Stanisław Dłuski – Moi Mistrzowie

0
142

Stanisław Dłuski


Moi Mistrzowie

 

Janusz HankowskiCo zostało z tzw. filozofii ponowoczesnej dzisiaj, po 11 Września? Przedstawiciele tej ponowoczesnej utopii, np. Derrida, Rorty, Foucault, Bauman, stanowczo odrzucając esencjalizm (Sartre: “egzystencja poprzedza esencję”) – zrobili pole pragmatyzmowi, zwalczając tradycyjną ontologię i epistemologię stworzyli nowe utopie: neoliberalną i technologiczną, uznali że człowiek może znaleźć oparcie jedynie w “nowej etyce”. Taki np. Bauman, guru liberałów i homoseksualistów w Polsce zaproponował “praktyczną i praktykowaną moralność”, ciekawe, że ten socjolog często publikujący na łamach “Gazety Wyborczej” jakoś nie potrafi się rozliczyć ze swoją “praktykowaną moralnością” w czasach stalinowskich.Przecież wszystko jest „płynne”. W demokracji liberalnej wszystko stało się względne. Nastąpił odwrót od myśli Tożsamości w stronę Inności. Po 11 Września taka filozofia legła w gruzach, bo pojawił w społeczeństwach demokratycznych problem Obcego, który zburzył spokojna konsumpcję zachodniego świata. Zobaczcie co dzisiaj premier Anglii mówi o Polakach.

Filozofia ponowoczesna odrzucając moralność opartą na Dekalogu znalazła się w ślepej uliczce, młodzi ludzie, którzy protestują we Wrocławiu przeciwko – delikatnie mówiąc – zakłamaniu Baumana, są represjonowani przez policję. Tak, państwo polskie przyznaje prawa mniejszości seksualnej, ale odbiera prawo do protestu młodym Polakom, bo Zygmunt Bauman to kto, celebryta, idol Michnika, Magdaleny Środy, Kazimiery Szczuki i im podobnych. (zob. też T. Eagleton, Iluzje postmodernizmu, Warszawa 1998). Dzisiaj w życiu społecznym i intelektualnym zbieramy owoce ślepego przyjmowania mody płynącej z Zachodu (np. gender). Cóż nam maluczkim pozostaje, odbudować więź humanistyki (filozofii) z życiem, to powrót do źródeł kultury europejskiej, do myśli konserwatywnej; obrona obiektywnej prawdy, tradycyjnego modelu rodziny (związek mężczyzny i kobiety), obrona elementarnego dobra i klasycznie rozumianego piękna. Heraklit czy Sokrates wciąż odpowiadają na fundamentalne pytania człowieka, ten ostatni na pychę postmodernistów, lewaków i Baumanów odpowiada prosto: “Wiem, że nic nie wiem”. Czyż cynik Diogenes nie odpowiada na nowe utopie, kiedy chodzi w biały dzień po ulicy i ze świecą szuka… człowieka, do którego Buber skierował znamienne słowa: “pamiętaj, że jesteś synem Króla”. A kto jest Twoim Królem człowieku? Odpowiedzcie sobie sami, w cztery oczy. Co to znaczy dla Was – w czasach internetu – być człowiekiem? Kto nie potrafi z tym się zmierzyć, niech żre kebaby i ogląda telewizję…

Tak, drodzy miłośnicy hamburgerów i coca coli, dzisiaj już liberalizm i utopia technologiczna nie gwarantują nam błogiego snu w różowej pościeli (patrz: Ukraina), odpowiedzi trzeba szukać w Kazaniu na Górze, czy też w zdaniu Adama Mickiewicz, że „trudniej dzień dobrze przeżyć niż napisać księgę”. Chrystus nie obiecuje nam raju na ziemi, mówi o trudzie życia, o wyzwaniach i pokusach, które nam Lucyfer oferuje (kto dzisiaj wierzy w „ludzi zbieszonych”?), o tym, że miłość wiąże się z odpowiedzialnością; dla cichych i pokornego serca nie ma miejsca w technologicznym świecie, są „nawozem historii”, która wciąż pożera niewinnych. W poezji Krzysztofa Karaska, który wprowadzał mnie do poezji polskiej, odnajduję zarówno głos Kasandry, ostrzega on przed „niebezpieczeństwami duchowymi”, jak też próbę zbudowania trudnej etyki, trudnej nadziei, najważniejszej cnoty dla autora „Godziny jastrzębi”. W wierszy z 2006 roku, bez tytułu, zaczyna gorzko, burząc mit antropocentryzmu i samozadowolenia:

„Serce rośnie patrząc na te czasy”.

Komu rośnie temu rośnie,

mnie nie.

Co by powiedzieli na to ci,

którzy przeszli przez Auschwitz

lub przez piekło World Trade Center?”

 

Ale jest w tej poezji, jak w każdej wielkiej poezji, przeczucie Niewyrażalnego, jest Nikt, Bóg, o którym jak gnostycy chrześcijańscy możemy mówić jedynie przez negację. Teologia biednemu człowiekowi niczego nie ułatwia, wręcz przeciwnie, wiele zaciemnia. Jest „o parę centymetrów za wysoko”, jak pisał Czesław Miłosz. Czy nie wystarczy podać ręki sponiewieranemu, nawet podzielić się dobrym słowem jak chlebem, wesprzeć upadającego, ale daleko od zgiełku mediów, bo niektórzy swoją działalnością charytatywną chełpią się w telewizji… I te proste prawdy, sentencje, paradoksy, z tomu „Gondwana i inne wiersze” (2006): „Muszę wyruszyć w podróż./ Wszystko czego się dotknę/ rani mnie./ Nie mam nic własnego. (…) Umarli nie mają głosu,/ ale mają nam coś ważnego do powiedzenia. (…) Ile granic trzeba przekroczyć/ aby wrócić do siebie?”.

Wrócić do siebie, to wrócić do prawd wypowiedzianych w Kazaniu na Górze. Filozofowie po tym największym Mistrzu nic nowego nie wymyślili; zagubili się w erudycji i meandrach guasi-intelektualnego języka. Boją się prostoty Ewangelii, bo w jej świetle ich uczone księgi są prochem. „Jeśli ktoś jest spragniony/ niech przyjdzie do Mnie i pije” (J 7,37). Ile pokory mnicha odnajduję od lat w zapiskach Anthony de Mello SJ, którego słowami można podsumować całą filozofię po „końcu filozofii”:

„Kiedyś Mistrz zapytał uczniów:

– Co jest ważniejsze:

mądrość czy działanie?

Uczniowie jednogłośnie odpowiedzieli:

– Oczywiście, działanie.

Cóż warta jest mądrość, jeśli nie wyrazi się w działaniu?

Mistrz odrzekł:

– A jaką wartość ma działanie,

które pochodzi z nie oświeconego serca?”  (tłum. ks. Bogusław Steczek SJ)

 

Cóż wart jest ten osławiony pragmatyzm „filozofów ponowoczesnych”, jeśli w sercach brak światła?

 

Rzeszów, 21 marca 2014

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko