Marek Ławrynowicz – Dwieście

0
283

Marek Ławrynowicz

 

Dwieście

 

Bohdanowi Wrocławskiemu

 

 

Nikifor         Kazio Paprotka był znaną postacią w Woli Rostockiej. Tu się urodził, tu chodził do szkoły – którą z trudem ukończył – stąd wyjechał w szeroki świat. Ze świata przysyłał niekiedy pocztówki, przedstawiające na ogół bloki mieszkalne stojące w różnych miejscach Polski, co było uzasadnione, bo Kazio znalazł sobie robotę w branży budowlanej. Najpierw wrzucał łopatą piasek do betoniarki, potem wlewał beton do form, wreszcie ukończył kurs i zasiadł wysoko nad ziemią w dźwigu, gdzie już nie musiał imać się łopaty tylko ciągnął za kilka drążków przenosząc z miejsca na miejsce betonowe formy nad którymi męczyli się ci, co zostali na dole.

         Spoglądanie na świat z wysokości dźwigu wbiło Kazia Paprotkę w niczym nie uzasadnioną dumę. Gdy po robocie schodził na ziemię unosił podbródek do  góry, odpowiadał półgębkiem i ogólnie dawał do zrozumienia, że ma wszystkich za nic. Z tego powodu  koledzy go nie lubili, zwłaszcza, że i wódkę z nimi przestał pić, a jeżeli już to tylko wtedy gdy inni stawiali.

         Zerwawszy kontakty z brygadą, Kazio Paprotka coraz bardziej rozsmakowywał się w samotności. Patrzył sobie na chmury oraz ogólnie w niebo i były chwile gdy czul się niemal jak Pan Bóg. Żeby się poczuć jeszcze lepiej zaczął zabierać ze sobą na górę butelkę „Żytniej”, którą podczas ośmiu godzin pracy zwolna opróżniał. Im bliżej było do fajrantu tym częściejwielotonowe, betonowe elementy podążały w zaskakujących kierunkach. Ci na dole darli się na Kazia, wymyślali mu od chujów, pisali na niego skargi do dyrekcji, ale to było za komuny, a Kazio był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i mogli go pocałować w dupę.

         W końcu samotność, chmury wiszące nad głową oraz spożywana bez opamiętania „Żytnia” zaczęły wpływać na psychikę Kazia. Coś się z chłopem porobiło. Z nikim nie gadał, patrzył spode łba i uśmiechał się jak idiota. Wszyscy to widzieli ale nikt nie podszedł do Kazia, nie zgadał, bo i o czym z takim gadać. No i w końcu stało się.. Pewnego dnia, jak raz podczas przerwy śniadaniowej Kazio Paprotka wyszedł z kabiny i pomaszerował po poziomym ramieniu dźwigu aż do samego końca.Stał tam przez jakiś czas patrząc w niebo, a potem rozłożył szeroko ręce, zamachał nimi i poleciał dół. Spadał w stronę brygady, która znieruchomiała trzymając w dłoniach kanapki zkiełbasą, a potem pierdolnął w górę piachu usypaną opodal dźwigu. I ten piach uratował Kaziowi życie.

         Skutki upadku były opłakane. Gdy Kazio Paprotka wyszedł ze szpitala i jako rencista chorobowy wrócił do Woli Rostockiej, każdy widział, że ma do czynienia z człowiekiem, który upadł na głowę. Mówił bełkotliwie, nie za bardzo wiadomo o czym i wyglądał nie tak jak człowiek wyglądać powinien. Spodnie miał przeważnie założone na lewą stronę, a na głowie idiotyczny kapelutek z piórkiem spod którego  sterczały nigdy nie czesane włosy. Dusza też się w nim odmieniła. Kiedyś stronił od ludzi a teraz szukał ich towarzystwa. Najlepiej się czuł siedząc z innymi na łączce za sklepem z butelką najtańszego wina w dłoni.

Kazio Paprotka cieszył się w okolicy pewnym szacunkiem, bo pokażcie proszę człowieka, który spadł z dźwigu i w dodatku żyje – mało jest takich na świecie.

         Jeszcze większym szacunkiem cieszył się Kazio z w niedzielę. Wkładał wtedy biały mundur podoficera żeglugi śródlądowej, białą czapkę z daszkiem oraz wyobrażoną nad daszkiem kotwicą i szedł dostojnie pod sklep, który w Woli Rostockiej był w świątek i piątek otwarty, bo zawsze znalazł się ktoś spragniony jedynego w swoim rodzaju smaku najtańszego wina wieloowocowego. Skąd miał ten mundur nie wiadomo. Po spożyciu wina Kazio robił zawsze to samo: wychodził na biegnącą tuż obok sklepu szosę i próbował zatrzymywać samochody. Kierowcy widząc ów mundur i czapkę podoficera marynarki śródlądowej rozpaczliwie hamowali, przekonani, że mają do czynienia z drogówką. Przez pół niedzieli w Woli Rostockiej było słychać pisk hamulców, a na łączce za sklepem amatorzy wina zakładali się czy dziś ktoś się wreszcie rozwali oraz czy na śmierć czy tylko trochę.

W jednej kwestii mieszkańcy wsi nie mogli dojść do porozumienia. Jak wysoki był dźwig, z którego Kazio Paprotka sfrunął ku matce ziemi? Początkowo była mowa o piętnastu metrach, potem o piętnastu, potem o dwudziestu i tak, wraz z upływem czasu, dźwig rósł oczach. Każdy rozumiał, że z im wyższego dźwigu Kazio pierdolnął w piach, tym dla mieszkańców Woli Rostockiej większy honor. Gdy opowiadano o sfrunięciu Kazia jakiemuś miastowemu dźwig miał około stu metrów, a gdy gadał sąsiad z sąsiadem nie mniej niż trzydzieści pięć. W szczegóły nikt się nie wdawał, bo sam Kazio podawał za każdym razem inną wysokość, przeważnie wprost proporcjonalną do ilości spożytego wina wieloowocowego.

I tak żyli sobie ludzie spokojnie aż do momentu gdy Felek Patriota, który był sołtysem, postanowił dokonać opisania Woli Rostockiej. Wszystko miało się tam znaleźć, gdzie kto mieszka, jak wygląda, ile posiada zwierząt gospodarskich, jakie maszyny oraz co sobie myśli i o czym marzy. Dwa ostatnie punkty Felek dodał w przekonaniu, że ciało ciałem, ale dusza w człowieku najważniejsza.

Kazio Paprotka mieszkał na samym końcu wsi, a właściwie na początku, bo pod numerem pierwszym i dlatego Felek wziął go na początek. Zaciągnął Kazia do siebie, pokazał mu wszystkie popiersia i portrety marszałka Piłsudskiego, które miał (łączne z tymi w stodole i w oborze), przepytał na okoliczność wszystkich punktów ankiety, posiadanej przez Kazia rodziny żywej i umarłej a na koniec zadał pytanie zasadnicze:

 – To ile w końcu, Kaziu, miał ten dźwig, z którego spadłeś…

         Kazio Paprotka popatrzył na Felka wzrokiem niezbyt przytomnym i rzekł filozoficznie:

 – A chuj go wie…

         Felek z ubolewaniem pokiwał nad Kaziem głową i powiedział spokojnie oraz dobrotliwie:

 – Kaziu, kurwa twoja mać, ja tu robię opisanie Woli Rostowskiej.

 – Wiem. – stwierdził Kazio. – Już żeś mi to mówił.

 – A opisanie, to nie jest coś takiego, że można napisać „chuj to wie”. Tu trzeba zaznaczyć jasno i jednoznacznie: metrów tyle a tyle, kumasz?

         Kazio zamyślił się.

 – A ja wiem ile tych metrów…

 – Kaziu, to ja przeleciałem te metry z góry na dół, czy ty?

 – No, ja?

 – No, to chyba ty wiesz ile ich było?

         Kazio znów się zamyślił…

 – Szybko leciałem. – powiedział wreszcie. – Nie dało się policzyć.

         Felek już miał unieść się gniewem, ale doszedł do wniosku, że to nic nie da i zrezygnował.

 – Ale musiałeś wiedzieć ile metrów ma dźwig, na którym robisz.

 – Wiedziałem. – rzekł Kazio – Ale jak pierdolnąłem w piasek to zapomniałem.

         Felek Patriota policzył w myślach do dziesięciu a potem wypowiedział się próbując nadać swemu głosowi brzmienie merytoryczne.

 – Kaziu, ja ciebie bardzo proszę, idź do domu, napij się czegoś i spróbuj sobie przypomnieć ile miał ten dźwig. Jutro przyjdziesz i mi powiesz.

 – Dobrze. – powiedział Kazio, który od kiedy spadł z dźwigu był człowiekiem zdumiewająco zgodnym

         Felek poklepał go po plecach i dał mu na wino, żeby mu lepiej szło to przypominanie. Kazio chuchnął na banknot i sobie poszedł.

         Przez cały wieczór siedział popijając wino i próbując sobie przypomnieć, aż tak go to zmęczyło, że zasnął. Rano też myślał, ale nie doszedł do konkluzji. Jednak  do Felka Patrioty poszedł. Dreptał sobie wolno szutrową drogą i cały czas kombinował, ale myśli uciekały z jego poszkodowanej podczas upadku głowy i gdy nacisnął dzwonek przy drzwiach, a potem gdy Felek mu otworzył Kazio nadal nie wiedział co powiedzieć. Felek zaprowadził go do liwingu, usadził w fotelu i popatrzył na Kazia z nadzieją.

 – No, to ile metrów miał ten dźwig?

         I w tym momencie Kazio Paprotka doznał iluminacji.

 – Dwieście. – powiedział. – Miał dwieście metrów wysokości, ani mniej ani więcej.

         Felek wytrzeszczył na niego oczy.

 – Kaziu. – rzekł. – Popierdoliło ci się. Nie ma na świecie dźwigu, który ma dwieście metrów.

 – Ten miał. – stwierdził Kazio. – Dlatego tak szybko spadałem.

 – Nie mógł mieć.

 – Miał.

 – Niemożliwe.

 – Kurwa. – stwierdził z godnością Kazio. – To ja spadłem z dźwigu, to chyba wiem lepiej, nie?

         Podniósł się z fotela i z podniesioną głową opuścił liwing, zostawiając Felka Patriotę w osłupieniu.

         Felek wiedział, że o dwustu metrach pisać nie należy, a równocześnie jako człowiekiem energiczny nie mógł dopuścić, żeby opisanie Woli Rostockiej skończyło się nim się zaczęło. Pomyślawszy nieco poszedł do sklepu, gdzie Kazia na szczęście nie było, a za to leżeli sobie we wdzięcznych pozach na trawie Kulawy Tyka i Stachu Okoń. Felek nabył wino wieloowocowe i przysiadł się do nich.  Otworzył butelkę, przez jakiś czas pili z niej w nabożnym milczeniu, a gdy ukazało się dno Kulawy i Okoń zagapili się niezbyt inteligentnie na Felka, czekając co powie. Sołtys patrzył przez chwilę w nieboskłon a potem zaczął opowiadać o opisaniu Woli Rostockiej, oraz o tym jak okropny kłopot sprawia Kazio Paprotka jemu i całej wsi upierając się, że dźwig musiał mieć dwieście metrów. Tu Felek przerwał, wyciągnął pieniądze i Tyka poszedł po następną butelkę. Gdy ją opróżnili sołtys rzekł:

– Same powiedzcie chłopy: czy dźwig może mieć dwieście metrów?

– Nijak nie może! – krzyknęli chórem Okoń i Kulawy pełni nadziei, że po drugiej butelce jak nic nastąpi trzecia.

         Nic takiego jednak nie nastąpiło, za to Felek Patriota obiecał im całą skrzynkę wina wieloowocowego o ile przekonają Kazia, żeby obniżył dźwig o jakie trzy czwarte.

         Cała skrzynka wina! Wyobraźcie to sobie. Nic dziwnego, że Kulawy Tyka, Stachu Okoń i inni energicznie zabrali się do negocjacji.

 –  Słuchaj no, Kaziu. – mówił Tyka. – Popatrz się na te oto słupy, co na nich wisi drut z elektrycznością.

 – Patrzę. No i co?

 – Od słupa do słupa jest pięćdziesiąt metrów. Czyli cztery słupy to jest dwieście metrów.

 – Może i jest. I co?

         Kulawy Tyka przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, a potem postanowił pójść do czwartego słupa, żeby Kazio Paprotka zobaczył na własne oczy co to jest dwieście metrów. Patrzyli za nim wszyscy z uwagą, a gdy Kulawy dotarł na miejsce Stachu Okoń spytał:

 – Widzisz, Kaziu?

 – Widzę. I co?

         Na czoło grupki przekonujących wysunął się Krzysiek Szpulka, który kiedyś był najlepszym uczniem w szkole.

 – Kaziu. – rzekł. – Wyobraź sobie teraz, że Tyka nie jest przed tobą, ale nad tobą w tej samej odległości.

         To było trochę trudne, ale wszyscy zebrani wytężyli wyobraźnię i o dziwo jeden po drugim ujrzeli Kulawego Tykę nad sobą i w dodatku cholernie wysoko.

 – Kaziu. – kontynuował Szpulka. –   Sam widzisz że to cholernie wysoko. Żaden dźwig taki wysoki być nie może.

 – Może. Taki właśnie był. Dwieście metrów ani mniej, ani więcej.

         Coś takiego się porobiło w na zawsze wstrząśniętym mózgu Kazia, że uparł się na te dwieście metrów, jak głupi. A Kulawy, Okoń i Szpulka wściekli, że wymyka im się skrzynka wina wieloowocowego uparli się, że było tych metrów o wiele mniej. Co z takiego uparcia wynika? Wiadomo. Kłótnia, obraza i mordobicie. I wszystko to nastąpiło, ale nic nie pomogło. Kazio Paprotka trwał przy swoich dwustu metrach i koniec. Nie chcieli z nim pić to pił sam. Nie chcieli z nim gadać to gadał do siebie.

         Wreszcie pewnego dnia siedzący na trawce Kulawy, Okoń i Szpulka ujrzeli Kazia jak w białym stroju podoficera marynarki śródlądowej zmierza w kierunku przystanku pekaesu. Zdziwili się, bo to był czwartek a nie niedziela. Kazio dotarł do sklepu, ale nawet na nich nie spojrzał, a oni też nie zwrócili się do niego dobrym słowem. Potem Kazio Paprotka długo stał na przystanku, aż nadjechał autobus i Kazio odjechał w nieznane. I wtedy Kulawy Tyka, patrząc na białą, marynarską czapkę, którą wciąż było widać w tylnej szybie autobusu rzekł:

 – Też mieliśmy się o co kłócić…, głupie sto metrów w tą czy w tamtą.

         Ale było już za późno, bo Kazio Paprotka nigdy do Woli Rostockiej nie wrócił. Widać w dalekich miastach, gdzie na każdym rogu sprzedają cheeseburgery jego opowieść o dźwigu, który miał dwieście metrów spotkała się z większym zrozumieniem.  

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko