Andrzej Walter
Jak zostać faszystą
Wielokrotnie wyrażałem myśl, że kryzys współczesności nie odzwierciedla problemów politycznych, ekonomicznych czy naukowych. Kryzys ten jest raczej przeciwstawianiem sobie dwóch wizji świata. Pierwsza kieruje się fundamentem niezmiennych wartości, jakby wpisanych w nasze transcendentne widzenie rzeczywistości, co skutkuje swoistym protestem wobec nowego. Druga wizja neguje wartości absolutne czy prawa obiektywne redukując tym samym człowieka do jednostki wciąż owego nowego poszukującej. Rzecz jasna owo nowe same w sobie nie jest złe. Nie stanowi fatum czy ograniczenia jako takie. Owo nowe jednak zdecydowanie przyśpieszyło co stawia człowieka na rozdrożu często dramatycznego wyboru.
Korzystając z okazji chciałbym przybliżyć czytelnikowi kolejną propozycję warszawskiego wydawnictwa Prohibita żywo omawiającą wyżej podjętą kwestię. To arcyciekawa książka włoskiego profesora historii – Roberto de Mattei – „Dyktatura relatywizmu”. Autor z ogromną kulturą i łagodnością podchodzi do tego tematu. Rzecz, problem, przedstawia spokojnie, rzetelnie i cierpliwie, bez łatwych osądów czy prostych wniosków. Jednocześnie nasze współczesne dylematy przedstawia klarownie i jasno. Roberto de Mattei urodził się w 1948 roku i jest wiceprezydentem Włoskiej Rady Badań Naukowych, kieruje katedrą historii nowożytnej na Uniwersytecie Cassino. Specjalizuje się w historii Europy XVI i XX wieku. Profesor de Mattei jest też redaktorem naczelnym prestiżowego włoskiego miesięcznika „Radici Christiane” oraz autorem wielu książek i publikacji naukowych. Postać we Włoszech znana i szanowana.
Tytuł książki stanowi sformułowanie, które zrobiło już olbrzymią karierę w określaniu naszych czasów. Jako pierwszy, zarówno o dyktaturze społecznej, jak i relatywizacji postaw wobec współczesności wspomniał nie kto inny, jak Karol Wojtyła. To on określił, że świat bez wartości zmierza do jawnego bądź zakamuflowanego totalitaryzmu. Samo stwierdzenie – dyktatura relatywizmu – to cytat z Josepha Ratzingera, który twierdzi, że „dyktatura relatywizmu (…) niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”…
Sama formuła jest jednak sucha. Sygnalizuje nasz problem, czy też określa go pojęciowo, ale nie wskazuje konkretnego przełożenia na nasz świat i nasze życie. A to przełożenie jest i działa. Najmocniej działa od strony prawnej. Taki bowiem model – państwo prawa – to najdoskonalsza z formuł konstrukcji społecznej świata naznaczonego demokracją. Sęk w tym, że demos skłania się dziś, nakręcany medialnie i mentalnie przez różne lobby do drugiej wizji świata, tej z pozoru nowoczesnej, o której wspomniałem na wstępie czyli przekraczania wszelkich granic.
Rodzi się zatem relatywizm, a systemem prawnym się go sankcjonuje. Musimy otwarcie powiedzieć, za Josephem Ratzingerem, że są w tym świecie zasady i wartości, które – jak to ujął radykalnie – nie podlegają dyskusji. To – życie, rodzina, edukacja. W każdej z tych dziedzin majstruje się dziś totalnie, każda z nich podlega przedefiniowaniu oraz jawnej już manipulacji. Sankcjonowanie prawne tych zasad i wartości może unicestwić nam świat. I niestety dzieje się to na naszych oczach, a w wielu przypadkach przy naszym poklasku. Autor wnikliwie przedstawia tę podstępnie aranżowaną manipulację prawną. Wychodzi od analizy pojęcia prawa naturalnego – czyli właśnie prawa do wartości, co do których nie ma i nie może być dyskusji, gdyż są to prawa uniwersalne, odwieczne obowiązują zawsze, wszędzie i każdego… Prawa te moją po prostu podstawę w ludzkiej naturze, która nie podlega przemianom i mamy liczne na to dowody w otaczającym nas świecie. Natura człowieka pozostaje niezmienną niezależnie od okoliczności. I chyba nikt nie wyobraża sobie, aby mogło być inaczej. Jednak, być może, wkrótce już będzie musiał sobie to wyobrazić? Wszystko ku temu zmierza.
„Prawo naturalne przez długie wieki, aż do rewolucji francuskiej, stanowiło fundament społeczeństwa. Jak zatem doszło do stanu, w którym jest ono negowane, a często po prostu się o nim zapomina?
Pierwszym etapem odrzucenia tego porządku była próba oparcia praw człowieka na rozumie ludzkim”.
(…)
„W minionym stuleciu ostatnią próbą znalezienia dla praw człowieka uzasadnienia we właściwościach rozumu była koncepcja Hansa Kelsena (1881-1973). Według tego austriackiego prawnika waga systemu prawnego opiera się na samym fakcie „obowiązywania” jakichś norm, to jest ich zdolności do tworzenia i uzasadniania faktów. Źródłem prawa może być według niego wyłącznie norma prawa pozytywnego (Grundnorm), pozbawiona jakiejkolwiek podstawy metafizycznej czy moralnej, ponieważ „tylko taki system normatywny ma charakter nadrzędny, jako najwyższy autorytet”. W ten sposób procedury prawne zastępują moralność, tradycję i prawo naturalne.
(…)
„Jeżeli fundamentem praw człowieka nie jest prawo natury, ale prawo pozytywne, czyli ustanowione przez człowieka, można w konsekwencji sfabrykować każde inne „nowe” prawo, nawet najbardziej głupie i okrutne.”
Wywód ten jasno pokazuje jakimi technikami akademickich rozważań, a w konsekwencji manipulacji podążali i podążają prawnicy obecnej doby. Usiłują wmówić nam to, co ich zdaniem dla nas lepsze. Prawo dla prawa, sztuka dla sztuki, a człowiek dla mechanizmu. Docieramy do granic absurdu. Niestety. Ta granica jest modelowaniem kolejnej utopii po krwawych rzeźniach XX wieku. Jej przekroczenie w XXI wieku zaprowadzi nas do kolejnej tyranii – tym razem (możliwe) jeszcze bardziej okrutnej i brutalnej. Jej zalążki to właśnie owe zmiany, owe manipulacje, oraz generalnie chęć – aby rzec słowem potocznym – na „poprawienie pana boga”. W tym kontekście boga pisanego małą literą. A nas wszystkich myślących inaczej nazywać się poczyna mianem fundamentalistów. Póki co nazywa się tak chrześcijan, ale wkrótce – a będą to czasy nie tak znów odległe – dołączą do chrześcijan inni.
Właściwie wydaje się, że to kolejne wcielenie marksizmu, z twarzą po liftingu katastrofy tej ideologii. To tak zwana „rewolucja kulturalna” oraz przedefiniowanie tożsamości człowieka. Autor wiedzie nas przez prądy myślowe, meandry filozoficzne oraz ideologiczne, ukazuje działania (na przykładach) organizacji, misji i fundacji związanych z wprowadzaniem w życie owych nowych koncepcji człowieka. I dochodzi do krótkiej, najkrótszej definicji totalitaryzmu na świecie – sformułowanej przez Erica Voegelina, która określa go jako „zakaz stawiania pytań”.
Pozwolę sobie przytoczyć kolejny fragment:
Nowatorstwo współczesnego totalitaryzmu zawiera się w stwierdzeniu, że konformizm przeszłości był konformizmem udzielania odpowiedzi, podczas gdy w swej najnowszej postaci objawia się on jako zakaz stawiania nawet samych pytań, które są niepotrzebnym i niebezpiecznym wyrazem: „ducha zachowawczego”, „konserwatyzmu”, tradycjonalizmu”, „reakcjonizmu” i „wstecznictwa”. O osobach, które takie niewygodne pytania zadają, lub starają się zadawać, należy zatem mówić” „fundamentaliści”, a nawet, co może wydawać się dziwne – „faszyści”
W zasadzie można by tu dalej snuć przykłady, cytaty i analityczne dowody myślowe. Tylko po co. Lepiej sięgnąć po książkę – jest w sieci łatwo dostępna. W Polsce ta problematyka jest jeszcze zdecydowanie rozwodniona, bagatelizowana, albo spychana do szufladki z napisem „dziwne”. Zdajmy sobie jednak sprawę, że nowe przyjdzie. Puka już do bram. Stoi europejsko na straży naszych granic i chce je, a jakże, przekroczyć. Przestrzegam zatem wszystkich stawiających jakiekolwiek pytania. Rozważcie sprawę, długo i wnikliwe, zanim jeszcze nazwą was faszystami, a później … higienicznie wyeliminują.
Książka Roberta De Mattei w sieci opisana jest następująco i uważam, że bardzo trafnie:
Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra.
Do tego momentu właśnie doszliśmy. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu anty dekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego. Jest to zarazem ostatni moment, aby przeciwstawić się dyktaturze relatywizmu.
Czy jest to rzeczywiście ostatni moment na przeciwstawienie się? Niestety, sądzę, że już jest za późno. Maszynka odbarwiania się pojęć, rozwadniania prawd i sterowania „jak myśleć” zrobiła swoje i ludzie dziś nie potrafią powiedzieć stop. Słowo tolerancja zrobiło zawrotną karierę i używane jest w roli wytrycha do wszelkich spraw spornych bez żadnego przedefiniowania pojęcia i uściślenia jej (tolerancji) granic. Bo takowe istnieją. A dziś mamy relatywizację pojęcia przez kolejne hasło – nie ma tolerancji dla braku tolerancji. I absurd się domyka.
Nie pytajmy więc. Zgódźmy się na nowe. Niech zmodyfikują genetycznie nasz mózg. Potem nasz wyobrażenia, pragnienia, marzenia – słowem wszystko, co ważne i potrzebne. Dobre prawo – prawo ludzi nowoczesnych, nauczy nas jak być szczęśliwym. I wolnym. A może kiedyś doczekamy się też postępowego hasła – Niemcy mają w tym ubiegłowieczne doświadczenie – Recht macht frei – i wszystko stanie się jasne …
Andrzej Walter
Roberto De Mattei „Dyktatura relatywizmu”. Wydawnictwo PROHIBITA, Warszawa 2009, stron 136.