Zdzisław Antolski
Józef Czapski – wielki świat i Ponidzie
Józef Czapski, wybitny malarz, krytyk, publicysta, intelektualista, którego wszechstronna twórczość nie doczekała się jeszcze nie tylko docenienia, ale nawet ogólnego rozpoznania krytycznego, urodził się w dniu 3 kwietnia 1896 r w Pradze Czeskiej jako syn Jerzego Hutten Czapskiego i Józefy Leopoldyny, z domu Thun. Rodzona siostra Józefa Czapskiego, Leopoldyna z Hutten Czapskich była żoną Leona Łubieńskiego, właściciela dóbr ziemskich Kazimierza Wielka na Ponidziu.
Sielskie dzieciństwo spędził Czapski w rodzinnym majątku Przyłuki pod Mińskiem Litewski. Tak opisywała rodzinne gniazdo Maria Czapska w książce „Europa w rodzinie”: „Dom nasz stał na wzniesieniu opadającym od południa czterema tarasami ku stawom: myśliwskiemu i parkowemu, połączonymi rzeką Ptycz. Od wschodu wzgórze opadało łagodnie ku zabudowaniom dworskim i trzeciemu stawowi, gdzie na wyspie zarosłej trzciną gnieździły się łabędzie”.
Ukończył gimnazjum w Petersburgu i rozpoczął studia na Wydziale prawa Uniwersytetu Petersburskiego. Ukończył także kurs chorążych w carskim Korpusie Paziów. W październiku 1917 r. wstąpił do 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, ale po roku, ogarnięty nastrojami pacyfistycznymi, opuścił wojsko i wraz z rodzeństwem założył komunę religijno-pacyfistyczną. W wyniku rewolucji jego dom w Przyłukach wcielony został w granice Rosji sowieckiej, i przemianowano go na dom wypoczynkowy im. Róży Luksemburg dla komunistycznych dygnitarzy.
W październiku 1918 r. Józef Czapski przyjechał do Warszawy, gdzie rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych u profesora Stanisława Lentza. Studia przerwał z powodu wojny polsko sowieckiej.
W listopadzie 1918 r, poszukiwał wziętych do niewoli przez Sowietów, polskich ułanów z 1. Pułku Ułanów Krechowieckich ustalił, że zostali oni rozstrzelani. Było to wydarzenie, które nim wstrząsnęło do głębi. Brał udział w wojnie bolszewickiej w 1920 r. będąc w składzie pociągu pancernego „Śmiały”, a następnie znów w znanym sobie doskonale 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, z którym brał udział w wyprawie kijowskiej. W uznaniu jego zasług wojennych został odznaczony orderem Virturi Militari (za odwagę).
Po wojnie wrócił do studiów malarskich. W 1923 r, był jednym z założycieli tzw. Komitetu Paryskiego, zwanego również ruchem kapistów, w skład którego wchodzili między innymi: Jan Cybis, Zygmunt Waliszewski, Tadeusz Potworowski, Artur Nacht-Samborski, Hanna Rudzka-Cybisowa.
W latach dwudziestych Józef Czapski bywał w odwiedzinach u swojej siostry Leopoldyny Łubieńskiej w Kazimierzy Wielkiej na Ponidziu. Pozostały po nim wpisy w księdze gości, która szczęśliwie ocalała. Wiemy o tym dzięki książce Stanisława M. Przybyszewskiego „Józef Czapski i jego związki z Kazimierzą Wielką z Morskiem koło Koszyc” wydanej w Kazimierzy Wielkiej w 2009 r.
Jak wyglądało Ponidzie pod zaborem rosyjskim możemy się dowiedzieć z książki Marii Czapskiej: „Ojciec postanowił wyprawić nas całą gromadą wraz z Babuśką pod opieką panny Kempen do Austrii. Mieliśmy jechać przez Kazimierzę Wielką.
Sześć piekielnych mil z Miechowa do Kazimierzy drabiniastym wozem i fornalską czwórką wytrząsło nas porządnie. Zwłaszcza naszą pannę Kempen, która to zsuwała się z siedzenia z ubitej słomy, chwytając za kapelusz z piórami, to traciła kapelusz, uczepiona oburącz do wozu. Potworny stan dróg tego żyznego kraju, gdzie nawet latem nie wysychające po miasteczkach błoto pomnożone pomykami i wszelkimi odpadkami, cuchnące zgnilizną, miało stanowić naturalną obronę Imperium Rosyjskiego w razie ofensywy nieprzyjaciela. Był to istotnie wał obronny płynnego lub skamieniałego w grudę błota. O szosie nie mogło być mowy z braku kamienia, kolejkę wąskotorową zbudowano dopiero znacznie później – wszystko spełniały cierpliwe i do swojej katorgi wdrożone konie, przeskakujące bajora i jamy drogowe, po uszy w błocie unurzane. W Proszowicach, miasteczku leżącym po drodze do Kocmyrzowa, stacji granicznej, utopił się wówczas w bajorze ulicznym koń, nie mogąc wyciągnąć wozu, a działo się to w kraju zwanym Egiptem Polski, o wsiach zasobnych i licznych, gościnnych dworach.
Stary, modrzewiowy dwór w Kazimierzy, o charakterystycznym, łamanym dachu, krytym gontem, ocieniały stare akacje, rozrosłe lipy i klony. Dom był parterowy, z dwoma tylko pokojami na piętrze, ale z obszernego strychu dało się zrobić kilka przyjemnych, gościnnych pokoi. Szwagier nasz, Leon Lubieński, rządny gospodarz, był pomysłowy w budownictwie i obie swoje siedziby pomnożył takimi ze strychu wykrojonymi pokojami.
Kazimierza Wielka była od szeregu pokoleń w posiadaniu Łubieńskich i w starym dworze pełno było rodzinnych pamiątek. W salonie kilka dużych akwarelowych obrazów Juliusza Kossaka przedstawiających sceny historyczne, w stołowym dwie ozdobne szafy gdańskie i w takim samym stylu utrzymane rzeźbione krzesła o wysokim oparciu. Niebieskiej, herbowej porcelany było tak dużo, że przetrwała do II wojny św. i dopiero Niemcy wytłukli ją i rozkradli. W obszernej sieni – bilard, na ścianach rogi jeleni i kozłów. Na ganku, oplecionym dzikim winem, w bujającym fotelu, siadywała nieraz nasza piękna siostra (Leopoldyna Łubieńska), zawsze zamyślona i zawsze zmartwiona. Przestronny dwór kazimierski dzieliła z nielubianą teściową (Anną Marią z Lubomirskich Franciszkową Łubieńską), miała już wtedy dwoje dzieci. Rózia z Babuśką zostały w Kazimierzy, a nasza starsza piątka (w tym Józef Czapski) z panną Kempen ruszyła przez owe bagniste Proszowice, Kocmyrzów, Kraków na Morawy…”.
A oto jak wyglądał pobyt Czapskiego na wsi ponidziańskiej, w opisie Cecylii z Tołłoczków Ciszewskiej, właścicielki majątku Morsko koło Koszyc. Tak pisała w swych wspomnieniach:
„Jednego lata w 1936 r. przyjechał do nas do Morska na sześć tygodni celem malowania Józef Czapski ze swoim przyjacielem Zygmuntem Waliszewskim, też malarzem. Miły to był okres. Czapski uroczy, szalenie inteligentny, malarz i pisarz w jednej osobie, prosty, bezpośredni, wesoły, dowcipny. Od rana ze sztalugami wędrował po okolicy lub ogrodzie, zawierał znajomości z każdym napotkanym przechodniem, stał się ulubieńcem całej naszej służby. Wieczorami, dla odpoczynku oczów grywał ze mną w garybaldkę.
Przyjechała wtedy w odwiedziny do brata pani Poldzia Lubieńska.
Przypomina mi się tu fakt z życia tego rodzeństwa. Pani Poldzia mieszkała wtedy w Krakowie dla studiów synów. Miał przyjechać do niej pan Józio, a tu nagle pani Poldzia taka zdrowa, silna, dostała zapalenia płuc. Zainterpelowana przeze mnie, gdy przyszłam ją w rekonwalescencji odwiedzić, jak się to mogło stać, bo nigdy nie pamiętam jej chorej, ze swoją rozbrajającą naturalnością odpowiedziała:
– Miał przyjechać Józio, chciałam go godnie przyjąć, więc postanowiłam się wykąpać. W wannie zasnęłam, jak długo spałam, to już nie wiem, ale jak się obudziłam, to woda była lodowata. Jak Józio przyjechał nazajutrz, byłam bardzo ożywiona, a to po prostu była gorączka, z której sobie nie zdawałam sprawy, bo jej nigdy nie miałam.
Przyjaciel pana Józia – Zygmunt Waliszewski wyjechał wcześniej z Morska, on jeszcze miał zostać tydzień. Deszcz padał, o malowaniu nie było tego dnia mowy. Siedziałam z nim po obiedzie w bibliotece i rozmawialiśmy, nagle dał się słyszeć ogromny huk, pobiegliśmy na górę, skąd szedł ten hałas. Portret mój duży, pędzla Waliszewskiego leżał w górnym hallu na podłodze. Po prostu obraz sam zszedł ze ściany. Było to niesamowite. Na drugi dzień poczta nadała telefonem telegram, że Zygmunt Waliszewski umarł. Stało się to wtedy, gdy obraz spadł. Pan Józio zaraz wyjechał z Morska, ja też na drugi dzień pojechałam na pogrzeb.”
W 1926 r. Józef Czapski wyjechał do Londynu, do swego wuja Aleksandra Meyendorffa. W National Gallery, doznał malarskiego olśnienia przed obrazem Corota pt. „Horseman in a Wood”, „obrazem, który odkrył mi istotę malarstwa” – jak zapisał.
Natomiast od 18 sierpnia do 21 października 1927 r., Czapski wypoczywał u Łubieńskich w Kazimierzy Wielkiej. Z tego okresu pochodzi jego karykatura podpisana: „Całej Kazimierzy gorące podziękowania składam za najlepsze miesiące pod jej naj-najgościnniejszym dachem spędzone. Józio, wdzięczny i kochający”.
W1930 r. Czapski podczas pobytu w Madrycie i Toledo w Hiszpanii, studiował malarstwo Goi. W 1930 r mieszkał jakiś czas – w Mordach koło Siedlec. Pierwsza wystawa jego obrazów w Paryżu miała miejsce w 1931. Następnie odbyła się prezentacja twórczości kapistów w Genewie. W 1931 r. Czapski osiadł w Warszawie, później w Józefowie k. Warszawy. Skupiał wokół siebie grono artystów, byli wśród nich m.in. Adolf Rudnicki, Ludwik Hering, Dymitr Fiłosofow, Jerzy Giedroyć i Jarosław Iwaszkiewicz.
W 1932 r. w Galerie Vingnon w Paryżu miał indywidualną wystawę obrazów, która została pozytywnie oceniona przez krytyków francuskich. W okresie od 23 marca do 15 kwietnia 1934 r. w Instytucie Polskiej Sztuki w Warszawie trwa wystawa twórczości kapistów, na której Czapski wystawił 21 swoich obrazów. W 1935 r. wystawiał swoje obrazy w Belgradzie i w Poznaniu.
Do Kazimierzy Wielkiej Józef Czapski przyjeżdżał sam bądź ze swymi przyjaciółmi. Wiadomo, że spośród jego przyjaciół-malarzy w Kazimierzy Wielkiej bywali i tworzyli tu m.in. Zygmunt Waliszewski i Józef Czajkowski. Owoce tych bytności wymagają odrębnych badań i opracowań.
W 1935 r. Czapski oglądał obrazy ekspresjonistów niemieckich. „Widziałem – pisze – małą wystawę Beckmanna, gdzie chlusnął czystą czerń obok czystej żółci. Dla mnie Francja była szkołą. I przez długi czas nie uznawałem ekspresjonistów niemieckich. I to był mój błąd. Bo po obejrzeniu wystawy ekspresjonistów niemieckich uderzyło mnie, z jaką śmiałością grali kolorami. Na przykład, jeden obraz, nie pamiętam czyj, czarną farbą namazana głowa konia i kilka postaci naokoło niego. Świetne malarstwo. Wtedy właśnie otworzył mi się cały świat ekspresjonistycznego malarstwa.”
W Paryżu Józef Czapski przyjaźnił się z takimi sławnymi osobami jak: Andre Malraux, Francois Mauriac, Jacques Maritain, Paul Morand, Julien Green, Jean Cocteau, Igor Strawiński, Maurice Ravel, Mikołaj Nabokov, Pablo Picasso, bywał w salonach Misi Godebskiej-Sert, Dolly Radziwiłł, Lily Pastre. W 1935 r. w Paryżu po raz pierwszy spotyka Czesława Miłosza.
W lecie 1935 r. Czapski przebywał w Kazimierzy Wielkiej. Z dworskiej księgi gości, zapis o jego bytności od 10 sierpnia do 28 września 1935 r.: „Wyjeżdżam po siedmiu tygodniach choroby, powrotu do zdrowia, otoczony opieką, sercem, troskliwością taka, jaką znaleźć można tylko w DOMU RODZINNYM. Wyjeżdżam świadomy mego uprzywilejowania, że jeszcze w moim wieku dojrzałym i przejrzałym mam to wielkie szczęście DOMU RODZINNEGO, do którego wciąż jeszcze mogę przyjeżdżać „na wakacje”, być zawsze pewnym, że spotkam tu ciepło i szczęśliwe bezpieczeństwo, które daje tylko serce najbliższych. Dziękuję z całego serca wszystkim za wszystko – Józio”.
Podczas swoich pobytów na Ponidziu Czapski wiele rysował i malował… W 1936 r. miał wystawy Warszawie i w Poznaniu, oraz otrzymał medal brązowy na Międzynarodowej Wystawie w Paryżu, na wystawach w „Salonie 35″ w Poznaniu, w Salonie Wiosennym w Pałacu Sztuki we Lwowie i w Salonie Malarskim IPS w Warszawie.
W 1936 r. ukazała się jego sławna już dziś książka pt. „Józef Pankiewicz”.
We wrześniu 1939 r, Czapski został zmobilizowany i walczył w szeregach 8. Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego z Krakowa. Dostał się do niewoli sowieckiej i przebywał w kilku obozach, z czego najdłużej w Starobielsku. Na mocy amnestii z 1941 r. przedostał się do armii Andersa. W czasie poszukiwań w łagrach Polaków wpadł na trop zbrodni katyńskiej. Jako szef Wydziału propagandy i Informacji przy Sztabie Armii Polskiej na Wschodzie przeszedł cały szlak wojenny Armii polskiej generała Andersa.
W 1943 r. wraz z innymi artystami, żołnierzami Korpusu (Józef Jarema, Edward Matuszczak, Zygmunt Turkiewicz, Feliks Topolski, Zygmunt Haar, Vlastimil Hofman) brał udział w życiu artystycznym Bagdadu, kontaktując się z młodymi artystami irackimi. W Bagdadzie Czapski maluje obrazy i wystawia w Sali Instytutu Brytyjskiego w Bagdadzie. Publikuje także na łamach pism „Orzeł Biały” i „Kurier Polski” teksty artystyczne oraz polityczne.
W 1944 r. Czapski wziął udział w kampanii włoskiej. Wykonał wówczas wiele akwarel i szkiców dokumentujących udział Polaków w wojnie, także sceny spod Monte Cassino.
W sierpniu 1944 r. opuścił szeregi II Korpusu w randze majora. W Rzymie nakładem Biblioteki Orła Białego ukazały się jego „Wspomnienia starobielskie”, które zyskały znaczny rozgłos na Zachodzie. Ogłosił też list otwarty protestujący przeciw kłamstwom na temat sprawy polskiej w powojennej Europie i zbrodni katyńskiej w propagandzie aliantów.
W 1946 r. zamieszkał w Maisons-Laffitte pod Paryżem, gdzie wraz z Jerzym Giedroyciem, Zofią i Zygmuntem Hertzami był współzałożycielem miesięcznika i Instytutu Wydawniczego „Kultura”. Towarzyszyła mu siostra Maria Czapska. Publikował na łamach „Kultury”, „Figaro Litteraire”, „Preuves”, „Gavroche”, „Nova et Vetera”, „Carrefour”, a także w „Wiadomościach” ukazujących się w Londynie.
Znał wielu wielkich artystów tamtego czasu: współpracował i przyjaźnił się z Jeanem Colinem, Konstantym A. Jeleńskim, Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, Jerzym Stempowskim, E. M. Cioranem, a od 1952 był w zażyłości z Czesławem Miłoszem, który po ucieczce z kraju zamieszkał w sławnym domu pod Paryżem, gdzie mieściła się redakcja „Kultury”.
W 1955 r. Czapski odbył podróż artystyczną po Ameryce Południowej (Brazylia, Urugwaj, Wenezuela, Argentyna – gdzie spotykał się z bratem Stanisławem Czapskim i z Witoldem Gombrowiczem), miał także indywidualne wystawy swych obrazów w Rio de Janeiro, a później w Brukseli, w 1956 r. w Londynie. W 1960 r. Józef Czapski otrzymał nagrodę malarską Fundacji Alfreda Jurzykowskiego. 10 czerwca 1981 zmarła jego siostra – Maria Czapska. Józef Czapski marł 12 stycznia 1993 r. w Maisons-Laffitte pod Paryżem. 15 stycznia pochowany został na cmentarzu w Mesnil-le-Roi obok swej siostry, Marii Czapskiej.
Stanisław M. Przybyszewski pisze w swojej książce: „Opowiadały mi kuzynki Czapskiego, córki Ludwika Łubieńskiego, siostry Łubieńskie – Rula, Qaba i Anna, które uczestniczyły w uroczystościach pogrzebowych o ostatnim, pośmiertnym żarcie zmarłego: – Wuj Józio miał niespotykane poczucie humoru, kpił ze wszystkich i ze wszystkiego, pozwalał też na kpiny z siebie. Miał ponad dwa metry wzrostu, był chudy jak szczapa i to także dawało powody do uśmieszków na jego temat. Otóż grabarze wykopali na cmentarzu standardowy grób, a gdy przyszło do spuszczania trumny do dołu grobowego, okazało się, że trumna jest za długa i nie zmieści się. W tej sytuacji trumnę postawiono koło grobu, a grabarze przez dobrych kilka minut powiększali dół i dopiero wtedy uroczyście zakończono pogrzeb wuja. Zabrani żałobnicy szeptem przekazywali sobie informację: – to ostatni żart Józia…”.
Zdzisław Antolski