Zbigniew Kresowaty – O śmierciach w poezji Edmunda Pietryka

0
344

Zbigniew Kresowaty

 

O ŚMIERCIACH  W POEZJI  EDMUNDA PIETRYKA


Portret Edmunda Pietryka wykonał Zbigniew Kresowaty       Urodzony w 1938 roku na terenach byłej Polski, obecnej Białorusi, w miejscowości Orańczyce. Przybył do Polski powojennej, jak wielu repatriantów. Tutaj w Polsce czekał na niego Poznań, natomiast później, po maturze, znalazł się w Łodzi, gdzie studiował, a w roku 1960 ukończył, Wydział Aktorski na PWSTiF i w następstwie Wydział Reżyserii Teatralnej. Początkowo jako aktor, pracował w teatrach:  Szczecina, Lublina, Opola i Poznania reżyserował, grał przez 36 lat. Pomiędzy grą, na deskach sceny, pisał nie tylko poezję, ale i dramaty, bywał dziennikarzem, współpracował z „Tygodnikiem Kulturalnym”, „Wprost”, „Dziennik Poznański”, inne czasopisma, napisał także wiele słuchowisk  radiowych. Jednocześnie drukował w różnych czasopismach ogólnopolskich poezję i prozę. Uczestniczył w życiu literackim, jako czynny twórca, kojarzący się z formacją tzw. pokolenia poetów określanych przez innych „katastrofistami”, stykał się czynnie z nimi, nie tylko w Klubie Literackim w Poznaniu od lat 60-tych w Poznaniu, ale i w terenie m. innymi z Edwardem Stachurą, Ryszardem Bruno – Milczewskim, Jerzym Szatkowskim, Witoldem „Witkiem” Różańskim, Andrzejem Babińskim, innymi z Ryszardem Krynickim, Stanisławem Barańczakiem, Jerzym Grupińskim, a także z Ireneuszem Iredyńskim, czy choćby z Andrzejem Waśkiewiczem z Pomorza, ze Zbyszkiem Jeżyną i Jerzym Leszinem – Koperskim z Warszawy. Wiemy, że ci pierwsi w/w, dziś w literaturze zwani ogniwami „czarnego łańcucha” byli  niepokornymi duchami Klubu Literackiego „Zamek” w Poznaniu.

             Edmund Pietryk – artysta aktor, reżyser, poeta, prozaik i dziennikarz,  oraz dramaturg, twórca kreujący przede wszystkim humanistyczny wizerunek osoby ludzkiej, uwikłanej głownie w fenomen śmierci był i jest niezwykle płodnym twórcą. Zaiste imponująca to twórczość, choć metafizyczna – ale wcale nie turpistyczna, znana i ceniona w wielu środowiskach artystycznych. Jak inni z tamtego okresu był również niespokojną duszą, przemieszczał się czymkolwiek i gdziekolwiek  w różne miejsca, tam gdzie tylko czas i intuicja wiodła, głownie do przyjaciół poetów, u których coś interesującego się działo: gonił na spotkania ze Stachurą, nie tylko we Wrocławiu, ale w inne miejsca – chodził czasem szlakami, które przemierzali „wyklęci” od Pomorza przez Kujawy do gór, bo takie były wtedy poplątane drogi tamtych, dobijających się do głosu, poetów tępionych przez ówczesne władze kultury, a był to okres „zamordyzmu”… Dziś wydaje się, że pisarstwo jego zaczyna weryfikować jego własne życie, być może tamta gra na scenie była pewnego rodzaju czynną inspiracją i płomieniem dramatycznym dla jego autorskiej twórczości,  bo poezje Edmunda Pietryka są pewnego rodzaju dramatycznymi modlitwami. W środowisku nie znosił wiedzy o śmierci, zwłaszcza o odejściu tych swoich kolegów poetów przyjaciół, przeżywał to na swój niepokorny sposób, ale i tak jakby czekał w kolejce na własną Tanatos. Dziś kiedy poeta boryka się fizycznie z ciężką chorobą – wiemy, że nadszedł czas podsumowania i trudno będzie tę twórczość ogarnąć. Już we wczesnych tomikach, prawie w każdym, znajdujemy teksty dotyczące śmierci i sposobu przemijania oraz odchodzenia nagłego w inne poziomy… Są to opisy wstrząsające, bardzo obrazowe… czasem obfitujące w detale. Wydaje się, że poeta, z takiego niepisanego obowiązku, a może ciekawości, tropi śmierć, podgląda i bywa jednym z tych, którzy znikają bezpowrotnie w oparach czerni, to znów jest obecny, żeby się wcielić w zwykłego człeka jako sumienie danej postaci, wręcz ściga śmierć i dochodzi racji skąd i dlaczego ona tak bezpardonowo przychodzi ze swoimi wyszukanymi atrybutami… W pierwszych  wierszach czujemy jak poeta jaskrawo widzi śmierć, odkrywa jej zamiary, widzi naocznie jej imaginacje… a nawet jej dojrzewanie obok sobie. Drukował już po Szkole Aktorskiej dużo, umiejętnie i mądrze wybierając czasopismach, które przetrwały transformację i dziś tradycyjnie drukuje w nich dalej. Drukuje bardzo często w środowiskowych Almanachach artystycznych oraz ogólnopolskich i w czasopismach literacko – artystycznych i poznańskich. W podsumowaniu tego, jakże imponującego, dorobku widać jego niesamowitą esencję twórczą, fascynację, pracowitość i wielką kreację „Ego”, warto przytoczyć niektóre tytuły, a jest to: 18 książek poetyckich (m. innymi: ”Morwa”, „Ikonowe dzieci”,  „Słone źródła”, „Szept brzoskwiniowy” „Palenie wrzosów”, „Twarze”,  „Zegar czasu”, „Azyl w Woroneżu”, „Cisza”), 16 książek prozatorskich (m.in.:  „Szczerbate koleiny”,  „Chilijska ostroga, „Złota uliczka”,  „Natychmiast szczęście”, „Maraton sprintera”, „Stały fragment gry”, „Człowiek, który jest poniedziałkiem”),  8 sztuk teatralnych, w tym: „Trzy i pół człowieka”, „ Po północy nie opłaczę”, „Wieczór białych tańców”, „Hotel”;  23 słuchowiska radiowe (m.in.: „Renta prezydenta”, „Koniec sezonu”, „Sypnięcie”, „Boję się dobrej samotności”, „Ballady o białym worku”, „Mongolski salon”, „Preludia”)… A do tych dzieł trzeba doliczyć 36 lat pracy aktorskiej (50 ról), pracę reżyserską w teatrach polskich.

            Zatem powróćmy do tej fascynującej twórczości senso – stricte literackiej Edmunda Pietryka: twórcy, artysty oraz dramaturga, choćby z powodu dostojnego Jubileuszu, zupełnie nie tak dawno odbytego, bo wiosną 2012 roku. Obchodził on 55 lecie swej pracy twórczo – artystycznej, były laudacje benefisowe w Bibliotece Publicznej im. Raczyńskich w Poznaniu oraz spotkania w Klubie, zasłużone gesty uznania i gratulacje, obsypywane kwieciście. Mówi się dziś coraz częściej o trwającej  wielkiej kreatywności literackiej pana Edmunda. Dobrze, że środowisko artystyczne Poznania wstawia się za twórcą do swoich Władz Wydziału Kultury Urzędu Miasta, bo już czas, aby twórcy o takim formacie, o tak bogatym i treściwym ważnym dorobku oraz doświadczeniu i zapleczu, wydać książkowo monografię artystyczną –  Czas na to, żeby ona już była opracowywana… Wnioskowano o to i uzasadniano potrzebę takiego wydania, koniecznie już teraz, póki poeta jest z nami obecny i może o sobie przytoczyć wiele wiadomości ze swej ciekawej przeszłości, może przecież sam dopowiedzieć wątków twórczości osobowo – literackiej i artystycznej gry oraz reżyserii, może wiele ciekawych zdarzeń przytoczyć i skonfrontować motywacje niejako na żywo swoje dokonania.

                Trzeba wspomnieć, że na  Kongresie Literackim „Listopad Poetycki” odbytym w 2013 roku w Poznaniu poruszano tę kwestię na specjalnym Panelu Literackim poświęconej twórczości pana Edmunda… Tylko kto ewentualnie, miałby pisać tę monografię? – Kiedy wymieniłem Darka Lebiodę – odparł w tym miejscu: „…jestem krytykiem tzw. tematycznym, który bardzo dokładnie wnika w twórczość autorów, ale od XVI wieku – dalej…owszem! – piszę o dzisiejszych twórcach do czasopism, ale ta monografia to zadanie nie dla mnie  – bo przede wszystkim powinien to być  nie ze środowiska, ale taki kto dobrze zna Edmunda Pietryka, lepiej niech to będzie osoba która wywodzi się spoza środowiska, która zbada tę twórczość od podstaw bardzo niezależnie i przystąpi, całym sobą, do tego przedsięwzięcia z tzw. „wolnej stopy”, gdyż zazwyczaj jest tak, że krytycy – autorzy, znajomi bohaterowi monograficznemu, popełniają czasem swego rodzaju mariaże twórcze, często mają skłonności do przebarwiania danej osobowości, lub mają wobec omawianej postaci pewne słabości, bywa że grzeszą nie konsekwencją…” – Ale, czy tak w istocie jest? – możliwe że tak jest! – sprawa to na osobną dyskusję. Z drugiej zaś strony zasadnym jest, że należałoby znać daną postać bliżej, jej życie… zawirowania, wzloty i upadki. Ale i prawdą jest, że należałoby poznać tę postać jeszcze lepiej ze strony prywatnej, a do tego jest potrzeba wielu wątków z życiorysu, – No! i… żeby nie plotkować, ale pisać rzetelnie na rzuconych podtekstach i przypisach stricte nico naukowych oraz na zebranych dziełach postaci, a tutaj  dorobek artystyczny może być nieco rozproszony z wiadomych powodów – 55 lat! – : teatr, poezja, proza, dziennikarstwo, etc… Ale jest zawsze nadzieja, być może w tak wielkim mieście studenckim,  jakim jest Miasto Poznań, powstaną niezależne prace magisterskie o Edmundzie Pietryku, należy przypuszczać, że powstaną też i naukowe opracowania tej twórczości. Oby!

      – Na użytek tego szkicu literackiego, przejrzałem, (na tyle ile mogłem) poezje Edmunda Pietryka, iście w tomikach poetyckich jest klarowny przekaz, prowadzony metafizycznie, widać wielką drogę i doświadczenie, czuje się odrębność twórczą, poeta wędruje za śmiercią, tropi ją, kryje się za nią, robi jej psikusy, to znów wychodzi jej na ścieżkę, bardzo ciekawie montuje semantykę dalszych bytów, budując doznania czuciowe na własnym wnętrzu bardzo treściwe, nie tylko metaforycznie ale i opisowo, wchodząc w podświadomość człowieka uwikłanego w prozę życia, bo są tu: „potłuczone lustra”, są widma „kosmate cienie”, „żelazne berło”, jest i pot i trwoga – ale i chwilami przetacza się jakiś radosny ból, zeschłe zioło… krajobrazy i widoki ubogacone przedśmiertnymi znakami i pośmiertnym obcowaniem z sobą poza granicą świata fizycznego, jest „nietoperz”, „cierpkość morwy”, „palenie…”, „złota ucieczka”, znów „zioło jagody”… „czarna krew” – nader czarna… ziemia. A ból jest różnoraki, ten ból jest czasem świadomym, jest wyrazisty i nieoczekiwany, bywa też jako protektor losu obleczony na stopę życia, odciśnięty ciężkim okutym trzewikiem świtu… Natomiast ów ból poety wcale nie ustatecznia się, jest nieokiełznany, nie ustatecznia niepokoju, nie godzi się z sobą, nie ustatecznia się jak to np. było z końcem twórczości u Stanisława Grochowiaka – Tutaj u Edmunda Pietryka ból, czasem może być naturalny i dokuczliwy, może oznaczać strach, cierpkość, może być tym co nas porasta i groby, ból jest naszym wieńcem, lub bywamy nim wywianowani w życie naturalnie, często wydaje się, że tego bólu i dramatu zawsze przybywa u poety… ból jest nader ważnym elementem tej poezji, co zwraca uwagę od razu, kiedy się prześwietli ten dorobek  artystyczny. Dość powiedzieć, że w poezji tej jest wiele tekstów zaczynających się już na wstępie od słowa śmierć, wczytując się w te teksty odnajdujemy, co ważne, w niektórych wersach dwukrotne użycie słowa „śmierć” i to w tym samym wierszu, a w dalszych wierszach ta śmierć jest przedstawiana w postaci bezpardonowego zaborcy. Śmierć w tej poezji jest bardzo umiejętnie podglądana przez narratora, innym razem czyni bardzo aluzyjne doznania deja vou, np: na cmentarzu (jako) „czarna jagoda”, lub czekający „tunel z zasuszonymi ziołami” – Czasem ta śmierć jest  kreowana  jako zjawisko urągające tak bardzo bogatemu stanowi istoty rozumnej, jest to opisane bardzo sugestywnie i za każdym razem inaczej dotknięte – od zapachu, po pewną osobliwą rozległą szorstkość po bagniste roztocza… do gorzkiego czerstwego smaku, nawet gdy mowa o miłości, tudzież zjawia się ów nietoperz, jakby pokraczna dusza posłaniec owej śmierci, lub wydłuża się paradoksalnie droga dochodzenia do śmierci po przez smak morwy  – I jest także – bywa, ta druga droga równoległa, snująca się obok postaci, ponaglająca ją jakby w próbie czasu, odwodząca czasem od śmierci, ale ta i tak jak magnez ciąga swoje ofiary zakleszcza – Zatem niepokój tu wielki na wskroś nie do uspokojenia…

        Bywa także w wierszach poety droga wirtualna i częstująca owocami i atrybutami śmierci – droga „kosmiczna”, „ciężka cisza”, „gorzkie i czarne jagody”, „psi skowyt to rozmowa z Irkiem Iredyńskim”, „ oczy Marii jak kapliczki”, „znak krzyża” (jako znak – dodawanie dni do nocy),” czyśccowe echo”, „odpryski…” –  Przytoczmy zatem kilka fraz z innych wierszy – wiersz :

Arcykapłan

noc jest arcykapłanem śmierci bo umieranie

jest tylko długą zimą – na śniegu zostają wilcze

ślady losu Słychać sarnie kopyta

szukają karmy słów i przyszłych grobów

poranna rosa staje się ciężarem nie do

udźwignięcia ale rozkwita w cieniu

śmierci (…)

        – Idąc dalej tym tropem: pojawia się rozkwitanie w cieniu śmierci – zauważamy, że poeta naznacza niewidomym kirem swój byt, a nawet wiersze dedykowane, zarówno tym co odeszli, jak i tym przyjaźniom obcującym z nim bezpośrednio na żywo. Pokazuje ową śmierć poeta jako wizję i ciąg do kolejnego poziomu ukrytego żalu, czasem także niesprecyzowanego, ale niezbyt, dla tej postaci, bardzo ciekawego gdy pójdzie on za intuicją jeszcze kilka kroków dalej. Poeta na pewno patrzy na to zjawisko z punktu widzenia własnego wnętrza, idzie opisowo do bytu wyczekującego przyszykowanego w innej przestrzeni, wyprowadza ją na zewnątrz…  także w innej przestrzeni słowa.  

Oto wiersz poświęcony przyjacielowi poecie Andrzejowi:

 

Pamięci Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza                                                                              

Tak się zarywa jedna strona świata tych

którzy umarli wiedząc wszystko o śmierci

Uczył się jej na pamięć jak uczył się

życia ściemniały chmury na których

mieszkają zbędni dziś poeci z wierszami

jakie Bóg dobiera do słyszenia Może

On nie umarł tylko przypadł mu

w udziale dzień nieprzeżyty

(…)

        

       Poeta wchodzi w ścięgna naszych zwykłych i niezwykłych śmierci, czeka na powtórkę ale i stawia się czasem w roli inicjatora, który czasem powoduje Duchem na minus tej nieboskiej śmierci, lub dopuszcza ją warunkowo, czasem chwyta ją ludzko wprost za gardło, innym razem kpi z niej…  Oczywiście czyniąc dalsze analogie i poszukiwania orbit śmierci w twórczości Edmunda Pietryka, wchodzimy coraz bardziej w tunel ten „ciemny punkt w śnieżnym polu” jak to jest zwielokrotnione w wierszu pt. „Tunel”:

Tunel

To jest tajemniczy tunel z zasuszonymi

ziołami z dzieciństwa Gubisz się na

kosmicznej drodze w czerniejących iskrach

zużyłeś tyle słów i nie wiesz co powie

o tobie ciemność Zmierzch zlizuje

co zostało z dnia Śmierć chlubi się

swym ciężarem Diabeł przebiera się

w fartuch pielęgniarza rozdającego

zastrzyki śmierci Utonęło czółno

mojego ojca oswojonego z bezgwiezdną

nocą Teraz jest ciemnym punktem

w śnieżnym polu chociaż po śmierci

próbował dotknąć skrawka nieba

             

            – Tak oto brzmi cały wiersz, w którym poeta unaocznił postaciowość śmierci, unaocznił postać odejścia ojca oraz użył, w tym wierszu, kilka razy słowo „śmierć”. Pisze nawet z dużej litery słowa w środku fraz, jak wspomniałem, być może są to takie stacje, mające na celu ważność, dają one też jakby nową oprawę – nazwę przytoczonej sprawie i rzeczy… Nie wiem czy w tej twórczości można użyć określenia, że „śmierć” to obsesja poety… opętanie, etc., a może to jakaś narośl po urazie życiowym, po przebytej traumie? – z przeszłości? – Fenomen śmierci, w poezji i innych profesjach twórczych, zajmuje wiele miejsca w literaturze i sztuce polskiej, nie tylko, zależnie od okresu tworzenia, transformacji ustrojowej,  jednakże każdy twórca przedstawia ją inaczej i zazwyczaj przez swoje wnętrze… Powiedziałbym, że poeta Edmund dość długo, goni na słowach za nią i pokazuje, że śmierć to przecież nic innego jak nasze bardzo różnorodne, czyli bogate i ciekawe, życie i to chciałbym bardzo podkreślić…to wprost fenomen naszego bytu, rozpleniony i zakorzeniony w naszej krwi, w śnie a nawet nadziei – On, poeta, sam jest śmiercią cały sobą jest przypisany do innych bytów jako sumienie, mówi że wszystko co robimy i jak postępujemy jest działaniem śmiercionośnym – to ono rośnie i żyje jak dziecię, i w śnie płacze donośnie –  Ta śmierć to namacalność, paradoksalne powodowanie nami, nawet rodzenie się jest już powoływaniem nas z kolejki do śmierci.. chorowanie jest pierwszym urazem i przypadłością należącą do śmierci. I jakby chciał poeta dodać i oznajmić całą swoją niepogodę na całe wszechistnienie, że nawet TAM w innych bytach jest jej wszechobecność…lecz inna. Wszystko co stwarzamy jest tworem śmiertelnym i nieskończenie skończonym, choć zostaje długo jako ślad – wyrys po nas.

        – Można dodać, że poeta w całokształcie swej twórczości oznajmia, że ludzka śmierć, bywa niehumanitarna, choć podtrzymuje nasze życie jako karmę dla siebie, bawi się zegarami oraz zapachami i naszymi wszystkimi zmysłami… Poeta raczej  sporadycznie używa synonimów, wypracował swój odrębny język i nawiązuje głownie do swego życia wewnętrznego, a właściwie (obecnie) na pewno tylko do swej osoby dotkniętej „ziołem, czarnej jagody…”. Poeta, wyprowadza nas często na te swoje Kresy (skąd przecież przybył) na rubieże tego przedniego bytu – krajobrazu czasem siermiężnego, czasem kolorowego skontrastowanego z czernią, która go wtedy nie dotyczyła, czasem nieco dostarczała nieco romantycznego(?) trwania… a teraz to żałowanie…  A w sumie walka o przetrwanie, nie chce on postąpić inaczej. On jako poeta zawsze pierwszy wiedział i wie teraz o śmierci, czuje ja jakby z „pierwszej ręki”, to ona mu bezpardonowo zabierała: wpierw ojca, rodzeństwo, przyjaciół i dobrych znajomych i bierze dalej…  Ale każda śmierć ma inny wizerunek, bo każda śmierć, nie pytając o zgodę Nikogo,  pożera nawet to co jeszcze ma być stworzone szczepi jadem nasienia, „życie to choroba zabijania na śmierć” to było już ogłoszone… śmierć pochłania zawsze jakiś element ważny ogniwo, narzędzie tworzenia – poetę i jego twórstwo w czasie danym, pożera to co mogło pięknie zakwitnąć i objawić w nasieniu. A ta szybko jakby zaciera ślady – Oto wiersz pt. „Czarne jagody”:

Czarne jagody

Czarne jagody wierszy starych poetów

Ktoś wyszarpał im serce a

w zamian wstawił dziką różę

Dlatego nie wiedzą czy jeszcze

żyją a może tylko pełzną

drogą niczyją W oknie widzę

swą twarz poranioną bólem i

lękiem Szpitalne lustra się

stłukły Już nie użyjesz swej

twarzy Został ci smutek

szpitalnych cmentarzy Zwiędły już

dawno młodości ogrody Zostały

w nich gorzkie i czarne jagody

          – Być może ta twórczość jest swoistym bardzo oryginalnym duchowym katharsis, które bywa obdarowane finalnie „żelaznym berłem”, poeta sobie je przecież przeznacza w wierszu pt. „Przyszłość” ogłasza i wręcza honorowo oraz podświadomie pyta, co z tym berłem teraz zrobić?

        – Nawiązując do przyszłej monografii poety, która (należy wierzyć) powstanie w najbliższym czasie, należałoby spytać: co zaistniało i co spowodowało oraz w jakim okresie życia poety to coś się zdarzyło – „Coś” ważnego, że pisał dużo o śmierciach – jakby o jedynej śmierci o wielu jej obliczach – Jakie zakręty w życiu i przeżycia, nie koniecznie traumatyczne, spowodowały, że w pewnym momencie zostawił ów artysta teatr, gdzie szykowała mu się przecież znakomita kariera, być może nawet sława – powrócił do swego Poznania, osiadł spokojnie w domu rodzinnym – Co spowodowało tę metamorfozę? – Ale trzeba wierzyć, że taki artysta nie szukał poklasku – ani sławy, to raczej skromność i pragnienie spokoju kierowało nim oraz odnalezienie pewnej bazy swoistego odosobnienia… Ale kto wie – może, pisanie o śmierciach spowodowała trauma po odejściu kilkuletniej siostry w przeszłości, tyle że wtedy sam miał kilka lat więcej od niej – czyżby aż tak to przeżył? – Nic o innych przyczynach, jakie powodują poetą nie wiadomo, a przecież o tak interesującym poecie chce się wiedzieć dużo i dużo więcej. Ale to i tak za mało dla wysmakowanego outsaidera czytelnika.   

 

                                                                                     Zbigniew  Kresowaty

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko