Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Esej na pożegnanie XX wieku
Zaczynam zaledwie od anonsu, nie będącego jeszcze rozwiniętym omówieniem. Esej wybitnego myśliciela Andrzeja Mencwela liczy bowiem blisko siedemset stron i wymaga lektury niezwykle uważnej, właściwie wnikliwego studiowania.
Tak bowiem bogaty jest w treści i znaczenia. Już jednak po jednej czwartej lektury mogę stwierdzić, że jest to rzecz fundamentalna, a przy tym arcydzieło eseju, w którym erudycja Mencwela i błyskotliwość, oryginalność a jednocześnie głębia jego myślenia łączą się w stop najwyższej próby. Bez lektury tej książki niepodobna do końca zrozumieć fundamentalnych kwestii i węzłów polskiej historii i kultury przełomu XIX i XX wieku oraz wielu lat następnych. Ten esej rozpoczyna od wielkiego C historię polskiego eseju w wieku XXI, gatunku, który w poprzednim stuleciu wydał tak znakomitych autorów, jak sam Stanisław Brzozowski, jak Stanisław Ignacy Witkiewicz, Jerzy Stempowski, Bolesław Miciński, Józef Wittlin, Andrzej Bobkowski Andrzej Kijowski, Jan Kott, Jan Błoński, Maria Janion, Tomasz Burek i spory krąg innych, w tym także sam Andrzej Mencwel. Tyle na razie i obiecuję szerokie omówienia tego dzieła po spełnionej lekturze, która przynosi najwyższą rozkosz intelektualną i estetyczną.
Andrzej Mencwel – „Stanisław Brzozowski. Postawa krytyczna. Wiek XX”, Wyd, Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, str. 686, ISBN 978-83-64682-03-2
—
Rzeźnia w rytmie „Madelon”.
W odróżnieniu od Francji i Anglii, w polskiej pamięci historycznej Wielka Wojna 1914-1918, tu określana wyłącznie jako I wojna światowa, obecna jest słabo. Poza rocznicą jej zakończenia, czyli jednocześnie rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę, inne rocznice tej wojny nie są czczone publicznie. Ani data jej wybuchu (u nas pokrywająca się z dzienną datą wybuchu Powstania Warszawskiego – wybuchło ono dokładnie w 30 rocznicę wybuchu tamtej wojny), ani słynne bitwy Legionów, które rozegrały się na ternach dzisiejszej Polski (choćby po Jastkowem czy Uliną Małą) ani żadne inne wydarzenia nie są w polskim kalendarzu rocznic niczym więcej niż datami do odnotowania, nawet jeśli na miejscach, w których się rozegrały, są pomniki czy cmentarze poległych. Nawet rocznica wyjścia Rosjan z Warszawy po ponad dwustuletnim tu ( z niewielką przerwą na epizod „Warszawy pruskiej”) panowania, którego setna rocznica przypadnie na przyszłoroczny 3 sierpnia jest słabo prawie nie pamiętana. Podobnie jest w piśmiennictwie. O ile II wojna światowa opisana została w dziesiątkach tysięcy zapewne tomów, o tyle Wielka Wojna występuje właściwie w stopniu minimalnym. W prozie, w egzemplifikacjach wybitnych, obecna jest właściwie tylko w „Żółtym Krzyżu” Andrzeja Struga, w „Soli ziemi” Józefa Wittlina, „Łuku” Juliusza Kadena-Bandrowskiego i w prozie Leopolda Buczkowskiego, trochę w pamiętnikarstwie i jako niezbyt rozbudowane rozdziały w ogólnych syntezach. I to bardziej przy okazji omawiania polskiego czynu niepodległościowego, aniżeli jako wojna sama w sobie. W każdym razie piśmiennictwo polskie o Wielkiej Wojnie jest karłem w porównaniu z olbrzymem dotyczącym II wojny.
Tymczasem wystarczy pojechać choćby we Francji, do Szampanii i w okolice rzeki Marny by znaleźć liczne, świetnie utrzymane cmentarze poległych francuskich żołnierzy ( w tym ogromne mauzoleum pod Verdun), odwiedzić polanę (tzw. Claire d’Armistice) w lasku pod Compiegne, przy dawnej stacji kolejowej Rhetondes, z pomnikami francuskich wodzów tej wojny i zrekonstruowanym wagonem, w którym Niemcy podpisali kapitulację 11 listopada 1918 roku, zobaczyć, że w każdym niemal francuskim miasteczku jest pomnik poległych w Wielkiej Wojnie, przypomnieć sobie słynny przebój żołnierski tej wojny, „Madelon” i uświadomić sobie, że tylko w ciągu minionych dwudziestu lat ukazało się we Francji ponad 1500 (tysiąc pięćset) publikacji na temat Wielkiej Wojny, by uzmysłowić sobie przepaść, jak w tym względzie dzieli piśmiennictwo polskie od francuskiego. Także proza europejska, głównie francuskie, mocno zajmowała się Wielką Wojną, że wymienię tylko słynne „Na Zachodzie bez zmian” Remarque’a, „Ogień” Barbusse’a, opowiadania wojenne Blaise’a Cendrarsa czy obszerne partie „Rodziny Thibault” du Garda.
Najlepszym dowodem na marginalność tego tematu w polskim piśmiennictwie jest, to, że pierwsza polska syntetyczna monografia Wielkiej Wojny ukazała się dopiero teraz, w roku 100-ej rocznicy jej wybuchu. To „Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914-1918” Andrzeja Chwalby. Wybitny historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, znawca historii XIX i XX wieku, w tym stosunków polsko-rosyjskich, a także historii Krakowa, jest także kierownikiem Zakładu Antropologii Historycznej. Odnotowuję ten fakt, bo waży on na kształcie tej syntezy. Aspekt antropologiczny jest bowiem wybitnym walorem tego dzieła. Chwalba wiedzie nas szlakami Wielkiej Wojny w taki sposób, aby jego praca nie była nużącym w końcu, „księgowym” rejestrem bitew, frontów, jednostek wojskowych, czyli nie przy użyciu metody, która może zabić nudą każdy temat. Ukazawszy oczywiście pełny aspekt militarny tej wojny, od wybuchu i jej przebiegu w Europie, poprzez fronty afrykański i bliskowschodni aż po listopadowy finał 1918 roku, Chwalba pokazuje tę wojnę z epickim rozmachem, a jednocześnie jako koniec poprzedniej i początek nowej epoki. Jako – de facto – koniec XIX wieku, a może i epoki pojmowanej w dłuższym wymiarze czasowym. Koniec nie tylko w aspekcie militarnym i ekonomicznym, ale także kulturowym, cywilizacyjnym, obyczajowym, psychologicznym. Chwalba ukazuje nie tylko walkę na polach bitew, ale także codzienność życia cywilów, w tym szczególnie kobiet, przemiany społeczne, obyczajowe i mentalne zachodzące w cieniu wojny. W 100 rocznicę wybuchu Wielkiej Wojny, która przypada na tegoroczny 1 sierpnia, to tzw. lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych historią poprzedniego stulecia, stulecia, w którym przyszliśmy na świat.
Andrzej Chwalba – Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914-1918”, Wyd. Literackie Kraków 2014, str. 646, ISBN 978 83-08 05303-4
—
Opuścić Eisenach
Historia, która jeszcze w pierwszej połowie XX wieku była dyscypliną jednolitą i monolityczną, ukazującą dzieje państw i narodów oraz wybitnych jednostek jako enumeratywnie rejestrowanego biegu zdarzeń politycznych, społecznych i gospodarczych, w drugiej połowie minionego stulecia przekroczyła ów klasyczny charakter. Pojawiła się formacja historyków, szczególnie zauważalna we Francji, która zaczęła traktować historię zupełnie inaczej. Także jako historię zjawisk, mających co prawda punkty styczne z polityką i ekonomią, ale mimo to wobec niej zewnętrznych, rozgrywających się poza bezpośrednią strefą polityczności. Do takich zjawisk można zaliczyć historię ludzkiego ciała czyli jego obraz, funkcję, konotacje kulturowe, obyczajowe, seksualne, religijne, ale także historię innych fenomenów egzystencji ludzkiej, takich jak dzieciństwo, młodość czy starość, historię stosunku do śmierci, historię gastronomii, historię podróżowania i wiele, wiele innych kategorii składających się na obraz ludzkiego życia poprzez wieki. Człowiek przestał być w historii kategorią jedynie abstrakcyjną, zredukowaną de facto do uczestnika dokonujących się ponad nim procesów historycznych i społecznych, przestał być wyłącznie funkcją dat bitew i politycznych aktów. Ukazał się na kartach ksiąg historycznych jako się żywa, cielesna, z krwi i kości złożona, skomplikowana istność. Jednym z wybitnych przedstawicieli tego nurtu w pisarstwie historycznym jest francuski historyk Philippe Aries (1914-1984), autor m.in. „Historii dzieciństwa” i „Człowiek i śmierć”. Wydawana właśnie przez jedną z oficyn wielotomowa „Historia ciała” jest jednym z najciekawszych przykładów tego nurtu pisarstwa historycznego.
Niemiecka badaczka (ur. 1942), Barbara Duden podjęła temat historii ciała, ale nie w wymiarze syntetycznym, lecz na wąskim przykładzie osiemnastowiecznego niemieckiego miasteczka Eisenach. Tematem jej pracy są pierwociny ginekologii, pokazane poprzez relacje między miejscowym lekarzem a jego pacjentkami, ale przede wszystkim fenomen cielesności kobiecej w całym jego skomplikowaniu i w rozlicznych uwarunkowaniach. W tym zwierciadle pokazany jest cały skomplikowany świat kobiecej cielesności, a to oznacza w ogromnym stopniu – seksualności, widziany z perspektywy osiemnastowiecznej prowincji i z punktu widzenia ówczesnej świadomości. Jednym z jego licznych wyrazów był fakt, że w odróżnieniu od naszej teraźniejszości, w której nasze ciało traktujemy jako część własnej tożsamości i jako swoją własność, zwłaszcza ciało kobiece, w szczególności z uwagi na jego funkcje prokreacyjne, traktowane było przez same kobiety jako odrębna, oddzielona od nich kategoria, jako rodzaj powinności nałożonej na nie przez rodzinę i społeczeństwo. To tylko jedna z bardzo licznych konstatacji jakie można odnaleźć w książce Barbary Duden. Książka ta nie jest zbyt łatwa w lekturze. Nie ma cech popularnej opowieści, ani efektownego eseju. Jest owocem klasycznej, skrupulatnej pracy badawczej i nie ma na celu zabawić czytelnika. Jest to wszakże rzecz bardzo interesująca. W wąskim zwierciadle osiemnastowiecznego miasteczka odbija się bowiem cały kompleks właściwości tamtej epoki, obyczajowych, medycznych, religijnych, psychologicznych etc. Pokazuje też jaką drogę wykonała ludzkość do dzisiejszego sposobu traktowania ludzkiego ciała. Można by rzec, że historia rozumiana klasycznie, czyli historia polityczna, ciągle traktuje je przedmiotowo i z pogardą, ale coraz więcej ludzi, coraz więcej jednostek szanuje je i dba o nie jako o swoją cenną własność. Świadczy o tym kariera medycyny i lawinowo rosnące, a więc bardzo trudne do zaspokojenia społeczne aspiracje oraz oczekiwania od systemów opieki zdrowotnej. Dawno już w Europie opuściliśmy Eisenach, acz niektórzy polscy fundamentalni przeciwnicy aborcji ciągle w nim pozostają.
Barbara Duden – „Historia ciała. Lekarz i jego pacjentki w osiemnastowiecznym Eisenach”, Warszawa 2014, przekład i redakcja naukowa Justyna Górny, str. 270, Wyd. Neriton, , ISBN 978-83-7543-305-0
—
Instytucja kultury krytycznej
Piotr Piotrowski nieprzypadkowo jest autorem tej książki. Był bowiem krótkotrwałym dyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie (2009-2010). Krótkotrwałym, bowiem jego koncepcja muzeum jako instytucji krytycznej nie spodobała się nadrzędnym czynnikom administracyjnym i profesor Piotrowski rychło ze swej funkcji ustąpił.
Jego książka „Muzeum krytyczne” to studium fenomenu jakim jest muzeum widziane przez pryzmat naszych czasów. Koncepcja muzeum narodowego przygotowana, ale nie wprowadzona w życie przez Piotra Piotrowskiego polega na uczestnictwie instytucji muzeum w życiu i w demokracji swoich czasów, demokracji opartej na sporze, a nie jako martwy zbiór eksponatów. Opisany jest tu też fenomen konkretnego Muzeum Narodowego w Warszawie.
Książka jest też, poniekąd pośrednio, świadectwem istnienia i mechanizmów działania ciągle potężnych w polskiej kulturze sił zachowawczych, które storpedowały koncepcję Piotrowskiego. Chciałoby się rzec – reakcja wiecznie żywa, jakbyśmy żyli w czasach rozpaczliwej szarpaniny Aleksandra Gierymskiego z zakamieniałą konserwą XIX-wiecznej Warszawy.
Autor zwraca na końcu uwagę, że gdyby jego koncepcję udało mu się wprowadzić w życie, ta książka by nie powstała. Może przyjdzie czas, że Piotrowi Piotrowskiemu uda się jednak w końcu wprowadzić w życie swoją koncepcję i dylemat zostanie unieważniony
Piotr Piotrowski – „Muzeum krytyczne”, Wyd. Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011, ISBN 978-83-7510-762-3
—
Powrót Doktora Dolittle i jego zwierzaków
Kto lubi albo kto ma dziś ochotę na sentymentalną podróż do krainy dzieciństwa, ten powinien sięgnąć po tę książkę. Ja czytałem przygody doktora Dolittle i jego zwierząt na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych i choć niewiele zapamiętałem z tzw. bieżącej akcji, to silnie utkwiła mi w pamięci czarująca aura tych opowieści, ich pogodny, optymistyczny, powiedziałby, z lekka pozytywistyczny humanizm, a także wyśmienity, subtelny humor. No i oczywiście wzruszająca miłość do zwierząt. To świetny pomysł, żeby tak szacowne wydawnictwo jak krakowski „Znak” wyszło poza ofertę piśmienniczą z zakresu kultury uczonej (określenie Andrzeja Mencwela) i po kilkudziesięcioletniej przerwie dwupokoleniowej spróbowało zainteresować potencjalnych czytelników tym przykładem klasycznej literatury dziecięcej. Tym razem, gdy chodzi o zwierzęta, rzecz w dużej mierze dotyczy psów, ale edytor zapowiada kolejne tomy uroczej prozy Loftinga. Lektura, by tak rzec, relaksująca i słodka. Polecam nie tylko dzieciom
Hugh Lofting – Największa przygoda doktora Dolittle”, Wyd. Znak, Kraków 2014, przekł. Janina Mortkowiczowa, str. 317, ISBN 978-83-240-2915-0