Zbyszek Ikona – Kresowaty – Jeszcze coś „z Mandragory”

0
117

Zbyszek Ikona – Kresowaty


                                  

Jeszcze coś „z Mandragory


 

            Ofiarowany mi tom poezji Łucji Dudzińskiej z Poznania, nosi tytuł: „z mandragory”, wydany: w 102 Serii Poetyckiej przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K Baczyńskiego w Łodzi w 2013 roku, jest on zbiorem wierszy bardzo oryginalnych w rodzaju niekończących się przestrzeni, pisany jakby w semantyce wiedźmińskiej, wysnutych metafizycznie metafor, jakby to były wróżby i rzeźby wydobyte pozostawiające bardzo ciekawy niedosmak… co zresztą powinno charakteryzować dobrą książkę. Mandragora przypomnijmy: to korzeń rośliny piankowatej, dziś ceniony w medycynie i farmacji, miał dawniej wielkie znaczenie w zabobonach, zwłaszcza u ludzi Północy. Wyżynano, lub rzeźbiono z takich korzeni figurki ludzkie i przechowywano w domach, jako szacowne talizmany. Była to pierwsza ochrona od chorób, dawały one szczęście w procesach życiowych, kobietom zapewniały płodność i łatwe porody. Wedle zabobonu korzeń mandragory był używany do czasów czarodziejskich flirtów, a także częściowo do wytwarzania trucizn. Zatem spróbujmy odgadnąć co takiego poetka chce nam przekazać, w jakie stany zamierza wprowadzić nas, a może pragnie skutecznie zaczarować swoją niecodzienną wizją, lub nieco podtruć wyobraźnię?

       Łucja Dudzińska zajmuje się także animacją szeroko pojętej twórczości, w formiezajęć warsztatowych, spotkań autorskich, spektakli teatralnych i publikacji – jak widzimy autorka wieluNagród w Konkursach Literackich, rodem „ z mandragory” ma do swej dyspozycji dość szerokie pole manewru ekspresji artystycznej i być może przez wiele z tych działań twórczych popłynie wiele imaginacji i przeniknie do  wierszy tej książki, być może wiersze zostały spisane na pograniczu magii w zachwycaniu się światem niewidzialnym w widzialnym? – Dodać należy, że grafiki Marka Przybyły pomieszczone, jako zakładki pomiędzy wierszami, skłaniają w swej krasie do podobnej bliźniaczej interpretacji metafizycznej, lecz w formie ekspresji plastycznych.

Zacznijmy zatem od wiersza otwierającego, nie bez kozery, jak się można domyślić, tomik (str.5)

Szósty zmysł

Znak zapytania zawsze zaczyna się i kończy za zakrętem.

Skręcam w lewo, w prawo. Zwiedzam, oglądam.

Zastanawiam się dokąd prowadzi, jaki kierunek widzę

 

w szybie? Wiatr marszczy drzewa utopione w kałuży.

Do czoła przyrasta czas. Milczę, boje się; głos wszystko

zepsuje, spłoszy. Nie ominie prawda ani wzrok odbity

od słowa. Strzaskane lustro rozmnoży usta, powieli zdania,

te ważne i mniej ważne.

 

       Można tutaj parafrazować, wchodzić w te treści głębiej, bo człowiek iście jest znakiem zapytania, stawiającym się wprost z ogromu ziemi wznoszącym się do nieba, człowiek jest czasownikiem, jest przedłużeniem życia… Poetka nasącza nas widokami stricte metafizycznymi, których nie widzimy nagim okiem – Powie później (w tym tomie): „otwórz oczy” – bywa przecież tak, że nie spoglądamy nigdy pod nogi, nie patrzymy w kałużę, wdeptując nieopatrznie w jej lustro, tym samym jakby wychodzimy na drugą stronę lustra poza ramy, „do czoła przyrasta czas” – znakomite to jest zapisane, wszystko co nas tworzy, od wewnątrz na zewnątrz, poetka zauważa bez trudu: rzeczy, które są być może naszą rozpaczą towarzyszą nam zawsze obok – to świat namacalny. Ale nie jest to poezja rzeczy, właśnie tej rozpaczy i miotania się pomiędzy, mówi poetka: „nie ominie nas prawda” dodałbym, nie pozostawi wzrok odbity od słowa. Znak zapytania przecież służyć podkreśleniu emocji, może jako zwykły hak? – Daje to nam do myślenia i powoduje nami… jak wiele innych znaków, weźmy choćby na niebie klucz ptaków, elipsa, lub parabola, albo zygzak po odrzutowym samolocie… Poezja musi się rządzić także znakami, schematami i parabolami… przede wszystkim interpunkcjami…  Może przytoczmy wiersz, który jest jakby porą Wiedźmina, wyprowadzający nas w tunele zaświatów, być może i walki z zaklęciami, wiodący nieco dalej, ale i blisko, bo na dno garnka czarownicy, w którym znaleźć można prześwity i akcesoria zza tzw. „grubej kotary”, czyli w taki zaścianek break – outu, wiersz        ( str7):

 

„Dno”


Wiatr owiewa , chłodzi mokre. To był anons,

a w środku rozprzestrzenia się dno bez dna.

Wchłania, sięga trzewi, sięga niżej jak bagno

pod lasem. Porasta trzciną, gdzie kwilą ptaki.

 

Nie znajduję się wśród żywych, nie ma mnie

pośród umarłych.(…)

    Pojawia się nam świat odkryty na nowo, jakby nagły(?) – za chwilę już nie ma go, bo znika w nim narrator – To poetka chwilowo staje się jakby czarną dziurą”(?) bytu, której nie ma pośród żywych, a tunele światła to wiązki niewidzialnych laserów, to krajobraz bardzo stary, ale i współczesny, bo laserowy albo laserunkowy lub sensoryczny, jakby przeznaczony na przyszłość. To takie przeszczepy szczęścia, iluminacje, prześwity… przez które można zobaczyć więcej, a jeżeli tylko fizyczne kształty… Zmysłowopoetka wyczuwa więcej niż żywa tkanka – mówi, że nie ma jej, (być może tylko medium) „nie ma mnie pośród umarłych”. Odnajduje się gdzieś pomiędzy, jakby niezauważona, jakby ów przeszczep, który się nie przyjął do stałego kręgosłupa prawdy – odpada w osobna przestrzeń… Tworzy poetka bardzo ciekawą metafizykę, uzmysławiając nam kim tak naprawdę jesteśmy, wyprowadza z fizyki do filozofii, uzmysławiając nam podskórnie, że to co widzimy naocznie jest w nas, jako w foremce, być może nie pasujemy do tego świata iluminacji? – Tworzy autorka ciekawą filozofię i pojęciowość ponad – czasową – Przytacza, jakby  na wsparcie, sekwencje z wiersza Marka Czuku:


  osiągnąłem dno okazało się szczytem

           wciągnęło  mnie bagno błoto opadło

            idę dalej przede mą mrok

                     – Marek Czuku

 

      – Natomiast w dalszych wierszach zauważamy, Dudzińska jakby z korzeniamandragory wyczarowuje  różne formy życia współczesnego z sobą, nie wiedzieć dlaczego, czy dlatego, że je zna, lub wie o czym piszą dzisiejsi poeci, czy jest to celowy zabieg ku wyjątkowej oryginalnej formie. Mnie się wydaje, że chodzi raczej o tę drugą formę, gdzie jak wspomniałem metafizyka zaczepiona jest realności, biografizm z sylwicznością, a szorstka liryka z filozofią, fakt z duchowością. Te formy mieszają się w sposób taki, że uchodzą z metafizyki wewnętrznej na zewnątrz, żeby tutaj się pozamieniać – dokonać, lub dopełnić ku nieskończoności i w inne przestrzenie wrócić… Poetka buduje intensywne, a czasem ociężałe i nasączone treścią obrazy niezwykle, bo całą sobą angażuje się w tło tych przestrzeni… Przytoczmy wiersz pt. „Symbioza. W pudełku z weneckich luster” (str.17), tekst jest poprzedzony słowami Zbigniewa Herberta:

      Człowiek sam jest ślepy

                  Musi mieć wokół siebie lustra albo inne oczy

                               – Zbigniew Herbert

 

Uznajesz za zmyślone to, co wygląda na umeblowany pokój.

Zaskakuje sposób dekoracji i chcesz przestawiać meble.

Trudno pozbyć się wrażenia, że ktoś obserwuje. Trzaskają

okna, drzwi. Zadajesz retoryczne pytania, kontrolujesz

                                                                             wdech –

 

wydech. W końcu ze śmiechem siadasz schowany pośród

szpargałów i maneli (z nimi najłatwiej się zakolegować).

Akceptujesz coś, co kiedyś było niemożliwe.

(…)

 

Zahaczasz o przypadki, odmieniasz –wizję, wizytę.

                                                                 Wiwisekcję?

 

 

      Łucja Dudzińska ukazuje także nasze stany przebywania i przebywania pomiędzy żywą a martwą naturą świata, bo z tego się on składa, świata który bywa jednością, choć pełen sprzeczności, przewrotności i groteski oraz mitów z przeszłości idących w swoim uniwersum bo zawsze odwołujących się także do przyszłości. Pyta ona o samą istotę reakcji, o inne namnożone sensy i ich cele, ale nie jako same w sobie, tylko nam przynależne, jako całe bogactwo bytu. To raczej wiersze bardzo doświadczone, bo i autorka jest doświadczonym twórcą, osobowo utwierdzoną w tym co robi i tworzy oprócz poezji, umocowaną w tym co bliskie teatrowi, czyli emocji gry wieloma zmysłami. Przytoczmy wiersz     (str. 27):


Drzewo z mandragory”


Usiadły wrony. Poczerniał zdrewniały pień. Za młodu

zieleniał ze złości albo zradości. Zawsze miał ochotę robić

tak samo. Nawet nauczył sięmimikry – przetrwać łatwiej,

rozmnożyć się. Postanowił udawać komin. Na nim bocianie

gniazdo i rozdawane dzieci na prawo i lewo, niekoniecznie

w kapuście.(…)

 

      Ta symbioza, objaśnianie udawania świadomej myśli o rzeczach martwych budzących się do życia, jest wejściem w metafizyczny korytarz, bo odkrywa nam to zbudowanie własnego obrazu, tym bardziej, że przewala się przez taki wybieg również zabobon, lub legenda. Powie autorka dalej w tym wierszu, jakby z drzewiej: „Zawsze można było zniknąć w zmowie, wypuścić parę konarów. Zakrakać”. Namnażają się tutaj inne znaczenia i umiejętnie scalają się z sobą tworząc całkiem inną opowieść, być może, jak wspomniałem,  w świecie wiedźminów, istniejącą jako życie w martwych żywe, bo chodzi tu o życie ludzki. Poetka podmiot liryczny tych wierszy upodabnia się do mimikry, bywa nawet jedna z form mimetyzmu, czyli upodabniania się do życia np. roślin, które nie są uodpornione na działania zewnętrzne. Wypuszczenie „parę konarów”, parafrazując to być może wróżba z wróżbą, a może dobudowana gawęda, innym razem postawienie kabały?… Oto „Drzewo z mandragory” zawsze urasta w poezji do jakiegoś sensu o wróżebności bez pokory i miejsca stojące ku pomocy. W grobach starców żyje sumienie, powie poetka w wierszu pt. „Kolekcja. Znaki”(str.32) – Aż chce się dalej uzasadniać, że to poezja żywych i martwych, taki byt rzeczywistości w nierzeczywistości, a całość to jakby jeden byt „życie po życiu”… gdzie jedno bez drugiego istnieć nie potrafi, a musi się nauczyć.

    Jestem poruszony tą poetyką, która wydaje się być nadal oryginalną w swej budowie, bo dotyka ludzkiego świata, który jest zaszczepiony esencją mandragory. Jest to korzeń zupełnie innej prawdy, kto wie czy nie cenniejszej od tej powszedniej, która ucieka nam zawsze gdzieś za kosmiczne oceany, w inne rejony i czasem brakuje nam jej esencji.  Poezja Łucji Dudzińskiej na wskroś przenika naszą skórę, zamacza naszą tkankę w niebieskiej krwi, ale i we wszystkim co niebieskie, a gotowe wejść w czar życia, jako napęd. Nie widzimy w tej poezji dramatu – a raczej kładkę lub ramię, które nas przenosi z miejsca w miejsce z życia w byt bliski egzystencji, do wnętrza człowieka z rozbudzoną intuicją, który chce żyć i ubogacać się duchowo. Dudzińska tym samym nie wątpi w intuicję czytelnika, podaje mu alternatywy i coś więcej w inne świeże spojrzenia, w siebie i kosmos, podnosi nam powieki, podnosi ciężką gałkę oka, nawet gdy martwa jest jego rogówka. Polecam ten zbiór wierszy, iście wydobyty prosto „z mandragory”.

 

 

———————————————————————————————–

Z mandragory, Łucja Dudzińska, Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego z Serii 102 Poetyckiej, Łódź -2013,  Wydanie I,  ISBN : 978-83-64376-04-7. Grafiki: Marek Przybyła.           

                                                                              Zbyszek Kresowaty

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko