Albert Walczak – Haruki Murakami, Bezbarwny Tsukuru Tazaki

0
172

Albert Walczak

 

 

Haruki Murakami, Bezbarwny Tsukuru Tazaki

 

            Powieści bodaj najsłynniejszego obecnie japońskiego pisarza cieszą się na całym świecie, w tym także w Polsce, niesłabnącą popularnością. Dość powiedzieć, że brytyjska firma bukmacherska Ladbrokes uznała Murakamiego za czołowego kandydata do ubiegłorocznej Literackiej Nagrody Nobla. Przegrana ze stosunkowo mało znaną  kanadyjską pisarką, choć pewnie zaskoczyła, nie jest bezzasadna. Najnowsza jego powieść Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa rozczarowuje.

            Tsukuru Tazaki, jak zresztą podpowiada sam tytuł, to niczym nie wyróżniający się mieszkaniec Tokio w średnim wieku. Chociaż spełnił swoje marzenie i pracuje w firmie budującej dworce kolejowe, to jego wielkomiejskie życie nie obfituje w zbyt wiele niespodzianek. Codziennie rano idzie do pracy, czasami spotyka się z dziewczyną (lecz nie potrafi zawrzeć stałego związku) i… wszystko. Nigdy nie wyjechał z Japonii, ba, nawet ze stolicy kraju wyrusza tylko pod przymusem (służbowym, rodzinnym). W dodatku nie pije alkoholu i nie pali, co, naturalnie rzecz biorąc, wpływa negatywnie na życie towarzyskie. Rutyna zostaje przerwana w chwili, gdy bohater poznaje Sarę. Pod jej wpływem wracają dawne wspomnienia o czworgu przyjaciołach, którzy na początku studiów zerwali z nim wszelki kontakt. Za namową Sary po kilkunastu latach Tsukuru postanawia odkryć, dlaczego przyjaciele zakończyli z nim tak zażyłą znajomość.

            Murakami dostarcza swoim czytelnikom zatem dość prostą historię, która toczy się wokół niewyjaśnionej zagadki sprzed lat. Autor poszedł po prostu bezpieczną ścieżką: typowy bohater pozwoli łatwiej zidentyfikować się z nim przynajmniej części oddających się lekturze, a opisywana tajemnica poniekąd zmusi odbiorcę, aby dobrnął do ostatnich stron powieści. Co więcej jest to klasyczna pozycja, gdzie pokazuje się, iż każdy z nas ma piękne i ciekawe życie a jedynie nie potrafi tego dostrzec. Nic, tylko się wzruszyć i postawić najnowszą pozycję Japończyka tuż obok kieszonkowych wydań Coelho (no, może półkę, dwie wyżej). Bohaterowie dysponują bogatym zestawem sentencji na każdą okazję, które są wygłaszane na tyle często, że każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Tradycyjnie obecny jest problem życia i śmierci. Dowiadujemy się m.in., iż […] życie to naprawdę zawracanie głowy […] mogę spokojnie przyjąć śmierć, a prócz tego pełno, jakże odkrywczych, metafor w stylu Życie jest jak skomplikowane nuty […] oraz pytań retorycznych (Dlaczego ludzkie przedsięwzięcia muszą być aż tak powikłane?). Tego typu bezpośredniość sprawia, że niekiedy zerkamy na okładkę, by sprawdzić czy na pewno kupiliśmy powieść, czy kolejny zbiór złotych myśli. Występujące co kilka stron stwierdzenia, jak np. […] talent objawia się dopiero wtedy, kiedy może się oprzeć na idealnym skupieniu, zgrania ciała i świadomości […] Wystarczy, że ćmi ząb trzonowy, że zesztywnieje kark, a już się nie da porządnie grać na pianinie przyjmowane są ze zobojętnieniem. Zwłaszcza, jeśli podobne spostrzeżenia były wygłaszane już dziesiątki razy i to w sposób znacznie bardziej profesjonalny. Od kandydata do wielu prestiżowych nagród spodziewalibyśmy się znacznie więcej.

            Oczywiście swoistość ta równie dobrze może wynikać nie tyle z samego stylu pisarza, ile ze specyfiki mało znanej Europejczykom kultury japońskiej. Zaskakują zwłaszcza dialogi. Rozmowy, które toczą postaci, są zgoła inne od tych, do jakich przyzwyczaiła nas współczesna literatura, czy własne doświadczenia. Bohaterowie Murakamiego, prowadząc konwersacje, nigdy sobie nie przerywają, nie reagują gwałtownie, czy nie unoszą głosu, choćby dyskutowali o drażliwych kwestiach. Zawsze zachowują spokój i przy okazji silą się na wygłaszanie wspomnianych aforyzmów, dzięki którym tytułowy bohater ma osiągnąć upragniony spokój ducha. Szkoda tylko, że bardziej przypomina to wygłaszanie następujących po sobie monologów przed znużoną publicznością, niż piękne relacje mistrz-uczeń.

            Cała zresztą powieść przesiąknięta jest powolną, wręcz letargiczną atmosferą, co w pewnym momencie staje się po prostu uciążliwe. Autor jest jednak niesłychanie konsekwentny w swoim stylu i spragnieni mocnych wrażeń czytelnicy nie będą usatysfakcjonowani. Historia rozgrywa się na granicy snu i rzeczywistości. Nie wszystko zostaje wyjaśnione, nikt nie ma pewności czy opowiadane zdarzenia działy się naprawdę. Niektórzy bohaterowie skutecznie ukrywają się przed Tsukuru, w zasadzie nie wiadomo czy w ogóle istnieli. Dostrzega to również główny charakter: Czy to się dzieje naprawdę? […] To nie sen. Ani nie przywidzenie. To musi być realność. Ale nie ma ciężaru typowego dla realności. Warto przy okazji zwrócić uwagę na konstrukcję zdań: pojedyncze, bardzo proste i w budowie i refleksji. Jak wspominałem: po dłuższym obcowaniu z lekturą wyczuwa się monotonię. Zupełnie jakby usadzić odbiorcę na kozetce i kazać mu słuchać usypiającego głosu hipnotyzera.

            Postaci w Bezbarwnym poszukują własnego „ja”, niektórzy nawet (nieodłączny w tym przypadku motyw) udają się na wędrówkę po baśniowej Japonii. Wędrowcy ci niespodziewanie pojawiają się na drodze Tazakiego i równie szybko z jego życia znikają. Niestety, czytelnik z pewnością nie dostąpi katharsis. Prędzej uśmiechnie się z zażenowaniem. Murakami w swojej najnowszej powieści jest nazbyt trywialny. Odsłania karty, które dawno zostały wyłożone na stół, a gracze wiedzą jak na nie reagować. Autor sili się na pewną wzniosłość, o czym zaświadcza już rozbudowany tytuł z zapowiedzią długiej pielgrzymki. Pielgrzymka ta bardziej jednak przypomina wycieczkę turysty, który stara się osiągnąć wzniosły cel. Zastanawiające, że akcja utworu rozgrywa się w czasach współczesnych, gdzie wyszukiwarka Google i Facebook pomagają w odnalezieniu dawnych przyjaciół. Ten kontrast, a zarazem występowanie obok siebie dwóch różnych światów wynikają z fascynacji autora codziennością szarego Sato (odpowiednika naszego Kowalskiego). Tsukuru i jego towarzyszka Sara nie są wyłącznie miłośnikami dyskusji nad przeszłością czy problemem samotności. Pisarz wyraźnie lubuje się w opisywaniu typowego życia Japończyków (którzy nie różnią się pod tym względem niczym od Europejczyków). Murakami np. kilkakrotnie zabierze swoich bohaterów do uroczych knajpek, aby mogli przez dłuższy czas wybierać potrawy z karty dań, a Tsukuru (o zgrozo!) autentycznie ucieszy się z otrzymanego krawata. Do tego „fascynujące” dyskusje o budowie dworców, funkcjonowaniu firmy, czy sprzedaży samochodów w luksusowym salonie. Dzięki temu odbiorca może podejrzeć typowy dzień mieszkańców Japonii. Jest to o tyle ważne, że pisarz zwraca tym uwagę, jak szybko obecnie żyjemy, jak przesadnie skupiamy się na rzeczach materialnych i karierze. Nie bez przyczyny przecież Takazaki pracuje przy budowie dworców. Opisy śpieszących się do pracy ludzi w zatłoczonych miejscach stanowią mocny element książki.

            Fabularnie Bezbarwny raczej nie porywa (ale na pewno tego typu historia znajdzie zwolenników). Owszem, czyta się przyjemnie, można poczuć nawet sympatię dla Tsukuru, niemniej, po odłożeniu powieści na półkę, bez żalu o niej zapomnimy. Historia piątki przyjaciół, która stanowi główną oś książki, ma zarówno mocne, jak i słabe strony. Przyczyna nagłego zerwania kontaktu grupy jest naciągana, lecz stopniowe dochodzenie do prawdy potrafi zatrzymać przy lekturze. Plusem są zwłaszcza zróżnicowane charaktery bliskich tytułowego bohatera (szczególnie kreacja Czarnej). Autor potrafił nakreślić kilka postaci różniących się pod wieloma względami, a jednocześnie nie wątpi się, że mogłyby tworzyć one zgrany zespół. Zawodzi natomiast wątek miłosny. To głównie z powodu Sary Tsukuru postanawia przywrócić bolesne wspomnienia. Nie jest to jednak piękna miłość dwóch zagubionych dusz w ogromnej metropolii. Szczytem wszystkiego jest fakt, że bohater powraca do bolesnych wydarzeń głównie z powodów fizycznych: – Chodzi o to, że nie będziesz mogła iść ze mną do łóżka? – Myślę, że nie – powiedziała Sara zdecydowanie. Chyba że Murakami odzwierciedla jedynie otaczającą go rzeczywistość, aby czytelnik mógł zadać sobie pytanie, czy na pewno zmierzamy w dobrym kierunku.

            Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa zawodzą. Niby wszystko jest na swoim miejscu, Murakami stara się przekazać coś mądrego, do tego poprawnie (ale nic poza tym) opowiada historię, lecz nie sposób nie przywołać słowa: kicz. Niepokoi myśl, że właściwie każdy, kto sięga po pióro mógłby zdobyć się na podobną opowieść. Książka wydaje się przeznaczona głównie dla tych, którzy chcieliby coś poczytać w autobusie, w poczekalni do lekarza, ale niekoniecznie mają ochotę na tanią sensację. Nie jest to trzecia liga, ale do ekstraklasy zdecydowanie za daleko.

———————————————————-

Haruki Murakami, Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa, MUZA SA, Warszawa 2013.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko