Krystyna Habrat
Cichutkie niepokoje cichego obywatele
Pokazali w telewizji odludne drogi w Mołdawii pośród rozległych pól. Wzdłuż obsadzone były orzechami. Prowadzący martwił się, by w razie wstąpienia tego kraju do Unii Europejskiej nie nakazano wyciąć tych wszystkich drzew, bo mogą zawierać zbyt dużo szkodliwych dla zdrowia pierwiastków ciężkich.
No tak, Unia dba o zdrowie obywateli, a spaliny samochodowe mogą zatruwać roślinność.
Kiedyś mówiło się, że nie wolno spożywać truskawek ani żadnych innych owoców czy warzyw oraz ziół, rosnących nie bliżej niż 100 metrów od ruchliwej drogi. Te pokazane na filmie drogi były puste. Widać nawet rzadko przejeżdżające samochody mogą zatruwać żywność. Unia czuwa.
Później, wspominając któreś wakacje, czytam, że zabytki w Atenach bardzo niszczeją od spalin samochodowych.
Spaliny szkodzą murom. A ludziom? Czy narastająca alarmująco liczba nowotworów i innych niebezpiecznych chorób nie ma związku z atakująca nas coraz bardziej ilością spalin?
A co by Unia Europejska powiedziała na obrastanie naszych domów coraz większymi parkingami.
Najgorzej jest gdy kilkunastopiętrowy wieżowiec musi zaraz przy ścianach i oknach ulokować dziesiątki samochodów mieszkających tu ludzi, ale również tych wszystkich, którzy przyjeżdżają do pobliskich sklepów i jak u nas na liczne imprezy do parku czy na stadion. Ktoś przymyka oko na to, że w każdy pogodny weekend w osiedle koło olbrzymiego Parku Śląskiego musi wchłonąć tysiące samochodów z pobliskich dzielnic i miast. Po prostu wycina się pod blokami kolejne drzewa i powiększa pod blokami parkingi. Tym bardziej, że teraz w modzie coraz wyższe wieżowce i taki kilkunastopiętrowiec, zamieszkuje 160 – 200 i więcej, rodzin, a każda ma auto, a coraz częściej więcej niż jedno. Ktoś na rozrastające się parkingi wydaje pozwolenie, ktoś to projektuje, ktoś realizuje, a obywatele nie mają tu nic do gadania.
Ba, robi się olbrzymi parking pod jednym blokiem, to zjeżdżają tu z bloków sąsiednich, bo pod swoim wolą mieć róże i ławeczki. Potem trudno posiedzieć na balkonie, bo cały czas coś warczy, gdy zajeżdżają kolejne samochody w poszukiwaniu darmowego miejsca.
Czy mieszkańcy zmuszeni do oddychania spalinami nie są narażeni na utratę zdrowia?
Kiedyś były przepisy, iż nie wolno lokować parkingów bliżej ściany domu niż 20 metrów. Eee, kto tego teraz pilnuje? Kto o tym wie, kto pamięta?
Cichy obywatel przecież nie podskoczy.
Zieleń pod naszym wieżowcem powstała z inicjatywy mieszkańców. Sami się skrzyknęliśmy, załatwiliśmy humus, drzewka, krzewy, trawę i narzędzia do roboty. O dziwo, ludzie schodzili się do roboty tak chętnie, że brakowało łopat i taczek. Teren został skopany, kamienie i śmieci wywiezione, posadzono krzewy, trawę i kilkadziesiąt drzew: akacje, lipy, klony, jawory, jarzębiny. Całość otoczono żywopłotem i nawet prowizorycznym płotkiem, żeby chodzący tu z psami nie zniszczyli zieleni. Administracja miała dać tylko prawdziwe płotki. Dała. Wszędzie, wokół prywatnych kiosków warzywnych, ogrodzili dalsze nieużytki z kamienistą gliną, tylko nie u nas. A potem jedno po drugim drzewku wycinali. Wycięli ligustr otaczający plac i krzewy. Teraz tu olbrzymi parking, a mieszkańcy mają hałas, nieustanny ruch samochodów, zagrożenie dla dzieci, no i spaliny.
Czy parkingi nie powinny odsunąć się od naszych ścian? Czy nie lepiej budować takie piętrowe, podpiwniczone, by nie zajmowały nam za dużo terenów zielonych?
Ale cichego obywatela nikt nie słucha, bo do Unii Europejskiej daleko, a bliższe władze, jak wszechmocna SM jeszcze go ukarze podwyżką czynszu.
Kiedy oglądam, jak się moszczą na swych stanowiskach nowi eurodeputowani, zastanawiam się, czy pamiętają jeszcze, że są tam nie dla zaspokojenie własnej pychy ale dla społeczeństwa.
Nie uwierzę, że o nas dbają póki pod moim XIV-piętrowym blokiem w Katowicach dalej będą wycinane wielkie drzewa i betonowane miejsca parkingowe. Nich mi ktoś zaprzeczy, że spaliny nie mają związku z rakiem.
Aż strach o tym myśleć.
A gdzie cichy obywatel może znaleźć pocieszenie?
Może zatopić się w dobrej powieści. I w przeżyciach duchowych – religijnych.
Dobra powieść? Gdzie jej szukać, gdy poznikały księgarnie, a to, co się reklamuje w internecie nie zawsze wzbudza entuzjazm? Minister kultury ma podobno osiągnięcia w renowacji zabytków, starych pałaców itp, ale co ma z tego przeciętny obywatel? Taki rzadko ma okazję oglądać te dobra. Czasem jakiś pałac, raz w życiu, gdy podczas wycieczki za słoną opłatą przejdzie na bolących nogach przez wydzielone salony. A książka była dostępna dla każdego.
Teraz widzi się ich całe masy w internecie, a która dobra? Która mnie spasuje? Która pogłębi wiedzę o świecie i ludziach i da przeżycie artystyczne? Która wzruszy? Która prezentuje najwyższe osiągnięcia literackie i ma szanse pozostać w historii literatury? Taką chcę czytać. Jak więc wybierać z masy książek wydawanych przez masę wydawnictw, gdy mało informacji o poszczególnych pozycjach?
Dawniej miałam przekonanie, że wydawca przyjmuje tylko pozycje dobre i pomijając produkty tzw.: „po linii i na bazie”, i można było wydawcy zaufać. Szczególnie, gdy była to oficyna renomowana: Wydawnictwo Literackie; Czytelnik; Wydawnictwo Poznańskie; albo znane serie: np. Nike; KIK; seria kieszonkowa z Kolibrem; itd. To można było kupić w ciemno i nie być zawiedzionym. Obecnie nie ma takiej pewności, gdy ten i ów wydawca bierze wszystko, co mu dadzą, byle autor sam za wydanie zapłacił.
Moim zdaniem, gdyby choć jedna oficyna miała wystarczające dotacje ministerialne, by przyjmować do wydania wyłącznie pozycje na odpowiednim poziomie, to bardziej wymagający czytelnik zaopatrywał by się tylko tam. I chyba by ta oficyna cieszyła się powodzeniem. Inne chyba poszłyby za tym przykładem. Dużo przecież ludzi tęskni za dobrą powieścią.
I za niegdysiejszymi tygodnikami czy miesięcznikami… bez nadmiaru reklam i błahych, głupawych lub skandalicznych treści, które niby przyciągną czytelnika. Tego, co chcą przyciągnąć, bo jak w krzywej Gaussa jest w większości, a wymagania ma niewybredne, i tak nie skuszą, bo taki czyta mało, a często – wcale. Natomiast wybredniejszy czytelnik, o bardziej wyrafinowanych gustach, potrzebuje strawy duchowej w lepszym gatunku i też się nie skusi.
Tylko kogo obchodzi szary czytelnik?
A przeżycia duchowe? Krytykują nas, że jesteśmy ciemnogrodem, bo bronimy naszej wiary przed napaściami bezbożnych artystów. Natomiast, gdy ktoś zbezcześci miejsca kultu Muzułmanów w Kruszynianach to skandal. Oczywiście. Tak nie wolno! Ale nie wolno też bezcześcić miejsc i przedmiotów kultu naszej religii katolickiej. Na tym polega tolerancja, że szanuje się wszystkie religie bez wyjątku. I potępia niegodne czyny wobec dzieci nie tylko u duchownych ale i u artystów. To nie jest zamykanie buzi artystom, że się im na pewne swobody nie przyzwala, bo ich normy prawne i społeczne też obowiązują.
To wszystko bardzo niepokoi.
Tylko, kto zważa na niepokoje cichego obywatela gdzieś na dalekiej prowincji w Katowicach.
Krystyna Habrat.