście,

codziennie przemykam kanałami, nie wiem

po co. Może tylko po to, by znaleźć jakąś

szczurzycę, do której mógłbym się przytulić i

na chwilę zapomnieć, że jestem szczurem. Czasami

spotykam szczury, które mówią: „Daj spokój,

nie bądź szczurem, bądź sobą!”. Mają amputowane

ogony, albo dyskretnie wpuszczają je w nogawkę,

golą futro, a wychodząc na powierzchnię,

stają na tylnych łapach i zadzierają nosa.

Zastanawiam się, kto nas karmi, kto

rozsypuje  trutki, rozstawia pułapki.

I jaki ma w tym interes. Przecież i tak

byśmy się rozmnażały i zdychały.”

 

   Czasami „pomiędzy” spotykasz też człowieka.

 

„Błądzi po największym domu towarowym

w Europie; sklepy, restauracje, kina,

kaplice. Próbuje znaleźć wyjście, lecz nikt

nie potrafi wskazać mu drogi. Ci, którzy wydali

wszystkie pieniądze, snują się całymi

dniami i umierają z wycieńczenia. Dyskretne

służby zbierają ciała, zanim ktokolwiek zdąży

je zauważyć. Skąd o tym wie? Nie wie. Chodzi

już drugą dobę i domyśla się.”

 

   Jestem jednym z sześciu miliardów krabów. Ktoś wyławia mnie o świcie, pośród tych, których zdradzono. Nie powiem już nic. Milczę. Słowa straciły sens. Miłość utraciła smak. Nadzieja straciła przyszłość. Wiara zwietrzała… jak sól. Bruk, towarzysz niedoli, próbuje wskrzesić los, ale z jego trzewi wydobywa się tylko głuchy dźwięk miliona samochodów przemierzających ulice, aleje, skwery. Parkingi centrów handlowych. Zasiedlających ziemię, zatruwających powietrze i zamykających nas w metolowych puszkach post-intymności. To intymność sterylna, odczłowieczona, a nawet odszczurzona. Intymność bezdotykowa. Utylitarna. Zgoła wydana na pastwę czasu, którego już nie ma. Czasu, który się skończył …

 

   Tadeusz Dąbrowski jednak go widzi. Coś zauważa, … coś … „Pomiędzy”… Ja nie widzę już nic. Oślepłem z wiekiem. Nie pomaga mi żaden chirurg, żaden medyk, żaden Bóg. Nie pomaga mi Koloseum wzniesione na radioaktywnej ziemi naszych marzeń. Bo marzeń już nie ma. Są dążenia. Zdziczały materialny plan posiadania, władania, rozdzielania. Koloseum wali się, setki tysięcy turystów, obojętnych jak cienie podążają szlakiem wskazanym w przewodniku. Fotografują złudny czas. Metafizykę nowego wieku.

 

„czy istnieje jeszcze poezja? – pyta pod koniec

imprezy kolega, który trzydzieści lat temu

miał wiersz w poezji, odpowiadam: nie,

poezja już nie istnieje. Naprawdę? – pyta z

niedowierzaniem. Naprawdę. a pisma też już nie ma?

 

pisma też.

z tomu „Czarny kwadrat”, 2009.

 

  

   Co zatem jeszcze jest? Trudno powiedzieć. Miliony informacji, łączy, sieć powiązań, gąszcz życia podniesiony do kwadratu intensywności … z maksymalną redukcją słów do prostego esemesowego komunikatu. Zara, Nara, spoko, cool … choć pewnie nie nadążam za czasem, za modą, za trendami – jak w nowomowie charakteryzuje się ów slang, nie nadążam za wytrychami słów pokrytymi osadem znudzenia.

 

   I jak tu „łowić gdzie indziej”? Kiedy ten świat sam dostarcza jedyną możliwość ucieczki – na srebrne łowiska, na oceany zapomnienia, na determinację uchwycenia sieci i zarzucenia ich w wody, a potem ciągnięcia poprzez miliony ton plastikowych konstrukcji bytów tak barbarzyńsko jednorodnych, że aż chce się wyć…

 

   Dudnią tam-tamy wojny, bębnią czarownicy spełnień, Europa kurczy się do wymiaru hedonistów bez serc, bez szkieletów, bez ducha … Mocarstwa stają na glinianych nogach przedefiniowanych wartości, masy atomizują się globalizacją wioski, a jednostka staje się obiektem. Wystawionym na cel potędze potrzeby. Ustawionym na linii ognia podprogowej reklamie, która nęci łatwym łupem. Wystarczy pełny portfel. Abo go zdobyć nie warto czytać. Szkoda czasu. A przecież czas – to pieniądz …

 

   Mijają dni, mijają lata. Siadam dziś z krabem przy lampce wina. Już wie, że musiałem, akurat tutaj łowić. Już wie, że warto było być złowionym. Wie, że nie zjem go, jak miałem w zwyczaju … Wie, że możemy pogadać, o życiu, śmierci i tych, co na morzu … Tylko brakuje nam słów. Czas kurczy się do główki szpilki. Nakłuwamy nią milczenie. Z głośników sączy się oda do młodości, radości i życia na gorąco. A my znikamy w sieci zaplątań

 

parapet

 

Z poezją jest tak: siedzisz w pustym pokoju.

Wysiadło ogrzewanie i ziąb zamraża myśli.

Za oknem, na parapecie przysiada ptak, patrzy ci w oczy.

Nic nie mówi, czyści skrzydła, robi kupę

I odlatuje.

 

Tadek pisał o krabie. Łowił, a On zwrócił mu uwagę,

Czy nie mógłby łowić gdzie indziej …

Chyba nie mógł. Nasiąknął Mistrzem i odleciał.

Ja zostałem.

Kiedy podsowiecili parapet. Upiekli złapane ptaki.

Popili gorzałką po konsumpcji i zanucili pieśń radości

– jeszcze będzie przepięknie

jeszcze będzie bezpiecznie

jeszcze zdarzy się Jeszcze

 

a po nas

choćby i wczoraj

 

Andrzej Walter

 

 

Tadeusz Dąbrowski „Pomiędzy”. Wydawnictwo A5, Kraków, 2013. Stron 54.

ISBN 978-83-61298-44-1


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko