Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
76

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego




Dama dwóch światów

„Ona będzie pisać”tak powiedział o małej Joasi Szczepkowskiej, przyszłej znakomitej aktorce, jej sławny dziadek, Jan Parandowski, olimpijczyk literatury polskiej, twórca „Mitologii”, „Dysku olimpijskiego”, „Zegara słonecznego” i „Nieba w płomieniach”, Europejczyk śródziemnomorski i łaciński, obywatel świata nawet w warunkach PRL, wielki erudyta, koneser kultury antycznej. Z tą olimpijskością swojej rodziny „po kądzieli” (matką Joanny Szczepkowskiej była Roma, córka Parandowskich), mała Joanna miała zresztą problemy od dzieciństwa, ale to tylko jeden z licznych wątków pasjonujących wspomnień aktorki. To, że jej wybitny dziadek miał dobrą intuicję, okazało się dopiero po latach, jako że Joanna najpierw wybrała zawód idąc śladami ojca, bardzo znanego i świetnego aktora Andrzeja Szczepkowskiego. Dopiero po latach zaczęła pisać. Z powodzeniem.

Joanna Szczepkowska sięgnęła po tzw. pióro w latach bodaj dziewięćdziesiątych, w okresie ograniczania aktywności aktorskiej i zaczęła publikować w prasie felietony, w których przejawiła interesującą (można by rzec: kobiecą, ale nie wiem czy to nie faux pas) przenikliwość psychologiczną, społeczną, tendencję do opinii ostrych, niepokornych, w duchu, powiedzmy, nieortodoksyjnego feminizmu, skłonność do obserwacji dalece nieszablonowych, momentami nawet do niejakiej dawki ekshibicjonizmu. Takie imperatywy Szczepkowskiej nie były zresztą zaskoczeniem dla publiczności pamiętającej jej sławne ogłoszenie w Dzienniku Telewizyjnym jesienią 1989 roku, że „proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm”, które nie tyle przez swoją treść, ile przez kontekst sytuacyjny w jakim zostały wypowiedziane, przybrały znaczenie eventu skandalizującego. Kiedy kilka lat temu aktorka zabrała głos w sprawie teatru, obnażając na scenie swoje pośladki, czyli znów wywołując skandal, było to tylko potwierdzeniem, że nie jest to aktorska mieszczka w średnim wieku, skoncentrowana na graniu, względnie wspominaniu najlepszych czasów w karierze, lecz weredyczna, pełna temperamentu fighterka, mająca potrzebę zabierania głosu w sprawach publicznych, trochę „pour epater bourgeois”. Także krótka historia jej prezesowania Związkowi Artystów Scen Polskich nie okazała się standardowym urzędowaniem i zakończyła wyrazistą deklaracją w momencie ustąpienia z funkcji.

Oto właśnie nakładem Wydawnictwa „Czerwone i Czarne” ukazał się tom wspomnień Joanny Szczepkowskiej „Kto ty jesteś. Początek sagi rodzinnej”. Ci, którzy po  nie sięgną, mogą być pewni, że nie będzie to lektura rzewnych, lirycznych wspominków o cudownym dzieciństwie i cudownej rodzinie. Już w części poświęconej historii obu rodzin, z których fuzji zrodziła się Szczepkowska, jest na każdej stronie jakiś ślad pazura autorki, jakaś choćby lekko złośliwa uwaga. Parandowscy i Szczepkowscy byli ulepieni z innej gliny. Po jednej potężny stronie potężny bagaż kultury, skłonność do wybujałego elitaryzmu, życie cokolwiek w obłokach, po drugiej rodzina drobnomieszczańska, kolejarska, acz o powikłanych aspiracjach i doświadczeniach, choćby w wątku osobliwej młodopolskiej edukacji młodzieńczej drugiego dziadka Joanny, Michała Szczepkowskiego. Wszystkie te sprzeczne wektory działały w sposób skomplikowany i paradoksalnie krzyżowały się. Widać to choćby w ciekawym wątku matki Joanny Szczepkowskiej, Romy (imię od miejsca poczęcia w Rzymie). Ta córka wykwintnej pary Jana i Ireny Parandowskich kierowała się przez całe życie osobliwym i z obsesyjną przekorą praktykowanym imperatywem życia zwyczajnego. I odwrotnie.

I wspomnienia Szczepkowskiej są naznaczone owym życiem na granicy dwóch światów: najzwyklejszej, najtrywialniejszej codzienności domowej, szkolnej i podwórkowej oraz świata „artystowskiego”. Jest w nich cała Joanna Szczepkowska, znana szerokiej publiczności: superwrażliwa a jednocześnie czasem brutalna, złośliwa, zanurzona w sztuce ale bliska brudom życia, nie spychająca ich do podświadomości, ale trochę ekshibicjonistycznie i szczerze dzieląca się nimi z widownią i czytelnikami. Choćby w wątku relacji z ojcem i w jego portrecie psychologicznym, który przynajmniej dla piszącego te słowa był zaskakujący, sprzeczny z uprzednim wyobrażeniem czy w niepozbawionym drastyczności wątku zachowań  w stosunku do niej, małej dziewczynki, ze strony wspomnianego dziadka Michała. Nie zamierzam jednak odbierać czytelnikom przyjemności odkrywania tajemnic życia Joanny Szczepkowskiej. Przyjemności naprawdę smakowitej lektury.

Joanna Szczepkowska – „Kto ty jesteś. Początek sagi rodzinnej”, Wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2014, str. 371, ISBN 978-83-7700-141-7


 

W sercu liryki

Człowiek zagrody, człowiek gór” – tak Piotr Matywiecki określa Michała Jagiełło jako poetę i jako człowieka. „Ująć swoje życie w jakiś rodzaj ostatecznego węzła” – tak określa koronny sens najnowszego tomu poezji Jagiełły, „Zszywanie – w ucieczce”, wydanego nakładem „Iskier”. Podążam już na wstępie szlakiem uwag wybitnego krytyka i znawcy poezji, bo wydają mi się tak istotne i celne, że byłoby wyrazem arogancji je pominąć. Droga literacka Michała Jagiełły jest nietypowa, bo wbrew powszechnej tradycji idzie nie od poezji do prozy, lecz odwrotnie. Za założycielski moment poezji Jagiełły uważa Matywiecki poemat „Sosna i pies”, określając go jako poetycką koronę nurtu wiejskiego i górskiego w polskiej literaturze, nie mniej świetną w tym aspekcie niż twórczość Tadeusza Nowaka.

Naczelny temat wierszy Jagiełły to pamięć, przede wszystkim dramatyczna, koncentrująca się wokół dwóch przeciwstawnych i przeplatających się ze sobą procesów życia: zakorzenienia i wykorzenienia. Zakorzenienie, to tytułowe „zszywanie”. Wykorzenienie, to „ucieczka”.  Pamięć Jagiełły dotyczy wiejskiego dzieciństwa i późniejszego życia w górach. Jagiełło przywołuje w swoich wierszach swoje rozliczne doświadczenia i obserwacje, z życia w tych dwóch rzeczywistościach. Pojawia się w nich też ważne dla niego zagadnienie wiary i niewiary oraz czegoś co można określić jako laicką wiarę religijną. Jest chłopięca żarliwość ministranta pomieszana z hardą niewiarą bezbożnika. Są echa prastarego „chrześcijańskiego pogaństwa”.

Poetycką metodą Michała Jagiełły jest łączenie w jedno obserwacji i konstrukcji wiersza. Jest nią też anegdota, leżąca u podstawy wiersza, ale osobliwie ukrywana przed czytelnikiem, nie tylko dla efektu tajemniczości poetyckiej, ale też z chęci ukazania ludzkiego istnienia bez natrętnie przywoływanych okoliczności, poprzez „odklejenie liryki od poetyckiej reporterki” (znów Matywiecki). Ukazanie egzystencji jakby w czystym, esencjonalnym wymiarze. Jest też w tej poezji nurt erotyczny, w którym brutalność i gwałt sąsiadują z czułością, a miłość ze śmiercią. Bogactwo tego tomu dokumentuje dokonywany przez Jagiełłę, z tomu na tom,  trud dochodzenia do własnej egzystencjalnej prawdy. Czytając wiersze Jagiełły jesteśmy „w sercu liryki”.

Zaprawdę, daleko mi do takiego znawstwa i czucia poezji jakim odznacza się Piotr Matywiecki, ale czytając tom Michała Jagiełly, czułem to samo co on. Byłem w sercu liryki.

Michał Jagiełło – „Zszywanie – w ucieczce”, Wyd. „Iskry”, Warszawa 2014, str.84, ISBN 978-83-244-0356-6

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko