Elżbieta Musiał rozmawia z Grzegorzem Kozerą
Droga do spokojnej rzeki
Grzegorz Kozera, prozaik, poeta i dziennikarz, recenzent teatralny i książkowy – tak podają biogramy. Grzegorzu, dziennikarstwo jestTwoim zawodem i zarobkiem. Poezją zająłeś się na początku swojej literackiej drogi. Po wydaniu pięciu tomików wierszy, czyli po Sierżant Garcia nie żyje (1998) zamilkłeś na trzynaście lat jako poeta. Dopiero w 2011 roku ukazał się szósty tom Data. Co nie znaczy, że w tym czasie porzuciłeś pisanie, wciąż przecież uprawiałeś dziennikarstwo i dodatkowo pokazałeś się jako prozaik. Czytelnikom portalu pisarze.pl przypomnę, że w czasie Twojej posuchy poetyckiej napisałeś i wydałeś dwie książki prozatorskie: powieść o uzależnieniu alkoholowym Biały Kafka (2004) i zbiór opowiadań Kuracja (2008). Czy to znaczy, że w pewnym momencie zatęskniłeś za poezją?
Tak, to była tęsknota, utajona i dość beznadziejna, ponieważ w ciągu ponad dwunastu lat napisałem zaledwie cztery albo pięć wierszy nadających się do druku, więc o wydaniu nowego tomiku poetyckiego nie mogło być mowy. Nawet zastanawiałem się, czy jeszcze cokolwiek wydam. Aż przyszedł przełom roku 2010 i 2011, gdy dopadło mnie coś, co przypominało depresję, choć pewnie w medycznym znaczeniu depresją to nie było. W każdym razie był to stan przygnębienia i ogólnego zniechęcenia, który przełożył się na aktywność twórczą. W ciągu trzech miesięcy napisałem znacznie więcej wierszy niż w ciągu poprzedniej dekady. Pewnie był to dla mnie rodzaj autoterapii, którą sam sobie zaaplikowałem. Terapii podwójnie skutecznej, ponieważ zaowocowała poprawą nastroju, a później publikacją Daty.