Janusz Termer
Książki 25-lecia (5)
Dezerter – Powieść o stanie wojennym
Radiowa dwójka Polskiego Radia zachęca słuchaczy do głosowania na najlepszą polską książkę minionego 25-lecia. Zamieszcza też na swojej internetowej stronie, wyręczając (pomagając) czytelnikom, własną listę książek (ułożoną jednak wedle niezupełnie jasnych do końca kryteriów), na które można oddawać głosy. Lista owszem, ciekawa, obejmująca różne gatunki pisarskie: od poezji i prozy po dramat i esej, acz jednak „lista nieobecnych” wyraźnie pokazuje jak jest daleka od wyczerpania wszystkich wartych uwagi pisarskich nurtów oraz utworów powstałych w tym czasie.
Brakuje mi na tej liście sporo autorów i książek, m. in. prozy Andrzeja Żuławskiego (W oku tygrysa), wspomnień poobozowych Zofii Posmysz (Do wolności do śmierci do życia), wierszy Krzysztofa Karaska Święty związek, prozy Edwarda Redlińskiego, jako autora powieści Krfotok i Transformejszen, – o których pisałem wcześniej (patrz cztery ostatnie wydania portalu pisarze.pl) oraz książek innych jeszcze poetów, jak chociażby Julia Hartwig, Krzysztof Gąsiorowski, Jerzy Górzański, Marian Grześczak, Zbigniew Jerzyna, Roman Śliwonik, Jan Twardowski, Bohdan Zadura, Adam Zagajewski, prozaików, jak np. Władysław Lech Terlecki (Zabij cara, Wyspa kata), Eugeniusz Kabatc (Czarnoruska kronika trędowatych), Zbigniew Żakiewicz (Gorycz i sól morza) czy Józef Łoziński (Holding i reszta albo Jak zostać bogatym w biednym państwie), Zbigniew Domino (Syberiada polska); eseistów, jak Piotr Kuncewicz (Legenda Europy) czy Radosław Romaniuk (Inne życie – biografia Jarosława Iwaszkiewicza). Należy do nich także Tadeusz Siejak jako autor powieści Dezerter
Autor Dezertera uchodził w latach 80., kiedy to ukazywały się kolejne ogniwa jego powieściowego cyklu: Oficer (1981), Próba (1984) i Pustynia (1987), za jednego z najbardziej krytycznych pisarzy polskich wobec rzeczywistości. I jeśli wówczas nie zdobył sobie sławy czołowego opozycjonisty – a nie było to wtedy naprawdę takie trudne – to wyłącznie z powodów czysto, by tak rzec, literackich. Jego rzetelne poznawczo, nowatorskie stylistycznie i językowo oraz rzeczywiście niełatwe w odbiorze utwory, nie mieściły się w schematach ówczesnego myślenia politycznego tzw. opozycyjnych środowisk artystycznych, opiniotwórczych.
I to jest prozy Tadeusza Siejaka paradoks pierwszy. Pisarz (ur. w 1949 r.), ceniony wtedy bardzo w kręgach młodoliterackich, zwłaszcza w środowisku pisarskim bliskim “Twórczości” i koncepcjom krytycznym Henryka Berezy, opowiadający się za nowymi tendencjami w prozie polskiej, jakoś tam tolerowany przez władze (skoro publikował w oficjalnych wydawnictwach), nie zdobył sobie przez to być może tej popularności i uznania, na jakie rzeczywiście zasłużył swym niebanalnym i wartym pamięci dorobkiem prozatorskim.
Kolejna część powieściowego cyklu Tadeusza Siejaka – Dezerter (wyd. 1992), mimo swego tematu, czyli próby nowatorskiego literacko, ciekawego poznawczo i całkowicie niekoniunkturalnego spojrzenia na Polskę stanu wojennego – nie mogła przez kilka lat znaleźć wydawcy: ani oficjalnego ani drugoobiegowego! I jest to paradoks drugi. Ciekawe dlaczego ani stare podziemne, ani nowe naziemne, ani też stare, ale przeorientowane pod gust nowych czasów wydawnictwa (tak mocno nota bene narzekające na brak tematu współczesnego w literaturze i w ogóle nieobecność dobrej prozy polskiej) nie zainteresowały się Dezerterem! Przypadek sprawił, że były dyrektor „Iskier”, Łukasz Szymański (zmarły niedawno), wówczas pracujący w nowym komercyjnym wydawnictwie (BGW) doprowadził do wydania Dezertera Otóż, wydaje się, że uczciwa odpowiedź na to pytanie mogłaby być jednym z kluczy do zrozumienia tamtej, a i obecnej sytuacji współczesnej prozy polskiej, zawsze tak zależnej od – nie zawsze jak zawsze u nas uchwytnych jasno kryteriów – funkcjonowania opinii wyznaczających pozycje, rangi i znaczenia poszczególnym autorom czy środowiskom literackim w naszym kraju!
A teraz słów parę o samym Dezerterze. Akcja powieści toczy się w pierwszym okresie stanu wojennego, w środowisku inteligencji technicznej w dużym ośrodku przemysłowym. Jej głównym bohaterem jest wybitnie utalentowany inżynier prowadzący wraz z zespołem badania naukowe o znaczeniu strategicznym. Wbrew opinii swego sterotypowo myślącego środowiska, zawiera on iście mefistofeliczno-faustyczny pakt z władzami stanu wojennego, by móc kontynuować swe ważne poznawczo naukowe badania. Ceną płaconą za ten pakt staje się konflikt z otoczeniem i własną rodzina. Bohater nie wytrzymuje tej presji i ucieka od odpowiedzialności, zaszywając się gdzieś w górskiej bacówce. Jest to dla pisarza dogodny pretekst do nakreślenia wielu ciekawych sylwetek i ludzkich charakterów, postaw i zachowań tamtego czasu.
W gruncie rzeczy – a widać to wyraźnie zwłaszcza dziś po ćiwrćwieczu – jest to powieść tyleż polityczna, co i psychologiczno-obyczajowa, ukazująca wzajemny, ponadczasowy i ponad ustrpojowy, przyczynowo-skutkowy związek obu tych sfer. Powieść bardzo interesująca także jako oryginalna próba rejestracji realiów życia społecznego, języka, postaw i zachowań publicznych oraz jako zapis nieodłącznie z nimi związanych stanów świadomości: indywidualnego i niepowtarzalnego przeżycia, wewnętrznych okaleczeń i dramatów ludzkich. Ukazanych przy tym w sposób nietradycyjny i daleki od literackiej sztampy, nowatorski językowo i znaczeniowo płodny. A co najważniejsze, daleki od czarno-białych schematów i jednoznacznych podziałów na świat bezwzględnego dobra i bezwzględnego zła, przypisywanych wtedy do określonych postaw i wyborów. I w tym, być może – co byłoby już nie tyle kolejnym paradoksem, co rzeczywistą analizą mechanizmów naszego życia (nie tylko literackiego) – tkwi głęboki dramat niemożliwego być może u nas do przyjęcia norm obiektywizmu, czyli rzeczywistej niezależności od aktualiów polityki postawy pisarskiej. A co właśnie spróbował wziąć na swe barki, jako jeden z niewielu pisarzy tego czasu, Tadeusz Siejak. Pisarz spoza ówczesnych giełd literackich i układów środowiskowo-politycznych. Myślę, że i dziś, choć nie tylko z tego powodu, pamiętać warto o jego Dezerterze.